[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałem.- Muszę się pośpieszyć - przerwała mu, odwracając twarz.- Cara, zaczekaj.Nie idz jeszcze.Chcę z tobą porozmawiać.Odwiozę cię.- Mam już dość rozmów na dzisiaj, Brett - pokręciła głową.- I przyjechałam turowerem.Potykając się, pobiegła do drzwi, zostawiając Bretta siedzącego nieruchomo na łóżku.W domu panował błogi spokój.Matka spała, a Toy uczyła się w swojej sypialni.Caraposzła do kuchni, zaparzyła sobie filiżankę herbaty i wyniosła ją na werandę.Zapaliła świecęzapachową i usiadła na bujaku, a potem, nie wiadomo dlaczego, rozpłakała się żałośnie.Po chwili na schodkach rozległy się czyjeś kroki.Cara szybko otarła oczy i podniosłagłowę.W świetle świecy dostrzegła aureolę białych włosów.- Witaj - powiedziała Flo.- Przechodziłam tędy i zauważyłam światło.Nie przeszkadzam ci?- Oczywiście, że nie.Siadaj.Florence usiadła obok niej.- Co słychać?- Wszystko w porządku.- Jak tam Lovie?- Zpi.Flo spojrzała jej prosto w twarz.- Więc co się stało?- Nic.- Po chwili jednak Cara dodała: - Wszystko.- Pociągnęła nosem i znów otarłaoczy.- Czuję się idiotycznie.Flo wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek i podała jej.- Jeszcze z czasów mojej pracy został mi zwyczaj noszenia przy sobie chusteczek.Zdaje się, że tobie często się przydają.- Och, nie zwracaj na mnie uwagi.Jestem po prostu zmęczona.Miałam ciężki tydzień.- Może potrzebujesz pomocy?- Dziękuję, ale na razie jakoś daję sobie radę. - Właśnie widzę - mruknęła Flo.Cara potrząsnęła głową.- Sama nie wiem, co się ze mną dzisiaj dzieje.Albo płaczę, albo wybucham.- Oho - mruknęła Flo z uśmiechem.- A przed kim wybuchłaś?- Przed Brettem.- Masz ochotę o tym opowiedzieć?- Sama tego nie mogę zrozumieć.Rozmawialiśmy o mamie i Toy.Nie mam pojęcia, wjaki sposób zeszliśmy na temat małżeństwa i macierzyństwa.Wpadłam w panikę.Nie byłamw stanie rozmawiać z nim o tych sprawach.Miałam ochotę uciec.- I uciekłaś.Skinęła głową.- Nie rozumiem, co w tym takiego okropnego.- Bo nie widziałaś jego twarzy.Zraniłam go, Flo.- Wydaje mi się, że ty też cierpisz.Chcesz z nim skończyć?- Nie.W żadnym wypadku.- To powiedz mu to.Zadzwoń do niego.Porozmawiaj z nim.Wytłumacz, co się z tobądzieje.Nie zrozumie cię, dopóki się przed nim nie otworzysz.- Nie jestem dobra w takich rozmowach.Co mam mu powiedzieć?- Na początek możesz mu powiedzieć  cześć - uśmiechnęła się Flo.Brett odebrał telefon dopiero po kilku sygnałach.- Halo? - usłyszała w końcu.- Brett, to ja, Cara.Obudziłam cię?- Nie.Nie mogłem zasnąć.- Ja też - odrzekła, szukając właściwych słów.- Myślałam o tym, co się zdarzyło wieczorem.Nie podziękowałam ci, że wysłuchałeśmojego biadolenia.Wiesz, byłam bardzo zdenerwowana.- Usłyszała jego cichy śmiech ipoczuła ulgę.- Jesteś jedyną osobą, przy której mogę wyrzucić z siebie całą frustrację -westchnęła.- Masz pecha, co?- Cieszę się, że tak czujesz.- Może to dziwny komplement, ale komplement.Brett, czuję się przy tobiebezpiecznie.I chciałam ci podziękować.- Dobrze.Czekała, ale gdy nie dodał nic więcej, zapytała nieś miało:- Nie masz ochoty o tym rozmawiać?- Chyba nie.- Och - mruknęła z rozczarowaniem i już chciała się pożegnać, gdy Brett jednak się odezwał:- Każdemu zdarza się czasem gorszy moment.Ja przeważnie wybieram się wtedy naryby.W jego tonie zabrzmiało wyrazne zaproszenie.Gdy małe żółwie dopełzają do oceanu i po raz pierwszy zanurzają się w słonej wodzie,budzi się w nich instynkt, który każe im wykonywać mocne uderzenia przednimi łapami.Przezdwadzieścia cztery godziny płyną jak w transie, by dotrzeć do Golfsztromu. ROZDZIAA DWUDZIESTYCo roku na początku września, gdy zaczyna się okres jesiennych burz, mieszkańcypołudniowowschodniego wybrzeża włączają radia i telewizory i nasłuchują prognozy pogody.Cara i Brett usłyszeli zapowiedz burzy, wracając z wyprawy na ryby.Tropikalnysztorm uformował się w pobliżu Afryki i zmierzał w stronę Karaibów.- Czy myślisz, że z tego może być huragan? - zapytała Cara z lękiem.Brett wydawał się zupełnie spokojny.- Kto wie? - Wzruszył ramionami.- A dlaczego pytasz? Boisz się?- Nie, wcale nie - skłamała.- Mhm - mruknął z uśmiechem.- Chodzi mi o to, że teraz, gdy mama jest chora, a Toy ma urodzić lada dzień.- Nie martw się.Takie ostrzeżenia podawane są co roku, ale większość z tych burzrozchodzi się nad oceanem na długo przed tym, zanim zdążą dotrzeć do wybrzeża.Cara postanowiła wierzyć mu na słowo.W końcu wiedział o tutejszej pogodzie więcejniż ona.Wyjrzała przez okno; niebo było czyste, z kilkoma zaledwie niewielkimi obłoczkami.Nie wyglądało na to, by miała nadejść burza.- Mimo wszystko lepiej się przygotować - dodał Brett.- Zgromadzić zapasy.Wsezonie zawsze trzeba być przygotowanym.- Zwietnie - jęknęła Cara.- Dopiszę to do mojej listy rzeczy do zrobienia.Zerknęła na zegarek.Była za kwadrans piąta.Po popołudniu spędzonym na rybachbyła brudna i spocona, ale już od dawna nie czuła się tak świetnie.Złapali kilka pstrągów iteraz zamierzali urządzić sobie ucztę.Na myśl o pstrągu z rusztu, skropionym cytryną, Carapoczuła, że ślinka napływa jej do ust.- Ja oczyszczę te ryby, a ty dopilnujesz grilla, dobrze? - zaproponował Brett jakzwykle, wyjmując z samochodu torby z zakupami, które zrobili po drodze.- Dobrze - skinęła głową Cara.Wyjęła z bagażnika dwie ostatnie torby i zatrzasnęłaklapę.- Mam nadzieję, że Toy zostawiła nam trochę swojej słynnej surówki.Jestem takagłodna, że.Naraz zatrzymała się jak wryta, omal nie wpadając na Bretta, który również stanął wprogu domu z torbami w objęciach.Za drzwiami stała matka.Jeden rzut oka na jej twarzpowiedział Carze, że coś jest nie tak.- Mamy gościa.Zobacz, kto przyjechał - zawołała Lovie ze sztuczną radością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl