[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród nich występowali ludzie z różnych czasów imiejsc.Mężczyzni, którzy nie mieli towarzyszek, od razu zaczęli szukać kobiet na noc.Burton przespacerował się po okolicy, pytając, czy ktokolwiek widział ludzi, którzy zostalizmuszeni do porzucenia motorówki z Reksa.Znalazł wielu świadków, którzy utrzymywali, żeosoby takie udały się w górę Rzeki w skradzionych łodziach.- Czy pojawił się także ktoś, kto twierdził, że pływał na pokładzie Nie Do Wynajęcia? -spytał Anglik.- To taki olbrzymi metalowy parostatek, podobnie jak Rex napędzany przezkoła łopatkowe i elektryczne silniki.- Nie, nikogo takiego nie widzieliśmy i o nikim nie słyszeliśmy.Burton nie oczekiwał, że dezerterzy będą rozgłaszać wszem i wobec, kim są.Także po agentach, którzy opuścili statek Clemensa przed bitwą, nie należało sięspodziewać podobnej otwartości.Jednak kiedy usłyszał rysopisy osób, które w ciągu ostatnich kilku tygodni wyruszyłyna północ, rozpoznał uciekinierów z Reksa.Z kolei de Marbot, który również wypytywałtubylców, na podstawie otrzymanych opisów rozpoznał wszystkich dezerterów z Nie DoWynajęcia.- Wkrótce ich dogonimy - ocenił Burton.- Jeśli będziemy mieli szczęście - odparł Francuz.- Możemy ich minąć w nocy.Albomogą dowiedzieć się, że nadpływamy i gdzieś się ukryć.- Tak czy inaczej, dotrzemy do celu przed nimi.Minęło dwadzieścia dni.Agenci na obu łodziach musieli już dawno pozostać w tyle.Chociaż Burton urządzał postoje co trzydzieści kilometrów, aby przepytać okolicznychmieszkańców, nie znalazł żadnego z poszukiwanych.Tymczasem bacznie przyglądał się swojej załodze.Tylko dwie osoby posturąprzypominały niskich i masywnych Etyków, Thanabura i Loge.Mężczyzna, który nazywałsiebie Gilgameszem, oraz mężczyzna zwany Ah Qaaq.Jednak obaj byli ciemnoskórzy i mieliciemnobrązowe oczy.Włosy Gilgamesza silnie się kręciły.Z kolei Ah Qaaq miał wąskieoczy, które sugerowały, że jego niedalecy przodkowie pochodzili z Mongolii.Obaj płynniemówili w swoich ojczystych językach.W odróżnieniu od agenta Spruce a, który utrzymywał,że pochodzi z dwudziestowiecznej Anglii, lecz mówił z lekkim zagranicznym akcentem,który Burton od razu zauważył, ta dwójka nie dawała podstaw do takich wątpliwości.Burtonnie znał za dobrze ani sumeryjskiego, ani starożytnego języka maja, ale był z nimi osłuchanyna tyle, by w razie czego rozpoznać elementy obcej wymowy lub intonacji.To dowodziło, że jeden z mężczyzn lub obaj doskonale opanowali wspomniane języki.Albo byli niewinni i rzeczywiście byli tymi, za których się podawali.Dwadzieścia dwa dni po przepłynięciu przez cieśninę, w krainie, gdzie na jeden kamieńobfitości przypadało nie więcej niż pięćdziesiąt osób, do Burtona zbliżyła się wysoka chudakobieta o dużych oczach i ustach.Jej białe zęby lśniły na tle czarnej afrykańskiej twarzy.Odezwała się w esperanto z silnym akcentem z prowincjonalnej Georgii.Nazywała sięBlessed Croomes i chciała zabrać się z załogą motorówki, najdalej jak tylko się da.Potemzamierzała udać się pieszo do zródeł Rzeki.- Tam poszła moja matka, Agatha Croomes, a ja jej szukam.Myślę, że znalazła Pana iteraz zasiada po Jego prawicy i na mnie czeka! Alleluja!40Trudno było powstrzymać potok słów kobiety, ale Burtonowi w końcu udało się jejoznajmić - głośno i stanowczo - że najpierw będzie musiała odpowiedzieć na jego pytania.- Dobrze - przytaknęła.- Zawsze słucham mądrych ludzi.Czy ty jesteś mądry?- Wystarczająco - odrzekł.- Oraz bardzo doświadczony, co wychodzi na to samo, jeśliktoś nie jest głupcem.Zacznijmy od początku.Gdzie się urodziłaś i kim byłaś na Ziemi?Blessed odpowiedziała, że przyszła na świat w 1734 roku jako niewolnica w Georgii wdomu swojego pana.Urodziła się przed terminem, zaskakując matkę w kuchni podczasprzygotowywania wieczornego posiłku.Została wychowana na niewolnicę zajmującą siędomem i ochrzczona w wierze swoich rodziców.Kiedy zmarł jej ojciec, matka zostałakaznodzieją.Była ona bardzo pobożną i silną kobietą, która wzbudzała w wiernych zarównolęk, jak i uwielbienie.Matka zmarła w 1783 roku, a ona sama w 1821 roku.Jednak obiezostały wskrzeszone obok tego samego kamienia obfitości.- Oczywiście już nie była staruszką.Dziwnie było oglądać mateczkę jako młodąkobietę.Ale dla niej to było bez różnicy.W tym świecie była równie święta, prawa i pełnaducha jak na Ziemi.Mówię ci, kiedy głosiła kazania, biali przychodzili z bardzo daleka, żebyjej posłuchać.Głównie biedota, ale ona ich nawracała, a wtedy wpadali w kłopoty.- Znów zbaczasz z tematu - przerwał jej Burton.- Wystarczy o twoim pochodzeniu.Dlaczego chcesz się do mnie przyłączyć.- Ponieważ masz łódz, która mknie szybciej niż ptak.- Ale dlaczego pragniesz dostać się na koniec Rzeki?- Już dawno bym ci powiedziała, gdybyś mi nie przerywał, człowieku.Widzisz, mojamatka wcale nie straciła tutaj swojej wiary.Powiedziała, że wszyscy się tu znalezliśmy, bo naZiemi byliśmy grzesznikami.Niektórzy gorszymi od innych.To autentyczne Niebo, aprzynajmniej jego przedsionek.Jezus pragnie, aby prawdziwie wierzący popłynęli w góręRzeki, słodkiego Jordanu, i odnalezli go na jej końcu.On tam czeka, aby przygarnąć tych,którzy szczerze w Niego wierzą i podejmują trud, by go odszukać.A więc matka popłynęła.Chciała, żebym wybrała się razem z nią, ale ja się bałam.Zresztą nie byłam pewna, czy wie, oczym mówi.Nie powiedziałam jej tego wprost.Równie dobrze mogłabym ją spoliczkować, ana to nikt nigdy się nie odważy.Tak czy inaczej, to nie był jedyny powód, dla któregozostałam.Byłam wtedy z pewnym milutkim mężczyzną, a on nie chciał z nią płynąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wśród nich występowali ludzie z różnych czasów imiejsc.Mężczyzni, którzy nie mieli towarzyszek, od razu zaczęli szukać kobiet na noc.Burton przespacerował się po okolicy, pytając, czy ktokolwiek widział ludzi, którzy zostalizmuszeni do porzucenia motorówki z Reksa.Znalazł wielu świadków, którzy utrzymywali, żeosoby takie udały się w górę Rzeki w skradzionych łodziach.- Czy pojawił się także ktoś, kto twierdził, że pływał na pokładzie Nie Do Wynajęcia? -spytał Anglik.- To taki olbrzymi metalowy parostatek, podobnie jak Rex napędzany przezkoła łopatkowe i elektryczne silniki.- Nie, nikogo takiego nie widzieliśmy i o nikim nie słyszeliśmy.Burton nie oczekiwał, że dezerterzy będą rozgłaszać wszem i wobec, kim są.Także po agentach, którzy opuścili statek Clemensa przed bitwą, nie należało sięspodziewać podobnej otwartości.Jednak kiedy usłyszał rysopisy osób, które w ciągu ostatnich kilku tygodni wyruszyłyna północ, rozpoznał uciekinierów z Reksa.Z kolei de Marbot, który również wypytywałtubylców, na podstawie otrzymanych opisów rozpoznał wszystkich dezerterów z Nie DoWynajęcia.- Wkrótce ich dogonimy - ocenił Burton.- Jeśli będziemy mieli szczęście - odparł Francuz.- Możemy ich minąć w nocy.Albomogą dowiedzieć się, że nadpływamy i gdzieś się ukryć.- Tak czy inaczej, dotrzemy do celu przed nimi.Minęło dwadzieścia dni.Agenci na obu łodziach musieli już dawno pozostać w tyle.Chociaż Burton urządzał postoje co trzydzieści kilometrów, aby przepytać okolicznychmieszkańców, nie znalazł żadnego z poszukiwanych.Tymczasem bacznie przyglądał się swojej załodze.Tylko dwie osoby posturąprzypominały niskich i masywnych Etyków, Thanabura i Loge.Mężczyzna, który nazywałsiebie Gilgameszem, oraz mężczyzna zwany Ah Qaaq.Jednak obaj byli ciemnoskórzy i mieliciemnobrązowe oczy.Włosy Gilgamesza silnie się kręciły.Z kolei Ah Qaaq miał wąskieoczy, które sugerowały, że jego niedalecy przodkowie pochodzili z Mongolii.Obaj płynniemówili w swoich ojczystych językach.W odróżnieniu od agenta Spruce a, który utrzymywał,że pochodzi z dwudziestowiecznej Anglii, lecz mówił z lekkim zagranicznym akcentem,który Burton od razu zauważył, ta dwójka nie dawała podstaw do takich wątpliwości.Burtonnie znał za dobrze ani sumeryjskiego, ani starożytnego języka maja, ale był z nimi osłuchanyna tyle, by w razie czego rozpoznać elementy obcej wymowy lub intonacji.To dowodziło, że jeden z mężczyzn lub obaj doskonale opanowali wspomniane języki.Albo byli niewinni i rzeczywiście byli tymi, za których się podawali.Dwadzieścia dwa dni po przepłynięciu przez cieśninę, w krainie, gdzie na jeden kamieńobfitości przypadało nie więcej niż pięćdziesiąt osób, do Burtona zbliżyła się wysoka chudakobieta o dużych oczach i ustach.Jej białe zęby lśniły na tle czarnej afrykańskiej twarzy.Odezwała się w esperanto z silnym akcentem z prowincjonalnej Georgii.Nazywała sięBlessed Croomes i chciała zabrać się z załogą motorówki, najdalej jak tylko się da.Potemzamierzała udać się pieszo do zródeł Rzeki.- Tam poszła moja matka, Agatha Croomes, a ja jej szukam.Myślę, że znalazła Pana iteraz zasiada po Jego prawicy i na mnie czeka! Alleluja!40Trudno było powstrzymać potok słów kobiety, ale Burtonowi w końcu udało się jejoznajmić - głośno i stanowczo - że najpierw będzie musiała odpowiedzieć na jego pytania.- Dobrze - przytaknęła.- Zawsze słucham mądrych ludzi.Czy ty jesteś mądry?- Wystarczająco - odrzekł.- Oraz bardzo doświadczony, co wychodzi na to samo, jeśliktoś nie jest głupcem.Zacznijmy od początku.Gdzie się urodziłaś i kim byłaś na Ziemi?Blessed odpowiedziała, że przyszła na świat w 1734 roku jako niewolnica w Georgii wdomu swojego pana.Urodziła się przed terminem, zaskakując matkę w kuchni podczasprzygotowywania wieczornego posiłku.Została wychowana na niewolnicę zajmującą siędomem i ochrzczona w wierze swoich rodziców.Kiedy zmarł jej ojciec, matka zostałakaznodzieją.Była ona bardzo pobożną i silną kobietą, która wzbudzała w wiernych zarównolęk, jak i uwielbienie.Matka zmarła w 1783 roku, a ona sama w 1821 roku.Jednak obiezostały wskrzeszone obok tego samego kamienia obfitości.- Oczywiście już nie była staruszką.Dziwnie było oglądać mateczkę jako młodąkobietę.Ale dla niej to było bez różnicy.W tym świecie była równie święta, prawa i pełnaducha jak na Ziemi.Mówię ci, kiedy głosiła kazania, biali przychodzili z bardzo daleka, żebyjej posłuchać.Głównie biedota, ale ona ich nawracała, a wtedy wpadali w kłopoty.- Znów zbaczasz z tematu - przerwał jej Burton.- Wystarczy o twoim pochodzeniu.Dlaczego chcesz się do mnie przyłączyć.- Ponieważ masz łódz, która mknie szybciej niż ptak.- Ale dlaczego pragniesz dostać się na koniec Rzeki?- Już dawno bym ci powiedziała, gdybyś mi nie przerywał, człowieku.Widzisz, mojamatka wcale nie straciła tutaj swojej wiary.Powiedziała, że wszyscy się tu znalezliśmy, bo naZiemi byliśmy grzesznikami.Niektórzy gorszymi od innych.To autentyczne Niebo, aprzynajmniej jego przedsionek.Jezus pragnie, aby prawdziwie wierzący popłynęli w góręRzeki, słodkiego Jordanu, i odnalezli go na jej końcu.On tam czeka, aby przygarnąć tych,którzy szczerze w Niego wierzą i podejmują trud, by go odszukać.A więc matka popłynęła.Chciała, żebym wybrała się razem z nią, ale ja się bałam.Zresztą nie byłam pewna, czy wie, oczym mówi.Nie powiedziałam jej tego wprost.Równie dobrze mogłabym ją spoliczkować, ana to nikt nigdy się nie odważy.Tak czy inaczej, to nie był jedyny powód, dla któregozostałam.Byłam wtedy z pewnym milutkim mężczyzną, a on nie chciał z nią płynąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]