[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak czy owak, zrobił wszystko,co w jego mocy, być może dając Adisli więcej czasu na ucieczkę.Oby. Tylne szeregi muszą naprzeć na wroga w chwili, gdy tenzewrze się z nami zarządził Bragi. To dlatego berserkowiespłaszczyli nasz mur bo nie napieraliście.Musicie napierać.Wprzeciwnym razie nas zmiotą.Pod swym sztandarem król Danów sprawiał wrażeniespokojnego i pewnego siebie, niemal jowialnego, bardziej człekamającego właśnie powitać gości w dniu uczty niż woja na placu boju.Przemawiał do kogoś do prawdziwego cudaka.Wali w życiu niewidział nikogo podobnego.Cudzoziemiec jak się patrzy, ubrany wniebieską tunikę, coś na kształt spódniczki i spodnie, wszystkoobrębione czerwienią.Na głowie nosił niebieską czapę, której góramiała kształt opadającej czteroramiennej gwiazdy.A ten to niby kto? Ico robi w towarzystwie Danów? Wali pomyślał, że odpowiadał opisommężczyzn z północnego szczepu Wielorybaków, sławetnychczarowników.Król wskazywał ręką na lewo i na prawo, rozważającmożliwości. Musi uderzyć od frontu mruknął Wali. Musi!Wiedział jednak dobrze, że Haarik miał czas, by przygotowaćposiłek, nawet się przespać, a następnego ranka ich oskrzydlić.Jeden zduńskich jarlów zataczał łuk ręką, wskazując, że powinni pójść naokołozbocza.Gdyby tak zrobili, choćby tylko wysyłając tą drogą dziesięciuludzi, obrońców czekałaby niechybna klęska.Tak czy owak, stali nastraconej pozycji, lecz jeśli pozostawał choć cień nadziei nazwycięstwo, to wiązał się on z czołowym starciem.Wtem Walizobaczył piękny obrazek.Duński król pokręcił głową, zaśmiał się ipoklepał jarla po ramieniu.Był zbyt dumny, by podejść do natarcia wrozumny sposób wyraznie zamierzał zmieść mur frontalnym atakiem.Król założył hełm i chwycił włócznię. No dawaj dopingował go Wali. Dawaj.Wtem zobaczył, że wraże siły się dzielą.Jedna grupa wojówposzła w lewo, druga w prawo, zostawiając od frontu okołopięćdziesięciu ludzi.A gdzie się podział król? Jego sztandar wciąż tkwiłna miejscu, ale on sam gdzieś zniknął.Wali nie miał czasu się nad tymgłowić.Frontalne siły były teraz bardziej wyrównane, lecz książę stanąłw obliczu grozby wtórnego ataku od tylu i okrążenia.Cóż miał czynić?W hnefataflu czasem stosowano taktykę zwaną obroną z rozpędu.Tooznaczało, że nawet jeśli przeciwnik miał lepszą pozycję, obrońca miałprzewagę czasu.Jeśli tylko jej nie zaprzepaścił, to przeciwnik nie miałszansy na koncentrację najgrozniejszych pionów.W tym wypadku byłotak samo brak czasu na wymyślną taktykę czy manewry.Musieli poprostu wybić wrogów na przedzie nim ci za plecami przyjdą im wsukurs.Bragi, przyciśnięty do boku Waliego, zrozumiał wagę tego, costało się przed chwilą. Wygląda na to, że musimy walczyć szybko, panie.Wali skinął głową.Wciąż wolał zostać schwytany przez Danów,sprzedany w niewolę lub zabity, niż spędzać kolejny wieczór wtowarzystwie Bragiego, jednak lojalność tego człowieka i, na dodatek,jego niebagatelne umiejętności, imponowały mu.Błyskawicznie oceniłsytuację, nie dzięki rozważaniom, jak Wali, lecz instynktownie. Wrodziłeś się w ojca ozwał się Bragi. Nie sądziłem, żekiedyś to powiem, ale taka jest prawda.Bo wiesz, od wielu lat chodząsłuchy, że kupił cię na Wyspie Zachodu i sromotnie przepłacił.Toż tokłamstwo obrzydliwe! Ty to dopiero umiesz pokrzepić człowieka odparł Wali zprzekąsem, lecz posłał Bragiemu dość niewymuszony uśmiech. Sam rozumiesz, czemu ludzie tak myślą.Przecież z ciebie takipaskudny, ciemny skurczybyk i tak dalej.Wali spojrzał na wroga.Woje na przedzie właśnie dobylimieczy.Starcie wisiało w powietrzu. Bragi? rzekł. Tak, panie? Mam prośbę: jeśli dotrzemy do Walhalli. Tak, panie?.to nie siadaj obok mnie.Staruszek roześmiał się, aż mu łzy pociekły. Król z ciebie, panie, król ani chybi wydukał, rechocząc.Bragi powiedział mu niegdyś, że śmierć to szlachetna rzecz, aleWali uznał to wówczas za kolejną prostacką bzdurę.Teraz atoli, jenoprzez chwilę, mógł poczuć ciepło słońca na twarzy, zapach dymu zpłonącej wioski, zważyć włócznię w ręku i dać wiarę tym słowom.Wtych szeregach czuło się braterstwo, którego nigdy wcześniej niedoznał, więz z towarzyszami broni, wykraczającą daleko poza zwykłesympatie i antypatie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Tak czy owak, zrobił wszystko,co w jego mocy, być może dając Adisli więcej czasu na ucieczkę.Oby. Tylne szeregi muszą naprzeć na wroga w chwili, gdy tenzewrze się z nami zarządził Bragi. To dlatego berserkowiespłaszczyli nasz mur bo nie napieraliście.Musicie napierać.Wprzeciwnym razie nas zmiotą.Pod swym sztandarem król Danów sprawiał wrażeniespokojnego i pewnego siebie, niemal jowialnego, bardziej człekamającego właśnie powitać gości w dniu uczty niż woja na placu boju.Przemawiał do kogoś do prawdziwego cudaka.Wali w życiu niewidział nikogo podobnego.Cudzoziemiec jak się patrzy, ubrany wniebieską tunikę, coś na kształt spódniczki i spodnie, wszystkoobrębione czerwienią.Na głowie nosił niebieską czapę, której góramiała kształt opadającej czteroramiennej gwiazdy.A ten to niby kto? Ico robi w towarzystwie Danów? Wali pomyślał, że odpowiadał opisommężczyzn z północnego szczepu Wielorybaków, sławetnychczarowników.Król wskazywał ręką na lewo i na prawo, rozważającmożliwości. Musi uderzyć od frontu mruknął Wali. Musi!Wiedział jednak dobrze, że Haarik miał czas, by przygotowaćposiłek, nawet się przespać, a następnego ranka ich oskrzydlić.Jeden zduńskich jarlów zataczał łuk ręką, wskazując, że powinni pójść naokołozbocza.Gdyby tak zrobili, choćby tylko wysyłając tą drogą dziesięciuludzi, obrońców czekałaby niechybna klęska.Tak czy owak, stali nastraconej pozycji, lecz jeśli pozostawał choć cień nadziei nazwycięstwo, to wiązał się on z czołowym starciem.Wtem Walizobaczył piękny obrazek.Duński król pokręcił głową, zaśmiał się ipoklepał jarla po ramieniu.Był zbyt dumny, by podejść do natarcia wrozumny sposób wyraznie zamierzał zmieść mur frontalnym atakiem.Król założył hełm i chwycił włócznię. No dawaj dopingował go Wali. Dawaj.Wtem zobaczył, że wraże siły się dzielą.Jedna grupa wojówposzła w lewo, druga w prawo, zostawiając od frontu okołopięćdziesięciu ludzi.A gdzie się podział król? Jego sztandar wciąż tkwiłna miejscu, ale on sam gdzieś zniknął.Wali nie miał czasu się nad tymgłowić.Frontalne siły były teraz bardziej wyrównane, lecz książę stanąłw obliczu grozby wtórnego ataku od tylu i okrążenia.Cóż miał czynić?W hnefataflu czasem stosowano taktykę zwaną obroną z rozpędu.Tooznaczało, że nawet jeśli przeciwnik miał lepszą pozycję, obrońca miałprzewagę czasu.Jeśli tylko jej nie zaprzepaścił, to przeciwnik nie miałszansy na koncentrację najgrozniejszych pionów.W tym wypadku byłotak samo brak czasu na wymyślną taktykę czy manewry.Musieli poprostu wybić wrogów na przedzie nim ci za plecami przyjdą im wsukurs.Bragi, przyciśnięty do boku Waliego, zrozumiał wagę tego, costało się przed chwilą. Wygląda na to, że musimy walczyć szybko, panie.Wali skinął głową.Wciąż wolał zostać schwytany przez Danów,sprzedany w niewolę lub zabity, niż spędzać kolejny wieczór wtowarzystwie Bragiego, jednak lojalność tego człowieka i, na dodatek,jego niebagatelne umiejętności, imponowały mu.Błyskawicznie oceniłsytuację, nie dzięki rozważaniom, jak Wali, lecz instynktownie. Wrodziłeś się w ojca ozwał się Bragi. Nie sądziłem, żekiedyś to powiem, ale taka jest prawda.Bo wiesz, od wielu lat chodząsłuchy, że kupił cię na Wyspie Zachodu i sromotnie przepłacił.Toż tokłamstwo obrzydliwe! Ty to dopiero umiesz pokrzepić człowieka odparł Wali zprzekąsem, lecz posłał Bragiemu dość niewymuszony uśmiech. Sam rozumiesz, czemu ludzie tak myślą.Przecież z ciebie takipaskudny, ciemny skurczybyk i tak dalej.Wali spojrzał na wroga.Woje na przedzie właśnie dobylimieczy.Starcie wisiało w powietrzu. Bragi? rzekł. Tak, panie? Mam prośbę: jeśli dotrzemy do Walhalli. Tak, panie?.to nie siadaj obok mnie.Staruszek roześmiał się, aż mu łzy pociekły. Król z ciebie, panie, król ani chybi wydukał, rechocząc.Bragi powiedział mu niegdyś, że śmierć to szlachetna rzecz, aleWali uznał to wówczas za kolejną prostacką bzdurę.Teraz atoli, jenoprzez chwilę, mógł poczuć ciepło słońca na twarzy, zapach dymu zpłonącej wioski, zważyć włócznię w ręku i dać wiarę tym słowom.Wtych szeregach czuło się braterstwo, którego nigdy wcześniej niedoznał, więz z towarzyszami broni, wykraczającą daleko poza zwykłesympatie i antypatie [ Pobierz całość w formacie PDF ]