[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Delikatnie, jakby od tego zależałomoje życie, złożyłem ją i schowałem do kieszeni na piersiach.Potem znowu wziąłem Valenęna ręce, po czym tak szybko, jak tylko się dało, niewidziany i niesłyszany przez nikogoopuściłem pokój.Nikt nie strzegł korytarzy.Wyglądało na to, że w czasie gdy władczynioddaje się uciechom, poddani wolą się gdzieś ukryć.Władczyni Serena.Zacząłem płakać.Nie ludzkim okiem, tym drugim.Miałem ochotęściągnąć rękawicę i oderżnąć sobie głowę Kleszczami.Pragnąłem tego, pragnąłem umrzeć, wnosie ciągle czułem woń jej łona zmieszaną z zapachem krwi i innymi tak apetycznymizapachami różnych wydzielin.Chciałem się zatrzymać, dokończyć to, co zacząłem, alezamiast tego szedłem przed siebie, niosąc dziewczynę, której nie znałem i na której w ogólemi nie zależało.Znałem Serenę, bardzo dobrze znałem to była.nagłe znowu tego niewiedziałem.Demoniczna część mojej osobowości znowu została oddzielona od świata, napoczątku cienką, ale stopniowo coraz solidniejszą barierą; magiczne zamki trzymające ją wgłębinach zamykały się jeden za drugim, w miarę jak odległość dzieląca mnie od upiornegozamku rosła.Zorientowałem się, że biegnę nie wiedziałem dokąd.Opamiętałem się, kiedy zaczęłoświtać.Schowałem się z Valeną w krzakach, w miejscu, w którym przed chwilą odpoczywałyłanie, i zamknąłem oczy.Padało.Jak zwykle w tym zapomnianym przez bogów kraju.Valena tuliła się do mnie,ale i tak trzęsła się z zimna.Kiedy wyczuła, że się obudziłem, spojrzała na mnie. Zabiłem ją oznajmiłem beznamiętnie.Demon we mnie buntował się, gotował, próbował wydostać na zewnątrz.Zaspokoiłemjednak jego żądze tak, jak nigdy dotąd, a to go całkowicie pozbawiało sił. Zamęczyłem ją i w końcu rozszarpałem własnymi rękami. Podniosłem dłonie ipokazałem paznokcie czarne od zakrzepłej krwi. Tak powiedziała cicho.Nie spuszczała ze mnie wzroku. Pan ją znał, kiedyś byliściesobie. zastanowiła się nad odpowiednim słowem bliscy? Tak, chyba tak.Na pewno.Ale ja już tego nie pamiętam.Zamęczyłem ją. bełkotałemna wpół świadomy..żeby nie zamęczyć mnie dokończyła.Kilka ciężkich kropel spadło z drzewa i rozbiło się na moim ciele, wyrywając mnie ztransu.Odzyskałem zdolność koncentracji, zmysły nagle zaczęły lepiej pracować.Właściwieto zacząłem im poświęcać więcej uwagi z oddali niósł się stukot kopyt na kamieniach ikrzyki. Wszystko na nic.I tak nas złapią.Hrabiego Deffera nie da się przechytrzyć.Nieuciekniemy mu. Niech mnie pan tu zostawi zaproponowała. %7łeby wszystko poszło na marne? skrzywiłem się. Umrzemy razem.Jakie to romantyczne piękna i bestia, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.W mrocznych podziemiach zamku po kilku godzinach pracy wykwalifikowanego kata obojebędziemy zwierzętami.Albo czymś jeszcze gorszym, jeśli kat okaże się dobry. Będę się modlić starała się wykrzesać chociaż iskrę nadziei. Do kogo? zaśmiałem się.Dzwięki zbliżały się coraz bardziej, po plecach chodziły mi dobrze znane mrozne ciarki.Upiory były już blisko. Richard miał w domu figurkę mężczyzny z mieczem i jelenim porożem na głowie.Mówił, że to bóg myśliwych.Dzięki niemu nigdy nie wracał z lasu z pustymi rękoma. Nawspomnienie przyjaciela jej oczy się zaszkliły. Bogowie myśliwych zaśmiałem się szorstko. Nawet nie wiedziałem, że jeszczeistnieją.Starzy, mali, zapomniani.Nie wybrałaś zbyt dobrze.Zamilkłem.Chciałem, żeby mnie znalezli i zabili.Nie chciałem jednak, żeby zabiliValenę.Bałem się, myśląc, jak długo mogłoby to trwać.Zresztą to i tak wszystko jedno.Słyszałem konie, kilka koni, stłumione komendy, rozmowy mężczyzn. Tutaj już ich nie znajdziemy.Jesteśmy prawie sześćdziesiąt kilometrów od zamku,zajechaliśmy kilka koni mówił ktoś. On potrafi więcej, niż wydaje wam się możliwe.I jest z nim ta dziewczyna odezwałsię znajomy głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Delikatnie, jakby od tego zależałomoje życie, złożyłem ją i schowałem do kieszeni na piersiach.Potem znowu wziąłem Valenęna ręce, po czym tak szybko, jak tylko się dało, niewidziany i niesłyszany przez nikogoopuściłem pokój.Nikt nie strzegł korytarzy.Wyglądało na to, że w czasie gdy władczynioddaje się uciechom, poddani wolą się gdzieś ukryć.Władczyni Serena.Zacząłem płakać.Nie ludzkim okiem, tym drugim.Miałem ochotęściągnąć rękawicę i oderżnąć sobie głowę Kleszczami.Pragnąłem tego, pragnąłem umrzeć, wnosie ciągle czułem woń jej łona zmieszaną z zapachem krwi i innymi tak apetycznymizapachami różnych wydzielin.Chciałem się zatrzymać, dokończyć to, co zacząłem, alezamiast tego szedłem przed siebie, niosąc dziewczynę, której nie znałem i na której w ogólemi nie zależało.Znałem Serenę, bardzo dobrze znałem to była.nagłe znowu tego niewiedziałem.Demoniczna część mojej osobowości znowu została oddzielona od świata, napoczątku cienką, ale stopniowo coraz solidniejszą barierą; magiczne zamki trzymające ją wgłębinach zamykały się jeden za drugim, w miarę jak odległość dzieląca mnie od upiornegozamku rosła.Zorientowałem się, że biegnę nie wiedziałem dokąd.Opamiętałem się, kiedy zaczęłoświtać.Schowałem się z Valeną w krzakach, w miejscu, w którym przed chwilą odpoczywałyłanie, i zamknąłem oczy.Padało.Jak zwykle w tym zapomnianym przez bogów kraju.Valena tuliła się do mnie,ale i tak trzęsła się z zimna.Kiedy wyczuła, że się obudziłem, spojrzała na mnie. Zabiłem ją oznajmiłem beznamiętnie.Demon we mnie buntował się, gotował, próbował wydostać na zewnątrz.Zaspokoiłemjednak jego żądze tak, jak nigdy dotąd, a to go całkowicie pozbawiało sił. Zamęczyłem ją i w końcu rozszarpałem własnymi rękami. Podniosłem dłonie ipokazałem paznokcie czarne od zakrzepłej krwi. Tak powiedziała cicho.Nie spuszczała ze mnie wzroku. Pan ją znał, kiedyś byliściesobie. zastanowiła się nad odpowiednim słowem bliscy? Tak, chyba tak.Na pewno.Ale ja już tego nie pamiętam.Zamęczyłem ją. bełkotałemna wpół świadomy..żeby nie zamęczyć mnie dokończyła.Kilka ciężkich kropel spadło z drzewa i rozbiło się na moim ciele, wyrywając mnie ztransu.Odzyskałem zdolność koncentracji, zmysły nagle zaczęły lepiej pracować.Właściwieto zacząłem im poświęcać więcej uwagi z oddali niósł się stukot kopyt na kamieniach ikrzyki. Wszystko na nic.I tak nas złapią.Hrabiego Deffera nie da się przechytrzyć.Nieuciekniemy mu. Niech mnie pan tu zostawi zaproponowała. %7łeby wszystko poszło na marne? skrzywiłem się. Umrzemy razem.Jakie to romantyczne piękna i bestia, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.W mrocznych podziemiach zamku po kilku godzinach pracy wykwalifikowanego kata obojebędziemy zwierzętami.Albo czymś jeszcze gorszym, jeśli kat okaże się dobry. Będę się modlić starała się wykrzesać chociaż iskrę nadziei. Do kogo? zaśmiałem się.Dzwięki zbliżały się coraz bardziej, po plecach chodziły mi dobrze znane mrozne ciarki.Upiory były już blisko. Richard miał w domu figurkę mężczyzny z mieczem i jelenim porożem na głowie.Mówił, że to bóg myśliwych.Dzięki niemu nigdy nie wracał z lasu z pustymi rękoma. Nawspomnienie przyjaciela jej oczy się zaszkliły. Bogowie myśliwych zaśmiałem się szorstko. Nawet nie wiedziałem, że jeszczeistnieją.Starzy, mali, zapomniani.Nie wybrałaś zbyt dobrze.Zamilkłem.Chciałem, żeby mnie znalezli i zabili.Nie chciałem jednak, żeby zabiliValenę.Bałem się, myśląc, jak długo mogłoby to trwać.Zresztą to i tak wszystko jedno.Słyszałem konie, kilka koni, stłumione komendy, rozmowy mężczyzn. Tutaj już ich nie znajdziemy.Jesteśmy prawie sześćdziesiąt kilometrów od zamku,zajechaliśmy kilka koni mówił ktoś. On potrafi więcej, niż wydaje wam się możliwe.I jest z nim ta dziewczyna odezwałsię znajomy głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]