[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Borzywój targał go za ramiona, Sędziwój głos podnosił i brwi marszczył.Ci, costali z boku, nim się Jaksa namyślił odpowiedzieć, poczęli wykrzykiwać, że byłJaksą z Krakowa.Drudzy poddawali, iż od Plwacza jechał pewnie.Skupiano siędokoła.Laskonogi dawał im krzyczeć i cisnąć się, cierpliwie stojąc na koniunieruchomy i czekając końca, który mało go obchodził.Borzywój widząc, że się Jaszko ociąga, wreszcie za ramię go silnie ująwszy,popchnął przed księcia, aby się tłómaczył przed nim.Widząc, że tu wielkiejkarności nie było, a sam książę niezbyt się jego sprawą zajmował, Jaszkoodzyskał odwagę. Miłościwy książę, rzekł, przystępując do niego z pokłonem, niezapieram się, kto jestem.Poznano mnie tu przecie, twarzy sobie nie umazałem.Jaszko, Marka wojewody syn toć prawda.Posłano mnie od pana Leszka zapilną sprawą; powracam do Krakowa.Popatrzywszy nań trochę, Laskonogi usta wydął i odparł flegmatycznie: Za jaką sprawą was posłano?Umilkli ci, co dokoła stali, a dotąd, nie zważając na przytomność księcia, dosyćgłośno się spierali z sobą.Jaksa ośmielał się coraz więcej. Miłościwy panie, odezwał się, nie mogę mojego pana sprawrozgłaszać, kiedy mi nakazano, bym język za zębami trzymał.Zdrajcą nie chcębyć!Borzywój i Sędziwój pilno nań patrzali, potrząsając głowami, książę z górytakże poglądał, lecz nie poruszał się wcale.Odpowiedz zdawała mu się słuszną spojrzał na stronę.Wnet drudzy zakrzyczeli szydersko: Wykręty! Musisz ty gadać i tłomaczyć się, bo inaczej cię nie puścimy.Wojenne prawo takie.a ty wprost od nieprzyjaciela jedziesz! Albo to my nie słyszeli, dodał inny, co Jaszko zrobił z Odrowążami?Wszak ten sam jesteś, co cię precz z kraju wygnali i do Czech musiałeś uciekać.Leszek cię na gardle chciał karać, a terazby ciebie posyłał za tajemną sprawą?Ale! ale!Jaszkowi krew do głowy biegła, zasromał się, w gardle go dusiło. Kiedy wszystko wiecie, zawołał, to i o przebaczeniu powinniściewiedzieć.Ojcu i mnie pan łaskaw przebaczył, a my mu służym wiernie.Marekwojewodą jest, jak był. To prawda, odezwał się Laskonogi. Miłościwy panie, wtrącił Borzywój, sprawa ojca a syna nierówne:Marek dawno powrócił do Dłubni, a synowi nie było wolno się pokazywać! Onizemsty szukają.pewnie do Uścia jezdził, albo do Zwiatopełka, bo to jednakrew. A i to prawda! rzekł ozięble Laskonogi. Więc go nie puszczać, bo on naprowadzi odsiecz na nas, wołał Borzywój, to ptaszek!Jaszko odwrócił się ku Laskonogiemu, wzywając jego opieki, ale ten oczymabadał swoją radę, niepewien i milczał.Wszyscy niemal Borzywojowi wtórowali. Nie puszczać! Niechaj się złoży, z czem jechał! Niech przysięże! wołano. Mnie czekają w Krakowie i pilnie wracać kazano, odezwał się do księciaJaszko.Rozśmiało się kilku. Pilno ci, pilno! A no, poczekaj!Książę nie wydawał sądu żadnego, żuł coś w ustach i czekał, chcąc, by gowyręczono.Rzecz w jego przekonaniu nie musiała mieć wagi wielkiej, chociażniektórzy do niej zbytnią przywiązywali. Pójdzie z językiem, policzywszy nas, mówił Borzywój. Jak wezmiemyUście, to go uwolnim!Sprzeczki i rozhowory poczęły się znowu głośne i swobodne, hałaśliwe, takjakby o księciu zapomniano.Jaksa, bywały człek, choć na niego następowano ostro, pomiarkował, że dlańnajlepszem było zyskać na czasie, zwąchać się z ludzmi, a pózniej znajdzie sięsposób wymknięcia.Odezwał się więc, jakby lekceważył tę niewolę: Każe Jego Miłość zostać w obozie, cóż mi tam! będę siedział! Spytają mniepotem, com robił powiem.Tyle tego, wina nie będzie moja.Obojętność, z jaką to rzekł, dobrze udana, zrobiła pewne wrażenie na księciu,który popatrzywszy nań, spytał: Dawnoś ty z Krakowa? Tygodni kilka, odparł Jaksa.Borzywój, który się lękał, aby książę nie złagodniał, przystąpił do niego, rękę nakoniu położył i cicho rzekł: Nie może to być, aby go wolno puszczać.Dowodu nie ma, że go posłano, aJaksowie ludzie niepewni.Jak Uście opanujemy, niech rusza oznajmić.Książę nie sprzeciwił się, ani potwierdził słuchał.Na próżno zwracał kuniemu oczy Jaszko, on ich unikał.Nie dawał żadnego znaku.Korzystał z tejchwiejności księcia siwy obozny, co wczoraj pierwszy Jaszka ujął, odepchnął gona bok od książęcego konia i rzekł rozkazująco: Zostaniesz w obozie! Spojrzał na swoich. Hej, Wojbór!Na zawołanie to zbliżył się żołnierz w pancerzu łuskowym, z głową kudłatą,jasnemi włosami okrytą, uzbrojony dosyć licho. Wojbór! Wezmiesz go z sobą i mieć będziesz na oku, aby nie uszedł!Usłyszawszy to, młody żołnierz przystąpił do Jaszka i milcząc, wskazał mudrogę.Nie było się co opierać, Jaksa rzucił jeszcze okiem na księciaroztargnionego i poszedł posłuszny.Około Laskonogiego kupili się ludzie i trwała głośna narada [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Borzywój targał go za ramiona, Sędziwój głos podnosił i brwi marszczył.Ci, costali z boku, nim się Jaksa namyślił odpowiedzieć, poczęli wykrzykiwać, że byłJaksą z Krakowa.Drudzy poddawali, iż od Plwacza jechał pewnie.Skupiano siędokoła.Laskonogi dawał im krzyczeć i cisnąć się, cierpliwie stojąc na koniunieruchomy i czekając końca, który mało go obchodził.Borzywój widząc, że się Jaszko ociąga, wreszcie za ramię go silnie ująwszy,popchnął przed księcia, aby się tłómaczył przed nim.Widząc, że tu wielkiejkarności nie było, a sam książę niezbyt się jego sprawą zajmował, Jaszkoodzyskał odwagę. Miłościwy książę, rzekł, przystępując do niego z pokłonem, niezapieram się, kto jestem.Poznano mnie tu przecie, twarzy sobie nie umazałem.Jaszko, Marka wojewody syn toć prawda.Posłano mnie od pana Leszka zapilną sprawą; powracam do Krakowa.Popatrzywszy nań trochę, Laskonogi usta wydął i odparł flegmatycznie: Za jaką sprawą was posłano?Umilkli ci, co dokoła stali, a dotąd, nie zważając na przytomność księcia, dosyćgłośno się spierali z sobą.Jaksa ośmielał się coraz więcej. Miłościwy panie, odezwał się, nie mogę mojego pana sprawrozgłaszać, kiedy mi nakazano, bym język za zębami trzymał.Zdrajcą nie chcębyć!Borzywój i Sędziwój pilno nań patrzali, potrząsając głowami, książę z górytakże poglądał, lecz nie poruszał się wcale.Odpowiedz zdawała mu się słuszną spojrzał na stronę.Wnet drudzy zakrzyczeli szydersko: Wykręty! Musisz ty gadać i tłomaczyć się, bo inaczej cię nie puścimy.Wojenne prawo takie.a ty wprost od nieprzyjaciela jedziesz! Albo to my nie słyszeli, dodał inny, co Jaszko zrobił z Odrowążami?Wszak ten sam jesteś, co cię precz z kraju wygnali i do Czech musiałeś uciekać.Leszek cię na gardle chciał karać, a terazby ciebie posyłał za tajemną sprawą?Ale! ale!Jaszkowi krew do głowy biegła, zasromał się, w gardle go dusiło. Kiedy wszystko wiecie, zawołał, to i o przebaczeniu powinniściewiedzieć.Ojcu i mnie pan łaskaw przebaczył, a my mu służym wiernie.Marekwojewodą jest, jak był. To prawda, odezwał się Laskonogi. Miłościwy panie, wtrącił Borzywój, sprawa ojca a syna nierówne:Marek dawno powrócił do Dłubni, a synowi nie było wolno się pokazywać! Onizemsty szukają.pewnie do Uścia jezdził, albo do Zwiatopełka, bo to jednakrew. A i to prawda! rzekł ozięble Laskonogi. Więc go nie puszczać, bo on naprowadzi odsiecz na nas, wołał Borzywój, to ptaszek!Jaszko odwrócił się ku Laskonogiemu, wzywając jego opieki, ale ten oczymabadał swoją radę, niepewien i milczał.Wszyscy niemal Borzywojowi wtórowali. Nie puszczać! Niechaj się złoży, z czem jechał! Niech przysięże! wołano. Mnie czekają w Krakowie i pilnie wracać kazano, odezwał się do księciaJaszko.Rozśmiało się kilku. Pilno ci, pilno! A no, poczekaj!Książę nie wydawał sądu żadnego, żuł coś w ustach i czekał, chcąc, by gowyręczono.Rzecz w jego przekonaniu nie musiała mieć wagi wielkiej, chociażniektórzy do niej zbytnią przywiązywali. Pójdzie z językiem, policzywszy nas, mówił Borzywój. Jak wezmiemyUście, to go uwolnim!Sprzeczki i rozhowory poczęły się znowu głośne i swobodne, hałaśliwe, takjakby o księciu zapomniano.Jaksa, bywały człek, choć na niego następowano ostro, pomiarkował, że dlańnajlepszem było zyskać na czasie, zwąchać się z ludzmi, a pózniej znajdzie sięsposób wymknięcia.Odezwał się więc, jakby lekceważył tę niewolę: Każe Jego Miłość zostać w obozie, cóż mi tam! będę siedział! Spytają mniepotem, com robił powiem.Tyle tego, wina nie będzie moja.Obojętność, z jaką to rzekł, dobrze udana, zrobiła pewne wrażenie na księciu,który popatrzywszy nań, spytał: Dawnoś ty z Krakowa? Tygodni kilka, odparł Jaksa.Borzywój, który się lękał, aby książę nie złagodniał, przystąpił do niego, rękę nakoniu położył i cicho rzekł: Nie może to być, aby go wolno puszczać.Dowodu nie ma, że go posłano, aJaksowie ludzie niepewni.Jak Uście opanujemy, niech rusza oznajmić.Książę nie sprzeciwił się, ani potwierdził słuchał.Na próżno zwracał kuniemu oczy Jaszko, on ich unikał.Nie dawał żadnego znaku.Korzystał z tejchwiejności księcia siwy obozny, co wczoraj pierwszy Jaszka ujął, odepchnął gona bok od książęcego konia i rzekł rozkazująco: Zostaniesz w obozie! Spojrzał na swoich. Hej, Wojbór!Na zawołanie to zbliżył się żołnierz w pancerzu łuskowym, z głową kudłatą,jasnemi włosami okrytą, uzbrojony dosyć licho. Wojbór! Wezmiesz go z sobą i mieć będziesz na oku, aby nie uszedł!Usłyszawszy to, młody żołnierz przystąpił do Jaszka i milcząc, wskazał mudrogę.Nie było się co opierać, Jaksa rzucił jeszcze okiem na księciaroztargnionego i poszedł posłuszny.Około Laskonogiego kupili się ludzie i trwała głośna narada [ Pobierz całość w formacie PDF ]