[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech się stanie.Powtórzyła ten tekst trzykrotnie, jak kazał Springer, po czym zamknęła oczy i zastygław absolutnym bezruchu.Nigdy nie zasnę na czas, przemknęło jej przez głowę.Spóznię się ipójdą beze mnie.Fosforyzujące wskazówki zegarka przy łóżku wskazywały sześć minut dojedenastej.Jak u licha można zasnąć w sześć minut?W jakiś dziwny sposób powieki zaczęły jej jednak ciążyć i gdy chciała raz jeszczespojrzeć na zegar, nie mogła otworzyć oczu.Ciało odprężało się z wolna, spokój ogarniał ją,jak mrok ogarnia budynek, w którym piętro po piętrze gaszone są światła.Rytm jej sercazwalniał, oddech stawał się płytki i rzadki, poczuła, jak powoli cofa się do wnętrza swejgłowy, wnika w ciemność, którą każdy z nas nosi w sobie.Było to coraz szybsze.Corazprędzej i coraz bardziej zapadała się w głąb swego umysłu; słyszała wysokie i metalicznetony pieśni, jakby śpiewał chór cieni.Ciemna i niewidzialna wzniosła się przez dach pokoju, przeleciała przez strych iposzybowała w noc nad Del Mar.Na południu widziała przyćmione lśnienie przy brzegu, nawysokości La Jolla, dalej iskrzyło się San Diego.Na północy rozciągał się długi łuk Cardiff ilaguny San Elijo i Encinitas.Piątą międzystanową sunęły jak świetliki samochody.Wzgórzaw głębi lądu, za autostradą, skryte były w cieniach i ukoronowane potężnymi budowlami wstylu kolonialnym.Susan nie czuła wcale, by leciała.Wrażenie bliższe było raczej wchłonięciu przezwieczorne powietrze, tak jakby nie była bardziej materialna niż atrament, który szybkowsiąka w bibułę.Czuła się tak, jakby cząstki jej osobowości mieszały się z cząstkami nocy,przez którą podążała.Tak, jakby nie można było powiedzieć, w którym miejscu kończy się noc, a zaczynaSusan.Dziewczyna - cień.Mimo to widziała bardzo wyraznie krajobraz w dole, a gdyopuszczała się powoli ku domowi przy Camino del Mar i przenikała przez gonty do pokoju nagórze, wyczuwała jakieś niezwykłe tarcie i opór.Pokój był oświetlony pojedynczą, nagą żarówką, która rozsyłała we wszystkichkierunkach głębokie cienie, jakby na środku pokoju eksplodowała ciemność.Springer już był,w męskiej postaci, ubrany w prosty, czarny garnitur.Gil też przybył, nie było jednak jeszczeani śladu Henry'ego.Susan z miejsca zbliżyła się do lustra i spojrzała na siebie.Nie przybrała jeszczepostaci Sameny: wciąż miała na sobie bawełnianą koszulkę.Była zarazem zachwycona,przestraszona i zafascynowana swą przezroczystością, mogła widzieć przez siebieprzeciwległą ścianę pokoju.Gil był taki sam.Dość materialny, by można go było rozpoznać,by rozmawiać z nim, lecz nierzeczywisty.Postać ze snu, żywe wspomnienie samego siebie.- Gratuluję wam obojgu - rzekł Springer, schylając lekko głowę.- Niełatwo opuścićswe ciało, gdy robi się to po raz pierwszy.- Czy to nie jest niebezpieczne? - Spytała Susan.- Chodzi mi o nasze ciała.Obawiamsię, że moja babcia może spróbować mnie obudzić.- Jedyne, czego można się obawiać - uśmiechnął się Springer - to, że ktoś możepróbować zniszczyć wasze ciała.Wtedy nie mielibyście, dokąd wrócić.Nie sądzę jednak, bytwoja babcia mogła zrobić coś takiego, prawda?- Mam wrażenie, że śnię - powiedziała Susan.- Bo śnisz - odparł Springer podchodząc do niej i kładąc rękę na jejpółprzezroczystym ramieniu.- Twój umysł jest tutaj, tutaj jest twój duch, lecz twe ciałopozostało w domu i śpi.- Nie ma jeszcze Henry'ego - odezwał się Gil.- Przybędzie - zapewnił go Springer.- Mam nadzieję, że nie sięgnął już więcej po, no wiecie.- Wspomniała Susan,wykonując równocześnie gest przechylania szklanki.Springer zignorował jej słowa i wyciągnął do nich ręce.- Czas, by się przygotować na pierwszy trening Wojowników Nocy, Tebulocie iSameno.Podejdzcie tu oboje i uklęknijcie przede mną.Z lekkim wahaniem uklękli ramię przy ramieniu.Springer uniósł obie ręce, kierującwnętrza dłoni na zewnątrz, i wypowiedział pradawną formułę Wojowników Nocy:- Teraz, gdy oblicze świata skryte jest w ciemności, pozwól nam przygotować się wtym miejscu spotkania, pozwól nam uzbroić się i odziać w pancerz; pozwól nam pożywić sięmocą, która przeznaczona jest do rozszczepiania ciemności, rozpędzania wszystkichmrocznych sil, rozpraszania zła wszelkiego.Niech się stanie.- Niech się stanie - powtórzyli Gil i Susan.- Jesteście teraz Wojownikami Nocy - powiedział Springer.- Jesteście członkamiwielkiej, okrytej chwalą armii, która wytropiła, schwytała i uwięziła wszystkie dziewięćsetdziewięćdziesiąt dziewięć postaci diabła, i która na wieki zasłużyła sobie na wdzięcznośćAshapoli i Rady Wysłanników.Wasze senne postaci poświęciliście wytępieniu zła,szczególnie zaś wytropieniu i schwytaniu Yaomauitla.Zmiertelnego Wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Niech się stanie.Powtórzyła ten tekst trzykrotnie, jak kazał Springer, po czym zamknęła oczy i zastygław absolutnym bezruchu.Nigdy nie zasnę na czas, przemknęło jej przez głowę.Spóznię się ipójdą beze mnie.Fosforyzujące wskazówki zegarka przy łóżku wskazywały sześć minut dojedenastej.Jak u licha można zasnąć w sześć minut?W jakiś dziwny sposób powieki zaczęły jej jednak ciążyć i gdy chciała raz jeszczespojrzeć na zegar, nie mogła otworzyć oczu.Ciało odprężało się z wolna, spokój ogarniał ją,jak mrok ogarnia budynek, w którym piętro po piętrze gaszone są światła.Rytm jej sercazwalniał, oddech stawał się płytki i rzadki, poczuła, jak powoli cofa się do wnętrza swejgłowy, wnika w ciemność, którą każdy z nas nosi w sobie.Było to coraz szybsze.Corazprędzej i coraz bardziej zapadała się w głąb swego umysłu; słyszała wysokie i metalicznetony pieśni, jakby śpiewał chór cieni.Ciemna i niewidzialna wzniosła się przez dach pokoju, przeleciała przez strych iposzybowała w noc nad Del Mar.Na południu widziała przyćmione lśnienie przy brzegu, nawysokości La Jolla, dalej iskrzyło się San Diego.Na północy rozciągał się długi łuk Cardiff ilaguny San Elijo i Encinitas.Piątą międzystanową sunęły jak świetliki samochody.Wzgórzaw głębi lądu, za autostradą, skryte były w cieniach i ukoronowane potężnymi budowlami wstylu kolonialnym.Susan nie czuła wcale, by leciała.Wrażenie bliższe było raczej wchłonięciu przezwieczorne powietrze, tak jakby nie była bardziej materialna niż atrament, który szybkowsiąka w bibułę.Czuła się tak, jakby cząstki jej osobowości mieszały się z cząstkami nocy,przez którą podążała.Tak, jakby nie można było powiedzieć, w którym miejscu kończy się noc, a zaczynaSusan.Dziewczyna - cień.Mimo to widziała bardzo wyraznie krajobraz w dole, a gdyopuszczała się powoli ku domowi przy Camino del Mar i przenikała przez gonty do pokoju nagórze, wyczuwała jakieś niezwykłe tarcie i opór.Pokój był oświetlony pojedynczą, nagą żarówką, która rozsyłała we wszystkichkierunkach głębokie cienie, jakby na środku pokoju eksplodowała ciemność.Springer już był,w męskiej postaci, ubrany w prosty, czarny garnitur.Gil też przybył, nie było jednak jeszczeani śladu Henry'ego.Susan z miejsca zbliżyła się do lustra i spojrzała na siebie.Nie przybrała jeszczepostaci Sameny: wciąż miała na sobie bawełnianą koszulkę.Była zarazem zachwycona,przestraszona i zafascynowana swą przezroczystością, mogła widzieć przez siebieprzeciwległą ścianę pokoju.Gil był taki sam.Dość materialny, by można go było rozpoznać,by rozmawiać z nim, lecz nierzeczywisty.Postać ze snu, żywe wspomnienie samego siebie.- Gratuluję wam obojgu - rzekł Springer, schylając lekko głowę.- Niełatwo opuścićswe ciało, gdy robi się to po raz pierwszy.- Czy to nie jest niebezpieczne? - Spytała Susan.- Chodzi mi o nasze ciała.Obawiamsię, że moja babcia może spróbować mnie obudzić.- Jedyne, czego można się obawiać - uśmiechnął się Springer - to, że ktoś możepróbować zniszczyć wasze ciała.Wtedy nie mielibyście, dokąd wrócić.Nie sądzę jednak, bytwoja babcia mogła zrobić coś takiego, prawda?- Mam wrażenie, że śnię - powiedziała Susan.- Bo śnisz - odparł Springer podchodząc do niej i kładąc rękę na jejpółprzezroczystym ramieniu.- Twój umysł jest tutaj, tutaj jest twój duch, lecz twe ciałopozostało w domu i śpi.- Nie ma jeszcze Henry'ego - odezwał się Gil.- Przybędzie - zapewnił go Springer.- Mam nadzieję, że nie sięgnął już więcej po, no wiecie.- Wspomniała Susan,wykonując równocześnie gest przechylania szklanki.Springer zignorował jej słowa i wyciągnął do nich ręce.- Czas, by się przygotować na pierwszy trening Wojowników Nocy, Tebulocie iSameno.Podejdzcie tu oboje i uklęknijcie przede mną.Z lekkim wahaniem uklękli ramię przy ramieniu.Springer uniósł obie ręce, kierującwnętrza dłoni na zewnątrz, i wypowiedział pradawną formułę Wojowników Nocy:- Teraz, gdy oblicze świata skryte jest w ciemności, pozwól nam przygotować się wtym miejscu spotkania, pozwól nam uzbroić się i odziać w pancerz; pozwól nam pożywić sięmocą, która przeznaczona jest do rozszczepiania ciemności, rozpędzania wszystkichmrocznych sil, rozpraszania zła wszelkiego.Niech się stanie.- Niech się stanie - powtórzyli Gil i Susan.- Jesteście teraz Wojownikami Nocy - powiedział Springer.- Jesteście członkamiwielkiej, okrytej chwalą armii, która wytropiła, schwytała i uwięziła wszystkie dziewięćsetdziewięćdziesiąt dziewięć postaci diabła, i która na wieki zasłużyła sobie na wdzięcznośćAshapoli i Rady Wysłanników.Wasze senne postaci poświęciliście wytępieniu zła,szczególnie zaś wytropieniu i schwytaniu Yaomauitla.Zmiertelnego Wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]