[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Machnęła ręką, kiedyDominik i Sherman spojrzeli na nią pytającym wzrokiem.- Nieważne.Tony wie, oco chodzi.- Jest jeszcze coś - mruknął Sherman posępnie.- Zależało mi zwłaszcza,aby Donny nie usłyszał tego, co teraz powiem.Dzięki Bogu wyszedł do toalety,kiedy jego brat wyznawał to.- Odetchnął głęboko.- Wygląda na to, że Matt zabiłrównież dziewczynę Donny'ego; w ostatni weekend zaginęła i nie wróciła do tejpory.Nazywa się.nazywała się Caroline Staples.Jej ciało leży w suterenie pod327 Maple w Upper Arlington.Rozdział pięćdziesiąty pierwszyTydzień później Tony wyszedł ze szpitala.Około siedemnastej trzydzieści,a więc po pracy, Grace przyjechała po niego.Jessica była do szóstej na treningu, apotem szła do Emily Millhollen i miała tam spędzić noc.Dzięki temu mieli tę noc dla siebie.Szkoda tylko, pomyślała Grace, żeTony jest jeszcze zbyt osłabiony, by móc to wykorzystać.Jego głowę spowijałbiały bandaż, który według niej wyglądał jak turban.Skrywał pęknięcie czaszkioraz dwie rany cięte; na jedną założono dwadzieścia szwów, na drugą trzynaście.Tony miał też dwa pęknięte żebra i spore siniaki po prawej stronie od czubkagłowy do kostki.Jego twarz, która w dzień po napadzie opuchła, przybierając rozmiary dyni,teraz wyglądała w miarę normalnie, jeśli nie brać pod uwagę rozcięcia na prawympoliczku, które wymagało sześciu szwów, oraz podbitego oka, jeszcze wodcieniach fioletu i żółci.- A więc w środę wybierasz się z Donnym na lunch? - zapytał Tony.Rozparty wygodnie na siedzeniu w jej szarym volvo, wyglądał na zadowolonego.- Tak.Zadzwonił do mnie.- Grace uśmiechnęła się promiennie.-Powiedział, że chciałby poznać bliżej Jess i mnie.- Wszystko się układa, co?- Mam wrażenie, jakby zdjęto mi z pleców potwornie duży ciężar.To miłychłopak, Tony.- Na to wygląda.Uważaj, miałaś tu skręcić!Jechali do jego domu, żeby zabrać trochę rzeczy; miał zamieszkać u Grace,dopóki nie wyzdrowieje.Grace skręciła gwałtownie we wskazaną przez niego ulicęi uśmiechnęła się, gdy Tony z przerażoną miną chwycił się oparcia.- Tchórz - rzuciła lekko, wychodząc z zakrętu.- Czy ty w ogóle dasz mi kiedykolwiek poprowadzić?Udała, że się zastanawia.- Chyba nie.Wzruszył ramionami.- Tylko zapytałem.Zatrzymała auto przed jego domem.- Może jednak zaczekasz tu, a ja wejdę i spakuję ci to, co trzeba -zaproponowała, patrząc na niego z troską.- Może nie jestem jeszcze w pełni sił, ale na pewno uda mi się wejść dodomu - odparł sucho.- W porządku.Grace wysiadła z samochodu, to samo zrobił Tony, choć z większymtrudem.Zapadał już zmierzch, w alejce za domem zapalały się latarnie.Na pokryteopadłymi liśćmi trawniki kładły się długie fioletowe cienie, wypierając resztkiblasku dnia.Tony stanął obok auta, z ręką na dachu, a Grace podeszła do niego, starającsię, aby wyglądało to zupełnie naturalnie.Objął ją wpół i pozwolił pomóc sobieprzejść chodnikiem.- Hej, Tony! Jak tam, już lepiej?Pani Crutcher.Musiała wypatrzyć z okna, jak podjeżdżają pod dom, gdyżczym prędzej wyszła na ganek.- Tak, pani Crutcher, dziękuję.- A co z psem.jak mu tam, zapomniałam.Wszystko w porządku?- Kramer, pani Crutcher.W poniedziałek wyjdzie ze szpitala.- Pewnie wystawią za niego rachunek nie mniejszy niż za ciebie -zachichotała.- Pewnie tak.- No cóż, uważajcie na siebie.- I wzajemnie, pani Crutcher.Dobranoc.- Dobranoc.Podeszli już do ganku.Grace wzięła od Tony'ego klucze i otworzyła drzwi.Pani Crutcher odprowadzała ich wzrokiem.- Ciebie nie zaskoczyłby tu żaden intruz - powiedziała z przekonaniemGrace i sięgnęła ręką do kontaktu na ścianie.- Nie sądzę, aby ktokolwiek zdołałprzemknąć się tędy niezauważony przez twoją sąsiadkę.- Nie chciałbym się znaleźć na miejscu tego, kto by podjął taką próbę -przyznał Tony.Pochwycił jej dłoń, nie pozwalając, by zapaliła światło.- Tony.- zaprotestowała.- Grace - odparł, przedrzeźniając ją żartobliwie, a potem nachylił się izamknął jej usta pocałunkiem.Wszystkie jej protesty, jakoby brakowało mu sił, kwitował zapewnieniami,że wcale tak nie jest.I demonstrował swą formę, na dowód, że nie są to tylko czczeprzechwałki.Prawdę mówiąc, nie zdobył się na wiele więcej niż leżenie pośrodkułóżka na wznak, okazało się jednak, że i to może satysfakcjonować ich oboje.Rozebrała go, potem siebie, następnie zabawiała się rozpalaniem go, dopóki niezaczął pojękiwać, a potem nagle przestała się śmiać.Miał wiele miejsc na ciele,które ze względu na odniesione obrażenia wymagały zachowania ostrożności, alewkrótce ogarnęła ich tak płomienna żądza, że Grace zapomniała o wszelkichzakazach; nie ustawała, aż wokół niej eksplodował świat.Potem opadła na niego,zadyszana i nasycona.Wtedy on jęknął, ale był to inny dźwięk niż lubieżne posapywanie, jakiesłyszała jeszcze przed chwilą.Skrzywił się nieco z bólu, a ona, przypomniawszysobie natychmiast, w jakim on jest stanie, sturlała się z niego.- Och, Tony, tak mi przykro! - Sięgnęła ręką do nocnej lampki przy łóżku,zapaliła światło i spojrzała na niego ze skruszoną miną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Machnęła ręką, kiedyDominik i Sherman spojrzeli na nią pytającym wzrokiem.- Nieważne.Tony wie, oco chodzi.- Jest jeszcze coś - mruknął Sherman posępnie.- Zależało mi zwłaszcza,aby Donny nie usłyszał tego, co teraz powiem.Dzięki Bogu wyszedł do toalety,kiedy jego brat wyznawał to.- Odetchnął głęboko.- Wygląda na to, że Matt zabiłrównież dziewczynę Donny'ego; w ostatni weekend zaginęła i nie wróciła do tejpory.Nazywa się.nazywała się Caroline Staples.Jej ciało leży w suterenie pod327 Maple w Upper Arlington.Rozdział pięćdziesiąty pierwszyTydzień później Tony wyszedł ze szpitala.Około siedemnastej trzydzieści,a więc po pracy, Grace przyjechała po niego.Jessica była do szóstej na treningu, apotem szła do Emily Millhollen i miała tam spędzić noc.Dzięki temu mieli tę noc dla siebie.Szkoda tylko, pomyślała Grace, żeTony jest jeszcze zbyt osłabiony, by móc to wykorzystać.Jego głowę spowijałbiały bandaż, który według niej wyglądał jak turban.Skrywał pęknięcie czaszkioraz dwie rany cięte; na jedną założono dwadzieścia szwów, na drugą trzynaście.Tony miał też dwa pęknięte żebra i spore siniaki po prawej stronie od czubkagłowy do kostki.Jego twarz, która w dzień po napadzie opuchła, przybierając rozmiary dyni,teraz wyglądała w miarę normalnie, jeśli nie brać pod uwagę rozcięcia na prawympoliczku, które wymagało sześciu szwów, oraz podbitego oka, jeszcze wodcieniach fioletu i żółci.- A więc w środę wybierasz się z Donnym na lunch? - zapytał Tony.Rozparty wygodnie na siedzeniu w jej szarym volvo, wyglądał na zadowolonego.- Tak.Zadzwonił do mnie.- Grace uśmiechnęła się promiennie.-Powiedział, że chciałby poznać bliżej Jess i mnie.- Wszystko się układa, co?- Mam wrażenie, jakby zdjęto mi z pleców potwornie duży ciężar.To miłychłopak, Tony.- Na to wygląda.Uważaj, miałaś tu skręcić!Jechali do jego domu, żeby zabrać trochę rzeczy; miał zamieszkać u Grace,dopóki nie wyzdrowieje.Grace skręciła gwałtownie we wskazaną przez niego ulicęi uśmiechnęła się, gdy Tony z przerażoną miną chwycił się oparcia.- Tchórz - rzuciła lekko, wychodząc z zakrętu.- Czy ty w ogóle dasz mi kiedykolwiek poprowadzić?Udała, że się zastanawia.- Chyba nie.Wzruszył ramionami.- Tylko zapytałem.Zatrzymała auto przed jego domem.- Może jednak zaczekasz tu, a ja wejdę i spakuję ci to, co trzeba -zaproponowała, patrząc na niego z troską.- Może nie jestem jeszcze w pełni sił, ale na pewno uda mi się wejść dodomu - odparł sucho.- W porządku.Grace wysiadła z samochodu, to samo zrobił Tony, choć z większymtrudem.Zapadał już zmierzch, w alejce za domem zapalały się latarnie.Na pokryteopadłymi liśćmi trawniki kładły się długie fioletowe cienie, wypierając resztkiblasku dnia.Tony stanął obok auta, z ręką na dachu, a Grace podeszła do niego, starającsię, aby wyglądało to zupełnie naturalnie.Objął ją wpół i pozwolił pomóc sobieprzejść chodnikiem.- Hej, Tony! Jak tam, już lepiej?Pani Crutcher.Musiała wypatrzyć z okna, jak podjeżdżają pod dom, gdyżczym prędzej wyszła na ganek.- Tak, pani Crutcher, dziękuję.- A co z psem.jak mu tam, zapomniałam.Wszystko w porządku?- Kramer, pani Crutcher.W poniedziałek wyjdzie ze szpitala.- Pewnie wystawią za niego rachunek nie mniejszy niż za ciebie -zachichotała.- Pewnie tak.- No cóż, uważajcie na siebie.- I wzajemnie, pani Crutcher.Dobranoc.- Dobranoc.Podeszli już do ganku.Grace wzięła od Tony'ego klucze i otworzyła drzwi.Pani Crutcher odprowadzała ich wzrokiem.- Ciebie nie zaskoczyłby tu żaden intruz - powiedziała z przekonaniemGrace i sięgnęła ręką do kontaktu na ścianie.- Nie sądzę, aby ktokolwiek zdołałprzemknąć się tędy niezauważony przez twoją sąsiadkę.- Nie chciałbym się znaleźć na miejscu tego, kto by podjął taką próbę -przyznał Tony.Pochwycił jej dłoń, nie pozwalając, by zapaliła światło.- Tony.- zaprotestowała.- Grace - odparł, przedrzeźniając ją żartobliwie, a potem nachylił się izamknął jej usta pocałunkiem.Wszystkie jej protesty, jakoby brakowało mu sił, kwitował zapewnieniami,że wcale tak nie jest.I demonstrował swą formę, na dowód, że nie są to tylko czczeprzechwałki.Prawdę mówiąc, nie zdobył się na wiele więcej niż leżenie pośrodkułóżka na wznak, okazało się jednak, że i to może satysfakcjonować ich oboje.Rozebrała go, potem siebie, następnie zabawiała się rozpalaniem go, dopóki niezaczął pojękiwać, a potem nagle przestała się śmiać.Miał wiele miejsc na ciele,które ze względu na odniesione obrażenia wymagały zachowania ostrożności, alewkrótce ogarnęła ich tak płomienna żądza, że Grace zapomniała o wszelkichzakazach; nie ustawała, aż wokół niej eksplodował świat.Potem opadła na niego,zadyszana i nasycona.Wtedy on jęknął, ale był to inny dźwięk niż lubieżne posapywanie, jakiesłyszała jeszcze przed chwilą.Skrzywił się nieco z bólu, a ona, przypomniawszysobie natychmiast, w jakim on jest stanie, sturlała się z niego.- Och, Tony, tak mi przykro! - Sięgnęła ręką do nocnej lampki przy łóżku,zapaliła światło i spojrzała na niego ze skruszoną miną [ Pobierz całość w formacie PDF ]