[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podstawki Potworówwiszą na nich, jak spódniczki, odsłaniając podarte, strzępiaste, długie, ale trochę za krótkiespodnie i bose nogi.Podchodzą do stolików.II POTWRKawy, kawy i likierów.Nie wiemy nazw, byleby były drogie.JANULKAWięc wy jesteście tym, za co was brałam: po prostu jesteście symbolami ostatniej nędzyprzedświtowych złudzeń.I POTWRNie jesteśmy symbolami.Nikt nie wie, ani my sami, który z nas jest kobietą.Czekamynowego grzechu.Jesteśmy sami w sobie zamkniętym światem absolutnych, alespotworniałych idei.Piąta rzeczywistość jest nonsensem samym w sobie, jest tylkoostatnią maską ginących arystokratów ducha.Kawy! Kawy!Siadają oba przy stoliku kniagini Elzy.JANULKAWięc nawet na was liczyć już nie można? Wstrętne są te wasze bose nogi i podarteportasy.Miałam was za żywych półbożków, za coś nie z tego świata.I co z tego zostało?De La Trfouille podaje Potworom kawę.I POTWR nalewającOd góry jesteśmy, zdaje się, jeszcze dość dziwaczni.35 JANULKAA potem pokaże się, że i do góry także jest nie to.Ach, jakie to przykre! Mamo, ja wracamdo ciebie na ostateczną nędzę.Ja chcę zacząć wszystko od samego początku.ELZA spokojnieZa pózno, moje dziecko.Ojciec mój powiadomił mnie o wszystkim.Bez ślubu oddałaś sięprzewrotnym żądzom Mistrza.Możesz sobie wstąpić do jego fraucymeru.Pije kawę.JANULKATo jest nieprawda! Jestem tylko półdziewicą.A zresztą to jest szczegół.(do ks.Alfreda)Więc ty jeden może będziesz miał odwagę.Bij  się, z kim chcesz, ale nie na spojrzenia.Pokaż, że jesteś kimś.W pustce bez dna majaczy mi się jakaś postać nieznanego rycerza bez zbroi  niech będzie we fraku, niech będzie nawet alfonsem czy złodziejem, ale niechma odwagę  tę zwykłą, ludzką, a nie jakieś samobójcze, tchórzliwe czekanie szczęśliwegowypadku pod maską sztucznej jazni.Wchodzi Księżna.DE LA TRFOUILLETo nie są problemy godne mojej przeszłości.Ja nie wierzyłem nigdy w te blagi Gottfryda,ale przy sposobności stworzyłem sobie też swój światek, może nie tak fantastyczny, ale zato bardziej realny.I tam nie dam wejść nikomu, nawet mojej przyszłej żonie  bo niewiesz, Janulko, że mam ochotę oświadczyć ci się oficjalnie.(do Księżnej) Czy wszystkoprzygotowane?KSI%7łNATak.A teraz chodz spać, Janulko, i nie wierz w nic, co mówi Alfred.Ja cię wtajemniczę wsubtelności tych panów.Obrzydliwie brzmi to słowo, ale nic na to poradzić nie można.Przestaniesz nareszcie uważać życie za gorączkowy majak.FIZDEJKO zrywa się nagle i zrzuca purpurowy płaszcz.Stoi w tabaczkowym surducieJa tu jeszcze jestem  ja  król! Na kolana, wszyscy przede mną.DE LA TRFOUILLE zimnoNie ma pańskiego reżysera, panie dyrektorze Fizdejko.Wielki Mistrz jest mój i nikt go zmoich szponów nie wyrwie.FIZDEJKO strzela mu w łeb z browningaGada jak bohater z kryminalnego romansu.Milcz, milcz na wieki, przeklęty symbolumojej hańby.(Wbiegają cztery panny z fraucymeru Mistrza i wynoszą księcia przez drzwi)No  von Plasewitz, pora puścić twoje depresyjne gazy.W za dobrych humorach jesteśmywszyscy, moi państwo.v.PLASEWITZ wyjmuje z kieszeni jakąś dziwną rurkę i odkręca śrubkę; słychać głośny sykChcecie? Bardzo proszę.FIZDEJKOJanulka, to wszystko był zły sen.My zaczynamy wszystko na nowo.Jesteś pomszczona.Księżnę biorę za guwernantkę.36 JANULKA wskazując na PotworyAle ci  co z tymi zrobimy, papusiu? Nawet ci się zdemaskowali.FIZDEJKO podchodząc do PotworówCi  to są zwykle podmiejskie rzezimieszki.(Potwory ze skrzekiem ptasim siadają na ziemiw dawnych pozach, na podstawkach ze spódnic krynolinowych.) Ci.(zmieszany) Ci to sątylko i jedynie symbole.JANULKAAle symbole czego  sztucznej jazni czy najzwyklejszej zwykłości? Ja nie wytrzymamtego  ja pęknę także! Ja chcę trwać wiecznie, bez końca, a wszystko mi się wymyka, bojest za śliskie, za małe.(Ptasi śmiech Potworów; robi się prawie jasno, ale w czerwonymkolorze; światła gasną.) To nie jest histeria, jak to pewno myślą te Potwory.Ja chcęnaprawdę kogoś pożreć, a jedynie na ciebie mam ochotę, papusiu.FIZDEJKOMasz mnie  twego nieszczęśliwego ojca.Pożeraj go wyrzutami.Tego tylko jeszczebrakowało.Nie udało mi się zdobyć ci odpowiedniego męża.(do Der Zipfla) Uwolnij nasnareszcie, okrutny dozorco zaświatowych więzień.Zrób jakiś nowy  trick.Ja chcę poprostu spać raz w życiu jak zwykły, mały człowieczek, jakim jestem.DER ZIPFEL wstając z tronuNie  seans nie jest skończony.Chcieliście wieczność zafiksować na małej kartce życia?Macie ją.Jest świt i nowy dzień musicie zacząć nie śpiąc ani chwili.FIZDEJKOWieczność! Janulka, słyszysz? Ja nie chcę już królestw żadnych ani sztucznej jazni, aniskomprymowanej w tabletkach chwil wieczności.Zasnąć i zapomnieć  to jedyne mojemarzenia.Ach, i żeby we śnie tym przyszła raz już cicha, bezbolesna śmierć!ELZAA nie mówiłam  tyle razy ci to mówiłam, Gienku, że sen jest najwyższym szczęściemludzi ubogich i duchem, i ciałem.Ale nie trzeba było opijać się kawą z likierami.JANULKAI ja, taka młoda, piękna, dziwna  to mówią wszyscy  a przy tym taka zwykładziewczynka, muszę wam przyznać rację.To oni temu winni  przeklęci, niedorośli domnie mężczyzni.v.PLASEWITZTak  najwścieklejsza nawet fantazja nie jest w stanie stworzyć żadnej nadbudowypsychicznej.Skończymy jak zwykłe, błotne bezlotki.Maski bez posady, trupy na urlopie,klucze bez zamków, mutry bez śrub, małpie ogony bez małp, nie odegramy nawet naszychról do końca.DER ZIPFEL strasznym głosemPrecz! Precz z moich oczu, fałszywe duchy.Jestem oszukany, zdradzony!Skrzek Potworów bardzo głośny.Wszyscy z wyjątkiem Potworów i trupa de La Trfouille auciekają nagle w dzikim popłochu, tłocząc się we drzwiach.37 AKT CZWARTYNa lewo scena taka sama jak w akcie I.Na prawo zamiast salonu ogród.Kwitnące krzewyotaczają placyk, wysypany czerwoną ziemią.Kwitnące glicynie oplatają koniec muru na lewo,złamanego według linii zygzakowatej.Nad krzewami widać liściaste drzewa i sosny wjesiennych barwach.Słońce poranne zalewa scenę od lewej strony.Zpiew ptaków, ryk krów zoddali.Zza muru wyłazi Elza, obdarta jak w akcie I, gasi lampkę elektryczną palącą się naszafce nocnej i włazi pod kołdrę.Wprost sceny dwa rokokowe fotele z I aktu.ELZANareszcie przeszła ta burza i mogę z czystym sumieniem wrócić do mego ubóstwa, niemyśląc o królewskiej reprezentacji.Z krzaków wychodzi Mistrz, w pełnej zbroi, przyłbica podniesiona.Za nim Fizdejko z wąsami,w kostiumie fantastycznego nadleśnego: kapelusik ze szczoteczką, zielone wyłogi, złoteodznaki.Karabin winchester na ramieniu.FIZDEJKOA więc umówione! Zostałem nadleśnym u Mistrza.Pomyśl, Elzo, będziemy żyli w małymdomku  malwy, geranie, nasturcje, świeże bulki, miód prosto z lasu i zupełna beztroska.Czasem w wilię święta ubiję jakiegoś biednego zajączka lub sarenkę i to będzie nasznajwiększy zbytek.A  mleko, dużo mleka koziego prosto od kozy, a czytać będziemytylko kalendarz.MISTRZJakże wam zazdroszczę!ELZAA Janulka?FIZDEJKONie wiem, co z nią będzie.Sama zadecyduje o swoim losie.Mistrz nie chce jej za żadneskarby świata, a ona jego też.Teraz poszły z księżną na grzyby do lasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl