[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z kilku względów - po pierwsze, Zenonbył osobą znaną nie tylko w Karpaczu, ale też w Jeleniej Górze iWrocławiu; po drugie, urządzono mu bardzo uroczysty pogrzeb,z kompanią honorową, odznaczeniem pośmiertnym (jako żeprzez kilka kadencji był radnym); a po trzecie, podczasuroczystości doszło do następnego dramatycznego wydarzenia.Otóż gdy rozległa się salwa honorowa, pani Sabina osunęła siębezwładnie na ziemię.Wszyscy myśleli, że po prostu zemdlała,co nikogo nie zdziwiło w obliczu takiej tragedii.Sprawa okazałasię jednak poważniejsza; matka Zenona doznała następnegoudaru.Karetka zabrała ją prosto z cmentarza i na sygnalezawiozła do szpitala we Wrocławiu.Po pogrzebie w domu Wołodarskich urządzono stypę, na którąprzyszło tyle osób, że nikt nie siadał przy stole.Na kredensieustawiono rząd półmisków i zrobiono coś w stylu zimnegobufetu.Ale w zasadzie mało kto interesował się jedzeniem,wszyscy rozmawiali o tym, co się stało.Różne jak", gdzie" i co" rozbrzmiewały w powietrzu i im kto mniej wiedział, tymwięcej miał do powiedzenia.Franka wprost padała ze zmęczenia, choć pomagały jejdzielnie pani Krystyna Malińska, a także Barbara z Małgosią.Wspólnie jakoś przebrnęły przez to wszystko.Udało im się także,połączonymi siłami, położyći ukołysać do snu podenerwowaną Natalkę, która nic jeszczenie rozumiała, instynktownie jednak czuła, że coś jest nie wporządku.Siedzieli teraz przy stole, sama rodzina.A także pani Krysia,którą Franka specjalnie o to prosiła.- Pani Krysiu, kochana babciu - zwróciła się do niej.- Proszęze mną zostać, niech pani spojrzy, Tofik już śpi, przytulił się doHesi, nie będzie go pani teraz budzić, prawda? - zażartowała,uśmiechając się słabo.- A mnie z panią trochę razniej i poza tym,powiem szczerze, liczę na pani pomoc w Manufakturze".Jużkilka dni jest nieczynna, chciałabym ją otworzyć, bo przecieżpieniądze potrzebne.Poza tym liczę też na pani pomoc przyNatalce, bo będę musiała pozałatwiać mnóstwo jakichś spraw.Oczywiście Waldemar mi pomoże, jednak będzie to wymagałochodzenia w różne miejsca, a przecież nie mogę wszędzie ze sobąciągnąć dziecka.- Może nie wiecie - odezwał się Waldemar - ale Zenon wubiegłym roku napisał testament i zdeponował go u mnie.Nieznam treści, bo testament leży w zalakowanej kopercie.Zenonprosił, żebym go przechował i odczytał, jeśli to on umrzepierwszy.Powiedział, że wszystko bardzo dokładnie rozważył ijego ostatnia wola jest głęboko przemyślana oraz nie dopodważenia.Mam ten dokument ze sobą, jeśli chcecie, jutromożemy go odczytać.- Ale jutro chyba powinniśmy pojechać do Wrocławia, doszpitala, żeby porozmawiać z lekarzami.Musimy przecieżwiedzieć, co z mamą - zmęczonym głosem powiedziałaFranciszka.- Jestem umówiony z ordynatorem - odparł Waldemar.-Obiecał, że da znać, jak coś już będą wiedzieć.Na razie stan mamy jest taki, że nic jej nie pomogą naszewizyty, bo nie ma z nią kontaktu.Możemy więc tylko zawierzyćlekarzom i czekać na wiadomość.- Dobrze, więc jeśli chcecie, jutro można otworzyć tentestament - zgodziła się Franka, a wszyscy przy stole skinęligłowami i na tym stanęło.Dla rodziny Wołodarskich rok tysiącdziewięćset siedemdziesiąty trzeci zakończył się tragicznie.26O Mikołaja nikt nie pytał.Bratanek Zenona nie przyjechał napogrzeb, ale pozostali sądzili, że najprawdopodobniej w ogóle oniczym nie wiedział.Jednak prawda była taka, że Barbara, jak tomatka, nie umiała wykreślić syna ze swojego życia.Telefonowała więc do niego od czasu do czasu i mimo że Mikołajnie pałał wielką chęcią do spotkań z rodzicami, czasami jednakchwilę porozmawiał z matką przez telefon.Wiedziała więc nawet0 rozstaniu syna z żoną.Ucieszyła ją ta wiadomość, choć - zdrugiej strony - Barbara żyła teraz w ciągłym strachu, żeKatarzyna zechce upomnieć się o Krzysia.Nie wspominała oswoich obawach mężowi, bo bała się mu przyznać do kontaktówz Mikołajem.Wiedziała, że mąż nie byłby z tego zadowolony;zdenerwowałby się tylko, nakrzyczał na nią, a sam i tak niechciałby z nim rozmawiać.Gdy więc dowiedzieli się o tragicznej śmierci Zenona1 terminie pogrzebu, matka zatelefonowała do Mikołaja, by gozawiadomić, co się stało.- O rany! - powiedział tylko jej syn.- Niezły koniec, nie ma co.- Tylko tyle masz do powiedzenia? - zdenerwowała się matka.- A co mam mówić? - warknął Mikołaj.- W sumie to ten całystryj Zenon niewiele mnie obchodzi.I chyba nie myślałaś, żepojadę na pogrzeb.- Szczerze mówiąc, to myślałam - odrzekła Barbarazgnębionym głosem.- Nie rozumiem, synku, co się z tobą dzieje.Nigdy nie byłeś taki.jakiś.zimny i obcy.- Oj, mama, daj spokój - zezłościł się synek".- Po prostu niejestem taki zakłamany, jak wy wszyscy.Cała rodzina gównomnie obchodzi, bo nikt nigdy dla mnienic nie zrobił.- Synu! - Barbara aż się zatrzęsła - Jak to nikt?A choćby my - ja i ojciec?0 tym, co zrobiła dla Mikołaja babcia Sabina, na szczęście niewiedziała.- A co wy takiego nadzwyczajnego dla mnie zrobiliście?Wtedy, kiedy naprawdę potrzebowałem waszej pomocy iprosiłem, żebyśmy się zamienili mieszkaniami, nie chcieliścienawet o tym słyszeć.Wiesz co, matka? Daj mi spokój, nie dzwońdo mnie, bo i po co? Jestem już dorosły i dam sobie radę.Cześć.I to był koniec rozmowy.Biedna Barbara nawet nie miałakomu się pożalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Z kilku względów - po pierwsze, Zenonbył osobą znaną nie tylko w Karpaczu, ale też w Jeleniej Górze iWrocławiu; po drugie, urządzono mu bardzo uroczysty pogrzeb,z kompanią honorową, odznaczeniem pośmiertnym (jako żeprzez kilka kadencji był radnym); a po trzecie, podczasuroczystości doszło do następnego dramatycznego wydarzenia.Otóż gdy rozległa się salwa honorowa, pani Sabina osunęła siębezwładnie na ziemię.Wszyscy myśleli, że po prostu zemdlała,co nikogo nie zdziwiło w obliczu takiej tragedii.Sprawa okazałasię jednak poważniejsza; matka Zenona doznała następnegoudaru.Karetka zabrała ją prosto z cmentarza i na sygnalezawiozła do szpitala we Wrocławiu.Po pogrzebie w domu Wołodarskich urządzono stypę, na którąprzyszło tyle osób, że nikt nie siadał przy stole.Na kredensieustawiono rząd półmisków i zrobiono coś w stylu zimnegobufetu.Ale w zasadzie mało kto interesował się jedzeniem,wszyscy rozmawiali o tym, co się stało.Różne jak", gdzie" i co" rozbrzmiewały w powietrzu i im kto mniej wiedział, tymwięcej miał do powiedzenia.Franka wprost padała ze zmęczenia, choć pomagały jejdzielnie pani Krystyna Malińska, a także Barbara z Małgosią.Wspólnie jakoś przebrnęły przez to wszystko.Udało im się także,połączonymi siłami, położyći ukołysać do snu podenerwowaną Natalkę, która nic jeszczenie rozumiała, instynktownie jednak czuła, że coś jest nie wporządku.Siedzieli teraz przy stole, sama rodzina.A także pani Krysia,którą Franka specjalnie o to prosiła.- Pani Krysiu, kochana babciu - zwróciła się do niej.- Proszęze mną zostać, niech pani spojrzy, Tofik już śpi, przytulił się doHesi, nie będzie go pani teraz budzić, prawda? - zażartowała,uśmiechając się słabo.- A mnie z panią trochę razniej i poza tym,powiem szczerze, liczę na pani pomoc w Manufakturze".Jużkilka dni jest nieczynna, chciałabym ją otworzyć, bo przecieżpieniądze potrzebne.Poza tym liczę też na pani pomoc przyNatalce, bo będę musiała pozałatwiać mnóstwo jakichś spraw.Oczywiście Waldemar mi pomoże, jednak będzie to wymagałochodzenia w różne miejsca, a przecież nie mogę wszędzie ze sobąciągnąć dziecka.- Może nie wiecie - odezwał się Waldemar - ale Zenon wubiegłym roku napisał testament i zdeponował go u mnie.Nieznam treści, bo testament leży w zalakowanej kopercie.Zenonprosił, żebym go przechował i odczytał, jeśli to on umrzepierwszy.Powiedział, że wszystko bardzo dokładnie rozważył ijego ostatnia wola jest głęboko przemyślana oraz nie dopodważenia.Mam ten dokument ze sobą, jeśli chcecie, jutromożemy go odczytać.- Ale jutro chyba powinniśmy pojechać do Wrocławia, doszpitala, żeby porozmawiać z lekarzami.Musimy przecieżwiedzieć, co z mamą - zmęczonym głosem powiedziałaFranciszka.- Jestem umówiony z ordynatorem - odparł Waldemar.-Obiecał, że da znać, jak coś już będą wiedzieć.Na razie stan mamy jest taki, że nic jej nie pomogą naszewizyty, bo nie ma z nią kontaktu.Możemy więc tylko zawierzyćlekarzom i czekać na wiadomość.- Dobrze, więc jeśli chcecie, jutro można otworzyć tentestament - zgodziła się Franka, a wszyscy przy stole skinęligłowami i na tym stanęło.Dla rodziny Wołodarskich rok tysiącdziewięćset siedemdziesiąty trzeci zakończył się tragicznie.26O Mikołaja nikt nie pytał.Bratanek Zenona nie przyjechał napogrzeb, ale pozostali sądzili, że najprawdopodobniej w ogóle oniczym nie wiedział.Jednak prawda była taka, że Barbara, jak tomatka, nie umiała wykreślić syna ze swojego życia.Telefonowała więc do niego od czasu do czasu i mimo że Mikołajnie pałał wielką chęcią do spotkań z rodzicami, czasami jednakchwilę porozmawiał z matką przez telefon.Wiedziała więc nawet0 rozstaniu syna z żoną.Ucieszyła ją ta wiadomość, choć - zdrugiej strony - Barbara żyła teraz w ciągłym strachu, żeKatarzyna zechce upomnieć się o Krzysia.Nie wspominała oswoich obawach mężowi, bo bała się mu przyznać do kontaktówz Mikołajem.Wiedziała, że mąż nie byłby z tego zadowolony;zdenerwowałby się tylko, nakrzyczał na nią, a sam i tak niechciałby z nim rozmawiać.Gdy więc dowiedzieli się o tragicznej śmierci Zenona1 terminie pogrzebu, matka zatelefonowała do Mikołaja, by gozawiadomić, co się stało.- O rany! - powiedział tylko jej syn.- Niezły koniec, nie ma co.- Tylko tyle masz do powiedzenia? - zdenerwowała się matka.- A co mam mówić? - warknął Mikołaj.- W sumie to ten całystryj Zenon niewiele mnie obchodzi.I chyba nie myślałaś, żepojadę na pogrzeb.- Szczerze mówiąc, to myślałam - odrzekła Barbarazgnębionym głosem.- Nie rozumiem, synku, co się z tobą dzieje.Nigdy nie byłeś taki.jakiś.zimny i obcy.- Oj, mama, daj spokój - zezłościł się synek".- Po prostu niejestem taki zakłamany, jak wy wszyscy.Cała rodzina gównomnie obchodzi, bo nikt nigdy dla mnienic nie zrobił.- Synu! - Barbara aż się zatrzęsła - Jak to nikt?A choćby my - ja i ojciec?0 tym, co zrobiła dla Mikołaja babcia Sabina, na szczęście niewiedziała.- A co wy takiego nadzwyczajnego dla mnie zrobiliście?Wtedy, kiedy naprawdę potrzebowałem waszej pomocy iprosiłem, żebyśmy się zamienili mieszkaniami, nie chcieliścienawet o tym słyszeć.Wiesz co, matka? Daj mi spokój, nie dzwońdo mnie, bo i po co? Jestem już dorosły i dam sobie radę.Cześć.I to był koniec rozmowy.Biedna Barbara nawet nie miałakomu się pożalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]