[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowiliprowadzić w Amante Verano seminaria na temat produkcji wina, a dom Brenny zmienićw kameralny pensjonat dla gości.Zanim Brenna zdążyła się zorientować, jej winnicastała się atrakcją turystyczną.Gdy tylko kalifornijska socjeta dowiedziała się, że firma Garrett Properties otwieraekskluzywny pensjonat na terenie winnicy, zaczęły spływać rezerwacje od miłośnikówwina i przyszłych młodych par, które szukały oryginalnego miejsca na kameralneprzyjęcie i krótki pobyt.RLT- Czy uda się skończyć budowę w sześć tygodni?- Uda się nawet w pięć tygodni.- Jack mrugnął okiem.- A przy okazji, tenmagazyn o winie, który czytasz, przysyła redaktora na wielkie otwarcie.- To ciekawe.Dwa lata temu nie chcieli mi poświęcić minuty.Nie interesowała ichjakaś Brenna Walsh.Za to Brenna Garrett to dla nich zupełnie inna historia.- No widzisz? Same korzyści z noszenia mojego nazwiska.- No tak.A co ty tu właściwie dzisiaj robisz? Miałeś jechać do Sacramento naspotkanie.- Nie chciało mi się.Wysłałem w zastępstwie Martina.To korzyść z byciaGarrettem.A poza tym uznałem, że trzeba sprawdzić, jak posuwa się budowa.Niezle towygląda.Chyba mam już dość na dziś.- Jack chwycił dłonie Brenny.- A copowiedziałabyś na wcześniejszy powrót do domu?- Zwariowałeś? Niektórzy z nas nie mają zastępców gotowych poprowadzić za nichbiznes.- To zatrudnij kogoś.- Ty zarządzasz swoją firmą, a ja swoją.I jesteś cichym wspólnikiem,zapomniałeś?- Cichym, ale nie milczącym.- Milczący wspólnik byłby cudowny.- No tak, ale wtedy nie mógłbym ci powiedzieć, co zaplanowałem dla nas nadzisiejsze popołudnie.Jack przyciągnął ją do siebie i wyszeptał do ucha pomysły, od których można siębyło zaróżowić na policzkach.- Jesteś przebiegłym diabłem, Jacku Garretcie.Przebudowa i pensjonat to był twój pomysł, a teraz chcesz, żebym poszła nawagary?- Chcę ciebie.I kropka.A tak na poważnie, Bren.To miejsce robi się za duże,żebyś zarządzała nim zupełnie sama.Nawet Dianne ma całe stado asystentek.Przemęczasz się ostatnio.I wyglądasz na zmęczoną.RLTTo było stwierdzenie, na które czekała od kilku ładnych dni.Wreszcie nadszedłczas na jej oświadczenie.- Masz rację.Powinnam zatrudnić kogoś do pomocy.Jack uniósł brwi ze zdziwienia.- Nie spodziewałem się, że przyznasz mi rację.Brenna usiadła na krawędzi jacuzzi.- Tak, już wkrótce będę potrzebowała pomocników.Tegoroczne winobranie będziedla mnie szczególnie trudne.- Bo? - Jego twarz przybrała zainteresowany wyraz.- Czy Max kiedyś powiedział ci o swoich trzech największych marzeniach?Jack pokręcił głową i wpatrywał się w Brennę wyczekująco.- Marzenie numer jeden to pięciogwiazdkowy hotel na Manhattanie.Jack uśmiechnął się szelmowsko.- To już załatwione.- Numer dwa to złoty medal za wino.- To też załatwione.Dzięki tobie.- Jack pogratulował jej uściskiem dłoni.- A numer trzy to były wnuki.- I co dalej?- Jego marzenie numer trzy już się spełnia.Jack przytulił się do Brenny.Jedną ręką objął ją za plecy, a drugą dotykał jeszczezupełnie płaskiego brzucha.Jego uśmieszek przemienił się w szeroki uśmiech radości.- Widzisz? Mówiłem ci, że Max nie lubi, gdy jego pomysły nie wypalają.- A kiedy niby mi to powiedziałeś?- Tuż po śmierci Maksa.Staliśmy w tym samym miejscu co teraz, nie pamiętasz?- Jak mogłabym zapomnieć tamten wieczór? Oprócz kilku spraw, których nawetnie wspomnę, nazwałeś mnie wtedy snobką.Jack roześmiał się.- A ty mnie bucem.- Nie myliłam się.- Ja też nie, ale tylko w kwestii twojego stosunku do wina.RLTBrenna udała, że jest zaszokowana.- Ty przyznajesz, że mogłeś się w czymś mylić? To chyba pierwszy raz.- Zapytałaś mnie wtedy, co daje mi szczęście.- A, tak.Powiedziałeś coś o samochodach i whisky albo coś równie dziwacznego.- To zapytaj mnie jeszcze raz.- Co sprawia, że jesteś szczęśliwy, Jack?Jack ujął jej twarz w dłonie i pocałował.- Ty.RLT [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Postanowiliprowadzić w Amante Verano seminaria na temat produkcji wina, a dom Brenny zmienićw kameralny pensjonat dla gości.Zanim Brenna zdążyła się zorientować, jej winnicastała się atrakcją turystyczną.Gdy tylko kalifornijska socjeta dowiedziała się, że firma Garrett Properties otwieraekskluzywny pensjonat na terenie winnicy, zaczęły spływać rezerwacje od miłośnikówwina i przyszłych młodych par, które szukały oryginalnego miejsca na kameralneprzyjęcie i krótki pobyt.RLT- Czy uda się skończyć budowę w sześć tygodni?- Uda się nawet w pięć tygodni.- Jack mrugnął okiem.- A przy okazji, tenmagazyn o winie, który czytasz, przysyła redaktora na wielkie otwarcie.- To ciekawe.Dwa lata temu nie chcieli mi poświęcić minuty.Nie interesowała ichjakaś Brenna Walsh.Za to Brenna Garrett to dla nich zupełnie inna historia.- No widzisz? Same korzyści z noszenia mojego nazwiska.- No tak.A co ty tu właściwie dzisiaj robisz? Miałeś jechać do Sacramento naspotkanie.- Nie chciało mi się.Wysłałem w zastępstwie Martina.To korzyść z byciaGarrettem.A poza tym uznałem, że trzeba sprawdzić, jak posuwa się budowa.Niezle towygląda.Chyba mam już dość na dziś.- Jack chwycił dłonie Brenny.- A copowiedziałabyś na wcześniejszy powrót do domu?- Zwariowałeś? Niektórzy z nas nie mają zastępców gotowych poprowadzić za nichbiznes.- To zatrudnij kogoś.- Ty zarządzasz swoją firmą, a ja swoją.I jesteś cichym wspólnikiem,zapomniałeś?- Cichym, ale nie milczącym.- Milczący wspólnik byłby cudowny.- No tak, ale wtedy nie mógłbym ci powiedzieć, co zaplanowałem dla nas nadzisiejsze popołudnie.Jack przyciągnął ją do siebie i wyszeptał do ucha pomysły, od których można siębyło zaróżowić na policzkach.- Jesteś przebiegłym diabłem, Jacku Garretcie.Przebudowa i pensjonat to był twój pomysł, a teraz chcesz, żebym poszła nawagary?- Chcę ciebie.I kropka.A tak na poważnie, Bren.To miejsce robi się za duże,żebyś zarządzała nim zupełnie sama.Nawet Dianne ma całe stado asystentek.Przemęczasz się ostatnio.I wyglądasz na zmęczoną.RLTTo było stwierdzenie, na które czekała od kilku ładnych dni.Wreszcie nadszedłczas na jej oświadczenie.- Masz rację.Powinnam zatrudnić kogoś do pomocy.Jack uniósł brwi ze zdziwienia.- Nie spodziewałem się, że przyznasz mi rację.Brenna usiadła na krawędzi jacuzzi.- Tak, już wkrótce będę potrzebowała pomocników.Tegoroczne winobranie będziedla mnie szczególnie trudne.- Bo? - Jego twarz przybrała zainteresowany wyraz.- Czy Max kiedyś powiedział ci o swoich trzech największych marzeniach?Jack pokręcił głową i wpatrywał się w Brennę wyczekująco.- Marzenie numer jeden to pięciogwiazdkowy hotel na Manhattanie.Jack uśmiechnął się szelmowsko.- To już załatwione.- Numer dwa to złoty medal za wino.- To też załatwione.Dzięki tobie.- Jack pogratulował jej uściskiem dłoni.- A numer trzy to były wnuki.- I co dalej?- Jego marzenie numer trzy już się spełnia.Jack przytulił się do Brenny.Jedną ręką objął ją za plecy, a drugą dotykał jeszczezupełnie płaskiego brzucha.Jego uśmieszek przemienił się w szeroki uśmiech radości.- Widzisz? Mówiłem ci, że Max nie lubi, gdy jego pomysły nie wypalają.- A kiedy niby mi to powiedziałeś?- Tuż po śmierci Maksa.Staliśmy w tym samym miejscu co teraz, nie pamiętasz?- Jak mogłabym zapomnieć tamten wieczór? Oprócz kilku spraw, których nawetnie wspomnę, nazwałeś mnie wtedy snobką.Jack roześmiał się.- A ty mnie bucem.- Nie myliłam się.- Ja też nie, ale tylko w kwestii twojego stosunku do wina.RLTBrenna udała, że jest zaszokowana.- Ty przyznajesz, że mogłeś się w czymś mylić? To chyba pierwszy raz.- Zapytałaś mnie wtedy, co daje mi szczęście.- A, tak.Powiedziałeś coś o samochodach i whisky albo coś równie dziwacznego.- To zapytaj mnie jeszcze raz.- Co sprawia, że jesteś szczęśliwy, Jack?Jack ujął jej twarz w dłonie i pocałował.- Ty.RLT [ Pobierz całość w formacie PDF ]