[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ja bym się łatwo mógł obejść bez nich, rzekł rumieniąc się Jerzy.— I my byśmy też postawili byli Pana, odparł śpiesznie Jan, w jednym zpokojów zwyczajnych, gdyby te nie były teraz zajęte.Ojciec mój ma sobie zaprawidło z młodymi, jak ja i Pan, postępować z powagą nieco nauczycielską,lecz razem z anielską słodyczą.Nigdy by nie zachęcał do zbytku tych, którzyjeszcze od niego odwyknąć mogą z korzyścią; ale dla starców, dla tych, którymon się stał koniecznością.Dobranoc — dobranoc — do jutra.Jan wyszedł, a Jerzy rzucił się na łóżko i snem niespokojnym, w którym sięodbijał pożar, Irena, konna przejażdżka i tysiąc strasznych i pięknych obrazów,usnął głęboko do rana.Ale za pierwszym przebudzeniem ciekawość,podbudzona wszystkim, co wczoraj widział, już mu dłużej zasnąć i oka zmrużyćnie dała.Ubrał się naprędce i wyszedł po cichu drzwiami, do ogroduprowadzącymi.Teraz po dniu mógł obejrzeć lepiej, co mu się wczoraj tylko w odblaskach łunypożarnej mignęło.Powietrze pełne było jeszcze tych wyziewów zgorzeliska,które długo ulatują nad spopielałymi budowy, ale ranek cudny, ciepły, podobnywiosennemu, odziany w białe mgły powiewne, które się już zaczynałyrozpływać, ozłacał świat jesienny.Przed nim rozścielał się ogród wzgórzem ku stawowi i rzeczułce ciągnący,obszerny, czysto utrzymany, kwiecisty i pełen pięknych widoków.Umiejętniepotworzone drzew masy: jodły i sosny na pierwszych planach, topole, które jużsrebrzysty liść straciły, w dali, kręte drożyny wśród murawy teraz pożółkłej,poprzecinane widoki, czyniły go na Polesiu dziwnym zjawiskiem.— Jest to przecie rzecz zbytkowna — rzekł do siebie Jerzy — złapałemspartańczyka na grzechu.Z boku usłyszawszy głosy, posunął się ku miejscu, z którego pochodziły.Łatwowśród nich rozpoznać było można poważną mowę Graby, który, uprzedzającsłońce, wstał się naradzać ze swoją gromadą.Kilka słów dosłyszanych przekonały ciekawego, że tu całkiem inaczejobchodzono się z ludźmi niż pospolicie u nas.Stosunek pana i wieśniaka,stojących na dwu krańcach łańcucha towarzyskiego, który ich wiąże wzajemnie,tutaj zmieniał się w patriarchalny związek rodzinny, pokrzepiony wdzięcznościąobustronną.Nie było więc wyrzutu z jednej, ani hardych odpowiedzi z drugiejstrony.Naradzano się spokojnie, a gdy pan podnosił głos, milczenie poszanowania lubpotwierdzające wykrzykniki donosiły, jak się dobrze pojmowano.Głos teżstarego Graby był prawdziwie ojcowski i braterski razem: ojcowski powagą,braterski uczuciem.Gdy nadchodził, Graba kończył rzecz swoją do włościan tymi wyrazy, pełnymiserca:— Teraz, dzieci moje, nie płakać i narzekać, ale podwójnie pracować nampotrzeba.Z mojej strony uczynię dla was wszystko, co tylko mogę, ale wy takżerąk nie opuszczajcie.Bóg dopuszcza klęski na ludzi, aby ich sprobował, czyJego łaski są warci.Lasu dam, pomoc dam, o chleb bądźcie spokojni, bo gowam nie zabraknie, a koło chat zawińmy się po naszemu, bo zima blisko!Prawie rozweseleni odeszli pogorzelcy, gdy Jerzy nadszedł i gospodarzapozdrowił z uszanowaniem.— Tak rano jużeś Pan wstał? spytał podnosząc się z ławki na ganku Pan Graba.Czy nie przeszkodziło mu co do snu?— Trochę, niespokojność widzenia i słuchania Pana.Taić nie będę, żeprzywykłem do gnuśnego snu długo na dzień, ale dziś tego złego nałogu sięwstydzę.Graba spojrzał mu w oczy.— Winszuję Panu, rzekł.W istocie, to co zowią fałszywie cywilizacyą, zwykłoobjawiać się wszelkiego rodzaju wykwintem i zbytkiem, przekręceniem żywotana nice; i są ludzie co dowodzą, że to jest konieczna wynikłość cywilizacyi; nienaśladujmy przecie w tym względzie zachodu.W stolicach po każdym balu,wołają demokratyczne dzienniki: Ile by to ubogich rodzin kosztem tymnakarmić można! Na każde takie wołanie, dowcipni gazeciarze przeciwnegostronnictwa odpowiadają: — policzcie ilu to karmią wyrobników bale i zbytkipańskie! Tak jest, ale źle jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl