[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani %7łuchowska odjechała, i wszystko po dawnemu szło znowu.Lecz pobyt w Wołczynie choć krótki, nie był bez następstw, którychpodstolanka nie przeczuwała.Do rezydencji Czartoryskich naówczas, jakby pielgrzymi z całego kraju,ciągnęli z różnych stron szlachta, panowie, klienci domu, lub ci, co nimi byćpragnęli.Nie było dnia bez gości, bez narad, bez pokłonów i traktowania osprawach różnych.W czasie pobytu podstolanki nadjechał do Wołczyna jeden zSosnowskich, rodziny, która się właśnie wybijała ze szlachectwa w górniejszestrefy.Owego młodego Sosnowskiego oczy zwróciła na siebie panna Anna, nie tylepięknością może, co nazwiskiem i stosunkami do książęcego domu.Nie baczącwięc na to, iż posag się po pannie wielki nie obiecywał, osnuł sobie projektstarania się o rękę Anusi.Przez dwa dni nie odstępował od niej, akommodując się wielce księżniekanclerzynie i dając poznać, że mu panna w oko wpadła.Dalej jednak to niezaszło.Sosnowski odjechał do swoich, chcąc familię wybadać, czy przeciwną niebędzie, a panna Anna do Terespola wróciła, o niczem nie wiedząc.Wprawdziewejrzenia strzeliste pana Sosnowskiego mogły jej coś dać do zrozumienia, leczona tego rozumieć nie chciała.Wkrótce potem wojewodzic ruski stawił się w Terespolu, i już tajemnicy z tegonie czyniono, po co tu przybywał.Fleming starzał, rad był ściślejszym jeszcze węzłem połączyć się z domem,którego losy podzielać musiał, rad więc też był i przyszłemu córki mariażowi.W Wołczynie obawiano się może trochę jego coraz większego przywiązania dostarościny Tymanowej, tym bardziej, że ta pani bardzo zręcznie około własnychchodziła interesów  ale Fleming dając sobą kierować, do mezaliansu jednakdopuścić się nie był zdolny.Rola jego polityczna tak była związana z robotamiCzartoryskich, iż przed projektem wydania córki, już się tylko ich narzędziem ipomocnikiem wydawał.Sobek wysłużywszy Kaplonosy na owym nieszczęsnym sejmiku brzeskim,chociaż łask podskarbiego nie stracił, i owszem rósł w nich widocznie i donajtajemniejszych był przypuszczany konszachtów, nie posuwał się już wyżej.Zajmował na dworze toż samo stanowisko nieokreślone, na którem stanął odrazu.Pomagał Morochowskiemu w kancelarii; zmuszony był i niechętnemu dlasiebie Bystremu posiłkować w sprawach wielu, co zawsze niepomyślniewypadało; jezdził po dobrach, w ostatku i na sejmiki bywał komenderowany,gdy coś gotować przyszło lub odwracać.Dawało mu to poznać bracie szlachtę, jednało przyjaciół i konsyderację.Niejeden przez niego i próbował, i potrafił coś wyrobić u podskarbiego. Nie zmieniło to charakteru Sobka, który otwartym pozostał, gdy o niego samegochodziło, a milczeć umiał, gdy o cudze szło sprawy.Właśnie w tym czasie pomiędzy podskarbim a Potockim starostą,trembowelskim, toczyła się sprawa, która maluje dobrze owego czasu stosunki.Był pan starosta dziedzicem Pratolina, wioski, z której zachciało mu się zrobićmiasteczko.A że bez Izraela nie ma miasta i miasteczka, i bogaty %7łyd zarazokoło siebie skupia ludzi i interesa, wziął Potocki z Włodawy od Fleminganamówionego, majętnego, obrotnego, ale wielce zuchwałego Anszela.Na nimjako na kamieniu węgielnym Pratolin miał stanąć.Od czego jednak zaczął ów osiadły w Pratolinie spekulant, domyślećby siętrudno.Pod Pratolinem płynie Bug, a Bugiem się spławia klepka i bale.Anszelmając jakieś pretensje do swych współwyznawców handlujących drzewem,%7łydów szereszowskich i terespolskich  zatrzymał im towar na rzece.Stało się to z rozkazu Potockiego, a podskarbi był naówczas marszałkiemtrybunalskim.Sprawa %7łyda pratolińskiego z %7łydami terespolskimi stała sięsprawą, pana Potockiego z Flemingiem.Roszczono pretensje za drzewoprzeszło czterdzieści tysięcy złotych.Fleming otrzymał kilka dekretów i zabierałsię tradować dobra pratolińskie.Trzeba się więc było układać! Użyto sprężynróżnych, aby Fleminga przez Czartoryskich skłonić do układów; zgodził sięimpetyczny zawsze podskarbi na zjazd dla traktowania w Konstantynowie, ikazał z sobą jechać Sobkowi.Znalazłszy w nim taką powolność do załatwienia sprawy przyjacielsko, Potockichciał się sianem wykręcić, dawał za mało, Fleming porywczy zażądawszywiele, słuchać już więcej nie myśląc, pod wieczór gniewny ruszył do Wołczyna,a potem do Szereszowa, dokąd i Sobka ciągnął z sobą.Tymczasem tradycja nadPratolinem wisiała.Używano środków różnych dla pokombinowania stron obu,a że Sobka widziano u boku podskarbiego i w wielkiej z nim konfidencji, %7łydzisię potajemnie do niego udali.Byłby może pośrednictwa w sprawie się podjął, gdyby wedle ówczesnegoobyczaju, Anszel, sądząc, iż trafił na pospolitego oficjalistę, nie szepnął oporękawicznem, ofiarując złotych tysiąc.Skutkiem tej propozycji stary Anszelza drzwi wyleciał.Zrobiło się larum wielkie na ekonomii w Szereszowie, gdziesię to działo, i gdzie podskarbi natenczas przebywał; o mało %7łydów nie pobito,ale Fleming uczciwego chłopca w większą jeszcze niż kiedy wziął konsyderację.Anszel tymczasem trafił do pana Bystrego i z nim się potajemnie ułożył, aby zpodskarbim skończyć, a Bystry, który nie cierpiał Sobka, bo się w nim obawiałwspółzawodnika, skorzystał z okoliczności, aby heroiczny postępekcześnikowicza w cale innem świetle wystawić.Nie domyślał się niczego panFelicyan, gdy po wielkich owych łaskach nastąpiło ostudzenie.Podskarbi nieodzywał się do niego i unikał.Nigdy się zbytnio o fawory nie starając, zniósł to Sobek cierpliwie, czekając, ażsię wyjaśni.Tymczasem mu buty szyto. Morochowski, przed którym taili się ci, co faworyta wysadzić chcieli, o niczemnie wiedział, ale dopatrzył się zmiany w postępowaniu.Po kilkakroć podskarbi,posłyszawszy Sobka nazwisko, skrzywił się i splunął; raz nareszcie odezwał się: Dajcie mi z nim pokój! To ptaszek!Pan sekretarz, posłyszawszy to, tegoż dnia zapytał otwarcie Felicyana, czem siępodskarbiemu mógł narazić? Ten o niczem nie wiedział, i pojęcia nie miał.W istocie pan Bystry postępowanie z %7łydami odmalował w świetle innem izaręczał, że Sobek grubszej od nich sumy żądał.Niełaska pańska naglespadająca na niedawnego faworyta, poczęła i innych odstręczać od niego.Radzić na nią nie było można, bo przyczyny nie znano.Zachmurzyła sięatmosfera.Sobek zaczynał myśleć już, że i Kaplonosy, na które żadnego niemiał kontraktu, mogą mu odebrać, i ze dworu się go pozbyć.Zniósłby był tęprzeciwność mężnie, gdyby nie  podstolanka.Wygnanie z Terespola znaczyłorozdział wiekuisty.Jednego więc wieczoru, rozmyślając o tej zmianie losu swojego, powlókł się napokoje.Wśród zabawy znalazła się chwila do rozmowy.Stanął smutny przyAnusi. Panno Anno, dobrodziejko moja  odezwał się,  muszę się jej poskarżyć.yle jest ze mną, pan podskarbi, przez kogoś zapewne nabechtany przeciw mnie,zupełnie mnie z łask wypuścił.Tylko co nie widać jak i dzierżawę stracę, i każąmi może stąd iść precz  co wówczas mam poczynać?Panna Anna spojrzała nań. Waćpan wiesz, że stałym umysłem z przeciwnościami walczyć potrzeba.Więcej mu nie powiem.Losy się zmieniają, ludzie nie powinni odmieniać. Tymczasem panna podstolanka zapomnisz o mnie!  odezwał sięcześnikowicz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl