[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dawno nie widział Mahońskiego, rad by go był spotkałteraz i chciał zręcznie wybadać o przeszłość wdowy, pewnybędąc, że mu nakłamała na siebie andronów.Mahońskiego jednak w restauracji nie zastał i musiał go szukać wdomu.Pan Józef był, po zbytnim jakimś ucztowaniu, chory.Znalazłgo w aksamitnym szlafroku, z gardłem obwiązanym i kwaśną bardzominą. Bardzo ci dziękuję, żeś mnie odwiedził odezwał się Mahoński. Widzisz, chory jestem, pokutuję za grzechy.Ha! dawniej piło siędwa dni i dwie nocy, a wstawało rzezwym, dziś już nie ten człowiek.Trochęśmy przebrali tego obmierzłego szampana, a musiał byćfałszowany pod koniec.Nie mogę do siebie przyjść.No i zgrałem sięwszetecznie.Wystaw sobie, parę tysięcy rubli diabli wzięli.Dosyć zręcznie kołując z rozmową, Pampowski naprowadził ją naBrombergową, od niechcenia zapytując o jej przeszłość. Bo mi się ogaduje; plecie nie wiedzieć co? Ma co gadać rzekł Mahoński młoda, ale żyła, co się zowie iawanturek miała dosyć. Mój panie Józefie przerwał komornik jakby się to innym,nawet powszechnie szanowanym, nie trafiało! Tylko, że ona jestszczerą, a tamte! No, to po części prawda! odparł Mahoński ale to kobieta, coszuka biedy i awantur. Była ona w teatrze? zapytał Pampowski. W teatrze! to ci o tym mówiła? zaśmiał się pan Józef. Papleczasem bez potrzeby.W teatrze właściwie nigdy nie była, ale ładnadzieweczka występowała jako statystka! E! to to dobre były czasy,gdy ja się z nią poznałem.Ojciec mi wówczas nieboszczyk groszaskąpił, ale łaskę miałem u lichwiarzy! Mieszkała na strychu! Ogieńbyła dziewczyna!Westchnął gładząc łysinę. Widzę, że ci się spowiadała szczerze. Nawet i z tego, co nieprawda dodał komornik bo juściż mężamiała i jest wdową. No, z mężem, widzisz rzekł pan Józef to tak samo jak zteatrem.Nie pytano ściśle o ślub.a żyła z panem Brombergiem latkilka i była u niego panią w domu.Zawsze to coś znaczy.Komornik przestał pytać, posmutniał, widział, że nie kłamała wistocie, musiał więc to sobie jakoś inaczej ocukrować, aby przełknąć.Po namyśle, wyszedłszy od Mahońskiego, powiedział sobie: To mi wszystko jedno.Powinien się był z nią ożenić! Nie ożeniłsię, jego wina.Co mi tam!Wytrzymawszy tego dnia, wedle danego słowa, i nie idąc nawet naMiodową ulicę, aby nie mieć pokuszenia wstąpić do niej, komorniktrzeciego już dnia nie wytrzymał i o dwunastej popędził.Drzwi przedpokoju stały otworem, służącego nie było, wszedł więcnie anonsowany do salonu.Na kanapie siedział, podparłszy się o stół, z głową w rękach, baronMahlhagen.Podniósł oczy na wchodzącego.W salonie meble byłyporozstawiane w nieporządku, drzwi wszystkie pootwierane, a z głębimieszkania dobywały się jakieś głosy obce, nieznane. Co to, jest? zawołał komornik.Baron podniósł głowę. To pan nic nie wiesz? A cóż mam wiedzieć?Mahlhagen śmiał się gorzko. Hę, hę! nie ma naszego gołąbka, nie ma! fru, fru, uleciał.Wstał z kanapy i zbliżył się do komornika. My oba z panem w żałobie.Pan istotnie nic nie wiesz? Nic nie wiem! krzyknął przestraszony Pampowski cóż mamwiedzieć? powtórzył. Zadrwiła z nas obu dodał baron. Afanazy Piotrowicz jązabrał i pojechali. To nie może być? zawołał komornik. Ale nie może śmiał się Mahlhagen trzeci dzień temu, uciekliw nocy.Tego się dawno było można spodziewać.Jam nie był ślepy, anie chciało mi się wierzyć takiemu szelmostwu, bom ja jej przecieofiarował wstyd mi ja się z nią chciałem żenić! Była dla mnie zpoczątku bardzo dobrą, potem ten milioner, ta baryła, to chłopiskokupiło ją brylantami nie brylantami.No zobaczymy, jaki z tegobędzie koniec?Z drugiego pokoju wyszła dawna towarzyszka Brombergowej,Abakowa, trzymając się w boki, w humorze wcale niezłym.Popatrzała na obu obżałowanych i roześmiała się. Dzień dobry, komorniku odezwała się drwiąco tu do wasliścik jest.Ale co wam z tego, wolelibyście, żeby ta była, co go pisała.Adie! nie zobaczycie jej.Wzięli ślub i pojechali. Wzięli ślub? zawołał baron wzięli? A pewnie, ja byłam przecie na nim mówiła stara ona by niezrobiła tego głupstwa, żeby mając dwóch, co się żenić chcieli,trzeciego wybrała bez ślubu.Człowiek dobry, słowo daję, ona z nimbędzie szczęśliwą, choć go do rany przyłożyć! I niezazdrosny, a jejtakiego było potrzeba, bo to wiatr kobieta, a serce dobre.Nie mieli już nic więcej do słuchania.Pampowski uczuł, jak mu nogiodejmowało, robiło się słabo, musiał siąść.Baron nałożył czapkę nagłowę i świszcząc fałszywie wyszedł.Stara z politowaniem patrzała na Pampowskiego, który obudzał litość.W jednej chwili twarz mu się zmieniała tak, jak gdyby miał w miejscupaść trupem, wargi pobielały, trząść się zaczął i razem potem oblewać.Stara pobiegła po wodę.Sparty na krześle komornik z głowąspuszczoną zdawał się dogorywać.Podanej wody wypił kilka kropel i siedział, nie mógł się oddalić odtego miejsca, od wspomnień szczęścia, które tu tak nieopatrznie sobiewyroił, wykołysał, wykarmił, łudząc się nim dość długo.Nie wiedział, co teraz miał z sobą zrobić, chyba wprost iść na mogiłki,bo na świecie było mu pusto, ciemno, nieznośnie.Ani ochoty, ani potrzeby życia nie czuł.Resztka młodości opuściłago, siedział zgarbiony, zmarszczony, bezsilny. E! co bo znowu tak desperować odezwała się stara, stojącaprzed nim z wodą. Dobra była kobieta i ładna, co prawda, urokmiała wielki, a no dla niej się nie powiesić, ani topić! Jest tego naświecie dosyć!Wetknęła mu list do rąk.Komornik ścisnął go w palcach, a czytać już nie miał odwagi.Siedziałciągle, dopóki z głębi pokojów nie nadciągnęli ludzie i nie zaczęli sięzabierać do uprzątania mebli.Naówczas wstał, list schował dokieszeni, powoli się ze schodów stoczył i pierwszy powóz, jakispotkał, wziął, aby go zawiózł do domu.Iść nie mógł.U drzwi chłopcu zapowiedział, że go nie ma w domu dla nikogo wświecie ani dziś, ani jutro.Trzęsła go jakby febra, musiał się w łóżko położyć.Tu dopiero list rozpieczętował, zapisany był na cztery strony, takimcharakterem, jakby nadzwyczajny pośpiech resztę zaniedbanejkaligrafii wygnał z pamięci. Mój dobry, kochany komorniku, wybacz, daruj, nie mogłam ciebienieszczęśliwym uczynić i sama zostać z tobą męczennicą.We dwamiesiące byłbyś ty mnie przeklinał, a ja ciebie.%7łal mi cię było, człekjesteś dobry, ale o kochaniu pomyślałeś za pózno.Młodym to niebardzo zdrowe, a staremu może być śmiertelne.Wyperswadujże sobie, proszę, i zapomnij o niewdzięcznicy.Ożeniszsię z jaką panną spokojnego temperamentu, która choć cię będzieoszukiwała, to przynajmniej tak, że się nie dopatrzysz!Słowo ci daję, że nie wiem, ile ja u ciebie pieniędzy pożyczyłam, bo umnie ani rejestru, ani pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dawno nie widział Mahońskiego, rad by go był spotkałteraz i chciał zręcznie wybadać o przeszłość wdowy, pewnybędąc, że mu nakłamała na siebie andronów.Mahońskiego jednak w restauracji nie zastał i musiał go szukać wdomu.Pan Józef był, po zbytnim jakimś ucztowaniu, chory.Znalazłgo w aksamitnym szlafroku, z gardłem obwiązanym i kwaśną bardzominą. Bardzo ci dziękuję, żeś mnie odwiedził odezwał się Mahoński. Widzisz, chory jestem, pokutuję za grzechy.Ha! dawniej piło siędwa dni i dwie nocy, a wstawało rzezwym, dziś już nie ten człowiek.Trochęśmy przebrali tego obmierzłego szampana, a musiał byćfałszowany pod koniec.Nie mogę do siebie przyjść.No i zgrałem sięwszetecznie.Wystaw sobie, parę tysięcy rubli diabli wzięli.Dosyć zręcznie kołując z rozmową, Pampowski naprowadził ją naBrombergową, od niechcenia zapytując o jej przeszłość. Bo mi się ogaduje; plecie nie wiedzieć co? Ma co gadać rzekł Mahoński młoda, ale żyła, co się zowie iawanturek miała dosyć. Mój panie Józefie przerwał komornik jakby się to innym,nawet powszechnie szanowanym, nie trafiało! Tylko, że ona jestszczerą, a tamte! No, to po części prawda! odparł Mahoński ale to kobieta, coszuka biedy i awantur. Była ona w teatrze? zapytał Pampowski. W teatrze! to ci o tym mówiła? zaśmiał się pan Józef. Papleczasem bez potrzeby.W teatrze właściwie nigdy nie była, ale ładnadzieweczka występowała jako statystka! E! to to dobre były czasy,gdy ja się z nią poznałem.Ojciec mi wówczas nieboszczyk groszaskąpił, ale łaskę miałem u lichwiarzy! Mieszkała na strychu! Ogieńbyła dziewczyna!Westchnął gładząc łysinę. Widzę, że ci się spowiadała szczerze. Nawet i z tego, co nieprawda dodał komornik bo juściż mężamiała i jest wdową. No, z mężem, widzisz rzekł pan Józef to tak samo jak zteatrem.Nie pytano ściśle o ślub.a żyła z panem Brombergiem latkilka i była u niego panią w domu.Zawsze to coś znaczy.Komornik przestał pytać, posmutniał, widział, że nie kłamała wistocie, musiał więc to sobie jakoś inaczej ocukrować, aby przełknąć.Po namyśle, wyszedłszy od Mahońskiego, powiedział sobie: To mi wszystko jedno.Powinien się był z nią ożenić! Nie ożeniłsię, jego wina.Co mi tam!Wytrzymawszy tego dnia, wedle danego słowa, i nie idąc nawet naMiodową ulicę, aby nie mieć pokuszenia wstąpić do niej, komorniktrzeciego już dnia nie wytrzymał i o dwunastej popędził.Drzwi przedpokoju stały otworem, służącego nie było, wszedł więcnie anonsowany do salonu.Na kanapie siedział, podparłszy się o stół, z głową w rękach, baronMahlhagen.Podniósł oczy na wchodzącego.W salonie meble byłyporozstawiane w nieporządku, drzwi wszystkie pootwierane, a z głębimieszkania dobywały się jakieś głosy obce, nieznane. Co to, jest? zawołał komornik.Baron podniósł głowę. To pan nic nie wiesz? A cóż mam wiedzieć?Mahlhagen śmiał się gorzko. Hę, hę! nie ma naszego gołąbka, nie ma! fru, fru, uleciał.Wstał z kanapy i zbliżył się do komornika. My oba z panem w żałobie.Pan istotnie nic nie wiesz? Nic nie wiem! krzyknął przestraszony Pampowski cóż mamwiedzieć? powtórzył. Zadrwiła z nas obu dodał baron. Afanazy Piotrowicz jązabrał i pojechali. To nie może być? zawołał komornik. Ale nie może śmiał się Mahlhagen trzeci dzień temu, uciekliw nocy.Tego się dawno było można spodziewać.Jam nie był ślepy, anie chciało mi się wierzyć takiemu szelmostwu, bom ja jej przecieofiarował wstyd mi ja się z nią chciałem żenić! Była dla mnie zpoczątku bardzo dobrą, potem ten milioner, ta baryła, to chłopiskokupiło ją brylantami nie brylantami.No zobaczymy, jaki z tegobędzie koniec?Z drugiego pokoju wyszła dawna towarzyszka Brombergowej,Abakowa, trzymając się w boki, w humorze wcale niezłym.Popatrzała na obu obżałowanych i roześmiała się. Dzień dobry, komorniku odezwała się drwiąco tu do wasliścik jest.Ale co wam z tego, wolelibyście, żeby ta była, co go pisała.Adie! nie zobaczycie jej.Wzięli ślub i pojechali. Wzięli ślub? zawołał baron wzięli? A pewnie, ja byłam przecie na nim mówiła stara ona by niezrobiła tego głupstwa, żeby mając dwóch, co się żenić chcieli,trzeciego wybrała bez ślubu.Człowiek dobry, słowo daję, ona z nimbędzie szczęśliwą, choć go do rany przyłożyć! I niezazdrosny, a jejtakiego było potrzeba, bo to wiatr kobieta, a serce dobre.Nie mieli już nic więcej do słuchania.Pampowski uczuł, jak mu nogiodejmowało, robiło się słabo, musiał siąść.Baron nałożył czapkę nagłowę i świszcząc fałszywie wyszedł.Stara z politowaniem patrzała na Pampowskiego, który obudzał litość.W jednej chwili twarz mu się zmieniała tak, jak gdyby miał w miejscupaść trupem, wargi pobielały, trząść się zaczął i razem potem oblewać.Stara pobiegła po wodę.Sparty na krześle komornik z głowąspuszczoną zdawał się dogorywać.Podanej wody wypił kilka kropel i siedział, nie mógł się oddalić odtego miejsca, od wspomnień szczęścia, które tu tak nieopatrznie sobiewyroił, wykołysał, wykarmił, łudząc się nim dość długo.Nie wiedział, co teraz miał z sobą zrobić, chyba wprost iść na mogiłki,bo na świecie było mu pusto, ciemno, nieznośnie.Ani ochoty, ani potrzeby życia nie czuł.Resztka młodości opuściłago, siedział zgarbiony, zmarszczony, bezsilny. E! co bo znowu tak desperować odezwała się stara, stojącaprzed nim z wodą. Dobra była kobieta i ładna, co prawda, urokmiała wielki, a no dla niej się nie powiesić, ani topić! Jest tego naświecie dosyć!Wetknęła mu list do rąk.Komornik ścisnął go w palcach, a czytać już nie miał odwagi.Siedziałciągle, dopóki z głębi pokojów nie nadciągnęli ludzie i nie zaczęli sięzabierać do uprzątania mebli.Naówczas wstał, list schował dokieszeni, powoli się ze schodów stoczył i pierwszy powóz, jakispotkał, wziął, aby go zawiózł do domu.Iść nie mógł.U drzwi chłopcu zapowiedział, że go nie ma w domu dla nikogo wświecie ani dziś, ani jutro.Trzęsła go jakby febra, musiał się w łóżko położyć.Tu dopiero list rozpieczętował, zapisany był na cztery strony, takimcharakterem, jakby nadzwyczajny pośpiech resztę zaniedbanejkaligrafii wygnał z pamięci. Mój dobry, kochany komorniku, wybacz, daruj, nie mogłam ciebienieszczęśliwym uczynić i sama zostać z tobą męczennicą.We dwamiesiące byłbyś ty mnie przeklinał, a ja ciebie.%7łal mi cię było, człekjesteś dobry, ale o kochaniu pomyślałeś za pózno.Młodym to niebardzo zdrowe, a staremu może być śmiertelne.Wyperswadujże sobie, proszę, i zapomnij o niewdzięcznicy.Ożeniszsię z jaką panną spokojnego temperamentu, która choć cię będzieoszukiwała, to przynajmniej tak, że się nie dopatrzysz!Słowo ci daję, że nie wiem, ile ja u ciebie pieniędzy pożyczyłam, bo umnie ani rejestru, ani pamięci [ Pobierz całość w formacie PDF ]