[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kobiety zaczęły jej zazdrościć.Po raz pierwszy zauważyła,jak jest nieprzyjemnie, gdy nagłe cichły przy niejwszelkie rozmowy.Z dnia na dzień stała się popularna.Wbrew swojejwoli i naturalnym skłonnościom.- Sama nie wiem, o co mu chodzi, Gino - rzekłaz westchnieniem.- Ty przynajmniej wiesz, że Gideon cię kocha.A baron.- urwała i zamyśliła się nachwilę.- Nie potrafię w nim odnalezć żadnych ludzkich uczuć.Mam nawet wrażenie, że niezbyt mu siępodobam.Zachowuje się tak, jakby te wszystkie odwiedziny były jakimś.- szukała odpowiedniego słowa - obowiązkiem.70Jessica zmarszczyła brwi, słysząc to słowo.- Może ci się tylko tak wydaje - rzekła z nadzieją.-Niektórzy mężczyzni nie lubią okazywać swoichuczuć.Zwłaszcza ci, którzy mają jakąś władzę.- A może chce po prostu wzbudzić zazdrość którejś ze swoich kochanek - Giną próbowała pocieszyćsiostrę.- W każdym razie na pewno nie chodzi muo nasze pieniądze.A gdyby chciał poflirtować, mógłby znalezć sobie kogoś odpowiedniejszego.Caroline rozchmurzyła się nieco i z wdzięcznościąspojrzała na siostrę.- Wiesz, Gino, że możesz mieć rację - rzekła,marszcząc czoło.- Już kilka pań powiedziało mi,oczywiście w sekrecie, że nie jestem w typie jego lor-dowskiej mości.To moja jedyna pociecha.Siostra potrząsnęła z żalem głową.- Prawdę mówiąc, wcale cię nie rozumiem.Trzyczwarte kobiet w Londynie wiele by zrobiło, żebyznalezć się na twoim miejscu.A ty zachowujesz siętak, jakby cię spotkało jakieś nieszczęście.Przecieżbaron jest miły, uprzejmy i niewiarygodnie bogaty.Więc czego się boisz?Caroline "wzruszyła ramionami.- To trudno wyjaśnić - mruknęła, bardziej do siebie niż do Giny.- Sama jego obecność sprawia, żemam ochotę uciec.Wydaje mi się zbyt potężny.Poza tym, mam wrażenie, że ukrywa jakąś tajemnicę,a ja wcale nie chcę jej poznać.Jessica nie bardzo wiedziała, jak zareagować.Kiedyś widziała w Hiszpanii klatkę, w której znajdowałsię lew z jagnięciem.Wszyscy mówili o tym, jaki toniezwykle miły widok, a ona wyobrażała sobie, jakmusi się czuć biedna owieczka.Pózniej dowiedziała71się, że lew w którymś momencie po prostu zjadabiedne zwierzątko, a wtedy dostaje kolejne.Niewiele wiedziała o baronie, ale odniosła wrażenie, że może być takim lwem.W takim przypadkuobawy Caroline były w pełni uzasadnione.Może jednak jej siostrzenicy brakowało doświadczenia z mężczyznami i stąd brały się wszystkie problemy?- Wiesz, Caro, baronowi musi chyba na tobie zależeć - zaczęła ostrożnie.- Przecież inaczej nie adorowałby cię tak ostentacyjnie.Zwłaszcza, że, jak rozumiem, nie ma z tobą łatwego życia.- Ja mu nie każę wciąż do nas przychodzić!- Może pokochał w tobie właśnie to, czego mu brakuje - ciągnęła Jessica, nie zważając na protesty.- Aagodność, spokój.Wiesz, przeciwieństwa często sięprzyciągają.- Przeciwieństwa może tak, ale woda i ogień nigdy -powiedziała z mocą Caroline i ponownie sięgnęła polutnię.Po chwili pokój napełniły niespokojne, gwałtowne dzwięki, które Jessice przypominały uciekająceprzed lwem jagniątka.5Lord Radford dopiero przy porto rozpoczął rozmowę na temat swoich zalotów.George pogodził sięjuż z tym, że przegra zakład.Minął mu nawet apetytna łososie.Pozostał tylko niesmak związany z samąistotą ich umowy.- Wiesz co, Jason, to jednak nie był najlepszy pomysł z tym ciągnięciem losów - zauważył.- W tensposób nie wybiera się żony.Baron, który właśnie sprawdzał klarowność wina,spojrzał na niego zza kieliszka.- Czy mnie słuch myli, czy też chcesz odwołać zakład? - zapytał kpiąco.- A może boisz się przegranej, co?George Fitzwilliam machnął nerwowo lewą ręką.- Nie, nie chodzi mi o te łowiska.Chętnie i tak sceduję na ciebie moje prawa.Tylko.- urwał i w zamyśleniu spojrzał na przyjaciela - kiedy was widzę razem,odnoszę takie wrażenie, jakbyście właśnie wracali z pogrzebu ukochanego wujka! I w dodatku przed chwilądowiedzieliście się, że nic wam nie zapisał! Nie, Jason!Nie chcę, żebyście oboje byli nieszczęśliwi do końcażycia.Małżeństwo to poważna sprawa.- Zgadzam się, mój drogi.A ja w dodatku przyrzekłem ciotce, że pozna niedługo nazwisko mojej narzeczonej.- Lord Radford rozłożył ręce, bacząc przy73tym, żeby nie rozlać porto.- Jak widzisz, jestem w sytuacji bez wyjścia.Przerwał na chwilę, żeby napić się wina.Smakowało doskonale, a jego czerwona, klarowna barwacieszyła oczy.- Oczywiście, panna Hanscombe w zupełności miodpowiada - podjął po chwili.- Co prawda jest w niejcoś.dziwnego, ale myślę, że będzie dobrą żoną.Chcęjutro porozmawiać o tym z jej ojcem.Tak swoją drogą, chyba zaproszę ich wszystkich do siebie do Wil-dehaven.Sezon już się przecież kończy, trzeba tylkokupić Caroline jakieś nowe stroje.Tak, to dobry pomysł - stwierdził zdecydowanie i wstał ze swego fo(tela.- A teraz wybacz, ale muszę cię opuścić.Obiecałem odebrać narzeczoną z wieczorku muzycznegou lady Beechwood.George natychmiast poszedł w jego ślady.- Ja też pojadę - powiedział.- Powinienem miećgdzieś tutaj zaproszenie.Chcę zobaczyć, jak ci pójdzie.Kamienica Beechwoodów leżała nieopodal, dlatego dotarli tam w ciągu paru minut.Od razu też stało się jasne, że są ostatnimi gośćmi.W holu nie byłonikogo poza służbą.Nawet gdyby nie znali domu,bez trudu odnalezliby drogę, gdyż z salonu dobiegały do nich jakieś nieziemskie dzwięki.Baron od razurozpoznał głos panny Smythe-Foot zmagającej sięz jedną z arii Mozarta.Im byli bliżej, tym większąmieli ochotę się wycofać.Podążali jednak wytrwalew kierunku jęków i wrzasków.Ta wytrwałość została w końcu nagrodzona, ponieważ aria zakończyła sięwreszcie miaukliwym crescendo.Wreszcie nastąpiła tak pożądana dla uszu przerwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kobiety zaczęły jej zazdrościć.Po raz pierwszy zauważyła,jak jest nieprzyjemnie, gdy nagłe cichły przy niejwszelkie rozmowy.Z dnia na dzień stała się popularna.Wbrew swojejwoli i naturalnym skłonnościom.- Sama nie wiem, o co mu chodzi, Gino - rzekłaz westchnieniem.- Ty przynajmniej wiesz, że Gideon cię kocha.A baron.- urwała i zamyśliła się nachwilę.- Nie potrafię w nim odnalezć żadnych ludzkich uczuć.Mam nawet wrażenie, że niezbyt mu siępodobam.Zachowuje się tak, jakby te wszystkie odwiedziny były jakimś.- szukała odpowiedniego słowa - obowiązkiem.70Jessica zmarszczyła brwi, słysząc to słowo.- Może ci się tylko tak wydaje - rzekła z nadzieją.-Niektórzy mężczyzni nie lubią okazywać swoichuczuć.Zwłaszcza ci, którzy mają jakąś władzę.- A może chce po prostu wzbudzić zazdrość którejś ze swoich kochanek - Giną próbowała pocieszyćsiostrę.- W każdym razie na pewno nie chodzi muo nasze pieniądze.A gdyby chciał poflirtować, mógłby znalezć sobie kogoś odpowiedniejszego.Caroline rozchmurzyła się nieco i z wdzięcznościąspojrzała na siostrę.- Wiesz, Gino, że możesz mieć rację - rzekła,marszcząc czoło.- Już kilka pań powiedziało mi,oczywiście w sekrecie, że nie jestem w typie jego lor-dowskiej mości.To moja jedyna pociecha.Siostra potrząsnęła z żalem głową.- Prawdę mówiąc, wcale cię nie rozumiem.Trzyczwarte kobiet w Londynie wiele by zrobiło, żebyznalezć się na twoim miejscu.A ty zachowujesz siętak, jakby cię spotkało jakieś nieszczęście.Przecieżbaron jest miły, uprzejmy i niewiarygodnie bogaty.Więc czego się boisz?Caroline "wzruszyła ramionami.- To trudno wyjaśnić - mruknęła, bardziej do siebie niż do Giny.- Sama jego obecność sprawia, żemam ochotę uciec.Wydaje mi się zbyt potężny.Poza tym, mam wrażenie, że ukrywa jakąś tajemnicę,a ja wcale nie chcę jej poznać.Jessica nie bardzo wiedziała, jak zareagować.Kiedyś widziała w Hiszpanii klatkę, w której znajdowałsię lew z jagnięciem.Wszyscy mówili o tym, jaki toniezwykle miły widok, a ona wyobrażała sobie, jakmusi się czuć biedna owieczka.Pózniej dowiedziała71się, że lew w którymś momencie po prostu zjadabiedne zwierzątko, a wtedy dostaje kolejne.Niewiele wiedziała o baronie, ale odniosła wrażenie, że może być takim lwem.W takim przypadkuobawy Caroline były w pełni uzasadnione.Może jednak jej siostrzenicy brakowało doświadczenia z mężczyznami i stąd brały się wszystkie problemy?- Wiesz, Caro, baronowi musi chyba na tobie zależeć - zaczęła ostrożnie.- Przecież inaczej nie adorowałby cię tak ostentacyjnie.Zwłaszcza, że, jak rozumiem, nie ma z tobą łatwego życia.- Ja mu nie każę wciąż do nas przychodzić!- Może pokochał w tobie właśnie to, czego mu brakuje - ciągnęła Jessica, nie zważając na protesty.- Aagodność, spokój.Wiesz, przeciwieństwa często sięprzyciągają.- Przeciwieństwa może tak, ale woda i ogień nigdy -powiedziała z mocą Caroline i ponownie sięgnęła polutnię.Po chwili pokój napełniły niespokojne, gwałtowne dzwięki, które Jessice przypominały uciekająceprzed lwem jagniątka.5Lord Radford dopiero przy porto rozpoczął rozmowę na temat swoich zalotów.George pogodził sięjuż z tym, że przegra zakład.Minął mu nawet apetytna łososie.Pozostał tylko niesmak związany z samąistotą ich umowy.- Wiesz co, Jason, to jednak nie był najlepszy pomysł z tym ciągnięciem losów - zauważył.- W tensposób nie wybiera się żony.Baron, który właśnie sprawdzał klarowność wina,spojrzał na niego zza kieliszka.- Czy mnie słuch myli, czy też chcesz odwołać zakład? - zapytał kpiąco.- A może boisz się przegranej, co?George Fitzwilliam machnął nerwowo lewą ręką.- Nie, nie chodzi mi o te łowiska.Chętnie i tak sceduję na ciebie moje prawa.Tylko.- urwał i w zamyśleniu spojrzał na przyjaciela - kiedy was widzę razem,odnoszę takie wrażenie, jakbyście właśnie wracali z pogrzebu ukochanego wujka! I w dodatku przed chwilądowiedzieliście się, że nic wam nie zapisał! Nie, Jason!Nie chcę, żebyście oboje byli nieszczęśliwi do końcażycia.Małżeństwo to poważna sprawa.- Zgadzam się, mój drogi.A ja w dodatku przyrzekłem ciotce, że pozna niedługo nazwisko mojej narzeczonej.- Lord Radford rozłożył ręce, bacząc przy73tym, żeby nie rozlać porto.- Jak widzisz, jestem w sytuacji bez wyjścia.Przerwał na chwilę, żeby napić się wina.Smakowało doskonale, a jego czerwona, klarowna barwacieszyła oczy.- Oczywiście, panna Hanscombe w zupełności miodpowiada - podjął po chwili.- Co prawda jest w niejcoś.dziwnego, ale myślę, że będzie dobrą żoną.Chcęjutro porozmawiać o tym z jej ojcem.Tak swoją drogą, chyba zaproszę ich wszystkich do siebie do Wil-dehaven.Sezon już się przecież kończy, trzeba tylkokupić Caroline jakieś nowe stroje.Tak, to dobry pomysł - stwierdził zdecydowanie i wstał ze swego fo(tela.- A teraz wybacz, ale muszę cię opuścić.Obiecałem odebrać narzeczoną z wieczorku muzycznegou lady Beechwood.George natychmiast poszedł w jego ślady.- Ja też pojadę - powiedział.- Powinienem miećgdzieś tutaj zaproszenie.Chcę zobaczyć, jak ci pójdzie.Kamienica Beechwoodów leżała nieopodal, dlatego dotarli tam w ciągu paru minut.Od razu też stało się jasne, że są ostatnimi gośćmi.W holu nie byłonikogo poza służbą.Nawet gdyby nie znali domu,bez trudu odnalezliby drogę, gdyż z salonu dobiegały do nich jakieś nieziemskie dzwięki.Baron od razurozpoznał głos panny Smythe-Foot zmagającej sięz jedną z arii Mozarta.Im byli bliżej, tym większąmieli ochotę się wycofać.Podążali jednak wytrwalew kierunku jęków i wrzasków.Ta wytrwałość została w końcu nagrodzona, ponieważ aria zakończyła sięwreszcie miaukliwym crescendo.Wreszcie nastąpiła tak pożądana dla uszu przerwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]