[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie mów. O rany, ten twój kapitan dosłownie wywrócił statek do góry nogami  rzekł porucznik z wielkimzadowoleniem. A ten twój pułkownik nie odstępował go na krok.W życiu nie widziałem równie zdenerwowanegofaceta. Psiakrew, jeden raport o takim naruszeniu bezpieczeństwa i facet dziękowałby Bogu, gdyby muzostawili orzełki na pagonach, nie mówiąc już o gwiazdkach.139  Generałowie!  ziewnął Sonnen. Niech to diabli, kiedyś przed wojną pływał z nami każdejzimy jeden taki stary generał.Wieczorem dawał żonie pigułki nasenne i zasuwał na pokład zabawiaćsię z nauczycielkami.Merkel wciąż się uśmiechał. Musiał się aż ukazać duch jakiejś kobietki, żeby zmusić tych dwóch do zejścia na dół i zobaczeniatego, co było do zobaczenia!  ciągnął z szerokim uśmiechem. Pułkownik robił, co mógł, żeby niezwymiotować już od samego zapaszku, który się tam unosił. No więc masz, czego chciałeś  powiedział płatnik  więcej powietrza i tak dalej. Teraz nawet spłuczki w toaletach zaczęły działać!  cieszył się porucznik.Zamyślił się na chwilę. Ale jednego nie mogę skapować: skąd się wzięła ta kobieta? Niech to licho, pojęcia nie mam.Słyszałem, że czasem widzi się najróżniejsze rzeczy, kiedy czło-wieka opadnie zmęczenie. Wszystko jedno  odrzekł Merkel  ale obyśmy mogli na nią liczyć zawsze wtedy, kiedy to bydlępułkownik potrzebuje zdrowego kopa w tyłek.* * *W sali  H" na statku-szpitalu Humanity wszystkie lampy były pogaszone.W nikłej smudze światła,które wsączało się do wąskiego pomieszczenia z korytarza, majaczyły dwa rzędy szpitalnych łóżek.Panowała tu ciemność, ale ta ciemność żyła.Tuż przy140 drzwiach furkotał cicho wiatraczek.Tu zaskrzypiało łóżko, ówdzie zatrzeszczał wyciąg.Wszystkiełóżka były zajęte; ranni spali albo leżeli bez ruchu.Niektórzy lekko pochrapywali.Sennym odgłosomsali towarzyszył niski, monotonny dzwięk silnika statku, warkot generatora i dochodzące z dołu,bardziej wyczuwalne niż słyszalne wibrowanie śrub.Przy wejściu stał niewielki stół, oświetlony zieloną lampką.Siedziała przy nim panna Holton, młodapielęgniarka, zmęczona całonocnym czuwaniem.Wypełnione już karty szpitalne odłożyła na bok,łokciem dotykała zamkniętej książki; czytanie o tej porze byłoby zbyt wielkim wysiłkiem.Jeszczegodzina  i koniec pracy, ale ta ostatnia godzina zawsze dłużyła się najbardziej.Siostra Holton copięć minut zerkała na zegarek, dzieląc nieznośną godzinę na małe, równo odmierzone cząsteczki.W drugim końcu sali, na jednym z łóżek odznaczał się pod kołdrą nieruchomy ludzki kształt.Leżącytam człowiek stracił poczucie czasu.Spoczywał, unosząc się na fali płynących minut i sekund,obojętny na ich przemijanie, na sztuczny podział czasu pomiędzy dnie i noce.Nie liczyło się nic prócztego jednego: dryfowania w bezmiarze czasu.Miejsce nie miało żadnego znaczenia.Wszędzie było mu dobrze i nawet nie zastanawiał się nad tym.Jedynym, co go męczyło  co doskwierało mu jak piasek w otwartej ranie  był ciąg nie powią-zanych ze sobą zdarzeń, ukazujących się w jego wyobrazni.W umyśle, który nie odczuwał cierpienia,w ciele, które trwało w biernym spokoju, wolne od wszelkich pragnień, toczyły się  raz w półśnie,raz w stanie jakiejś mglistej półświadomości  upor-138 czy we zmagania, by połączyć w całość jasne, wyraziste obrazy, przesuwające się z wolna przedoczami leżącego.Czuł się tak, jakby pozbierał strzępki stu różnych filmów i posklejał je w niekończącą się taśmę, która teraz kręciła się w jego głowie.Taśma przesunęła się już chyba z tysiąc razy.Niekiedy sceny powtarzały się bez żadnych zmian,niekiedy zmieniały się pewne szczegóły.Czasem pojawiały się nowe sceny, by potem już nigdy niewrócić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl