[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak długo uda jejsię ukrywać przed nim prawdziwą płeć pod maską niedomytego wyrostka?Lecz gdy kapitan rozpoznał chłopca, złość z powodu oderwania go od obowiązków znacznie zmalała.Podszedłdo umywalki, zdjął długi, zakrwawiony biały fartuch i wrzucił go do kosza na brudy.Dopiero wtedy spojrzał nachłopca.- Przynajmniej nauczyłeś się paru dobrych manier od naszego ostatniego spotkania - stwierdził lakonicznie.Widząc zmieszanie przybysza, wskazał na jego sfatygowany kapelusz.- Ja sobie myślałem o tej tam pracy, co pan obiecywał - zaczęła uprzejmie Alaina, choć gotowało się w niej, żemusi o coś prosić Jankesa.- Mój wujek rzeczywiście nie da rady nakarmić jeszcze jednej gęby.No to chyba takpowinienem zrobić.Znaczy, jeśli jeszcze mnie tu potrzebujecie, psze pana.- Oczywiście, że cię potrzebujemy.Jeśli możesz, zaczynaj natychmiast.- Kapitan uśmiechnął się przelotnie,widząc błyskawiczne kiwnięcie głową.- Dobrze, więc pokażę ci, co trzeba robić, i muszę wracać do pracy.Kilkamil w górę rzeki doszło do zasadzki na statek i właśnie przywożą rannych.Zdaje się, że twoi ziomkowie majątrudności z odróżnieniem naszych mundurów.Razem z żołnierzami przywieziono kilku cywilnych pasażerów.Alaina wzdrygnęła się i parsknęła.- Ci jak-im-tam cywile to zwykli rabusie! Jadą w górę rzeki, żeby kraść bawełnę z plantacji, a wy,niebieskobrzuchy, siedzicie i patrzycie na to.Cole nalał wody do porcelanowej miski i spojrzał z ukosa na brudnego młodzika.- Są, jacy są, ale to też ludzie.- Uhm! Powiedzmy! - burknęła Alaina ze wzgardą.- Ja tam nie będę nad nimi płakał.- Więc może nie powinienem ci ufać - stwierdził Cole, zdejmując koszulę i ochlapując chłodną wodą twarz iramiona.Błysnął zawieszony na długim łańcuszku na szyi mały złoty medalion, aż plamy światła zatańczyły naścianie.- Zastanawiam się, czy przypadkiem nie wyrządzisz jakiejś krzywdy naszym żołnierzom.Szare oczy zwęziły się.- Jeśli tylko nie będę musiał żadnego z nich niańczyć, zrobię, co do mnie należy, i to dobrze - zapewniła ochoczodziewczyna.- O to niech się pan nie martwi.Oczywiście.- wyrzucając z siebie ostatnie słowo, przeszyła kapitanazjadliwym wzrokiem.Gdyby nie jej nastawienie, nawet podobałby jej się ten mężczyzna o owłosionej klatcepiersiowej i wspaniałej grze mięśni na piersiach i ramionach.Ale ona nienawidziła Jankesów z całego serca.- Jeślipan uważa, że pana ludziom może zagrażać biedna sierota, no to lepiej niech mnie pan nie zatrudnia.Cole roześmiał się w głos z zuchwałości chłopca.Już dawno doszedł do wniosku, że Al jest prostoduszny i15 uczciwy, choć znacznie brudniejszy od przeciętnego chłopca w tym wieku.- Zdawało mi się, że wujek kazał ci się umyć.Alaina zacisnęła zęby ze złości.- Pokaż mi, niebieskobrzuchu, co mam tutaj umyć, to umyję, ale mnie zostaw w spokoju.Trochę brudu jeszczenikomu nie zaszkodziło.Cole mruknął szyderczo:- Spod tego brudu nie widać nawet, jak wyglądasz.- Nie musisz wiedzieć, Jankesie.%7łe sam uwielbiasz wodę i kąpiel, nie znaczy, że ja muszę naśladować twojewady.- Alainie wcale nie podobał się sposób, w jaki kapitan lustrował jej umorusaną twarz oraz umywalkę.Zapytała oschle: - To co mam tutaj robić?! Mówił pan, że musi wracać do pracy, no nie?!Cole założył z powrotem koszulę i zarzucił na nią czysty biały fartuch.Oprowadził Ala po ośmiu oddziałachszpitala.W każdym zatrzymywał się na chwilę, by udzielić zwięzłych instrukcji, czego od niego oczekuje.Oddziały znajdowały się w dużych salach, przepełnionych łóżkami, na których leżeli obandażowani mężczyzni.Pod łóżkami zebrała się gruba warstwa kurzu, a na podłodze walały się stare, brudne opatrunki.- Jeszcze nie ustaliliśmy pensji - zauważyła Alaina.- Ile mi pan będzie płacił?- Tyle, co każdemu żołnierzowi Unii - odparł Cole.- Jeden dolar dziennie plus utrzymanie.- Będę tu jadł - oświadczył Al stanowczo - ale nie będę nocował, więc da pan dolar dziesięć i interes ubity.- W porządku, niech będzie - zgodził się Cole, nieco rozbawiony.- Ale radzę ci się starać.Alaina tylko wzruszyła ramionami.Nie miała zamiaru płaszczyć się przed cholernym Jankesem.Gdy kapitanwyszedł, nie zwlekając napełniła wiadro wodą ze zbiornika i zeskrobała do niej trochę płatków z kostki ługowegomydła.Gęstą szczotką wygarniała sterty brudu i śmieci z każdego kąta, spod każdego łóżka, stolika i krzesła.Pochłonięci swym cierpieniem żołnierze przeważnie nie zwracali uwagi na krzątającego się w pobliżu chłopaka ozaciśniętych ustach.Bardzo rzadko któryś próbował zamienić z nim parę słów, jednak Al wcale nie był skłonny donawiązywania kontaktu, toteż ich wysiłki kwitowało na ogół milczenie i pospieszne wyjście chłopca do innej sali.Po całym dniu pracy dwa oddziały były czyste [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl