[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle uderzył się oburączpo kolanach. Tiens! To jest une scene a fairei.Przecież to jest świetne jako temat!" Kawy jeszcze!.Macie tam cygara.Ognia! Dziękuję. Rzecz ma w sobie miłą, popularną psychologijkę, posiada sama w sobie warunki sceniczne.Zaś pikanteria sceny na tle lejtmotywu rozpaczy jest wprost secesjonistyczna!.A gdyby takmachnąć? Hm?.Der Fall Angelica's, eine Familientragdie von Karl v.Jelsky.Ja to jeston! czuję to, będzie narysowany świetnie.Atmosfera moralna w sztuce nie powinna byćzbyt poważna: so, so, la-la! Wienerluft& Ja pana pamiętam huknął mu ktoś basem nad uchem. Pan z gazety? Mniej więcej.Robotnik przed nim poczerwieniał w jednej chwili i zaperzył się jak indor. Ludzkie życie więcej warte niż żydowskie drzewo! parsknął bez bliższych objaśnień. Ludzi żonatych.Ubezpieczenie od wypadków powinno być magistrackie albopaństwowe.Ludzi żonatych.O!Zakrztusił się impetem własnego monologu.Chciał widocznie coś jeszcze powiedzieć, alenagle zawrócił i wyszedł trzasnąwszy drzwiami, że aż szyby jękły.Z gromady przed bufetemrozległ się pomruk aprobaty i potakiwania.Ten i ów rzucił jakieś zdanie w kierunkuJelsky'ego.Niebawem otoczyła go grupa robotników; posypały się gradem opowieści opożarze.W rękach Jelsky'ego znalazł się wnet notes; pytania i odpowiedzi poczęły siękrzyżować z błyskawiczną szybkością.Niedawne wspomnienia wraz z tematem sceny a faireodsuwały się coraz dalej i dalej. Zrobi pan co do gazety? Toż robię! A straż na przedmieściach mamy podłą beczki dziurawe. Widział który z panów? Ja widziałem, jak z beczki ciekło.Gdy otwierał drzwi do swego pokoju, spłoszył sprzed biurka Mllera. Mały" zerwał się jakoparzony, rzucił się na łóżko i odwrócił się tyłem do ściany. Twórczość była" wnioskował Jelsky.Nawiązało mu to w myślach nici zerwane przez wiadomości o pożarze.Aże Muller do gawędy wciągnąć się nie dawał, filozofował sam: już sama obecność tegoczłowieka podniecała mu myśl i wprowadzała ją na tory paradoksów.Rozmyślał głośno okobietach. Wiesz, to jest jeszcze wielki problem: kobiety uczciwe czy heteryzm? Bo pomyśl tylko wywodził krocząc z rękoma w kieszeniach po pokoju kilka godzin rozpaczy i jęków, całemorze łez, trwoga samotności, lęki złych przeczuć i le moment approche obojczykisterczą żałośnie i proszą widza o współczucie, zaś smętny zapach wody kolońskiej gotówwprowadzić młodego marzyciela w nastrój anemicznego kwietyzmu, skompromitować gopochwałą szlachetnej dobroci" oraz narazić na propozycję bądzmy przyjaciółmi. O czym ty?. zaniepokoił się nagle Muller. Chcę powiedzieć ogólnie, że kobiety w monogamii tracą zbyt łatwo właściwe kryteriumwywieranego wrażenia.Jest to los podobny do fatum poety samotnika.Kobiety w monogamiizapominają, że na impresję składają się, prócz pełniejszych kształtów, jeszcze i falemięciutkiego jedwabiu, obłoki koronek, lekki i dyskretny bukiet perfum, harmonijna całość wkompozycji otoczenia, wreszcie umiejętność, umiejętność, raz jeszcze umiejętność bodajby nawet w uśmiechu tylko.Zupełnie zresztą jak w poezji.Jednym słowem, uczciwekobiety. Jelsky strzelał niecierpliwie z palców, krzywił się, wreszcie machnął ręką iwytrząsnął jakby z rękawa: Ca ne m'amuse plus!Mller uniósł się na łokciach i zapatrzył w niego. Więc tamte?.Już tylko tamte!.Jezus Maria, Jelsky! Noo? przeciągnął niedbale Jelsky, gdyż w tej chwili był już zajęty czyszczeniempaznokci. Jesteś dziś pokutny? Hm?. Jelsky! Jelsky!.Dalej zajść już chyba nie sposób, dalej już ani kroku!.Czy tobie, Jelsky,nie pachnie chwilami własny dowcip jak lufa rewolweru? Tym czarnym otworkiem odparł flegmatycznie Jelsky ziewa w skroń nuda, krzyczyrozpacz marzyciela.Ja żyję, staram się żyć jak najintensywniej.Zaś ty. Co ja? Marzysz, mały, marzysz niepoprawnie; w błotku nawet po uszy siedząc, marzysz.Wszelkie zło takich najłatwiej się czepia: nie dosięgnie cię w życiu, omota w myślach.Albowiem popełniłeś nierozwagę, podobnie jak i my wszyscy, wybrawszy profesję artysty.Trzeba było zostać fabrykantem, kupcem, wszechstronnym lekarzem lub estetycznieusposobionym prawnikiem.Ci ludzie mają równowagę w życiu! %7łółw jest w porównaniu znimi stworzeniem eterycznie chwiejnym.U nich nawet nikczemność osadza się na dno duszyciężko, solidnie, jakby dla zrównoważenia tej pesymistycznej melancholii, jaką ich napawafilozofia Malthusa i Darwina, nawet głupstwo występuje w szlafmycy zdrowego rozsądku lubw rozdartej szacie oburzenia, nawet interes stroi się w jubileuszowy frak społecznej zasługi.Ci ludzie mąją równowagę!.Panowie ci posiadają czasami córki na wydaniu.Jest to jedynezródło, z którego sztuka może zaczerpnąć równowagi u społeczeństwa, oraz kapitalnaucieczka dla tych. Co uprawiąją profesję artysty przerwał mu Muller. Chciałem cię tylko namówić, jak to co dzień czynię, abyśmy się pożenili bogato. Jestem codziennym i cierpliwym uchem twoich marzeń. Mamy długi, Mllerku, mamy przerazliwe długi! Jelsky rzucił się na fotel, wyprężyłramiona i ziewnął przerazliwie. To jest mego katzenjammeru zwrotka zwykle końcowa inajsmutniejsza.Aa! ziewnął po raz drugi. W ogóle, jestem smutny; dość powiedzieć,że chcę pisać dramat.U-uch!.Jestem zmordowany.senny.Gdybym mógł obcować samna sam z nieskończonością (w intymnym tete tete bez dozoru teściowej ironii): jednymsłowem, gdybym był współczesnym poetą, połknąłbym nawet nieskończoność.Zwiat bywaprzerazliwie nudnym tynglem.Uu! Jakże mnie strzyknęło w nodze!.Aktorzyska na scenieżyciowej zmanierowały się doszczętnie i przestają już bawić.I ty, Mllerku, bywasz nudny ztwym twórczym milczeniem.Co do mnie, lubię gadać pod wieczór, zanim zasnę; wprzeciwnym razie gada we mnie melancholia.Zważ, proszę, że i wtedy coś gada, zawsze iciągle gada.Sumienie bywa hałaśliwym młynem. Na małej wodzie mruknął Mller. Trafiasz tym, jak w sedno, w genezę współczesnej twórczości poetyckiej.Mam dlasiebie, prócz szacunku, i wyrozumiałość: ja wierszy nie piszę! Wiesz, Jelsky?. Mller roześmiał się nagle i usiadł na łóżku. Sądząc z wymowy idowcipu, musiałeś dziś popełnić nie lada nikczemność. Jelsky pochwycił poduszkę zkanapy i cisnął mu ją z rozmachem na głowę. Psycholog! zaśmiał się w odpowiedzi.Wnet potem nachmurzył się szlifując uważnie paznokieć środkowego palca u lewej dłoni. Do diabła, trzeba na jutro przygotować artykuł o Yvecie.Mały, powiedz co o Yvecie!Podobała ci się Yvetta? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nagle uderzył się oburączpo kolanach. Tiens! To jest une scene a fairei.Przecież to jest świetne jako temat!" Kawy jeszcze!.Macie tam cygara.Ognia! Dziękuję. Rzecz ma w sobie miłą, popularną psychologijkę, posiada sama w sobie warunki sceniczne.Zaś pikanteria sceny na tle lejtmotywu rozpaczy jest wprost secesjonistyczna!.A gdyby takmachnąć? Hm?.Der Fall Angelica's, eine Familientragdie von Karl v.Jelsky.Ja to jeston! czuję to, będzie narysowany świetnie.Atmosfera moralna w sztuce nie powinna byćzbyt poważna: so, so, la-la! Wienerluft& Ja pana pamiętam huknął mu ktoś basem nad uchem. Pan z gazety? Mniej więcej.Robotnik przed nim poczerwieniał w jednej chwili i zaperzył się jak indor. Ludzkie życie więcej warte niż żydowskie drzewo! parsknął bez bliższych objaśnień. Ludzi żonatych.Ubezpieczenie od wypadków powinno być magistrackie albopaństwowe.Ludzi żonatych.O!Zakrztusił się impetem własnego monologu.Chciał widocznie coś jeszcze powiedzieć, alenagle zawrócił i wyszedł trzasnąwszy drzwiami, że aż szyby jękły.Z gromady przed bufetemrozległ się pomruk aprobaty i potakiwania.Ten i ów rzucił jakieś zdanie w kierunkuJelsky'ego.Niebawem otoczyła go grupa robotników; posypały się gradem opowieści opożarze.W rękach Jelsky'ego znalazł się wnet notes; pytania i odpowiedzi poczęły siękrzyżować z błyskawiczną szybkością.Niedawne wspomnienia wraz z tematem sceny a faireodsuwały się coraz dalej i dalej. Zrobi pan co do gazety? Toż robię! A straż na przedmieściach mamy podłą beczki dziurawe. Widział który z panów? Ja widziałem, jak z beczki ciekło.Gdy otwierał drzwi do swego pokoju, spłoszył sprzed biurka Mllera. Mały" zerwał się jakoparzony, rzucił się na łóżko i odwrócił się tyłem do ściany. Twórczość była" wnioskował Jelsky.Nawiązało mu to w myślach nici zerwane przez wiadomości o pożarze.Aże Muller do gawędy wciągnąć się nie dawał, filozofował sam: już sama obecność tegoczłowieka podniecała mu myśl i wprowadzała ją na tory paradoksów.Rozmyślał głośno okobietach. Wiesz, to jest jeszcze wielki problem: kobiety uczciwe czy heteryzm? Bo pomyśl tylko wywodził krocząc z rękoma w kieszeniach po pokoju kilka godzin rozpaczy i jęków, całemorze łez, trwoga samotności, lęki złych przeczuć i le moment approche obojczykisterczą żałośnie i proszą widza o współczucie, zaś smętny zapach wody kolońskiej gotówwprowadzić młodego marzyciela w nastrój anemicznego kwietyzmu, skompromitować gopochwałą szlachetnej dobroci" oraz narazić na propozycję bądzmy przyjaciółmi. O czym ty?. zaniepokoił się nagle Muller. Chcę powiedzieć ogólnie, że kobiety w monogamii tracą zbyt łatwo właściwe kryteriumwywieranego wrażenia.Jest to los podobny do fatum poety samotnika.Kobiety w monogamiizapominają, że na impresję składają się, prócz pełniejszych kształtów, jeszcze i falemięciutkiego jedwabiu, obłoki koronek, lekki i dyskretny bukiet perfum, harmonijna całość wkompozycji otoczenia, wreszcie umiejętność, umiejętność, raz jeszcze umiejętność bodajby nawet w uśmiechu tylko.Zupełnie zresztą jak w poezji.Jednym słowem, uczciwekobiety. Jelsky strzelał niecierpliwie z palców, krzywił się, wreszcie machnął ręką iwytrząsnął jakby z rękawa: Ca ne m'amuse plus!Mller uniósł się na łokciach i zapatrzył w niego. Więc tamte?.Już tylko tamte!.Jezus Maria, Jelsky! Noo? przeciągnął niedbale Jelsky, gdyż w tej chwili był już zajęty czyszczeniempaznokci. Jesteś dziś pokutny? Hm?. Jelsky! Jelsky!.Dalej zajść już chyba nie sposób, dalej już ani kroku!.Czy tobie, Jelsky,nie pachnie chwilami własny dowcip jak lufa rewolweru? Tym czarnym otworkiem odparł flegmatycznie Jelsky ziewa w skroń nuda, krzyczyrozpacz marzyciela.Ja żyję, staram się żyć jak najintensywniej.Zaś ty. Co ja? Marzysz, mały, marzysz niepoprawnie; w błotku nawet po uszy siedząc, marzysz.Wszelkie zło takich najłatwiej się czepia: nie dosięgnie cię w życiu, omota w myślach.Albowiem popełniłeś nierozwagę, podobnie jak i my wszyscy, wybrawszy profesję artysty.Trzeba było zostać fabrykantem, kupcem, wszechstronnym lekarzem lub estetycznieusposobionym prawnikiem.Ci ludzie mają równowagę w życiu! %7łółw jest w porównaniu znimi stworzeniem eterycznie chwiejnym.U nich nawet nikczemność osadza się na dno duszyciężko, solidnie, jakby dla zrównoważenia tej pesymistycznej melancholii, jaką ich napawafilozofia Malthusa i Darwina, nawet głupstwo występuje w szlafmycy zdrowego rozsądku lubw rozdartej szacie oburzenia, nawet interes stroi się w jubileuszowy frak społecznej zasługi.Ci ludzie mąją równowagę!.Panowie ci posiadają czasami córki na wydaniu.Jest to jedynezródło, z którego sztuka może zaczerpnąć równowagi u społeczeństwa, oraz kapitalnaucieczka dla tych. Co uprawiąją profesję artysty przerwał mu Muller. Chciałem cię tylko namówić, jak to co dzień czynię, abyśmy się pożenili bogato. Jestem codziennym i cierpliwym uchem twoich marzeń. Mamy długi, Mllerku, mamy przerazliwe długi! Jelsky rzucił się na fotel, wyprężyłramiona i ziewnął przerazliwie. To jest mego katzenjammeru zwrotka zwykle końcowa inajsmutniejsza.Aa! ziewnął po raz drugi. W ogóle, jestem smutny; dość powiedzieć,że chcę pisać dramat.U-uch!.Jestem zmordowany.senny.Gdybym mógł obcować samna sam z nieskończonością (w intymnym tete tete bez dozoru teściowej ironii): jednymsłowem, gdybym był współczesnym poetą, połknąłbym nawet nieskończoność.Zwiat bywaprzerazliwie nudnym tynglem.Uu! Jakże mnie strzyknęło w nodze!.Aktorzyska na scenieżyciowej zmanierowały się doszczętnie i przestają już bawić.I ty, Mllerku, bywasz nudny ztwym twórczym milczeniem.Co do mnie, lubię gadać pod wieczór, zanim zasnę; wprzeciwnym razie gada we mnie melancholia.Zważ, proszę, że i wtedy coś gada, zawsze iciągle gada.Sumienie bywa hałaśliwym młynem. Na małej wodzie mruknął Mller. Trafiasz tym, jak w sedno, w genezę współczesnej twórczości poetyckiej.Mam dlasiebie, prócz szacunku, i wyrozumiałość: ja wierszy nie piszę! Wiesz, Jelsky?. Mller roześmiał się nagle i usiadł na łóżku. Sądząc z wymowy idowcipu, musiałeś dziś popełnić nie lada nikczemność. Jelsky pochwycił poduszkę zkanapy i cisnął mu ją z rozmachem na głowę. Psycholog! zaśmiał się w odpowiedzi.Wnet potem nachmurzył się szlifując uważnie paznokieć środkowego palca u lewej dłoni. Do diabła, trzeba na jutro przygotować artykuł o Yvecie.Mały, powiedz co o Yvecie!Podobała ci się Yvetta? [ Pobierz całość w formacie PDF ]