[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ile zanotowano zgłoszeń na temat alarmów związanych z włamaniami?- Jedenaście.- Na jednej tylko ulicy?- Tak.Priory Road.- A gdzie nastąpiło pęknięcie głównej rury kanalizacyjnej?Ali, mrużąc oczy, patrzy na mapę.- Również na Priory Road.Woda zalała kilka sklepów.- Czy możemy odnaleźć ludzi, którzy usuwali tę awarię?- Mogę wiedzieć dlaczego? - zapytała.- Nie, ponieważ mężczyzna ma prawo do pewnych tajemnic - odparłem.- A jeżeli się mylę? Nie chcę pozbawiać cię złudzeń co do mojej genialności.Nawet nie była zdziwiona.Chwyciła za telefon.- Do kogo dzwonisz? - zapytałem.- Do przyjaciela.18Śnię, że się topię.Mam pełne płuca wodnistego mułu.W tej ciemnej topieli nagle pojawia się światło i słyszę wrzawę ludzkich głosów.Wymiotuję, a brązowa wodawycieka mi z nosa, ust i uszu.203Widzę kobietę nade mną.Siedzi na moich biodrach, rękami ugniatając klatkępiersiową.Znowu się pochyla, a jej usta dotykają moich.Na szyi ma znamięsięgające aż do piersi.Obudziłem się dopiero po dłuższej chwili.Nie chcę wyzwolić się z tego sennegokoszmaru.Otwieram oczy i mam poczucie, że dawno czegoś takiego nie przeżyłem.Podciągam kołdrę, tym odruchem raz jeszcze chcę się upewnić, żeżyję-Powinienem poczuć zakłopotanie, a odczuwam radość.Cokolwiek bowiem mi siędzisiaj udaje, jest powodem do świętowania.Lecz ten stan zadowolenia nie trwa długo.Myślę więc znowu o Mickey, o żądaniu okupu i o strzałach na rzece.Zdaję sobie w pełni sprawę, że w tej tragicznej historii zbyt wiele jest jeszcze niewiadomych.Muszą być także inne listy.Co z nimizrobiłem? Może ulokowałem je w bezpiecznym miejscu.Gdyby coś mi się stałopodczas przekazywania okupu, chciałbym przecież, aby ktoś znał prawdę.Wczoraj, kiedy Joe przeglądał mój portfel, znalazł pokwitowanie z poczty.Wysłałem do kogoś list polecony.Gdy ściągałem spodnie z krzesła, pokwitowania wypadły na łóżko.Litery rozmyły się w wodzie, mogę jedynie odczytać kod pocztowy, ale to za mało.Telefonuję do Daj.Odpowiada już po pierwszym dzwonku, krzyczy do słuchawki.Sądzę, że nie rozumie zasady bezprzewodowej telefonii i wyobraża sobie, że mówię z jakiejś tuby.- Nie dzwonisz, nie odwiedzasz mnie, a minęły już trzy tygodnie.Nie kochasz mnie.- Byłem w szpitalu.- Nie telefonujesz.- Dzwonię do ciebie dwa razy w tygodniu, ale ty przerywasz nasze rozmowy.- Opowiadasz dyrdymały.- Zostałem postrzelony.- Umierasz?- Nie.204- No właśnie! Dramatyzujesz, jak zwykle.Odwiedził mnie twój przyjaciel, tenpsycholog, profesor 0'Loughlin.Był bardzo miły.Wypił ze mną herbatę.Gdy czyni mi wyrzuty, słyszę w słuchawce, że rozmawia z kimś jeszcze.Mój drugi syn, Lukę, jest bogiem.To piękny chłopak, blondyn.oczy jak gwiazdy.Ten zaś łamie mi tylko serce.- Posłuchaj, Daj, mam do ciebie pytanie.Czy wysłałem coś do ciebie?- Nigdy nic mi nie wysyłasz.Mój Lukę to taka wspaniała dusza.Może zrobiłbyś mu coś na drutach.Kamizelkę na przykład, aby było mu ciepło.- Daj spokój, mamo.Pomyśl dobrze, przypomnij sobie.Przypomina sobie.- Przysłałeś mi list.Powiedziałeś, abym go dobrze schowała.- Mamo, jadę do ciebie.Zachowaj list w bezpiecznym miejscu.- Powiedz mi, kiedy to było.Główny budynek w Villawood Lodge wygląda jak stara szkoła.Ma dwuspadowydach, gargulce i pionowe rynny.Został zbudowany w latach siedemdziesiątych zczerwonej cegły, oszalowany jest piaskowcem, ma aluminiowe ramy okienne i szare dachówki.Daj czeka na mnie na werandzie.Przyjmuje dwa całusy w policzek i patrząc na jedno tylko pudełko owoców, które przyniosłem, jest wyraźnie niezadowolona.Bezprzerwy porusza dłońmi i palcami, pociera ramiona, jakby swędziała ją skóra.Ali została w pewnej odległości, lecz Daj patrzy na nią podejrzliwie.- Kto ty jesteś? - pyta.- To Ali - przedstawiam ją.- Ma bardzo ciemną skórę.- Moi rodzice urodzili się w Indiach - wyjaśnia Ali.205- Hmm!Nie wiem, dlaczego rodzice muszą wprawiać swoje dzieci w zakłopotanie.Może torekompensata za te wszystkie nieprzespane noce w okresie ich niemowlęctwa.- Daj, gdzie jest ta koperta?- Nie, najpierw porozmawiaj ze mną.Zabierzesz ją i znikniesz, jak ostatnio.- Daj odwraca się i mówi do siedzących obok pensjonariuszy: - To mój syn, Yanko! Jest policjantem.To ten, który nigdy mnie nie odwiedza.Czuję, jak moje policzki pokrywają się rumieńcem.Daj nie tylko ukradła nazwisko zamordowanej żydowskiej dziewczyny, ale przyjęła także jej osobowość, postawę i zachowanie.- Co masz na myśli, mówiąc, że ostatnio bardzo się śpieszyłem?Daj zwraca się do Ali:- Widzisz, on nigdy nie słucha tego, co do niego mówię.Nie słuchał nawet wtedy,kiedy był dzieckiem.W głowie ma groch z kapustą.- Kiedy ostatnio byłem u ciebie?- Widzisz! Już zapomniałeś.To było tak dawno.Lukę nie zapomina, dba o mnie.- Daj, Lukę nie żyje.W którym dniu byłem u ciebie?- Hmm! To była niedziela.Miałeś przy sobie gazety i czekałeś na telefon.- Skąd wiesz?- Telefonowała do ciebie matka tej zaginionej dziewczynki.Musiała byćwstrząśnięta.Powiedziałeś jej wówczas, aby się opanowała, zachowała cierpliwość i czekała na telefon.Daj znowu zaczęła się drapać.- Muszę zobaczyć tę kopertę - powiedziałem.- Jeżeli nie powiem ci, gdzie jest, nie znajdziesz jej.- Nie mam czasu na przekomarzanki.- Nigdy nie miałeś czasu.Chcę, abyś wziął mnie na spacer.Ubiera się, wkłada buty i ciepły płaszcz.Biorę ją pod rękę i idziemy alejką wyłożoną kamykami.Idziemy wolno, a Daj i tak z dużym wysiłkiem usiłuje dotrzymać mikroku.Kilku206pensjonariuszy uprawia na trawie gimnastykę rekreacyjną tai--chi.Rozglądam się i widzę, że ogrodnicy sadzą kwiaty.- Jedzenie jest tu dobre? - pytam.- Chcą mnie otruć.- Grasz w brydża?- Niektórzy oszukują.Mówi tak głośno, że nawet półgłusi ją słyszą.- Daj, naprawdę powinnaś się ruszać.- Dlaczego? My tutaj wszyscy po prostu czekamy już tylko na śmierć.- To nie tak.Zatrzymuję się i zapinam górny guzik jej płaszcza.Na twarzy ma coraz więcejzmarszczek, lecz oczy nadal pełne życia.Z daleka wyglądamy jak matka i synzatopieni we wspomnieniach.Monosylabami przywołujemy z pamięci niektóreobrazy z ponadpółwiecznych tragikomicznych losów naszego wspólnego istnienia.- Czy otrzymam teraz swoją kopertę? - pytam.- Po porannej herbacie.Siedzimy w jadalni i prowadzimy rozmowę, dyskretnie omijając trudne tematy.Poczęstowano nas dżemem, ciastkami i herbatą.Między stołami kręci się kierownik pensjonatu.- Witam! Cieszę się, że panią widzę.Pani Ruiz, jak to przyjemnie widzieć panią w towarzystwie syna! Może syn chciałby nas znów odwiedzić i wysłuchać odczytupana Wilsona o wędrówce po Andach?Pomyślałem, że wolałbym raczej się powiesić.Tymczasem Daj ogłasza donośnymgłosem:- Yanko był najsilniejszy z moich dzieci.Ale mleka z piersi nie chciał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Ile zanotowano zgłoszeń na temat alarmów związanych z włamaniami?- Jedenaście.- Na jednej tylko ulicy?- Tak.Priory Road.- A gdzie nastąpiło pęknięcie głównej rury kanalizacyjnej?Ali, mrużąc oczy, patrzy na mapę.- Również na Priory Road.Woda zalała kilka sklepów.- Czy możemy odnaleźć ludzi, którzy usuwali tę awarię?- Mogę wiedzieć dlaczego? - zapytała.- Nie, ponieważ mężczyzna ma prawo do pewnych tajemnic - odparłem.- A jeżeli się mylę? Nie chcę pozbawiać cię złudzeń co do mojej genialności.Nawet nie była zdziwiona.Chwyciła za telefon.- Do kogo dzwonisz? - zapytałem.- Do przyjaciela.18Śnię, że się topię.Mam pełne płuca wodnistego mułu.W tej ciemnej topieli nagle pojawia się światło i słyszę wrzawę ludzkich głosów.Wymiotuję, a brązowa wodawycieka mi z nosa, ust i uszu.203Widzę kobietę nade mną.Siedzi na moich biodrach, rękami ugniatając klatkępiersiową.Znowu się pochyla, a jej usta dotykają moich.Na szyi ma znamięsięgające aż do piersi.Obudziłem się dopiero po dłuższej chwili.Nie chcę wyzwolić się z tego sennegokoszmaru.Otwieram oczy i mam poczucie, że dawno czegoś takiego nie przeżyłem.Podciągam kołdrę, tym odruchem raz jeszcze chcę się upewnić, żeżyję-Powinienem poczuć zakłopotanie, a odczuwam radość.Cokolwiek bowiem mi siędzisiaj udaje, jest powodem do świętowania.Lecz ten stan zadowolenia nie trwa długo.Myślę więc znowu o Mickey, o żądaniu okupu i o strzałach na rzece.Zdaję sobie w pełni sprawę, że w tej tragicznej historii zbyt wiele jest jeszcze niewiadomych.Muszą być także inne listy.Co z nimizrobiłem? Może ulokowałem je w bezpiecznym miejscu.Gdyby coś mi się stałopodczas przekazywania okupu, chciałbym przecież, aby ktoś znał prawdę.Wczoraj, kiedy Joe przeglądał mój portfel, znalazł pokwitowanie z poczty.Wysłałem do kogoś list polecony.Gdy ściągałem spodnie z krzesła, pokwitowania wypadły na łóżko.Litery rozmyły się w wodzie, mogę jedynie odczytać kod pocztowy, ale to za mało.Telefonuję do Daj.Odpowiada już po pierwszym dzwonku, krzyczy do słuchawki.Sądzę, że nie rozumie zasady bezprzewodowej telefonii i wyobraża sobie, że mówię z jakiejś tuby.- Nie dzwonisz, nie odwiedzasz mnie, a minęły już trzy tygodnie.Nie kochasz mnie.- Byłem w szpitalu.- Nie telefonujesz.- Dzwonię do ciebie dwa razy w tygodniu, ale ty przerywasz nasze rozmowy.- Opowiadasz dyrdymały.- Zostałem postrzelony.- Umierasz?- Nie.204- No właśnie! Dramatyzujesz, jak zwykle.Odwiedził mnie twój przyjaciel, tenpsycholog, profesor 0'Loughlin.Był bardzo miły.Wypił ze mną herbatę.Gdy czyni mi wyrzuty, słyszę w słuchawce, że rozmawia z kimś jeszcze.Mój drugi syn, Lukę, jest bogiem.To piękny chłopak, blondyn.oczy jak gwiazdy.Ten zaś łamie mi tylko serce.- Posłuchaj, Daj, mam do ciebie pytanie.Czy wysłałem coś do ciebie?- Nigdy nic mi nie wysyłasz.Mój Lukę to taka wspaniała dusza.Może zrobiłbyś mu coś na drutach.Kamizelkę na przykład, aby było mu ciepło.- Daj spokój, mamo.Pomyśl dobrze, przypomnij sobie.Przypomina sobie.- Przysłałeś mi list.Powiedziałeś, abym go dobrze schowała.- Mamo, jadę do ciebie.Zachowaj list w bezpiecznym miejscu.- Powiedz mi, kiedy to było.Główny budynek w Villawood Lodge wygląda jak stara szkoła.Ma dwuspadowydach, gargulce i pionowe rynny.Został zbudowany w latach siedemdziesiątych zczerwonej cegły, oszalowany jest piaskowcem, ma aluminiowe ramy okienne i szare dachówki.Daj czeka na mnie na werandzie.Przyjmuje dwa całusy w policzek i patrząc na jedno tylko pudełko owoców, które przyniosłem, jest wyraźnie niezadowolona.Bezprzerwy porusza dłońmi i palcami, pociera ramiona, jakby swędziała ją skóra.Ali została w pewnej odległości, lecz Daj patrzy na nią podejrzliwie.- Kto ty jesteś? - pyta.- To Ali - przedstawiam ją.- Ma bardzo ciemną skórę.- Moi rodzice urodzili się w Indiach - wyjaśnia Ali.205- Hmm!Nie wiem, dlaczego rodzice muszą wprawiać swoje dzieci w zakłopotanie.Może torekompensata za te wszystkie nieprzespane noce w okresie ich niemowlęctwa.- Daj, gdzie jest ta koperta?- Nie, najpierw porozmawiaj ze mną.Zabierzesz ją i znikniesz, jak ostatnio.- Daj odwraca się i mówi do siedzących obok pensjonariuszy: - To mój syn, Yanko! Jest policjantem.To ten, który nigdy mnie nie odwiedza.Czuję, jak moje policzki pokrywają się rumieńcem.Daj nie tylko ukradła nazwisko zamordowanej żydowskiej dziewczyny, ale przyjęła także jej osobowość, postawę i zachowanie.- Co masz na myśli, mówiąc, że ostatnio bardzo się śpieszyłem?Daj zwraca się do Ali:- Widzisz, on nigdy nie słucha tego, co do niego mówię.Nie słuchał nawet wtedy,kiedy był dzieckiem.W głowie ma groch z kapustą.- Kiedy ostatnio byłem u ciebie?- Widzisz! Już zapomniałeś.To było tak dawno.Lukę nie zapomina, dba o mnie.- Daj, Lukę nie żyje.W którym dniu byłem u ciebie?- Hmm! To była niedziela.Miałeś przy sobie gazety i czekałeś na telefon.- Skąd wiesz?- Telefonowała do ciebie matka tej zaginionej dziewczynki.Musiała byćwstrząśnięta.Powiedziałeś jej wówczas, aby się opanowała, zachowała cierpliwość i czekała na telefon.Daj znowu zaczęła się drapać.- Muszę zobaczyć tę kopertę - powiedziałem.- Jeżeli nie powiem ci, gdzie jest, nie znajdziesz jej.- Nie mam czasu na przekomarzanki.- Nigdy nie miałeś czasu.Chcę, abyś wziął mnie na spacer.Ubiera się, wkłada buty i ciepły płaszcz.Biorę ją pod rękę i idziemy alejką wyłożoną kamykami.Idziemy wolno, a Daj i tak z dużym wysiłkiem usiłuje dotrzymać mikroku.Kilku206pensjonariuszy uprawia na trawie gimnastykę rekreacyjną tai--chi.Rozglądam się i widzę, że ogrodnicy sadzą kwiaty.- Jedzenie jest tu dobre? - pytam.- Chcą mnie otruć.- Grasz w brydża?- Niektórzy oszukują.Mówi tak głośno, że nawet półgłusi ją słyszą.- Daj, naprawdę powinnaś się ruszać.- Dlaczego? My tutaj wszyscy po prostu czekamy już tylko na śmierć.- To nie tak.Zatrzymuję się i zapinam górny guzik jej płaszcza.Na twarzy ma coraz więcejzmarszczek, lecz oczy nadal pełne życia.Z daleka wyglądamy jak matka i synzatopieni we wspomnieniach.Monosylabami przywołujemy z pamięci niektóreobrazy z ponadpółwiecznych tragikomicznych losów naszego wspólnego istnienia.- Czy otrzymam teraz swoją kopertę? - pytam.- Po porannej herbacie.Siedzimy w jadalni i prowadzimy rozmowę, dyskretnie omijając trudne tematy.Poczęstowano nas dżemem, ciastkami i herbatą.Między stołami kręci się kierownik pensjonatu.- Witam! Cieszę się, że panią widzę.Pani Ruiz, jak to przyjemnie widzieć panią w towarzystwie syna! Może syn chciałby nas znów odwiedzić i wysłuchać odczytupana Wilsona o wędrówce po Andach?Pomyślałem, że wolałbym raczej się powiesić.Tymczasem Daj ogłasza donośnymgłosem:- Yanko był najsilniejszy z moich dzieci.Ale mleka z piersi nie chciał [ Pobierz całość w formacie PDF ]