[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaledwiejednak Mack wyłączył silnik, podbiegł portier, wręczył mubilet parkingowy i pomógł Beth wysiąść.- Proszę przyprowadzić wóz za pięćdziesiąt pięć minut -polecił Mack.Mężczyzna rzucił okiem na zegarek i wpisał adnotację nabilecie.- Oczywiście, panie Carlton.Samochód będzie czekać.W zatłoczonym holu Mack przyciszonym głosem powiedziałcoś do szefa sali.Beth nie dosłyszała słów.Za chwilę jużsiedzieli przy stoliku, po czym w okamgnieniu pojawiły sięprzed nimi dwa parujące talerze i butelka wody mineralnej.- Skoro musisz wracać do szpitala, uznałem, że nie zechceszpić szampana - powiedział Mack.- Wystarczy woda.- Beth skinęła głową.Patrzyła na łososia z rusztu, cieniutkie plasterki ziemniakówposypanych pietruszką, zielony groszek, po czym popatrzyłana Macka.- To dopiero danie! Jak ci się udało osiągnąć to w ciągu.-spojrzała na zegarek -.niespełna pięciu minut?- Bez trudu.- Wzruszył ramionami.- W takim miejscuwystarczy znać, kogo trzeba.- A ty znasz szefa sali? - domyśliła się.- Między innymi.- Właściciela? - pytała dalej.- Także.- Biorąc pod uwagę ten tłum pod drzwiami, podejrzę-wam, żezajęliśmy stolik zarezerwowany dla kogoś innego.A możektoś czeka na to danie? - Rozejrzała się wokół z niepokojem.- Nie rób sobie wyrzutów, kochanie.Prawdopodobnie ciludzie dostaną wino, żeby jakoś przetrwać.- Prawdopodobnie? - Popatrzyła na niego zbulwersowana.Nie była pewna, czy ma się śmiać, czy płakać z powoduabsurdalności sytuacji.- Naprawdę zwędziłeś komuś kolację?I chcesz go przekupić winem?- Nie ja - odparł znacząco.- Nawet na chwilę nie zostawiłbymcię samej.- Wiesz, o co mi chodzi.- Jedz - zachęcił ją, chcąc przerwać tę wymianę zdań.- Zegar nieubłaganie idzie naprzód, a ja zamierzam zamówićdeser.Proponuję lody z kremem i bitą śmietaną.Poleciłbym cisuflet czekoladowy, ale nie zdążymy.- Chyba że ktoś nieopatrznie już go zamówił - powiedziałaściszonym głosem Beth, nie bardzo wiedząc, co ma myśleć omężczyznie, który tylko pstryknie palcami i już to ma, przyczym nikt nie czuje się urażony.To właśnie wprawiało ją wnajwiększe zdumienie.- Trafna uwaga - odrzekł Mack i skinął na kelnera.- Jak możesz! - skarciła go.- Wolisz lody z kremem?- Myślę, że to lepszy pomysł - stwierdziła, choć kusiło ją, bywybrać suflet.- W przeciwnym razie będziemy odpo-wiedzialni za zamieszki w restauracji.- Na deser prosimy lody z kremem i bitą śmietaną, John.Mamy już tylko dwadzieścia minut.- Tak jest, proszę pana.- Kelner nachylił się ku niemu.- Jeśli mają państwo mało czasu, to za niecałe pół godzinybędzie gotowy suflet - powiedział konspiracyjnym szeptem.- Zmienię trochę kolejność, dla tamtych państwa będzie na-stępny, a ten zapakuję na wynos.Mack spojrzał na Beth.- Co ty na to? Deser w twoim gabinecie?Beth mogła pochwalić się silną wolą, ale gorący sufletczekoladowy był w stanie złamać tę wolę.To czy owo mogłosię jej w Macku nie podobać, ale jeśli zdołał zdobyć dla niejten deser, skłonna była wiele mu wybaczyć.- Czekolada jak najbardziej - powiedziała, ulegając pokusie.Gdy kelner odszedł, Mack popatrzył na nią z zaintereso-waniem.- Dobrze wiedzieć - mruknął.- Co?- %7łe twoją słabością jest czekolada.- Jedną z wielu - przyznała, gdyż nie miało sensu zaprze-czanie oczywistości, zwłaszcza że porzuciła wszelkie skrupu-ły, by tylko dostać na deser suflet.- Za odkrycie twoich pozostałych słabości! - Mack wzniósłszklankę z wodą.Nie spuszczał z Beth wzroku.Odpowiedziała mu spojrzeniem, starając się zbagatelizowaćto, że zachowuje się całkiem nie tak jak powinna.Wielkienieba, czy istnieje na świecie choć jedna kobieta, którapozostałaby obojętna na urok tego mężczyzny? Modliła się wduchu, by to ona okazała się jedną z tych nielicznych, ale niewidziała na to żadnej szansy.ROZDZIAA 5Mack nie mógł sobie uzmysłowić, jak to się stało, żewczorajszy wieczór przybrał tak nieoczekiwany obrót.Wy-bierał się przecież na randkę z kobietą, która teraz niewątpli-wie nigdy już nie zechce mieć z nim do czynienia, lecz naglepoczuł nieodpartą chęć pójścia do gabinetu Beth, by ją poca-łować.Wyznanie Beth, że jako nastolatka nie umawiała się zchłopakami, wyzwoliło w nim typowo męską reakcję.Gdybynie znał siebie, wziąłby to za pociąg do dziewiczej niewin-ności.Cóż za nonsens.Nie dość, że Beth nie powiedziałaniczego, co by wskazywało, że jego domysły są słuszne, to nadodatek on zdecydowanie wolał kobiety z pewnym doświad-czeniem.Nie powstrzymało go to jednak przed wystąpieniem w roliwyrostka, który koniecznie chce dokonać kolejnego podboju.Miał piekielne szczęście, że Beth nie odgadła podtekstówkryjących się za tym pocałunkiem i potraktowała całe zajścieze spokojem.Okay, pomyślał przełamując ołówek.To, co się stało, nieświadczy o nim dobrze, ale on nadal nie potrafi sobie wytłu-maczyć, dlaczego w ogóle do tego doszło.Kiedy, do diabła, przytrafiło mu się coś podobnego? Chybanigdy.Nie zwykł stracić kontroli nad sytuacją tak jakostatniego wieczoru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zaledwiejednak Mack wyłączył silnik, podbiegł portier, wręczył mubilet parkingowy i pomógł Beth wysiąść.- Proszę przyprowadzić wóz za pięćdziesiąt pięć minut -polecił Mack.Mężczyzna rzucił okiem na zegarek i wpisał adnotację nabilecie.- Oczywiście, panie Carlton.Samochód będzie czekać.W zatłoczonym holu Mack przyciszonym głosem powiedziałcoś do szefa sali.Beth nie dosłyszała słów.Za chwilę jużsiedzieli przy stoliku, po czym w okamgnieniu pojawiły sięprzed nimi dwa parujące talerze i butelka wody mineralnej.- Skoro musisz wracać do szpitala, uznałem, że nie zechceszpić szampana - powiedział Mack.- Wystarczy woda.- Beth skinęła głową.Patrzyła na łososia z rusztu, cieniutkie plasterki ziemniakówposypanych pietruszką, zielony groszek, po czym popatrzyłana Macka.- To dopiero danie! Jak ci się udało osiągnąć to w ciągu.-spojrzała na zegarek -.niespełna pięciu minut?- Bez trudu.- Wzruszył ramionami.- W takim miejscuwystarczy znać, kogo trzeba.- A ty znasz szefa sali? - domyśliła się.- Między innymi.- Właściciela? - pytała dalej.- Także.- Biorąc pod uwagę ten tłum pod drzwiami, podejrzę-wam, żezajęliśmy stolik zarezerwowany dla kogoś innego.A możektoś czeka na to danie? - Rozejrzała się wokół z niepokojem.- Nie rób sobie wyrzutów, kochanie.Prawdopodobnie ciludzie dostaną wino, żeby jakoś przetrwać.- Prawdopodobnie? - Popatrzyła na niego zbulwersowana.Nie była pewna, czy ma się śmiać, czy płakać z powoduabsurdalności sytuacji.- Naprawdę zwędziłeś komuś kolację?I chcesz go przekupić winem?- Nie ja - odparł znacząco.- Nawet na chwilę nie zostawiłbymcię samej.- Wiesz, o co mi chodzi.- Jedz - zachęcił ją, chcąc przerwać tę wymianę zdań.- Zegar nieubłaganie idzie naprzód, a ja zamierzam zamówićdeser.Proponuję lody z kremem i bitą śmietaną.Poleciłbym cisuflet czekoladowy, ale nie zdążymy.- Chyba że ktoś nieopatrznie już go zamówił - powiedziałaściszonym głosem Beth, nie bardzo wiedząc, co ma myśleć omężczyznie, który tylko pstryknie palcami i już to ma, przyczym nikt nie czuje się urażony.To właśnie wprawiało ją wnajwiększe zdumienie.- Trafna uwaga - odrzekł Mack i skinął na kelnera.- Jak możesz! - skarciła go.- Wolisz lody z kremem?- Myślę, że to lepszy pomysł - stwierdziła, choć kusiło ją, bywybrać suflet.- W przeciwnym razie będziemy odpo-wiedzialni za zamieszki w restauracji.- Na deser prosimy lody z kremem i bitą śmietaną, John.Mamy już tylko dwadzieścia minut.- Tak jest, proszę pana.- Kelner nachylił się ku niemu.- Jeśli mają państwo mało czasu, to za niecałe pół godzinybędzie gotowy suflet - powiedział konspiracyjnym szeptem.- Zmienię trochę kolejność, dla tamtych państwa będzie na-stępny, a ten zapakuję na wynos.Mack spojrzał na Beth.- Co ty na to? Deser w twoim gabinecie?Beth mogła pochwalić się silną wolą, ale gorący sufletczekoladowy był w stanie złamać tę wolę.To czy owo mogłosię jej w Macku nie podobać, ale jeśli zdołał zdobyć dla niejten deser, skłonna była wiele mu wybaczyć.- Czekolada jak najbardziej - powiedziała, ulegając pokusie.Gdy kelner odszedł, Mack popatrzył na nią z zaintereso-waniem.- Dobrze wiedzieć - mruknął.- Co?- %7łe twoją słabością jest czekolada.- Jedną z wielu - przyznała, gdyż nie miało sensu zaprze-czanie oczywistości, zwłaszcza że porzuciła wszelkie skrupu-ły, by tylko dostać na deser suflet.- Za odkrycie twoich pozostałych słabości! - Mack wzniósłszklankę z wodą.Nie spuszczał z Beth wzroku.Odpowiedziała mu spojrzeniem, starając się zbagatelizowaćto, że zachowuje się całkiem nie tak jak powinna.Wielkienieba, czy istnieje na świecie choć jedna kobieta, którapozostałaby obojętna na urok tego mężczyzny? Modliła się wduchu, by to ona okazała się jedną z tych nielicznych, ale niewidziała na to żadnej szansy.ROZDZIAA 5Mack nie mógł sobie uzmysłowić, jak to się stało, żewczorajszy wieczór przybrał tak nieoczekiwany obrót.Wy-bierał się przecież na randkę z kobietą, która teraz niewątpli-wie nigdy już nie zechce mieć z nim do czynienia, lecz naglepoczuł nieodpartą chęć pójścia do gabinetu Beth, by ją poca-łować.Wyznanie Beth, że jako nastolatka nie umawiała się zchłopakami, wyzwoliło w nim typowo męską reakcję.Gdybynie znał siebie, wziąłby to za pociąg do dziewiczej niewin-ności.Cóż za nonsens.Nie dość, że Beth nie powiedziałaniczego, co by wskazywało, że jego domysły są słuszne, to nadodatek on zdecydowanie wolał kobiety z pewnym doświad-czeniem.Nie powstrzymało go to jednak przed wystąpieniem w roliwyrostka, który koniecznie chce dokonać kolejnego podboju.Miał piekielne szczęście, że Beth nie odgadła podtekstówkryjących się za tym pocałunkiem i potraktowała całe zajścieze spokojem.Okay, pomyślał przełamując ołówek.To, co się stało, nieświadczy o nim dobrze, ale on nadal nie potrafi sobie wytłu-maczyć, dlaczego w ogóle do tego doszło.Kiedy, do diabła, przytrafiło mu się coś podobnego? Chybanigdy.Nie zwykł stracić kontroli nad sytuacją tak jakostatniego wieczoru [ Pobierz całość w formacie PDF ]