[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec Laurent osunął się na ziemię.Ojciec Laurent! Grey miał wrażenie, jakby ten sztylet wbił się w jegoserce.Jednym susem minął księdza i zamknął Duranda w żelaznymuścisku, zanim drań zdążył przeładować broń.Ksiądz był zgubiony, Greypewnie też, ale przynajmniej zabierze Duranda ze sobą.Potoczyli się po ziemi, spleceni w śmiertelnym uścisku.Sierżantwrzasnął do swoich ludzi, żeby nie strzelali.Durand syknął:- Ty głupi, zepsuty cholerniku! Myślisz, że ujdziesz z życiem?- Raczej nie.- Grey przypomniał sobie, że już raz walczyli, ale wtedybył osłabiony więzieniem.Durand miał zaskakująco dużo siły jak nakogoś w jego wieku, i bił się nieczysto, jak ulicznik, ale Grey byłsilniejszy i opętany żądzą krwi.- Ale nie zginę sam!Zamknął gardło Duranda w żelaznym chwycie, ucinając stek wyzwisk.Kątem oka dostrzegł zbliżających się żołnierzy.Zaraz ich rozdzielą.Czaskończyć.- W imieniu sprawiedliwości, skazuję cię na śmierć, Durand! Skręcił mukark.Rozległ się nieprzyjemny trzask i w oczachDuranda zgasła iskra życia.W jednej chwili szorstkie dłonie chwyciły go i postawiły na nogi.Sierżant wymierzył z bliska lufę w jego pierś.Grey nie czuł strachu,żałował tylko jednego.Powinienem wyznać Cassie, że ją kocham.Trzasnął odwodzony kurek, i nagle rozległ się mocny kobiecy głos:- Stój! Nie strzelaj!Wszyscy odwrócili się w stronę, z której dochodził głos.Wysoka,postawna kobieta w rozwianym płaszczu zbliżała się ku nim szybkimkrokiem.Mroczny anioł na tle płonącej szopy.Zatrzymała się, dysząc, nieopodal Greya.- Dość tych strzałów, dość przemocy! Bo wam nie zapłacę.Jeśliposłuchacie, dorzucę wam nagrodę.- Madame, to bydlę zabiło twojego męża! Ministra! - wyrzucił z siebiesierżant.- Ale w samoobronie.- Camille popatrzyła na zwłoki męża.Przeżegnałasię i dodała: - Durand zastrzelił księdza.Nie chciał przyjąć boskiegomiłosierdzia, czeka go kara boska.%7łołnierze puścili Greya, choć kilku z nich klęło pod nosem.Ale dlanajemników obietnica pieniędzy to wystarczająca zachęta do współpracy.- Sierżancie Dupuy, zabierz swoich ludzi do gaszenia pożaru - nakazałaCamille.- Ten zamek przetrwał pięćset lat, nie chcę, żeby dziś spłonął.-Przełknęła ślinę.- Powiedz majordomowi, że trzeba zanieść ciało dokaplicy.I niech cieśla zacznie robić trumnę.Dupuy z ponurą miną zebrał swoich ludzi i ruszyli w stronę pożaru.Grey skłonił się głęboko swojej wybawicielce.- Uniżone dzięki, madame Durand.- Ileż to czasu minęło - odparła cicho.- Możesz mnie nazywać Camille.- Dobrze się trzymasz, Camille.- Rzeczywiście tak było, miałapełniejszą figurę i srebrne nitki we włosach, ale pozostała piękna.-Przepraszam, że musiałaś patrzeć na śmierć męża.- Nie żałuję.- Widać było, że stara się opanować.- Wiele.nas łączyło,ale to był potwór.Grey pochwycił wzrokiem ruch.To Cassie pomagała ojcu Laurentowistanąć na nogi.- Ojcze, ty żyjesz!- Owszem, i prawie nic mi się nie stało.- Ksiądz poklepałpodtrzymującą go dłoń Cassie.- Sztylet madame Renard popsułDurandowi strzał, ale że jestem stary, to samo muśnięcie kuliwystarczyło, by rzucić mnie na ziemię.- Bogu dzięki! - Camille chwyciła jego dłonie.- Przysięgam, że niewiedziałam o tym, co Durand zrobił wam obu.Nigdy tu nie przyjeżdżam,bo nie lubię tego zamku.- To nieszczęśliwe miejsce - przytaknął ojciec Laurent.Zadrżała,przesuwając wzrokiem po ponurych, kamiennych murach.- Zdecydowanie wolę Paryż.Ale tym razem Durand się uparł, mówił, żepokaże mi coś zabawnego.Chciał, żeby patrzyła na śmierć Greya i ojca Laurenta.Musiał byćwariatem, skoro zmuszał żonę, by była świadkiem jego czynów- Nigdy nie wierzyłem, że stoisz po jego stronie - uspokoił ją ksiądz.Camille puściła jego dłonie i zwróciła się do Greya.- Przykro mi, mój złoty chłopcze.Nie sądziłam, że chwila zabawybędzie miała dla ciebie takie straszne konsekwencje.- Wygięła wargi wironicznym grymasie.- Duranda podniecały moje zdrady.Ale niepowinnam brać sobie do łóżka Anglika.To było dla niego za dużo.Grey pomyślał, że to aż nazbyt francuskie.Złożył lekki pocałunek na jejdłoni.- Nie masz za co przepraszać.Oboje popełniliśmy błąd, ale to jużprzeszłość.Teraz liczy się tylko chwila obecna.Czy rodzina ojcaLaurenta może wrócić do domu bez obawy?- Naturalnie.W ogóle nie powinni być aresztowani.Możecie ichodwiezć moim powozem.Ojcze Laurent, zostaniesz tu do rana? Trzebaopatrzyć ci ranę, a ja koniecznie muszę się wyspowiadać.- Jej wzrokznowu powędrował ku zwłokom męża.- Poza tym.trzeba wyprawićpogrzeb.- Naturalnie, moja droga.- Ksiądz, który ukląkł, by zamknąć oczyzmarłemu, wziął ją pod rękę i razem ruszyli w stronę zamkowych drzwi.Grey spojrzał na ciało Duranda.Nie czuł triumfu.Nie miał też poczuciawiny, że zabił tego potwora.Był tylko wstrząśnięty, zmęczony iszczęśliwy, że koszmar wreszcie się skończył, a on i jego przyjacieleprzeżyli.Cassie, która do tej pory cicho stała w cieniu, podeszła do niego.- Dobierasz sobie interesujące kochanki.Dzięki Bogu.Objął jąramieniem.Z trudem trzymała się na nogach.- Może to modlitwy ojca Laurenta ściągnęły tu ją na czas i dokonałycudu.Teraz musimy się wyspać i bezpiecznie wrócić do domu.To byłbykompletny absurd, gdybyśmy po tym wszystkim zginęli w drodzepowrotnej.- Nie ma mowy - powiedziała spokojnie.- Wkrótce będziemy wLondynie i Kirkland wreszcie odetchnie z ulgą.- Czy Boyerowie są bezpieczni?- Nie chcieli uciekać, na wypadek gdybyś potrzebował pomocy.Odwrócił się i zobaczył, że wszyscy biegną ku niemu.Byli okropniebrudni i obdarci, ale uśmiechali się radośnie.Viola pocałowała go wpoliczek.- Jesteś odważny jak dziesięć lwów.monsieur Sommers! Odpowiedziałzmęczonym uśmiechem:- A twój wujek jak sto.- To on wymodlił cud.- Mocno objęła Romaina w pasie.- Nasza farmajest daleko stąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ojciec Laurent osunął się na ziemię.Ojciec Laurent! Grey miał wrażenie, jakby ten sztylet wbił się w jegoserce.Jednym susem minął księdza i zamknął Duranda w żelaznymuścisku, zanim drań zdążył przeładować broń.Ksiądz był zgubiony, Greypewnie też, ale przynajmniej zabierze Duranda ze sobą.Potoczyli się po ziemi, spleceni w śmiertelnym uścisku.Sierżantwrzasnął do swoich ludzi, żeby nie strzelali.Durand syknął:- Ty głupi, zepsuty cholerniku! Myślisz, że ujdziesz z życiem?- Raczej nie.- Grey przypomniał sobie, że już raz walczyli, ale wtedybył osłabiony więzieniem.Durand miał zaskakująco dużo siły jak nakogoś w jego wieku, i bił się nieczysto, jak ulicznik, ale Grey byłsilniejszy i opętany żądzą krwi.- Ale nie zginę sam!Zamknął gardło Duranda w żelaznym chwycie, ucinając stek wyzwisk.Kątem oka dostrzegł zbliżających się żołnierzy.Zaraz ich rozdzielą.Czaskończyć.- W imieniu sprawiedliwości, skazuję cię na śmierć, Durand! Skręcił mukark.Rozległ się nieprzyjemny trzask i w oczachDuranda zgasła iskra życia.W jednej chwili szorstkie dłonie chwyciły go i postawiły na nogi.Sierżant wymierzył z bliska lufę w jego pierś.Grey nie czuł strachu,żałował tylko jednego.Powinienem wyznać Cassie, że ją kocham.Trzasnął odwodzony kurek, i nagle rozległ się mocny kobiecy głos:- Stój! Nie strzelaj!Wszyscy odwrócili się w stronę, z której dochodził głos.Wysoka,postawna kobieta w rozwianym płaszczu zbliżała się ku nim szybkimkrokiem.Mroczny anioł na tle płonącej szopy.Zatrzymała się, dysząc, nieopodal Greya.- Dość tych strzałów, dość przemocy! Bo wam nie zapłacę.Jeśliposłuchacie, dorzucę wam nagrodę.- Madame, to bydlę zabiło twojego męża! Ministra! - wyrzucił z siebiesierżant.- Ale w samoobronie.- Camille popatrzyła na zwłoki męża.Przeżegnałasię i dodała: - Durand zastrzelił księdza.Nie chciał przyjąć boskiegomiłosierdzia, czeka go kara boska.%7łołnierze puścili Greya, choć kilku z nich klęło pod nosem.Ale dlanajemników obietnica pieniędzy to wystarczająca zachęta do współpracy.- Sierżancie Dupuy, zabierz swoich ludzi do gaszenia pożaru - nakazałaCamille.- Ten zamek przetrwał pięćset lat, nie chcę, żeby dziś spłonął.-Przełknęła ślinę.- Powiedz majordomowi, że trzeba zanieść ciało dokaplicy.I niech cieśla zacznie robić trumnę.Dupuy z ponurą miną zebrał swoich ludzi i ruszyli w stronę pożaru.Grey skłonił się głęboko swojej wybawicielce.- Uniżone dzięki, madame Durand.- Ileż to czasu minęło - odparła cicho.- Możesz mnie nazywać Camille.- Dobrze się trzymasz, Camille.- Rzeczywiście tak było, miałapełniejszą figurę i srebrne nitki we włosach, ale pozostała piękna.-Przepraszam, że musiałaś patrzeć na śmierć męża.- Nie żałuję.- Widać było, że stara się opanować.- Wiele.nas łączyło,ale to był potwór.Grey pochwycił wzrokiem ruch.To Cassie pomagała ojcu Laurentowistanąć na nogi.- Ojcze, ty żyjesz!- Owszem, i prawie nic mi się nie stało.- Ksiądz poklepałpodtrzymującą go dłoń Cassie.- Sztylet madame Renard popsułDurandowi strzał, ale że jestem stary, to samo muśnięcie kuliwystarczyło, by rzucić mnie na ziemię.- Bogu dzięki! - Camille chwyciła jego dłonie.- Przysięgam, że niewiedziałam o tym, co Durand zrobił wam obu.Nigdy tu nie przyjeżdżam,bo nie lubię tego zamku.- To nieszczęśliwe miejsce - przytaknął ojciec Laurent.Zadrżała,przesuwając wzrokiem po ponurych, kamiennych murach.- Zdecydowanie wolę Paryż.Ale tym razem Durand się uparł, mówił, żepokaże mi coś zabawnego.Chciał, żeby patrzyła na śmierć Greya i ojca Laurenta.Musiał byćwariatem, skoro zmuszał żonę, by była świadkiem jego czynów- Nigdy nie wierzyłem, że stoisz po jego stronie - uspokoił ją ksiądz.Camille puściła jego dłonie i zwróciła się do Greya.- Przykro mi, mój złoty chłopcze.Nie sądziłam, że chwila zabawybędzie miała dla ciebie takie straszne konsekwencje.- Wygięła wargi wironicznym grymasie.- Duranda podniecały moje zdrady.Ale niepowinnam brać sobie do łóżka Anglika.To było dla niego za dużo.Grey pomyślał, że to aż nazbyt francuskie.Złożył lekki pocałunek na jejdłoni.- Nie masz za co przepraszać.Oboje popełniliśmy błąd, ale to jużprzeszłość.Teraz liczy się tylko chwila obecna.Czy rodzina ojcaLaurenta może wrócić do domu bez obawy?- Naturalnie.W ogóle nie powinni być aresztowani.Możecie ichodwiezć moim powozem.Ojcze Laurent, zostaniesz tu do rana? Trzebaopatrzyć ci ranę, a ja koniecznie muszę się wyspowiadać.- Jej wzrokznowu powędrował ku zwłokom męża.- Poza tym.trzeba wyprawićpogrzeb.- Naturalnie, moja droga.- Ksiądz, który ukląkł, by zamknąć oczyzmarłemu, wziął ją pod rękę i razem ruszyli w stronę zamkowych drzwi.Grey spojrzał na ciało Duranda.Nie czuł triumfu.Nie miał też poczuciawiny, że zabił tego potwora.Był tylko wstrząśnięty, zmęczony iszczęśliwy, że koszmar wreszcie się skończył, a on i jego przyjacieleprzeżyli.Cassie, która do tej pory cicho stała w cieniu, podeszła do niego.- Dobierasz sobie interesujące kochanki.Dzięki Bogu.Objął jąramieniem.Z trudem trzymała się na nogach.- Może to modlitwy ojca Laurenta ściągnęły tu ją na czas i dokonałycudu.Teraz musimy się wyspać i bezpiecznie wrócić do domu.To byłbykompletny absurd, gdybyśmy po tym wszystkim zginęli w drodzepowrotnej.- Nie ma mowy - powiedziała spokojnie.- Wkrótce będziemy wLondynie i Kirkland wreszcie odetchnie z ulgą.- Czy Boyerowie są bezpieczni?- Nie chcieli uciekać, na wypadek gdybyś potrzebował pomocy.Odwrócił się i zobaczył, że wszyscy biegną ku niemu.Byli okropniebrudni i obdarci, ale uśmiechali się radośnie.Viola pocałowała go wpoliczek.- Jesteś odważny jak dziesięć lwów.monsieur Sommers! Odpowiedziałzmęczonym uśmiechem:- A twój wujek jak sto.- To on wymodlił cud.- Mocno objęła Romaina w pasie.- Nasza farmajest daleko stąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]