[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to byłoniesamowicie wyczerpujące, chociaż ostateczny rezultat, jak mówiłem ci przez telefon, był wręcz cu-downy.Porwano też mojego psa, Barnabę, gdy szliśmy ulicą, i w trakcie całej tej afery postrzelonojednego człowieka.— Bardzo mi przykro.— Nie wspominając o przyjacielu i parafiance, która właśnie przeszła przeszczep serca, mimobardzo niesprzyjających okoliczności.— Reasumując, twoje codzienne obowiązki i objawy cukrzycy spotęgowane są jeszcze przezbrak jakiejkolwiek rozrywki i serię niezwykle stresujących przeżyć.Czy miałeś problemy ze snem?— Tak, w rzeczywistości to mój największy problem.— Czy byłeś ostatnio u lekarza?— Nie ostatnio.Był bardzo zajęty organizowaniem przeszczepu.— Marna wymówka.Tym mnie nie zbędziesz! Masz natychmiast wybrać się do lekarza.Pokiwał głową.— Masz moje słowo.— Chciałbym również skorzystać z prawa, jakie daje mi władza biskupia, i poprosić cię, żebyśzrobił coś jeszcze.Chcę, żebyś wyjechał na dwa miesiące.— Ale mam przecież chłopca i.— Nie interesuje mnie chłopiec ani żadne inne uwarunkowania czy okoliczności towarzysząceobecnie twojemu życiu.Być może brzmi to surowo i bezdusznie, ale to jedynie pozory.Chodzi mi otwoje dobro, i to nie dlatego, że jesteś moim przyjacielem, ale dlatego, że jesteś niezmiernie cenny dlatej diecezji i bardzo chciałbym, żeby tak pozostało.Zawsze wiedziałeś, jak dbać o każdą rzecz i każ-dego człowieka, z wyjątkiem siebie.Mówię to z pełnym przekonaniem i otwarcie, ponieważ sam mamidentyczną słabość, i wierz mi, jest to słabość.Bóg pobłogosławił mnie żoną, która nade mną czuwa,ale ty nie masz takiej osoby.Jeśli nadal chcesz, aby twoje życie było częścią ciała Chrystusa, Timothy,musisz natychmiast podjąć działania, aby odzyskać siły, zregenerować ducha i pomnożyć energię.Mówisz mi, że czujesz się jak pozbawione wszystkich soków drzewo, ale świetna kondycja twojej pa-rafii żywo temu zaprzecza.„A więc: poznacie ich po ich owocach" — powiedział Chrystus.W ten samsposób oceniam ciebie, przyjacielu, po twoich owocach.Nie zawiodłeś Jego, nie zawiodłeś mnie i nieL Rzawiodłeś swojej parafii.Cały czas jednak w haniebny sposób zawodziłeś siebie.Ogarnęło go nagle poczucie złości i irytacji.Zaczął żałować, że w ogóle przyjechał.Dlaczegonie spróbował sam poradzić sobie z problemem, nie powziął własnych postanowień? Stuart udzielałmu reprymendy niczym dziecku, co było dla niego nieprzyjemnym szokiem.Czuł, że jego skóra robisię wilgotna od lepkiego potu.— Myślisz, że rozmawianie z tobą w taki sposób to dla mnie przyjemność? — zapytał Stuart.—Zdecydowanie nie.Jestem jednak do tego zmuszony.Jeśli potrzebujesz pieniędzy, żeby wyjechać,zajmiemy się tym natychmiast.— Nie chodzi o pieniądze.— Przypominam sobie, że twoja mama zostawiła ci znaczną sumę, jeśli jeszcze wszystkiego nierozdałeś.— No nie.Trochę mi jeszcze zostało — odparł, czerwieniejąc.Biskup odczekał chwilę.— Powiedz mi.a co z Cynthią? Czy ona coś dla ciebie znaczy?— Tak mi się zdaje.— Mówisz to dość niepewnie.— Nie mam wątpliwości, czy Cynthia coś dla mnie znaczy — nie jestem jedynie pewien, co tooznacza.— Chodzi ci o to, czy na przykład mogłoby to oznaczać małżeństwo?— Tak, a jeśli tak, to czy jest to właściwe i korzystne posunięcie na tym etapie mojego życia, iczy byłoby korzystne dla niej.— Wydaje mi się, że ma dla ciebie wiele ciepłego uczucia.Zdał sobie sprawę, że dużo łatwiej przychodzi mu rozmowa na temat Cynthii niż mozolne wał-kowanie problemu własnego duchowego regresu.— Zaproponowała mi.— odchrząknął — żebyśmy ze sobą chodzili.Stuart roześmiał się na głos.— Ależ to cudownie! Po prostu wspaniale!Czekał niecierpliwie, aż Stuart skończy się śmiać.A niech to! Po co w ogóle o tym wspominał?— Był to z pewnością akt odwagi z jej strony.— Tak mi powiedziała.— Jak brzmiała twoja odpowiedź?— Poprosiła, żebym się nad tym zastanowił.i cały czas się zastanawiam.Oczy Stuarta błyszczały z rozbawienia.— Gdy już to przemyślisz, mam nadzieję, że powiadomisz mnie o rezultacie.Cynthia mi siępodoba, działa tak łagodząco.A wydaje mi się, że właśnie tego ci potrzeba.Zboczyli trochę z omawianego tematu i najwyraźniej musiał z powrotem nakierować ich dysku-L Rsję na właściwe tory.— Czy proponujesz, żebym kontynuował pracę? Zrobił sobie przerwę i pracował dalej?— Tak.Odkąd napisałeś do mnie ten list kilka miesięcy temu, niczego w swoim życiu niezmieniłeś.Najwyższy czas coś z tym zrobić, odpocząć, ze świeżym umysłem poradzić się w tej spra-wie Boga.Chciałbym, żebyś szybko pozałatwiał wszystkie swoje sprawy i wyjechał.Na twoje miejscemożemy przysłać ojca Johna, jeśli ci to odpowiada.Doskonale wtopi się w twoją parafię i możesz byćspokojny, że w czasie twojej nieobecności nie wywróci wszystkiego do góry nogami.— Bardzo dobrze — odpowiedział, uśmiechając się.— Jeszcze jeden raz przyparłeś mnie domuru.Obaj mężczyźni wstali i biskup zaśmiał się, obejmując przyjaciela.— Tak, ale robię to tylko raz na trzydzieści pięć lat!Minęło już więc trzydzieści pięć lat, odkąd Stuart pomógł mu podjąć decyzję w sprawie PeggyCramer.— Stuart — powiedział, gdy zatrzymali się na chwilę przy drzwiach prowadzących na korytarz— chciałbym zrobić coś nieortodoksyjnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl