[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podjął po chwili:- Nie sądzisz, że był to jakiś idiotyczny rodzaj pruderii? A może jakiś męski kompleksniższości do którego tak niechętnie się nawet wobec siebie przyznajemy? Czy to nie za tozostaliśmy przez naturę ukarani wyrokiem zagłady?- Ty przeklęty, cholerny sybaryto! -John nie mógł już zapanować nad gniewem.-Doskonale wiesz że były kobiety na statkach.A jeżeli już o tym mowa, to gdybyś się zbytszybko nie przestraszył, nie poszukał sobie tej zakłamanej ideologii niewalczenia,zobaczyłbyś, że wśród humanoidów z reguły zadanie walki powierza się osobnikom rodzajumęskiego.To nie pruderia, ale próba ochrony kobiet całego gatunku przed wyniszczeniem.Na przykład Hohdańczycy.- Ach tak, John! Hohdańczycy! Już dawno się zorientowałem, że nawet-najbardziejkrwiożerczy spośród nas, a przyznaje, że ty do nich przecież nie należysz, mieli jużserdecznie dość tych wszystkich morderstw i opuścili armie Hohdanu.John nabrał w płuca powietrza, żeby wykrzyknąć jakąś ostrą ripostę, lecz pohamowałsię.Nie było sensu wdawać się w awantury.- Hohdańczycy - powiedział spokojnie - nie są potworami.I ty o tym wiesz,Humbercie.Walczą, przyjmują wyzwania i przecież udaje im się przetrwać.Od nasoczekiwali swego rodzaju rehabilitacji.- Rehabilitacja - zachichotał Daal, delikatnie pogłaskał swoje zwierzątka, które odjakiegoś czasu przestały już zwracać uwagę na Johna.Teraz pieszczota Daala sprawiła, żeporuszyły się zmysłowo i zaczęły mruczeć śpiewnie.Przysunęły się tak, by móc lizać tłustypoliczek Daala różowymi języczkami.- Patrz, John.Przecież w nich nie ma nic zwierzęcego.Można je nauczyć rozumiećmowę ludzką i nawet używania kilku słów.Moim zdaniem, ich inteligencja jest bliższaludzkiej niż inteligencja małp.I są tak delikatne.W przeciwieństwie do nas.Nie ma w nichzłośliwości ani zjadliwości.Patrz.Ich zęby nie są zębami mięsożerców.I są takie czyste.Takie słodkie, pachnące i czyste.Początkowe podniecenie Johna ustąpiło mdłościom.Opanował się jednak, mruknął: -Dziękuje za wykład.Ale.- zawahał się, czy powiedzieć Daalowi o wszystkim -.przybyłem tu z innego powodu.- Domyślam się.- Uśmiech Humberta stał się kpiąco przyjacielski.- Czy sądziłeś, żemożna cały sektor Galaktyki przetrząsnąć w poszukiwaniu ocalałych ludzi aż tak dyskretnie,żeby plotki nie dotarły do mnie? Trochę mnie to dziwi, John, że znów dałeś się nabrać na testare opowiastki.- Tym razem nie ma żadnego oszustwa, Daal - John potrząsnął głową.Mówił cicho.-Widziałem dosyć dowodów na to, aby zostać przekonanym.Daal westchnął z komicznąprzesadą: - Nie za prędko się starzejesz, John?- Nie martw się o moją starość.Pomyśl o swojej.I po prostu porządnie zastanów sięnad całą sprawą.Gdybyś uwierzył, że jest jakaś, nawet mała, szansa? Czy nie przyłączyłbyśsię do nas? Nie przekonałbyś swoich towarzyszy, aby poszli z tobą?Jedna z istotek wydała cichy, żałosny okrzyk bólu -John zauważył, że tłusta dłońzamyślonego Daala była mocno zaciśnięta na miękkim ciele zwierzątka.Niewiarygodna myślprzyszła Johnowi do głowy.Pochylił się mocno ku Daalowi, zapytał z naciskiem: - No, jak?Zrobiłbyś to?Grubas roześmiał się nieoczekiwanie.- Zabawne pytanie, Komandorze.Jasne, że tak.Ale musiałbym mieć pewność.Nigdynie dam się namówić na pogoń za nierealnymi mrzonkami.Taak - powtórzył z namysłem.-Musiałbyś mi pokazać naprawdę mocne dowody.Don Cameron w swojej Mineoli poleciał nad górskie jezioro odległe o sto kilometrówod osady Daala.Spodziewano się tam odnalezć innych mężczyzn z grupy Humberta.Razem zDonem poleciał Fred Coulter, który teraz właśnie mówił przez radio:- Komandorze! Nigdy bym nie uwierzył, że kiedykolwiek zechce opuścić te planetę,ale teraz jestem tak podniecony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Podjął po chwili:- Nie sądzisz, że był to jakiś idiotyczny rodzaj pruderii? A może jakiś męski kompleksniższości do którego tak niechętnie się nawet wobec siebie przyznajemy? Czy to nie za tozostaliśmy przez naturę ukarani wyrokiem zagłady?- Ty przeklęty, cholerny sybaryto! -John nie mógł już zapanować nad gniewem.-Doskonale wiesz że były kobiety na statkach.A jeżeli już o tym mowa, to gdybyś się zbytszybko nie przestraszył, nie poszukał sobie tej zakłamanej ideologii niewalczenia,zobaczyłbyś, że wśród humanoidów z reguły zadanie walki powierza się osobnikom rodzajumęskiego.To nie pruderia, ale próba ochrony kobiet całego gatunku przed wyniszczeniem.Na przykład Hohdańczycy.- Ach tak, John! Hohdańczycy! Już dawno się zorientowałem, że nawet-najbardziejkrwiożerczy spośród nas, a przyznaje, że ty do nich przecież nie należysz, mieli jużserdecznie dość tych wszystkich morderstw i opuścili armie Hohdanu.John nabrał w płuca powietrza, żeby wykrzyknąć jakąś ostrą ripostę, lecz pohamowałsię.Nie było sensu wdawać się w awantury.- Hohdańczycy - powiedział spokojnie - nie są potworami.I ty o tym wiesz,Humbercie.Walczą, przyjmują wyzwania i przecież udaje im się przetrwać.Od nasoczekiwali swego rodzaju rehabilitacji.- Rehabilitacja - zachichotał Daal, delikatnie pogłaskał swoje zwierzątka, które odjakiegoś czasu przestały już zwracać uwagę na Johna.Teraz pieszczota Daala sprawiła, żeporuszyły się zmysłowo i zaczęły mruczeć śpiewnie.Przysunęły się tak, by móc lizać tłustypoliczek Daala różowymi języczkami.- Patrz, John.Przecież w nich nie ma nic zwierzęcego.Można je nauczyć rozumiećmowę ludzką i nawet używania kilku słów.Moim zdaniem, ich inteligencja jest bliższaludzkiej niż inteligencja małp.I są tak delikatne.W przeciwieństwie do nas.Nie ma w nichzłośliwości ani zjadliwości.Patrz.Ich zęby nie są zębami mięsożerców.I są takie czyste.Takie słodkie, pachnące i czyste.Początkowe podniecenie Johna ustąpiło mdłościom.Opanował się jednak, mruknął: -Dziękuje za wykład.Ale.- zawahał się, czy powiedzieć Daalowi o wszystkim -.przybyłem tu z innego powodu.- Domyślam się.- Uśmiech Humberta stał się kpiąco przyjacielski.- Czy sądziłeś, żemożna cały sektor Galaktyki przetrząsnąć w poszukiwaniu ocalałych ludzi aż tak dyskretnie,żeby plotki nie dotarły do mnie? Trochę mnie to dziwi, John, że znów dałeś się nabrać na testare opowiastki.- Tym razem nie ma żadnego oszustwa, Daal - John potrząsnął głową.Mówił cicho.-Widziałem dosyć dowodów na to, aby zostać przekonanym.Daal westchnął z komicznąprzesadą: - Nie za prędko się starzejesz, John?- Nie martw się o moją starość.Pomyśl o swojej.I po prostu porządnie zastanów sięnad całą sprawą.Gdybyś uwierzył, że jest jakaś, nawet mała, szansa? Czy nie przyłączyłbyśsię do nas? Nie przekonałbyś swoich towarzyszy, aby poszli z tobą?Jedna z istotek wydała cichy, żałosny okrzyk bólu -John zauważył, że tłusta dłońzamyślonego Daala była mocno zaciśnięta na miękkim ciele zwierzątka.Niewiarygodna myślprzyszła Johnowi do głowy.Pochylił się mocno ku Daalowi, zapytał z naciskiem: - No, jak?Zrobiłbyś to?Grubas roześmiał się nieoczekiwanie.- Zabawne pytanie, Komandorze.Jasne, że tak.Ale musiałbym mieć pewność.Nigdynie dam się namówić na pogoń za nierealnymi mrzonkami.Taak - powtórzył z namysłem.-Musiałbyś mi pokazać naprawdę mocne dowody.Don Cameron w swojej Mineoli poleciał nad górskie jezioro odległe o sto kilometrówod osady Daala.Spodziewano się tam odnalezć innych mężczyzn z grupy Humberta.Razem zDonem poleciał Fred Coulter, który teraz właśnie mówił przez radio:- Komandorze! Nigdy bym nie uwierzył, że kiedykolwiek zechce opuścić te planetę,ale teraz jestem tak podniecony [ Pobierz całość w formacie PDF ]