[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zlokalizowaliśmy oddziały Towarzystwa już w dziewięćdziesięciu trzech krajach.Wyrastają jak grzyby po deszczu i to w każdym zakątkuświata.I to prawda - zyskali pełną kontrolę nad różnymi miastami, osiedlami, szpitalami,kilkoma towarzystwami, kilkoma korporacjami.Czasami przedostają się przez łapówki,czasami przez głosowanie, a czasami po prostu siłą.- Taki najazd bez użycia broni?- Tak, zwykle całkiem zgodnie z prawem, ale należy to raczej zawdzięczaćwyjątkowemu sprytowi, niż uczciwości.I nie zapominaj, że masz tu poza tym do czynienia zogromną siłą przebicia, grupą wpływów.Stanąłeś na ścieżce Wielkiego Mistrza, a z tego, cowiem, on nie ma zwyczaju zwalniać kroku, zatrzymywać się, czy choćby obchodzić naokoło.- Cholera.- Na twoim miejscu.hm, dałbym sobie spokój, stary.Zadzwoniłbym do FBI - niechzajmie się tym ktoś silniejszy, proszę bardzo.W Timesie czeka jeszcze na ciebie stołek, jeślitylko zechcesz.Ostatecznie zajmij się tą historią, ale z daleka.Jesteś dziennikarzem pierwszejklasy, ale jesteś za blisko, masz zbyt wiele do stracenia.Marshall pomyślał jedynie:  Dlaczego to mnie się przytrafiło?***Bernice wplątała się zbyt głęboko w delikatną sytuację.Carlucci sprawiali wrażeniecoraz bardziej zdenerwowanych i przerażonych, im więcej pytań im zadawała.- Może to nie był dobry pomysł - powiedział w końcu Joe.- Jeśli oni się dowiedzą, żez panią rozmawialiśmy.Słysząc znowu to słowo, Bernice miała ochotę krzyczeć.- Ależ co pan ma na myśli przez  oni ? Ciągle mówicie  oni ,  ich , ale nigdy niemówicie, kto to taki.- Ja.po prostu nie mogę powiedzieć - wydusił z trudem.- No dobrze, może w takim razie moglibyśmy ustalić chociaż jedno: czy to są ludzie?Mani na myśli prawdziwych ludzi.Joe i Angelina zastanawiali się przez chwilę, w końcu Joe powiedział:- Tak, to prawdziwi ludzie.- Prawdziwi ludzie, z krwi i kości?- Ale poza tym chyba też duchy.- Ale chodzi mi teraz o prawdziwych ludzi - upierała się Bernice.- Czy to prawdziwiludzie sprawdzali wasze opłaty podatków?Kiwnęli głową niepewnie.- I prawdziwy człowiek z krwi i kości przyczepił na drzwiach waszego domu zawiadomienie o licytacji?- Myśmy go nie widzieli - powiedziała Angelina.- Ale papier był całkiem normalny, tak?- Ale przecież nikt nam nie mówił, że to się ma stać! - zaprotestował Joe.- Zawszepłaciliśmy podatki, mam na dowód podstemplowane odcinki czekowe! A ci ludzie w biurzeokręgowym w ogóle nie chcieli nas słuchać!Angelina zezłościła się:- Nie mieliśmy pieniędzy, żeby zapłacić takie podatki, jakich nagle zażądali.Przecieżjuż je zapłaciliśmy, nie mogliśmy płacić jeszcze raz.- Powiedzieli, że zabiorą nasz sklep, całe wyposażenie, a interes i tak szedł zle, bardzozle.Połowa dotychczasowych klientów w ogóle przestała przychodzić.- A ja wiem dlaczego! - zawołała Angelina ze złością.- Wszyscy to czuliśmy.Paniwie, szyby się same nie tłuką, a towary nie sfruwają z półek same z siebie.Sam Diabeł szalałpo naszym sklepie!- W porządku, nie kwestionuję tego - zapewniła Bernice.- Widzieliście państwo, to cowidzieliście, wcale nie wątpię.- Ale czy pani nie rozumie, pani Krueger? - zapytał Joe ze łzami w oczach.-Wiedzieliśmy, że nie możemy tam zostać.I co mieliśmy zrobić? Sklep podupadał, domsprzedali nam sprzed nosa, nasze dzieci męczyli zli ludzie, duchy, kto wie co.Wiedzieliśmy,że lepiej nie próbować oporu.Taka była wola Boża, trudno.Sprzedaliśmy sklep.Zapłacilinam niezle.Bernice wiedziała, że to nieprawda.- Nie dostali państwo ani połowy tego, ile sklep był wart.Joe nie wytrzymał jużdłużej, zaczął płakać.- Ale jesteśmy wolni.jesteśmy wolni.- mówił.I to dało Bernice dużo do myślenia.***A potem nastało istne szaleństwo zdobywania informacji za wszelką cenę, bezwzględu na wszystko.Towarzyszyła temu mieszanka uczuć zdecydowania i niepokoju,ścieranie się spontanicznych impulsów i chłodniejszych refleksji.Przez kolejne dwa tygodnie,w każdy wtorek i piątek Ashton Clarion jak zwykle pojawiał się w kioskach i w skrzynkachpocztowych prenumeratorów, ale jego wydawca i główna reporterka byli praktycznienieuchwytni.Zbierała się coraz większa liczba telefonów do Marshalla, na które nie zdążyłodpowiedzieć, Bernice właściwie w ogóle nie było w domu.Przez kilka nocy Marshall wcalenie pokazał się w domu.Spał w najrozmaitszych miejscach, czasami w biurze, czekając na specjalne rozmowy telefoniczne lub dzwoniąc sam.Ledwo dbało dalsze ukazywanie sięgazety, przerzucając listy osób, dane podatkowe, sprawozdania z działalności spółek,wywiady i artykuły prasowe.Ludzi, do których docierał Marshall i Bernice można było podzielić na dwie grupy:tych, którzy opuścili swoje stanowiska i najczęściej także Ashton, oraz ludzi, którzy ichzastąpili.Po jakimś czasie Marshall i Bernice mogli z dużym prawdopodobieństwemprzewidzieć, jakie od kogo otrzymają odpowiedzi.Bernice zadzwoniła do Adama Jarreda, owego członka Rady Nadzorczej uczelni,którego córkę miał rzekomo napastować Ted Harmel.- Nie - odpowiedział Jarred - nie wiem chyba nic na temat jakiegoś.jak to paninazwała?.- Towarzystwa.Towarzystwa Uniwersalnej Zwiadomości.- Nie, obawiam się, że nie wiem.Marshall natomiast rozmawiał z Eugene em Baylorem.- Nie - odpowiedział Baylor z niejakim zniecierpliwieniem.- Nigdy nawet niesłyszałem nazwiska Kaseph i w ogóle nie rozumiem, o co panu chodzi.- Usiłuję zbadać zasadność pewnych zarzutów, według których negocjuje się warunkisprzedaży uczelni niejakiemu Kasephowi z  Omni Corporation.Baylor zaśmiał się i powiedział:- Musiał pan słyszeć o jakiejś innej uczelni.Tutaj na nic takiego nie ma miejsca.- A informacja, która do nas dotarła, że uczelnia znajduje się w poważnych kłopotachfinansowych?Baylorowi nie spodobało się to pytanie.- Niech pan posłucha, poprzedni wydawca Clariona też tego próbował i było to jednoz najgłupszych posunięć w jego życiu.Może zajmie się pan swoją gazetą, a nam pozostawizajmowanie się uczelnią?Poprzedni członkowie Rady mówili jednak inaczej.Morris James, obecnie doradcahandlowy w Chicago, z ostatniego roku pracy w college u wyniósł wyłącznie nieprzyjemnewspomnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl