[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PaniBalowa na próżno mu przedstawiaÅ‚a, że bez filiżanek i talerzy obejść siÄ™ niepotrafiÄ….StanisÅ‚aw wczeÅ›nie maleÅ„ki, akademicki przygotowawszy tÅ‚umoczek, którenlada gdzie rzucić byÅ‚o można, wpół ze Å›miechem, na wpół z żalem patrzaÅ‚ na tÄ™zawieruchÄ™ zwabiajÄ…cÄ… tÅ‚umy ludzi.W dwóch powozach mieli siÄ™ pomieÅ›cić paÅ„stwo, w jednym sÅ‚udzy, a furgonwiózÅ‚ za nimi wszystko, co nieodbicie byÅ‚o w pierwszej chwili potrzebnym.Zamówieni furmani mieli nieco pózniej dostawić resztÄ™ sprzÄ™tów do Zakala.Pan Bal w ostatku, byle już wyjechać, na nic nie zważaÅ‚, gniewaÅ‚ siÄ™, prosiÅ‚,caÅ‚owaÅ‚ sÅ‚ugi, Å›ciskaÅ‚ furmanów, przemawiaÅ‚ sÅ‚odko do furgonu chcÄ…c gozmiÄ™kczyć, mnóstwa siÄ™ rzeczy wyrzekaÅ‚, wiele innych wyperswadowywaÅ‚.W dzieÅ„ naznaczony, zamiast o dziewiÄ…tej rano, ruszyli przecie o trzeciej zpoÅ‚udnia, przeprowadzeni przez Strumisza, zamyÅ›lonego, poważnego, ale nieokazujÄ…cego po sobie, jak żywo go ten wyjazd obchodziÅ‚, przez przyjaciółpoczciwego kupca, krewnych jego żony i dawnych domu znajomych.Na Pradzeodkorkowano jeszcze kilka butelek pijÄ…c zdrowie Bala i wiwat przyszÅ‚ym jegopowodzeniom, a powozy wiozÄ…ce tyle westchnieÅ„ i nadziei potoczyÅ‚y siÄ™ ozmroku ku MiÅ‚osnej.ROZDZIAA TRZECIPODRÓ%7Å‚ DO ZAKLTEJ JABAONI, DO JABAKA ZAOTEGOPierwszego dnia wszystko rozczulaÅ‚o podróżnego naszego, który rzadkowprzódy za miasto wyjeżdżaÅ‚, a nigdy na nim wieÅ› takiego jak teraz nie robiÅ‚awrażenia.ZachwycaÅ‚ go wschód sÅ‚oÅ„ca, o którym sÅ‚yszaÅ‚ z tradycji, ale go zakamienicami widzieć nigdy nie mógÅ‚; brzÄ™k komarów jesiennych, w którymznajdowaÅ‚ pewnÄ… harmoniÄ…; zapach wypalanych ogrodów nawet i zeschÅ‚ychliÅ›ci, który mu siÄ™ wydawaÅ‚ woniÄ… zachwycajÄ…cÄ…; cieszyÅ‚ siÄ™ dzwonkiemkoÅ›ciółka odzywajÄ…cym z daleka, kÅ‚aniaÅ‚ przechodzÄ…cym ludziom z uprzejmÄ…grzecznoÅ›ciÄ…, uÅ›miechaÅ‚ do pokazujÄ…cych wÅ›ród chmur lazurów niebieskich.Nikt, niestety, tych jego uniesieÅ„ nie podzielaÅ‚ prócz Lizy; która pomimoniespodzianego smutku ciekawiÅ‚a siÄ™ na wszystko, wyglÄ…daÅ‚a i której podróżwydawaÅ‚a siÄ™ zajmujÄ…cÄ… zabawkÄ….SzÅ‚o to wszystko jako tako, dopóki byli w kraju ludniejszym i przywykÅ‚ym dopodróżnych; nie doÅ›wiadczali niewygód, nie doznawali przeszkód, a że jesieÅ„nie byÅ‚a jeszcze dżdżystÄ…, dosyć prÄ™dko dostali siÄ™ do granicy.Tu pierwsze spotkaÅ‚y ich nieprzyjemnoÅ›ci, gdyż pomimo próśb, zaklęć inajrozmaitszych manewrów, na które siÄ™ kupiec zdobywaÅ‚, pomimouprzedzajÄ…cej jego dla najniższych urzÄ™dników grzecznoÅ›ci, rewizja czterechpowozów odbyÅ‚a siÄ™ jak najÅ›ciÅ›lej, mnóstwo rzeczy pokonfiskowano, innewstrzymano, z obietnicÄ… wysÅ‚ania na powrót do Warszawy, a resztÄ™ trzeba byÅ‚odobrze opÅ‚acić.PocieszajÄ…c jednak żonÄ™ i córkÄ™, gdy przebyÅ‚ granicÄ™ i znalazÅ‚siÄ™ już wÅ›ród WoÅ‚ynia, pan Bal zakrzyknÄ…Å‚ z zachwytem: Patrzcie, co to za kraj! co to za kraj! co to za ziemia! co to za powietrze!W istocie, ziemia bardzo siÄ™ pokazaÅ‚a tÅ‚ustÄ…, bo z bÅ‚ota jej wylezć już byÅ‚otrudno, Å›wieże deszcze zrobiÅ‚y z niej rodzaj kaszy gÄ™stej, w której ani utonąć,ani siÄ™ z niej wydobyć nie byÅ‚o można.Jazda staÅ‚a siÄ™ mÄ™kÄ… piekielnÄ…; co krokpotrzeba byÅ‚o stawać, dwa najmniej razy na dzieÅ„ grzÄ™znąć i woÅ‚ami wyjeżdżaćz kaÅ‚uż, w które siÄ™ koÅ„mi wjeżdżaÅ‚o, a w dodatku nocować po karczmach, wktórych deszczu wiÄ™cej byÅ‚o prawie jak na dworze.swÄ…d, ciemnota i niesposóbnawet pomieszczenia powozów.Ale kiedy kto sobie raz postanowi widzieć co w różowych kolorach, co na toporadzić? Bal żartowaÅ‚ z przypadków podróży, rozÅ›mieszaÅ‚ żonÄ™, rozochocaÅ‚ludzi, wynajdowaÅ‚ sposoby z najzawilszych wydobywajÄ…c siÄ™ trudnoÅ›ci, a nadtym, co go otaczaÅ‚o, wciąż siÄ™ pomimo bÅ‚ota i deszczu unosiÅ‚.W AuckudowiedziaÅ‚ siÄ™ przecie nieco dokÅ‚adniej o drodze, którÄ… mu jechać byÅ‚o potrzeba,i że miaÅ‚ jeszcze dobrych mil dziewięć do Zakala, nie przenocowawszy wiÄ™c wmiasteczku coraz niecierpliwszy dążyÅ‚ do swego dziedzictwa.W ostatnim miasteczku na chwilÄ™ zaciÄ…gnęło siÄ™ byÅ‚o czoÅ‚o jego smutnÄ…chmurkÄ…, ale i ta rozeszÅ‚a siÄ™ wkrótce.%7Å‚yd bowiem na gospodzie zajezdnej,spytany o Zakale, odpowiedziaÅ‚ mu: Zakale? Grafa Sulimowskiego? Dawniej grafa Sulimowskiego, a dziÅ› sprzedane. Tak, tak, sÅ‚yszelim! a waj! gadali u nas, że graf bardzo wziÄ…Å‚ za niegopieniÄ…dze i niezmiernie tego kupca oszukaÅ‚. O! o! zawarczaÅ‚ pan Bal. Alboż to zÅ‚y majÄ…tek? Ja jaÅ›nie panu powiem odparÅ‚ %7Å‚yd poważnie siÄ™ zbliżajÄ…c tobaÅ‚amuctwo, co gadajÄ…: to zÅ‚y majÄ…tek, a to dobry majÄ…tek.Może być dogodnyi niedogodny, a to co innego.ale zÅ‚y! On tylko zÅ‚y, kiedy kupiono drogo, akupiony tanio każdy on dobry. Masz wielkÄ… racjÄ…, panie gospodarzu, ale jakże mówiÄ… o Zakalu, urodzajny toprzecie kÄ…t? Przyznam siÄ™ jaÅ›nie panu, że ja tego dobrze nie wiem, ale to pewna, że wpiaskach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.PaniBalowa na próżno mu przedstawiaÅ‚a, że bez filiżanek i talerzy obejść siÄ™ niepotrafiÄ….StanisÅ‚aw wczeÅ›nie maleÅ„ki, akademicki przygotowawszy tÅ‚umoczek, którenlada gdzie rzucić byÅ‚o można, wpół ze Å›miechem, na wpół z żalem patrzaÅ‚ na tÄ™zawieruchÄ™ zwabiajÄ…cÄ… tÅ‚umy ludzi.W dwóch powozach mieli siÄ™ pomieÅ›cić paÅ„stwo, w jednym sÅ‚udzy, a furgonwiózÅ‚ za nimi wszystko, co nieodbicie byÅ‚o w pierwszej chwili potrzebnym.Zamówieni furmani mieli nieco pózniej dostawić resztÄ™ sprzÄ™tów do Zakala.Pan Bal w ostatku, byle już wyjechać, na nic nie zważaÅ‚, gniewaÅ‚ siÄ™, prosiÅ‚,caÅ‚owaÅ‚ sÅ‚ugi, Å›ciskaÅ‚ furmanów, przemawiaÅ‚ sÅ‚odko do furgonu chcÄ…c gozmiÄ™kczyć, mnóstwa siÄ™ rzeczy wyrzekaÅ‚, wiele innych wyperswadowywaÅ‚.W dzieÅ„ naznaczony, zamiast o dziewiÄ…tej rano, ruszyli przecie o trzeciej zpoÅ‚udnia, przeprowadzeni przez Strumisza, zamyÅ›lonego, poważnego, ale nieokazujÄ…cego po sobie, jak żywo go ten wyjazd obchodziÅ‚, przez przyjaciółpoczciwego kupca, krewnych jego żony i dawnych domu znajomych.Na Pradzeodkorkowano jeszcze kilka butelek pijÄ…c zdrowie Bala i wiwat przyszÅ‚ym jegopowodzeniom, a powozy wiozÄ…ce tyle westchnieÅ„ i nadziei potoczyÅ‚y siÄ™ ozmroku ku MiÅ‚osnej.ROZDZIAA TRZECIPODRÓ%7Å‚ DO ZAKLTEJ JABAONI, DO JABAKA ZAOTEGOPierwszego dnia wszystko rozczulaÅ‚o podróżnego naszego, który rzadkowprzódy za miasto wyjeżdżaÅ‚, a nigdy na nim wieÅ› takiego jak teraz nie robiÅ‚awrażenia.ZachwycaÅ‚ go wschód sÅ‚oÅ„ca, o którym sÅ‚yszaÅ‚ z tradycji, ale go zakamienicami widzieć nigdy nie mógÅ‚; brzÄ™k komarów jesiennych, w którymznajdowaÅ‚ pewnÄ… harmoniÄ…; zapach wypalanych ogrodów nawet i zeschÅ‚ychliÅ›ci, który mu siÄ™ wydawaÅ‚ woniÄ… zachwycajÄ…cÄ…; cieszyÅ‚ siÄ™ dzwonkiemkoÅ›ciółka odzywajÄ…cym z daleka, kÅ‚aniaÅ‚ przechodzÄ…cym ludziom z uprzejmÄ…grzecznoÅ›ciÄ…, uÅ›miechaÅ‚ do pokazujÄ…cych wÅ›ród chmur lazurów niebieskich.Nikt, niestety, tych jego uniesieÅ„ nie podzielaÅ‚ prócz Lizy; która pomimoniespodzianego smutku ciekawiÅ‚a siÄ™ na wszystko, wyglÄ…daÅ‚a i której podróżwydawaÅ‚a siÄ™ zajmujÄ…cÄ… zabawkÄ….SzÅ‚o to wszystko jako tako, dopóki byli w kraju ludniejszym i przywykÅ‚ym dopodróżnych; nie doÅ›wiadczali niewygód, nie doznawali przeszkód, a że jesieÅ„nie byÅ‚a jeszcze dżdżystÄ…, dosyć prÄ™dko dostali siÄ™ do granicy.Tu pierwsze spotkaÅ‚y ich nieprzyjemnoÅ›ci, gdyż pomimo próśb, zaklęć inajrozmaitszych manewrów, na które siÄ™ kupiec zdobywaÅ‚, pomimouprzedzajÄ…cej jego dla najniższych urzÄ™dników grzecznoÅ›ci, rewizja czterechpowozów odbyÅ‚a siÄ™ jak najÅ›ciÅ›lej, mnóstwo rzeczy pokonfiskowano, innewstrzymano, z obietnicÄ… wysÅ‚ania na powrót do Warszawy, a resztÄ™ trzeba byÅ‚odobrze opÅ‚acić.PocieszajÄ…c jednak żonÄ™ i córkÄ™, gdy przebyÅ‚ granicÄ™ i znalazÅ‚siÄ™ już wÅ›ród WoÅ‚ynia, pan Bal zakrzyknÄ…Å‚ z zachwytem: Patrzcie, co to za kraj! co to za kraj! co to za ziemia! co to za powietrze!W istocie, ziemia bardzo siÄ™ pokazaÅ‚a tÅ‚ustÄ…, bo z bÅ‚ota jej wylezć już byÅ‚otrudno, Å›wieże deszcze zrobiÅ‚y z niej rodzaj kaszy gÄ™stej, w której ani utonąć,ani siÄ™ z niej wydobyć nie byÅ‚o można.Jazda staÅ‚a siÄ™ mÄ™kÄ… piekielnÄ…; co krokpotrzeba byÅ‚o stawać, dwa najmniej razy na dzieÅ„ grzÄ™znąć i woÅ‚ami wyjeżdżaćz kaÅ‚uż, w które siÄ™ koÅ„mi wjeżdżaÅ‚o, a w dodatku nocować po karczmach, wktórych deszczu wiÄ™cej byÅ‚o prawie jak na dworze.swÄ…d, ciemnota i niesposóbnawet pomieszczenia powozów.Ale kiedy kto sobie raz postanowi widzieć co w różowych kolorach, co na toporadzić? Bal żartowaÅ‚ z przypadków podróży, rozÅ›mieszaÅ‚ żonÄ™, rozochocaÅ‚ludzi, wynajdowaÅ‚ sposoby z najzawilszych wydobywajÄ…c siÄ™ trudnoÅ›ci, a nadtym, co go otaczaÅ‚o, wciąż siÄ™ pomimo bÅ‚ota i deszczu unosiÅ‚.W AuckudowiedziaÅ‚ siÄ™ przecie nieco dokÅ‚adniej o drodze, którÄ… mu jechać byÅ‚o potrzeba,i że miaÅ‚ jeszcze dobrych mil dziewięć do Zakala, nie przenocowawszy wiÄ™c wmiasteczku coraz niecierpliwszy dążyÅ‚ do swego dziedzictwa.W ostatnim miasteczku na chwilÄ™ zaciÄ…gnęło siÄ™ byÅ‚o czoÅ‚o jego smutnÄ…chmurkÄ…, ale i ta rozeszÅ‚a siÄ™ wkrótce.%7Å‚yd bowiem na gospodzie zajezdnej,spytany o Zakale, odpowiedziaÅ‚ mu: Zakale? Grafa Sulimowskiego? Dawniej grafa Sulimowskiego, a dziÅ› sprzedane. Tak, tak, sÅ‚yszelim! a waj! gadali u nas, że graf bardzo wziÄ…Å‚ za niegopieniÄ…dze i niezmiernie tego kupca oszukaÅ‚. O! o! zawarczaÅ‚ pan Bal. Alboż to zÅ‚y majÄ…tek? Ja jaÅ›nie panu powiem odparÅ‚ %7Å‚yd poważnie siÄ™ zbliżajÄ…c tobaÅ‚amuctwo, co gadajÄ…: to zÅ‚y majÄ…tek, a to dobry majÄ…tek.Może być dogodnyi niedogodny, a to co innego.ale zÅ‚y! On tylko zÅ‚y, kiedy kupiono drogo, akupiony tanio każdy on dobry. Masz wielkÄ… racjÄ…, panie gospodarzu, ale jakże mówiÄ… o Zakalu, urodzajny toprzecie kÄ…t? Przyznam siÄ™ jaÅ›nie panu, że ja tego dobrze nie wiem, ale to pewna, że wpiaskach [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]