[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sydnam wierzy,\e to walijskie powietrze tak działa.Sydnam stał tu\ obok, więc Claudia podała mu rękę, pamiętając, \ebywyciągnąć lewą, bo nie miał prawego ramienia.Potrząsnął jej dłonią,uśmiechając się tym swoim czarującym krzywym uśmiechem - poparze-nia z prawej strony twarzy zniszczyły część nerwów.- Claudio - przywitał się.- Miło cię znowu widzieć.Anne wzięła go pod ramię i spojrzała na Claudię rozświetlonymioczami.- Mamy wspaniałe nowiny - zdradziła.- I opowiadamy o tym ka\demu, kto tylko chce słuchać.- Popatrzyła na mę\a ze śmiechem.- No,dobrze, to ja wszystkim o tym opowiadam.Sydnam jest na to za skromny.Jego trzy obrazy zostaną jesienią wystawione w Królewskiej AkademiiSztuk Pięknych.Czy to nie fantastyczne?W pobli\u rozległ się głośny pisk i podbiegła do nich hrabina Ros-thorn, ściskając Sydnama Butlera ze wszystkich sił.- Syd! - zawołała.- Czy to prawda? Och, taka jestem szczęśliwa,\e chyba się rozpłaczę.No i popatrz, ju\ płaczę.Ale\ ze mnie głuptas.Wiedziałam, \e cię na to stać.Po prostu wiedziałam.Gervase, chodz tutaji posłuchaj, co oni mówią, i przynieś mi, proszę, chusteczkę.Pan Butler przed wojną w Hiszpanii, w której stracił prawą rękę i oko,był utalentowanym malarzem.Potem został zarządcą, przekonawszy169księcia Bewcastle'a, \eby mu powierzył część swojego majątku w Walii.Po ślubie z Anne przed dwoma laty za namową \ony znowu zaczął malo-wać, u\ywając lewej dłoni i ust.Claudia wzięła Anne za ramię i uścisnęła ją serdecznie.- Tak się cieszę, Anne - powiedziała.- A jak tam mały David? I Megan?David Jewell był synem Anne, urodził się dziewięć lat wcześniej, ni\Anno poznała pana Butlera.Kiedy uczyła w szkole w Bath, David miesz-kał tam razem z nią.Po ich wyjezdzie Claudii brakowało chłopczyka nie-mal tak bardzo, jak samej Anne.Ale prawie nie usłyszała, co przyjaciółka odpowiada na jej pytanie, bowłaśnie zobaczyła markiza Attingsborough.Rozmawiał z księ\ną Bew-castle i lady Hallmere.Imponująco wysoki i przystojny, uśmiechał się isprawiał wra\enie bardzo szczęśliwego.Wygląda jak ktoś całkiem obcy, pomyślała Claudia.Jednak w tej samejchwili ich spojrzenia spotkały się nad głowami gości rozmawiających w za-tłoczonym holu i wiedziała, \e to ten sam człowiek, który w przeciągu kil-ku tygodni spędzonych w Londynie stał jej się tak dziwnie drogi i bliski.Za moment zorientowała się, \e on zmierza w jej stronę.Odwróciłasię od Anne, \eby się przywitać.- Panno Martin.- Podał jej rękę.- Lordzie Attingsborough.- Odwzajemniła jego gest.- Co z Lizzie? - spytał, zni\ając głos.- Wyjątkowo dobrze sobie radzi - uspokoiła go Claudia.- Znalazłaju\ nowe przyjaciółki i plecie wianki ze stokrotek.A Horacy nie ma wsobie za grosz lojalności: porzucił mnie nieodwołalnie i chodzi za nią jakcień.Stajenny księcia robi dla niego obro\ę i smycz, \eby mógł pro-wadzić Lizzie.Pies chyba się orientuje, \e ona potrzebuje opieki; myślę,\e przy odpowiedniej tresurze mógłby dla niej być niezastąpionym kom-panem.- Wianki ze stokrotek? - Uniósł brwi.- To wcale nie przekracza jej mo\liwości - wyjaśniła.- Potrafi prze-cie\ znalezć w trawie stokrotki, a samo plecenie nie jest znowu takietrudne.Chodzi teraz ciągle obwieszona girlandami i wieńcami.Uśmiechnął się.- A przyjaciółki?170- Agnes Ryde, najbardziej bojowa z moich uczennic, sama się mianowała jej opiekunką - powiedziała mu.- A Molly Wiggins i Doris Chalmersrywalizują o pozycję jej najlepszej przyjaciółki.Choć myślę, \e w zasadzieta rywalizacja ju\ się rozstrzygnęła, bo Molly pierwsza wpadła na ten pomysł, a do tego dzieli pokój z Lizzie.Są praktycznie nierozłączne.Twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu.Ale nie zdą\yli porozmawiaćdłu\ej, bo panna Hunt, wyjątkowo tego wieczoru śliczna w samych ró-\ach, zjawiła się u jego boku i wzięła go pod ramię.Uśmiechnęła się doniego, a Claudii raczyła skinąć głową.- Chodz, musisz porozmawiać z księciem i księ\ną Bewcastle - zarządziła.- Stoją tam, z mamą i papą.Skłonił się Claudii i odszedł razem z narzeczoną.Claudia stanowczo otrząsnęła się z przygnębienia, które dręczyło jąod rana.To doprawdy upokarzające - pragnąć mę\czyzny, który nale\ydo innej.Ale oto z jednej strony szła ku niej Susanna, uśmiechając sięradośnie na powitanie, a z drugiej podchodził Charlie, z równie serdecz-nym uśmiechem na ustach.Miała wszelkie powody ku temu, \eby byćzadowolona.I była, naprawdę.W sumie Joseph czuł się szczęśliwy.Jego oświadczyny zostały \yczli-wie przyjęte zarówno przez Balderstonów, jak i przez samą Portię.LadyBalderston nie posiadała się z radości.Zlub miał się odbyć na jesieni w Londynie.Tak postanowiły ladyBalderston i Portia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Sydnam wierzy,\e to walijskie powietrze tak działa.Sydnam stał tu\ obok, więc Claudia podała mu rękę, pamiętając, \ebywyciągnąć lewą, bo nie miał prawego ramienia.Potrząsnął jej dłonią,uśmiechając się tym swoim czarującym krzywym uśmiechem - poparze-nia z prawej strony twarzy zniszczyły część nerwów.- Claudio - przywitał się.- Miło cię znowu widzieć.Anne wzięła go pod ramię i spojrzała na Claudię rozświetlonymioczami.- Mamy wspaniałe nowiny - zdradziła.- I opowiadamy o tym ka\demu, kto tylko chce słuchać.- Popatrzyła na mę\a ze śmiechem.- No,dobrze, to ja wszystkim o tym opowiadam.Sydnam jest na to za skromny.Jego trzy obrazy zostaną jesienią wystawione w Królewskiej AkademiiSztuk Pięknych.Czy to nie fantastyczne?W pobli\u rozległ się głośny pisk i podbiegła do nich hrabina Ros-thorn, ściskając Sydnama Butlera ze wszystkich sił.- Syd! - zawołała.- Czy to prawda? Och, taka jestem szczęśliwa,\e chyba się rozpłaczę.No i popatrz, ju\ płaczę.Ale\ ze mnie głuptas.Wiedziałam, \e cię na to stać.Po prostu wiedziałam.Gervase, chodz tutaji posłuchaj, co oni mówią, i przynieś mi, proszę, chusteczkę.Pan Butler przed wojną w Hiszpanii, w której stracił prawą rękę i oko,był utalentowanym malarzem.Potem został zarządcą, przekonawszy169księcia Bewcastle'a, \eby mu powierzył część swojego majątku w Walii.Po ślubie z Anne przed dwoma laty za namową \ony znowu zaczął malo-wać, u\ywając lewej dłoni i ust.Claudia wzięła Anne za ramię i uścisnęła ją serdecznie.- Tak się cieszę, Anne - powiedziała.- A jak tam mały David? I Megan?David Jewell był synem Anne, urodził się dziewięć lat wcześniej, ni\Anno poznała pana Butlera.Kiedy uczyła w szkole w Bath, David miesz-kał tam razem z nią.Po ich wyjezdzie Claudii brakowało chłopczyka nie-mal tak bardzo, jak samej Anne.Ale prawie nie usłyszała, co przyjaciółka odpowiada na jej pytanie, bowłaśnie zobaczyła markiza Attingsborough.Rozmawiał z księ\ną Bew-castle i lady Hallmere.Imponująco wysoki i przystojny, uśmiechał się isprawiał wra\enie bardzo szczęśliwego.Wygląda jak ktoś całkiem obcy, pomyślała Claudia.Jednak w tej samejchwili ich spojrzenia spotkały się nad głowami gości rozmawiających w za-tłoczonym holu i wiedziała, \e to ten sam człowiek, który w przeciągu kil-ku tygodni spędzonych w Londynie stał jej się tak dziwnie drogi i bliski.Za moment zorientowała się, \e on zmierza w jej stronę.Odwróciłasię od Anne, \eby się przywitać.- Panno Martin.- Podał jej rękę.- Lordzie Attingsborough.- Odwzajemniła jego gest.- Co z Lizzie? - spytał, zni\ając głos.- Wyjątkowo dobrze sobie radzi - uspokoiła go Claudia.- Znalazłaju\ nowe przyjaciółki i plecie wianki ze stokrotek.A Horacy nie ma wsobie za grosz lojalności: porzucił mnie nieodwołalnie i chodzi za nią jakcień.Stajenny księcia robi dla niego obro\ę i smycz, \eby mógł pro-wadzić Lizzie.Pies chyba się orientuje, \e ona potrzebuje opieki; myślę,\e przy odpowiedniej tresurze mógłby dla niej być niezastąpionym kom-panem.- Wianki ze stokrotek? - Uniósł brwi.- To wcale nie przekracza jej mo\liwości - wyjaśniła.- Potrafi prze-cie\ znalezć w trawie stokrotki, a samo plecenie nie jest znowu takietrudne.Chodzi teraz ciągle obwieszona girlandami i wieńcami.Uśmiechnął się.- A przyjaciółki?170- Agnes Ryde, najbardziej bojowa z moich uczennic, sama się mianowała jej opiekunką - powiedziała mu.- A Molly Wiggins i Doris Chalmersrywalizują o pozycję jej najlepszej przyjaciółki.Choć myślę, \e w zasadzieta rywalizacja ju\ się rozstrzygnęła, bo Molly pierwsza wpadła na ten pomysł, a do tego dzieli pokój z Lizzie.Są praktycznie nierozłączne.Twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu.Ale nie zdą\yli porozmawiaćdłu\ej, bo panna Hunt, wyjątkowo tego wieczoru śliczna w samych ró-\ach, zjawiła się u jego boku i wzięła go pod ramię.Uśmiechnęła się doniego, a Claudii raczyła skinąć głową.- Chodz, musisz porozmawiać z księciem i księ\ną Bewcastle - zarządziła.- Stoją tam, z mamą i papą.Skłonił się Claudii i odszedł razem z narzeczoną.Claudia stanowczo otrząsnęła się z przygnębienia, które dręczyło jąod rana.To doprawdy upokarzające - pragnąć mę\czyzny, który nale\ydo innej.Ale oto z jednej strony szła ku niej Susanna, uśmiechając sięradośnie na powitanie, a z drugiej podchodził Charlie, z równie serdecz-nym uśmiechem na ustach.Miała wszelkie powody ku temu, \eby byćzadowolona.I była, naprawdę.W sumie Joseph czuł się szczęśliwy.Jego oświadczyny zostały \yczli-wie przyjęte zarówno przez Balderstonów, jak i przez samą Portię.LadyBalderston nie posiadała się z radości.Zlub miał się odbyć na jesieni w Londynie.Tak postanowiły ladyBalderston i Portia [ Pobierz całość w formacie PDF ]