[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.71Rozdział siódmyO 7:35 Josie wjechała na podjazd swego domu w Beverly Hills.Stałtam samochód Mike'a, ford pick-up, który Josie pozwoliła mu kupićzgodnie z zasadą Pozorowania Przeciwieństwa.Mimo planowanegorozwodu Josie chciała powiedzieć mężowi o Joshui i scenariuszu, chciała,żeby się z nią cieszył.Weszła do domu i znalazła Mike'a w salonie.Siedział na krześle iczytał gazetę.- Cześć - powiedziała Josie.Położyła torebkę na barku i zrzuciła buty.Mike nie odpowiedział.Spojrzała na niego.Rzedniejące czarne włosybyły nieco za długie na karku.Zauważyła, że ma na sobie niebieskąkoszulę DKNY, którą mu podarowała na Gwiazdkę.- Hej - powiedziała jeszcze raz.Mike podniósł wzrok.Siedział z nogązałożoną na nogę.Jak na byłego futbolistę wydawał się dziwnie pełengracji.Wyglądał majestatycznie.- Co się stało? - zapytała.Podeszła dokrzesła, na którym siedział i zapaliła światło.- Nie możesz czytać wciemnościach.Zaniepokoiła się, zupełnie jakby Mike wiedział, o czym myślała całydzień.Była zbyt świadoma chwili obecnej, żeby się zastanowić, jakopanować strach albo przynajmniej złagodzić obawy, przypominającsobie, że to ona podejmuje tu decyzje.- Dzwoniłem dziś do ciebie - odezwał się Mike.- Przepraszam - powiedziała natychmiast.- Cały dzień miałamspotkania.Byłam na lunchu z Sethem, pozdrawia72cię, a potem pojechałam zobaczyć się z Rebeccą.Dzieckozwymiotowało mi na bluzkę.- Zgadza się.- Wiesz, że dziecko na mnie zwymiotowało?- Wiem, że musiałaś być zajęta - odpowiedział.Wstał.Zauważyłakoło fotela torbę.- Musiałaś być zajęta, bo dzwoniłem do ciebie pięć razy.Dzwoniłem do biura i na komórkę.- Nie rób tego, Michael - powiedziała Josie.- Nie mogę być na każdetwoje zawołanie.Mam własne życie.- Będą sprawdzać, czy nie mam raka jąder.Byłem dziś umówiony zlekarzem.Dlatego dzwoniłem.Josie odwróciła się tyłem, choć wiedziała, że jest to nieodpowiedniareakcja.Założyła ręce.- Chcesz, żebym się poczuła winna.Mike roześmiał się za jej plecami ze spokojną rezygnacją.Była jegożoną i on też był winien tego, że nie zauważył jej wyjątkowegozaabsorbowania samą sobą.- Nie, Josie - odpowiedział spokojnie.- Nie chcę, żebyś się czuławinna.Tu jest opinia lekarza.- Wręczył jej kopertę.- Doktor da mi znaćw przyszłym tygodniu.Podniósł torbę.- Co?.Och, nie udawaj męczennika, nie rób tego.Zawaliłam sprawę.Przykro mi.- Jest ci przykro, bo zawaliłaś sprawę, bo mogę być chory czy dlatego,że chcesz, żeby wszystko było w porządku?Mike nie wydawał się rozgniewany.W jego głosie byłozaciekawienie.- Mike.Jezu, czy ty naprawdę tak myślisz? - Zwykle nie miewałatakiego zamętu w głowie i naprawdę chciała, żeby wszystko było wporządku.- Zatrzymam się dziś w hotelu - powiedział.Josie zagrodziła mu drogędo drzwi.- Dlaczego?- Zadzwonię do ciebie i zostawię wiadomość, gdzie jestem.- Spojrzałna nią.Zamrugał powiekami, lecz oczy miał73suche.- Muszę pomyśleć, Josie.Muszę pomyśleć.- Pochylił się ipocałował ją w policzek.- Wiem, że byłaś zajęta, ale dziś po prostu niemogę słuchać twoich wymówek.- Mike.- Josie usłyszała we własnym głosie desperację, gniew istrach.Chciała, żeby nogi się pod nią ugięły, chciała zemdleć, zrobić coś,co by odwróciło ich uwagę od niego i tej strasznej wiadomości.Chciałasię uwolnić od poczucia winy, które spadało na nią jak ciężka kurtyna,jeszcze raz odegrać scenę powrotu do domu i pragnęła, żeby Mike udałzainteresowanie jej opowiadaniem o wydarzeniach dnia.- Mike, nie odchodz.- To nie jest.to nie jest.ja nie chcę być męczennikiem.Wiesz, żenie jestem, a może jestem, sam nie wiem.Po prostu teraz muszę stądwyjść.Siedziałem tu dwie godziny i czekałem i to mnie bardziej dobiłoniż rak.A może nie.Może tak mówię z powodu raka.To obłęd, prawda,Josie? Może mam raka.Mam trzydzieści trzy lata! - Jego twarz wykrzy-wił grymas, podniósł ramiona i zakrył twarz.Josie instynktowniepodeszła do niego i otoczyła go w pasie ramionami.- Błąd, Josie - powiedział, odsuwając się od niej.Podszedł do drzwi.Josie spojrzała na niego, swego męża, metr osiemdziesiąt pięć, ciemneproste włosy, przystojny i udręczony.Czuła siłę popychającą ją ku niemu,zmuszającą do okazania wszystkich uczuć, które by go do niejprzywiązały, żeby zobaczył, że mu na niej zależy, że się nim zaopiekuje,jeżeli podejrzenia się sprawdzą, żeby go zapewnić, że go nigdy nieopuści.Ale nie poruszyła się.Mike też nie.Po prostu stali i patrzyli na siebie.A potem Mike oderwał od niej wzrok i wyszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.71Rozdział siódmyO 7:35 Josie wjechała na podjazd swego domu w Beverly Hills.Stałtam samochód Mike'a, ford pick-up, który Josie pozwoliła mu kupićzgodnie z zasadą Pozorowania Przeciwieństwa.Mimo planowanegorozwodu Josie chciała powiedzieć mężowi o Joshui i scenariuszu, chciała,żeby się z nią cieszył.Weszła do domu i znalazła Mike'a w salonie.Siedział na krześle iczytał gazetę.- Cześć - powiedziała Josie.Położyła torebkę na barku i zrzuciła buty.Mike nie odpowiedział.Spojrzała na niego.Rzedniejące czarne włosybyły nieco za długie na karku.Zauważyła, że ma na sobie niebieskąkoszulę DKNY, którą mu podarowała na Gwiazdkę.- Hej - powiedziała jeszcze raz.Mike podniósł wzrok.Siedział z nogązałożoną na nogę.Jak na byłego futbolistę wydawał się dziwnie pełengracji.Wyglądał majestatycznie.- Co się stało? - zapytała.Podeszła dokrzesła, na którym siedział i zapaliła światło.- Nie możesz czytać wciemnościach.Zaniepokoiła się, zupełnie jakby Mike wiedział, o czym myślała całydzień.Była zbyt świadoma chwili obecnej, żeby się zastanowić, jakopanować strach albo przynajmniej złagodzić obawy, przypominającsobie, że to ona podejmuje tu decyzje.- Dzwoniłem dziś do ciebie - odezwał się Mike.- Przepraszam - powiedziała natychmiast.- Cały dzień miałamspotkania.Byłam na lunchu z Sethem, pozdrawia72cię, a potem pojechałam zobaczyć się z Rebeccą.Dzieckozwymiotowało mi na bluzkę.- Zgadza się.- Wiesz, że dziecko na mnie zwymiotowało?- Wiem, że musiałaś być zajęta - odpowiedział.Wstał.Zauważyłakoło fotela torbę.- Musiałaś być zajęta, bo dzwoniłem do ciebie pięć razy.Dzwoniłem do biura i na komórkę.- Nie rób tego, Michael - powiedziała Josie.- Nie mogę być na każdetwoje zawołanie.Mam własne życie.- Będą sprawdzać, czy nie mam raka jąder.Byłem dziś umówiony zlekarzem.Dlatego dzwoniłem.Josie odwróciła się tyłem, choć wiedziała, że jest to nieodpowiedniareakcja.Założyła ręce.- Chcesz, żebym się poczuła winna.Mike roześmiał się za jej plecami ze spokojną rezygnacją.Była jegożoną i on też był winien tego, że nie zauważył jej wyjątkowegozaabsorbowania samą sobą.- Nie, Josie - odpowiedział spokojnie.- Nie chcę, żebyś się czuławinna.Tu jest opinia lekarza.- Wręczył jej kopertę.- Doktor da mi znaćw przyszłym tygodniu.Podniósł torbę.- Co?.Och, nie udawaj męczennika, nie rób tego.Zawaliłam sprawę.Przykro mi.- Jest ci przykro, bo zawaliłaś sprawę, bo mogę być chory czy dlatego,że chcesz, żeby wszystko było w porządku?Mike nie wydawał się rozgniewany.W jego głosie byłozaciekawienie.- Mike.Jezu, czy ty naprawdę tak myślisz? - Zwykle nie miewałatakiego zamętu w głowie i naprawdę chciała, żeby wszystko było wporządku.- Zatrzymam się dziś w hotelu - powiedział.Josie zagrodziła mu drogędo drzwi.- Dlaczego?- Zadzwonię do ciebie i zostawię wiadomość, gdzie jestem.- Spojrzałna nią.Zamrugał powiekami, lecz oczy miał73suche.- Muszę pomyśleć, Josie.Muszę pomyśleć.- Pochylił się ipocałował ją w policzek.- Wiem, że byłaś zajęta, ale dziś po prostu niemogę słuchać twoich wymówek.- Mike.- Josie usłyszała we własnym głosie desperację, gniew istrach.Chciała, żeby nogi się pod nią ugięły, chciała zemdleć, zrobić coś,co by odwróciło ich uwagę od niego i tej strasznej wiadomości.Chciałasię uwolnić od poczucia winy, które spadało na nią jak ciężka kurtyna,jeszcze raz odegrać scenę powrotu do domu i pragnęła, żeby Mike udałzainteresowanie jej opowiadaniem o wydarzeniach dnia.- Mike, nie odchodz.- To nie jest.to nie jest.ja nie chcę być męczennikiem.Wiesz, żenie jestem, a może jestem, sam nie wiem.Po prostu teraz muszę stądwyjść.Siedziałem tu dwie godziny i czekałem i to mnie bardziej dobiłoniż rak.A może nie.Może tak mówię z powodu raka.To obłęd, prawda,Josie? Może mam raka.Mam trzydzieści trzy lata! - Jego twarz wykrzy-wił grymas, podniósł ramiona i zakrył twarz.Josie instynktowniepodeszła do niego i otoczyła go w pasie ramionami.- Błąd, Josie - powiedział, odsuwając się od niej.Podszedł do drzwi.Josie spojrzała na niego, swego męża, metr osiemdziesiąt pięć, ciemneproste włosy, przystojny i udręczony.Czuła siłę popychającą ją ku niemu,zmuszającą do okazania wszystkich uczuć, które by go do niejprzywiązały, żeby zobaczył, że mu na niej zależy, że się nim zaopiekuje,jeżeli podejrzenia się sprawdzą, żeby go zapewnić, że go nigdy nieopuści.Ale nie poruszyła się.Mike też nie.Po prostu stali i patrzyli na siebie.A potem Mike oderwał od niej wzrok i wyszedł [ Pobierz całość w formacie PDF ]