[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pulpet skrzyżował ręce na piersiach i odwrócił wzrok.- Jak sobie chcesz.- Co to za miejsce?Kiedy poczułam, że wzrok Liama znów koncentruje się na mnie, natychmiastprzeniosłam uwagę na Zu, która wydawała się nieco zdezorientowana.Wez się w garść,rozkazałam sobie, uspokój się.Nie bałam się ich - nawet Pulpeta.No, może trochę, kiedy pozwalałam sobie myśleć otym, jak łatwo mogę im zrujnować życie, albo kiedy wyobrażałam sobie, jak bylibyprzerażeni, gdyby dowiedzieli się, kim naprawdę jestem.Kiedy byłam z nimi, nie wiedziałam,co mówić ani jak się zachowywać.Każdy mój krok, każde słowo, które padało z moich ust,wydawały się niezręczne, kłujące lub ostre.Zaczynałam się martwić, że to uczucieniepewności i skrępowania nigdy mnie nie opuści.Już i tak czułam się jak królowaodmieńców.Nie potrzebowałam sobie przypominać o tym, że nie umiem się normalniekomunikować z innymi ludzmi.Liam westchnął i podrapał się po głowie.- Pierwszy raz usłyszeliśmy o East River od dzieciaków, z którymi byliśmy w obozie.Podobno jest to miejsce, gdzie trafiają i mieszkają razem wszystkie dzieci, które znalazły sięna wolności.Uciekinier, który tym wszystkim dowodzi, potrafi cię skontaktować z rodzicamiw taki sposób, by nie dowiedziało się o tym SSP.Mają tam jedzenie, miejsca do spania i takdalej.Problem polega na tym, że trudno jest ich znalezć.Dzięki informacjom uzyskanym odkilku dość pomocnych Niebieskich, których spotkaliśmy w Ohio, udało nam sięwydedukować, że powinno to być gdzieś w tych okolicach.To jedno z tych miejsc.-.o których nie powinno się nikomu wspominać? - dokończyłam.- Ale kim jest tenUciekinier?Liam wzruszył ramionami.- Tego nikt nie wie.Chociaż.cóż, pewnie ludzie wiedzą, ale nic nie mówią.Krążą onim za to dość niesamowite plotki.%7łołnierze SSP nadali mu ten przydomek, ponieważpodobno uciekł im aż cztery razy.Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby to jakoś skomentować.- Reszta z nas powinna się wstydzić, prawda? Czułem do siebie pogardę, dopóki niedotarły do mnie plotki, że - Liam się wzdrygnął - on jest jednym z tamtych.Pomarańczowych.Kiedy to słowo zagrzmiało wokół mnie, zamarłam.Liam chciał jeszcze cośpowiedzieć, tym razem już bez obrzydzenia, ale tak mocno zaczęło mi szumieć w uszach, żenie dotarło do mnie ani jedno słowo.Uciekinier.Ktoś, kto mógł pomóc dzieciakom dotrzeć do domu.Oczywiście jeślimiały dom, do którego mogły wrócić, i rodziców, którzy je pamiętali i którzy chcieli jeprzyjąć.Jeśli miały życie, do którego mogły wrócić.Był to też pewnie ostatni ocalały Pomarańczowy.Zacisnęłam powieki i na wszelki wypadek przycisnęłam do nich dłonie.Niezasługiwałam na jego pomoc, a przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.Nawet gdyby udało mi się skontaktować z rodzicami, przecież nie przyjęliby z otwartymiramionami dziewczyny, którą uważali za obcą.Była jeszcze babcia, nie wiedziałam jednak,gdzie teraz przebywa i czy w ogóle zechce mnie do siebie przyjąć po tym, co zrobiłam.- Po co wam w ogóle jego pomoc? - przerwałam, nadal nieco oszołomiona.- Niemożecie po prostu pojechać do domu?- Pomyśl trochę, Zielona - powiedział Pulpet.- Nie możemy jechać do domu, bo SSPprawdopodobnie obserwuje naszych rodziców.Liam potrząsnął głową i w końcu zdjął okulary.Wydawał się wykończony.Skóra podjego oczami była obwisła i sinawa.- Musisz być bardzo ostrożna.Czy ty w ogóle chcesz, żebym odstawił cię na autobus?Bo my bardzo chętnie cię.- Nie! - odparł Pulpet.- Nic z tego! I tak zmarnowaliśmy na nią zbyt dużo czasu i toprzez nią Liga depcze nam po piętach.Poczułam ostry ból, który przeszył mnie po lewej stronie klatki piersiowej, tuż nadsercem.Miał rację.Dla nas wszystkich byłoby lepiej, gdyby podrzucili mnie na najbliższyprzystanek i mieli mnie z głowy.Choć zdawałam sobie z tego sprawę, równie mocno jak oni marzyłam też o tym, byznalezć tego całego Uciekiniera.Nie mogłam jednak prosić, żeby mnie przygarnęli.Niemogłam im się dłużej narzucać ani ryzykować, że zniszczę ich tymi niewidzialnymi palcami,które zdawały się rozrywać na strzępy każdą relację, jaką udawało mi się zbudować.GdybyLiga nas dopadła i ich zabrała, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.Nigdy.Postanowiłam, że jeśli mam odnalezć Uciekiniera, muszę to zrobić na własną rękę.Wydawało mi się, że przywykłam do myśli o samotnym życiu i że świadomość, iż nie będęmusiała żyć w ciągłym strachu przed wślizgnięciem się komuś do głowy, przyniesie mi ulgę.Ale nie chciałam tego.Nie chciałam znalezć się sama pod szarym, zachmurzonym niebem iczuć przejmujący do szpiku kości zimny podmuch.- Czyli to nie jest East River - powiedziałam, zerkając na najbliższą przyczepę.- Może kiedyś było - odparł Liam.- Pewnie od czasu do czasu zmieniają miejsce.Wcześniej nie przyszło mi to do głowy.- A może zabrało ich już SSP - mruknął Pulpet.- Może dawniej było tu East River, ateraz żadnego East River już nie ma i będziemy musieli znalezć jakiś sposób, żeby dostarczyćlist Jacka i sami jakoś dotrzeć do domu, tylko że oczywiście nam się to nie uda, ponieważdorwą nas łowcy nagród, którzy zamkną nas z powrotem w obozie, tym razem jednak.- Dziękujemy ci za przedstawienie nam tej optymistycznej wizji, Pulpet - wciął sięLiam.- Przyznaj, że mogę mieć rację.- Możesz się również mylić - stwierdził Liam i położył dłoń na głowie Zu, jakbychciał jej dodać otuchy.- Tak czy siak, musimy wierzyć, że to był tylko fałszywy trop.Zobaczymy, czy uda nam się tu znalezć coś przydatnego, a potem możemy ruszać w drogę.- No nareszcie.Mam dość marnowania czasu na sprawy, które nie mają znaczenia.-Pulpet wetknął ręce do kieszeni spodni i ruszył w moją stronę.Gdybym nie odskoczyła,trąciłby mnie ramieniem tak mocno, że poleciałabym w tył.Odwróciłam się i patrzyłam, jak idzie ścieżką, skopując z drogi śmieci i kamienie.Liam stanął przy mnie z ramionami splecionymi na piersi.- Nie bierz tego do siebie - powiedział.Musiałam wydać jakiś dzwięk, którysugerował, że nie wierzę w jego słowa, ponieważ mówił dalej.- To znaczy.No dobrze,chłopak jest gderliwym siedemdziesięciolatkiem uwięzionym w ciele siedemnastolatka, alezachowuje się tak tylko po to, żeby cię zrazić.Na razie mu się to udaje, pomyślałam.- Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale jest tak samo zestresowany i przerażonyjak my.Chcę chyba powiedzieć, że mimo tych wszystkich docinków, którymi cię częstuje,to naprawdę dobry chłopak.Jeżeli to przetrzymasz, znajdziesz w nim oddanego przyjaciela.On po prostu jest przerażony tym, co może się stać, zwłaszcza z Zu, jeżeli znów nas złapią.Po tych słowach podniosłam wzrok, ale Liam szedł już w stronę oddalonego skupiskapoobijanych przyczep.Przez ułamek sekundy chciałam za nim iść, ale kątem oka zauważyłamZu, która wymachując żółtymi rękawiczkami, skakała od przyczepy do przyczepy i wspinałasię na palce, żeby zajrzeć do kamperów przez rozbite okienka.W pewnym momencie zaczęłasię nawet wczołgiwać do wraku jednego z nich, który wyglądał, jak gdyby uderzyło w niegotornado.Zwisający na dwóch lichych zawiasach metalowy dach chwiał się i kołysał podwpływem wiatru i deszczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Pulpet skrzyżował ręce na piersiach i odwrócił wzrok.- Jak sobie chcesz.- Co to za miejsce?Kiedy poczułam, że wzrok Liama znów koncentruje się na mnie, natychmiastprzeniosłam uwagę na Zu, która wydawała się nieco zdezorientowana.Wez się w garść,rozkazałam sobie, uspokój się.Nie bałam się ich - nawet Pulpeta.No, może trochę, kiedy pozwalałam sobie myśleć otym, jak łatwo mogę im zrujnować życie, albo kiedy wyobrażałam sobie, jak bylibyprzerażeni, gdyby dowiedzieli się, kim naprawdę jestem.Kiedy byłam z nimi, nie wiedziałam,co mówić ani jak się zachowywać.Każdy mój krok, każde słowo, które padało z moich ust,wydawały się niezręczne, kłujące lub ostre.Zaczynałam się martwić, że to uczucieniepewności i skrępowania nigdy mnie nie opuści.Już i tak czułam się jak królowaodmieńców.Nie potrzebowałam sobie przypominać o tym, że nie umiem się normalniekomunikować z innymi ludzmi.Liam westchnął i podrapał się po głowie.- Pierwszy raz usłyszeliśmy o East River od dzieciaków, z którymi byliśmy w obozie.Podobno jest to miejsce, gdzie trafiają i mieszkają razem wszystkie dzieci, które znalazły sięna wolności.Uciekinier, który tym wszystkim dowodzi, potrafi cię skontaktować z rodzicamiw taki sposób, by nie dowiedziało się o tym SSP.Mają tam jedzenie, miejsca do spania i takdalej.Problem polega na tym, że trudno jest ich znalezć.Dzięki informacjom uzyskanym odkilku dość pomocnych Niebieskich, których spotkaliśmy w Ohio, udało nam sięwydedukować, że powinno to być gdzieś w tych okolicach.To jedno z tych miejsc.-.o których nie powinno się nikomu wspominać? - dokończyłam.- Ale kim jest tenUciekinier?Liam wzruszył ramionami.- Tego nikt nie wie.Chociaż.cóż, pewnie ludzie wiedzą, ale nic nie mówią.Krążą onim za to dość niesamowite plotki.%7łołnierze SSP nadali mu ten przydomek, ponieważpodobno uciekł im aż cztery razy.Byłam zbyt wstrząśnięta, żeby to jakoś skomentować.- Reszta z nas powinna się wstydzić, prawda? Czułem do siebie pogardę, dopóki niedotarły do mnie plotki, że - Liam się wzdrygnął - on jest jednym z tamtych.Pomarańczowych.Kiedy to słowo zagrzmiało wokół mnie, zamarłam.Liam chciał jeszcze cośpowiedzieć, tym razem już bez obrzydzenia, ale tak mocno zaczęło mi szumieć w uszach, żenie dotarło do mnie ani jedno słowo.Uciekinier.Ktoś, kto mógł pomóc dzieciakom dotrzeć do domu.Oczywiście jeślimiały dom, do którego mogły wrócić, i rodziców, którzy je pamiętali i którzy chcieli jeprzyjąć.Jeśli miały życie, do którego mogły wrócić.Był to też pewnie ostatni ocalały Pomarańczowy.Zacisnęłam powieki i na wszelki wypadek przycisnęłam do nich dłonie.Niezasługiwałam na jego pomoc, a przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu tego słowa.Nawet gdyby udało mi się skontaktować z rodzicami, przecież nie przyjęliby z otwartymiramionami dziewczyny, którą uważali za obcą.Była jeszcze babcia, nie wiedziałam jednak,gdzie teraz przebywa i czy w ogóle zechce mnie do siebie przyjąć po tym, co zrobiłam.- Po co wam w ogóle jego pomoc? - przerwałam, nadal nieco oszołomiona.- Niemożecie po prostu pojechać do domu?- Pomyśl trochę, Zielona - powiedział Pulpet.- Nie możemy jechać do domu, bo SSPprawdopodobnie obserwuje naszych rodziców.Liam potrząsnął głową i w końcu zdjął okulary.Wydawał się wykończony.Skóra podjego oczami była obwisła i sinawa.- Musisz być bardzo ostrożna.Czy ty w ogóle chcesz, żebym odstawił cię na autobus?Bo my bardzo chętnie cię.- Nie! - odparł Pulpet.- Nic z tego! I tak zmarnowaliśmy na nią zbyt dużo czasu i toprzez nią Liga depcze nam po piętach.Poczułam ostry ból, który przeszył mnie po lewej stronie klatki piersiowej, tuż nadsercem.Miał rację.Dla nas wszystkich byłoby lepiej, gdyby podrzucili mnie na najbliższyprzystanek i mieli mnie z głowy.Choć zdawałam sobie z tego sprawę, równie mocno jak oni marzyłam też o tym, byznalezć tego całego Uciekiniera.Nie mogłam jednak prosić, żeby mnie przygarnęli.Niemogłam im się dłużej narzucać ani ryzykować, że zniszczę ich tymi niewidzialnymi palcami,które zdawały się rozrywać na strzępy każdą relację, jaką udawało mi się zbudować.GdybyLiga nas dopadła i ich zabrała, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.Nigdy.Postanowiłam, że jeśli mam odnalezć Uciekiniera, muszę to zrobić na własną rękę.Wydawało mi się, że przywykłam do myśli o samotnym życiu i że świadomość, iż nie będęmusiała żyć w ciągłym strachu przed wślizgnięciem się komuś do głowy, przyniesie mi ulgę.Ale nie chciałam tego.Nie chciałam znalezć się sama pod szarym, zachmurzonym niebem iczuć przejmujący do szpiku kości zimny podmuch.- Czyli to nie jest East River - powiedziałam, zerkając na najbliższą przyczepę.- Może kiedyś było - odparł Liam.- Pewnie od czasu do czasu zmieniają miejsce.Wcześniej nie przyszło mi to do głowy.- A może zabrało ich już SSP - mruknął Pulpet.- Może dawniej było tu East River, ateraz żadnego East River już nie ma i będziemy musieli znalezć jakiś sposób, żeby dostarczyćlist Jacka i sami jakoś dotrzeć do domu, tylko że oczywiście nam się to nie uda, ponieważdorwą nas łowcy nagród, którzy zamkną nas z powrotem w obozie, tym razem jednak.- Dziękujemy ci za przedstawienie nam tej optymistycznej wizji, Pulpet - wciął sięLiam.- Przyznaj, że mogę mieć rację.- Możesz się również mylić - stwierdził Liam i położył dłoń na głowie Zu, jakbychciał jej dodać otuchy.- Tak czy siak, musimy wierzyć, że to był tylko fałszywy trop.Zobaczymy, czy uda nam się tu znalezć coś przydatnego, a potem możemy ruszać w drogę.- No nareszcie.Mam dość marnowania czasu na sprawy, które nie mają znaczenia.-Pulpet wetknął ręce do kieszeni spodni i ruszył w moją stronę.Gdybym nie odskoczyła,trąciłby mnie ramieniem tak mocno, że poleciałabym w tył.Odwróciłam się i patrzyłam, jak idzie ścieżką, skopując z drogi śmieci i kamienie.Liam stanął przy mnie z ramionami splecionymi na piersi.- Nie bierz tego do siebie - powiedział.Musiałam wydać jakiś dzwięk, którysugerował, że nie wierzę w jego słowa, ponieważ mówił dalej.- To znaczy.No dobrze,chłopak jest gderliwym siedemdziesięciolatkiem uwięzionym w ciele siedemnastolatka, alezachowuje się tak tylko po to, żeby cię zrazić.Na razie mu się to udaje, pomyślałam.- Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale jest tak samo zestresowany i przerażonyjak my.Chcę chyba powiedzieć, że mimo tych wszystkich docinków, którymi cię częstuje,to naprawdę dobry chłopak.Jeżeli to przetrzymasz, znajdziesz w nim oddanego przyjaciela.On po prostu jest przerażony tym, co może się stać, zwłaszcza z Zu, jeżeli znów nas złapią.Po tych słowach podniosłam wzrok, ale Liam szedł już w stronę oddalonego skupiskapoobijanych przyczep.Przez ułamek sekundy chciałam za nim iść, ale kątem oka zauważyłamZu, która wymachując żółtymi rękawiczkami, skakała od przyczepy do przyczepy i wspinałasię na palce, żeby zajrzeć do kamperów przez rozbite okienka.W pewnym momencie zaczęłasię nawet wczołgiwać do wraku jednego z nich, który wyglądał, jak gdyby uderzyło w niegotornado.Zwisający na dwóch lichych zawiasach metalowy dach chwiał się i kołysał podwpływem wiatru i deszczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]