[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanley wyjrzał ze szpitalnego okna i zobaczył, że niebo zaczęło się rozjaśniać.Krajobraz był ołowianoszary, poranek zimowy tak zimny jak pierś wiedzmy.Nie byłożadnego ruchu, ani budynków, ulic, autobusów.Wszystko, co mógł dostrzec, to bagniste,opustoszałe pola, ponure drzewa, kilka chałup, szop i chlewów.Fulham zniknęło.Na jego miejscu, tak daleko jak Stanley mógł sięgnąć wzrokiem,były tylko bagniste pola i kręta, błyszcząca czarnym błotem droga.- Nie rozumiem - powiedział ochrypłym głosem.- Być może to sen - rzekł Kaptur.- A może to tylko wspomnienie.- Milczał przezchwilę, a potem dodał: - A może to rzeczywistość.Kiedy Stanley spojrzał na pole, zza chałupy wyszła otulona szalem kobieta w czepku,popychając duży wózek.Znajdowała się zbyt daleko, by mógł ją dokładnie zobaczyć, ale niewyglądała na więcej niż dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata.Miała tłuste jasne włosyzwiązane wstążką i niebieskoszarą suknię ciężką u dołu od błota.Wózek był naładowanystarymi szmatami.- Czy to sen? - zapytał Stanley.Kaptur nie odpowiedział, tylko odsunął się od okna i stanął w cieniu, tak że Stanleynie mógł go widzieć.- Czy to sen? - powtórzył Stanley.- Czy ja śnię, czy co?- Któż to może wiedzieć? - odrzekł Kaptur.- To może być twoja przeszłość, a możetwoja przyszłość.Ha! To na pewno nic gorszego od tego, co zjadłeś.Stanley odwrócił się do okna.Dziewczynie udało się wprowadzić wózek na błotnistądrogę i przez moment odpoczywała patrząc w jego kierunku.Miała bladą, ubłoconą twarz, alew jakiś zabiedzony i dziwnie znajomy sposób była prawie piękna.Stanley uniósł rękę, wiedziony dziwną siłą chciał jej pomachać.Poczuł, że pragniezawołać ją po imieniu, chociaż go nie znał.Czy ona go także widziała? Czy on naprawdę byłtutaj? Czy ona mogła widzieć szpital? Jakim cudem ogromny wiktoriański szpital z czerwonejcegły mógł stać pośrodku bagnistego wiejskiego pola? Pasmem śmierci otoczymy świat,zapewnił go Kaptur i teraz Stanley poczuł przerażenie i chłód.Szybko odwrócił sięwystraszony, że może Kaptur nagle zbliżył się do niego, ale Kaptur był pogrążony w takichciemnościach, że Stanley nie był pewien, czy on w ogóle jeszcze tam jest.Spojrzał znowu na dziewczynę z wózkiem.Zmagała się, by przepchnąć go przezbruzdy na drodze, niedaleko bramy do zagrody.Jedno z kół głęboko ugrzęzło w błocie i bezwzględu na to jak mocno pchała i szarpała w przód i w tył, wózek nie dawał się poruszyć.Dziewczyna rozejrzała się, jakby szukała pomocy, ale nie wiedziała, kogo wezwać,jakby tam nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.Spojrzała w kierunku szpitala, a Stanleyprzycisnął dłoń do szyby.Nie wiedział jednak, czy go dostrzegła, czy nie. Kto kogo śni? Byćmoże ta wiejska dziewczyna śni o mnie.Być może Kaptur śni o nas obojgu.A może wszyscyjesteśmy snem.Może wszyscy jesteśmy martwi.Dziewczyna spróbowała ruszyć wózek jeszcze raz, ale koła pogrążały się tylkobeznadziejnie w błocie.Ona sama zagłębiła się po kolana w czarnej mazi, a jej sukniaciągnęła się za nią po kałużach ciężka i mokra.Za każdym razem, kiedy pchała, gałgany na wózku coraz bardziej przechylały się najedną stronę, i nagle Stanley ujrzał coś bladego, co ukazało się pod nimi.Jeszcze dwapopchnięcia i przerazliwie zafascynowany zdał sobie sprawę, że patrzy na ludzkie ramię.Kiwało się bez życia z jednej strony na drugą, kiedy dziewczyna zmagała się, wypychającwózek z błota. Czy to może być sen? Jest zbyt rzeczywiste, aby było snem.Dobrze, Londyn zniknął.Nie wiem jak.I jestem gdzieś na wsi.Ale ta dziewczyna pcha wózek z martwym ciałem imogę to widzieć tak wyraznie, jakby to była jawa.Musiał znalezć wyjście na dwór.Dziewczyna koniecznie potrzebowała jego pomocy.Jednak jakoś nie mógł się zmusić, by otworzyć okno.Czyżby obawiał się, że ona zniknie iznowu pojawi się Londyn? Jak zatem może jej pomóc?Dziewczyna wyraznie straciła cierpliwość i gwałtownie potrząsnęła wózkiem z bokuna bok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Stanley wyjrzał ze szpitalnego okna i zobaczył, że niebo zaczęło się rozjaśniać.Krajobraz był ołowianoszary, poranek zimowy tak zimny jak pierś wiedzmy.Nie byłożadnego ruchu, ani budynków, ulic, autobusów.Wszystko, co mógł dostrzec, to bagniste,opustoszałe pola, ponure drzewa, kilka chałup, szop i chlewów.Fulham zniknęło.Na jego miejscu, tak daleko jak Stanley mógł sięgnąć wzrokiem,były tylko bagniste pola i kręta, błyszcząca czarnym błotem droga.- Nie rozumiem - powiedział ochrypłym głosem.- Być może to sen - rzekł Kaptur.- A może to tylko wspomnienie.- Milczał przezchwilę, a potem dodał: - A może to rzeczywistość.Kiedy Stanley spojrzał na pole, zza chałupy wyszła otulona szalem kobieta w czepku,popychając duży wózek.Znajdowała się zbyt daleko, by mógł ją dokładnie zobaczyć, ale niewyglądała na więcej niż dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata.Miała tłuste jasne włosyzwiązane wstążką i niebieskoszarą suknię ciężką u dołu od błota.Wózek był naładowanystarymi szmatami.- Czy to sen? - zapytał Stanley.Kaptur nie odpowiedział, tylko odsunął się od okna i stanął w cieniu, tak że Stanleynie mógł go widzieć.- Czy to sen? - powtórzył Stanley.- Czy ja śnię, czy co?- Któż to może wiedzieć? - odrzekł Kaptur.- To może być twoja przeszłość, a możetwoja przyszłość.Ha! To na pewno nic gorszego od tego, co zjadłeś.Stanley odwrócił się do okna.Dziewczynie udało się wprowadzić wózek na błotnistądrogę i przez moment odpoczywała patrząc w jego kierunku.Miała bladą, ubłoconą twarz, alew jakiś zabiedzony i dziwnie znajomy sposób była prawie piękna.Stanley uniósł rękę, wiedziony dziwną siłą chciał jej pomachać.Poczuł, że pragniezawołać ją po imieniu, chociaż go nie znał.Czy ona go także widziała? Czy on naprawdę byłtutaj? Czy ona mogła widzieć szpital? Jakim cudem ogromny wiktoriański szpital z czerwonejcegły mógł stać pośrodku bagnistego wiejskiego pola? Pasmem śmierci otoczymy świat,zapewnił go Kaptur i teraz Stanley poczuł przerażenie i chłód.Szybko odwrócił sięwystraszony, że może Kaptur nagle zbliżył się do niego, ale Kaptur był pogrążony w takichciemnościach, że Stanley nie był pewien, czy on w ogóle jeszcze tam jest.Spojrzał znowu na dziewczynę z wózkiem.Zmagała się, by przepchnąć go przezbruzdy na drodze, niedaleko bramy do zagrody.Jedno z kół głęboko ugrzęzło w błocie i bezwzględu na to jak mocno pchała i szarpała w przód i w tył, wózek nie dawał się poruszyć.Dziewczyna rozejrzała się, jakby szukała pomocy, ale nie wiedziała, kogo wezwać,jakby tam nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.Spojrzała w kierunku szpitala, a Stanleyprzycisnął dłoń do szyby.Nie wiedział jednak, czy go dostrzegła, czy nie. Kto kogo śni? Byćmoże ta wiejska dziewczyna śni o mnie.Być może Kaptur śni o nas obojgu.A może wszyscyjesteśmy snem.Może wszyscy jesteśmy martwi.Dziewczyna spróbowała ruszyć wózek jeszcze raz, ale koła pogrążały się tylkobeznadziejnie w błocie.Ona sama zagłębiła się po kolana w czarnej mazi, a jej sukniaciągnęła się za nią po kałużach ciężka i mokra.Za każdym razem, kiedy pchała, gałgany na wózku coraz bardziej przechylały się najedną stronę, i nagle Stanley ujrzał coś bladego, co ukazało się pod nimi.Jeszcze dwapopchnięcia i przerazliwie zafascynowany zdał sobie sprawę, że patrzy na ludzkie ramię.Kiwało się bez życia z jednej strony na drugą, kiedy dziewczyna zmagała się, wypychającwózek z błota. Czy to może być sen? Jest zbyt rzeczywiste, aby było snem.Dobrze, Londyn zniknął.Nie wiem jak.I jestem gdzieś na wsi.Ale ta dziewczyna pcha wózek z martwym ciałem imogę to widzieć tak wyraznie, jakby to była jawa.Musiał znalezć wyjście na dwór.Dziewczyna koniecznie potrzebowała jego pomocy.Jednak jakoś nie mógł się zmusić, by otworzyć okno.Czyżby obawiał się, że ona zniknie iznowu pojawi się Londyn? Jak zatem może jej pomóc?Dziewczyna wyraznie straciła cierpliwość i gwałtownie potrząsnęła wózkiem z bokuna bok [ Pobierz całość w formacie PDF ]