[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadłam, całkowicie wytrącona z równowagi.Jean przekręciłaklucz w zamku i zasunęła dwie olbrzymie zasuwy.- Co się stało, Jean? Odnoszę wrażenie, że dom zmienił się wfort obronny.A skąd się wziął pies?- Jest nasz.Nazywa się Oskar.Wzięłam go ze schroniska.- Chcemy mieć psa? - spytałam słabo.- Chcemy Oskara.To bardzo dobry pies obronny.Tresowany.Jegopoprzednia właścicielka, starsza pani, zmarła, a rodzina go niechciała.- Czy jest w tym domu butelka dżinu? Czuję, że kręci mi się wgłowie.Nie uśmiechnęła się.Z poważną miną wlała dżin do szklanek,dopełniła je tonikiem i ustawiwszy je na tacy, zaproponowała, żebyśmyprzeszły do jej pokoju.Rzuciłam torbę w hallu, żakiet powiesiłam nakrześle i poszłam za nią, chwytając szklankę z tacy.- Jean, wyglądasz okropnie.- Było włamanie czy co?Potrząsnęła głową i zaciągnęła zasłony.- Zledzą nas - powiedziała.- Zledzą? O czym ty, u diabła, mówisz? - pośpiesznie opróżniłamszklankę, ale nie miałam siły, żeby ją na nowo napełnić.- Ten człowiek.Jest gdzieś na zewnątrz.Widziałam go w przelocie isłyszałam pózno w nocy.On czeka.- O Boże, czemu nie zadzwoniłaś? Wróciłabym do domu.- Adrian zostawał ze mną - powiedziała.- Chcesz powiedzieć, że zostawał tutaj na całą noc?- Tak, każdą noc, kiedy ciebie nie było.Spał w twoim pokoju.Byłbardzo miły.Zamontował dodatkowe zamki i zamówił alarmprzeciwwłamaniowy.Będziemy teraz całkiem bezpieczne.- Zawsze byłyśmy bezpieczne.Jak myślisz, kim jest ten człowiek?Potrząsnęła głową bezradnie.Miałam wrażenie, że zaraz sięrozpłacze, więc nie miałam serca zamęczać jej dalszymi pytaniami.49RS - Jeśli go zobaczysz, powiedz mi natychmiast.Obiecaj -powiedziała nagle.- W porządku, ale to wszystko wydaje mi się nieco naciągane.- Cieszę się, że jesteś w domu, Carla.Zrobiłam trochę kanapek,pomyślałam, że może będziesz głodna.Zrobić ci herbaty?- Dzięki Jean.Jestem strasznie głodna, nigdzie się niezatrzymywałam.Zrobię herbatę.Oskar podniósł łeb i obserwował, jak kręcę się po kuchni.Ruszałczubkiem ogona - zostałam zaakceptowana.Zaparzyłam dzbanekmocnej herbaty i zawołałam Jean.Podeszła do drzwi, ale nie chciałapić, powiedziała, że pójdzie się położyć.Jadłam kanapki, siedząc przy stole kuchennym.Oskar wylazł zkosza, przysiadł na zadzie i położył mi łeb na kolanie.Miał bardzorozumne oczy, byłam nim urzeczona.Podzieliłam się z nim kanapką i poszłam do góry do łóżka, aledługo nie mogłam zasnąć.Gdy już zasnęłam głęboko, obudziło mnienagle głośne szczekanie psa.Nie zapalając światła, wstałam z łóżka iwysunęłam głowę przez otwarte okno.Cisza była wręcz namacalna, rozciągała się jak płaszcz nadogrodem, osikami nad brzegiem rzeki, i polami.Księżyc był okrągły iżółty jak masło.Nic się nie ruszało.Przeszłam przez pokój do okna, zktórego był widok na High Street.Wszystko pogrążone było wciemnościach: pub, domy, ulica i tylko czyjś cień wynurzył się zmroku; światło księżyca zalśniło na policyjnym hełmie.Zniknął z polawidzenia, wiedziałam, że szedł do domu.O północy zamykanoposterunek policji, opiekę nad wsią przejmowała komenda wMertonbury.Uspokojona, zapaliłam światło, przeszłam przez przedpokój izapukałam do Jean.Siedziała na łóżku, ramionami obejmując kolana.- Musi być północ, Jean.Oskar usłyszał, jak Ted Everall wracado domu.Idz spać, kochanie.Jesteśmy bezpieczne.Skinęła głową i skuliła się w łóżku jak dziecko.Wróciłam domojego pokoju i spojrzałam na zegar.Była druga w nocy, więc czemu,zastanawiałam się, Ted szwenda się po ulicy?Gdy się obudziłam, świeciło słońce.Ubrałam szybko koszulkę idżinsy.Podlałam w ogrodzie pelargonie i wyrwałam kilka chwastów.Gdy wróciłam do kuchni, Jean jadła śniadanie.50RS- Przepraszam, że nie czekałam na ciebie - powiedziała - alespieszę się do wytwórni.Muszę przestudiować parę szkiców, a tylko wsobotnie poranki jest wystarczająco spokojnie.Wezmę Oskara.Zrobiłam listę zakupów, Carla.Mogłabyś skoczyć do Mertonbury?Gdy zrobiłam zakupy, postanowiłam pojechać do Staten Court.Musiałam porozmawiać z Adrianem.Był właśnie na basenie.- Chodz, Carla, do wody.Jest naprawdę cudowna!- Nie wzięłam kostiumu - odrzekłam ze smutkiem.Woda migotała, a ja kocham pływać.- W altanie jest jeden zapasowy.Rozebrałam się i skoczyłam do wody.Była chłodna i orzezwiająca.Przepłynęłam siedem lub osiem długości, wyszłam i siadłam naposadzce otaczającej basen.Adrian chwycił ręczniki i przysiadł się domnie.- Co się dzieje? - spytałam.- Chodz, popływamy jeszcze trochę, a potem pójdziemy na taras iporozmawiamy przy kawie.Wskoczyliśmy znów do wody, po czym przebrałam się w mojerzeczy i poszłam na taras.Kawa była gorąca i mocna; dodałam do niej śmietanki.- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że założyłem te wszystkiezasuwy i alarmy, kiedy cię nie było.Jean się uparła.- Czy naprawdę ktoś śledzi dom, Adrian? Czy to wytwór wyobrazniJean?- Ja nikogo nie widziałem.- Pytałeś sąsiadów? Nikt obcy nie może postawić stopy we wsi, niebędąc zauważonym i obgadanym.- Pytałem.- No i?- Nie widziano nikogo obcego, ale krąży dziwna pogłoska oduchu.- O duchu?!?! Chyba żartujesz!- Carla, muszę to powiedzieć.Wieśniacy nie chcą, żeby "WysokieDrzewa" trafiły w cudze ręce.Wierzą, że Litchellowie przynoszą imszczęście.Wiesz przecież, że dzięki wytwórni nie ma we wsi bezrobocia.Ludzie myślą, że dom to pierwszy krok Jean, i że po nim przyjdziekolej na fabrykę.51RS- To bzdura.Jean tylko dlatego chce sprzedać dom, żeby móczainwestować w wytwórnię, a poza tym okazało się, że potrzebujewięcej pieniędzy, niż jej się na początku zdawało.- Dlaczego?- Spytaj ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Usiadłam, całkowicie wytrącona z równowagi.Jean przekręciłaklucz w zamku i zasunęła dwie olbrzymie zasuwy.- Co się stało, Jean? Odnoszę wrażenie, że dom zmienił się wfort obronny.A skąd się wziął pies?- Jest nasz.Nazywa się Oskar.Wzięłam go ze schroniska.- Chcemy mieć psa? - spytałam słabo.- Chcemy Oskara.To bardzo dobry pies obronny.Tresowany.Jegopoprzednia właścicielka, starsza pani, zmarła, a rodzina go niechciała.- Czy jest w tym domu butelka dżinu? Czuję, że kręci mi się wgłowie.Nie uśmiechnęła się.Z poważną miną wlała dżin do szklanek,dopełniła je tonikiem i ustawiwszy je na tacy, zaproponowała, żebyśmyprzeszły do jej pokoju.Rzuciłam torbę w hallu, żakiet powiesiłam nakrześle i poszłam za nią, chwytając szklankę z tacy.- Jean, wyglądasz okropnie.- Było włamanie czy co?Potrząsnęła głową i zaciągnęła zasłony.- Zledzą nas - powiedziała.- Zledzą? O czym ty, u diabła, mówisz? - pośpiesznie opróżniłamszklankę, ale nie miałam siły, żeby ją na nowo napełnić.- Ten człowiek.Jest gdzieś na zewnątrz.Widziałam go w przelocie isłyszałam pózno w nocy.On czeka.- O Boże, czemu nie zadzwoniłaś? Wróciłabym do domu.- Adrian zostawał ze mną - powiedziała.- Chcesz powiedzieć, że zostawał tutaj na całą noc?- Tak, każdą noc, kiedy ciebie nie było.Spał w twoim pokoju.Byłbardzo miły.Zamontował dodatkowe zamki i zamówił alarmprzeciwwłamaniowy.Będziemy teraz całkiem bezpieczne.- Zawsze byłyśmy bezpieczne.Jak myślisz, kim jest ten człowiek?Potrząsnęła głową bezradnie.Miałam wrażenie, że zaraz sięrozpłacze, więc nie miałam serca zamęczać jej dalszymi pytaniami.49RS - Jeśli go zobaczysz, powiedz mi natychmiast.Obiecaj -powiedziała nagle.- W porządku, ale to wszystko wydaje mi się nieco naciągane.- Cieszę się, że jesteś w domu, Carla.Zrobiłam trochę kanapek,pomyślałam, że może będziesz głodna.Zrobić ci herbaty?- Dzięki Jean.Jestem strasznie głodna, nigdzie się niezatrzymywałam.Zrobię herbatę.Oskar podniósł łeb i obserwował, jak kręcę się po kuchni.Ruszałczubkiem ogona - zostałam zaakceptowana.Zaparzyłam dzbanekmocnej herbaty i zawołałam Jean.Podeszła do drzwi, ale nie chciałapić, powiedziała, że pójdzie się położyć.Jadłam kanapki, siedząc przy stole kuchennym.Oskar wylazł zkosza, przysiadł na zadzie i położył mi łeb na kolanie.Miał bardzorozumne oczy, byłam nim urzeczona.Podzieliłam się z nim kanapką i poszłam do góry do łóżka, aledługo nie mogłam zasnąć.Gdy już zasnęłam głęboko, obudziło mnienagle głośne szczekanie psa.Nie zapalając światła, wstałam z łóżka iwysunęłam głowę przez otwarte okno.Cisza była wręcz namacalna, rozciągała się jak płaszcz nadogrodem, osikami nad brzegiem rzeki, i polami.Księżyc był okrągły iżółty jak masło.Nic się nie ruszało.Przeszłam przez pokój do okna, zktórego był widok na High Street.Wszystko pogrążone było wciemnościach: pub, domy, ulica i tylko czyjś cień wynurzył się zmroku; światło księżyca zalśniło na policyjnym hełmie.Zniknął z polawidzenia, wiedziałam, że szedł do domu.O północy zamykanoposterunek policji, opiekę nad wsią przejmowała komenda wMertonbury.Uspokojona, zapaliłam światło, przeszłam przez przedpokój izapukałam do Jean.Siedziała na łóżku, ramionami obejmując kolana.- Musi być północ, Jean.Oskar usłyszał, jak Ted Everall wracado domu.Idz spać, kochanie.Jesteśmy bezpieczne.Skinęła głową i skuliła się w łóżku jak dziecko.Wróciłam domojego pokoju i spojrzałam na zegar.Była druga w nocy, więc czemu,zastanawiałam się, Ted szwenda się po ulicy?Gdy się obudziłam, świeciło słońce.Ubrałam szybko koszulkę idżinsy.Podlałam w ogrodzie pelargonie i wyrwałam kilka chwastów.Gdy wróciłam do kuchni, Jean jadła śniadanie.50RS- Przepraszam, że nie czekałam na ciebie - powiedziała - alespieszę się do wytwórni.Muszę przestudiować parę szkiców, a tylko wsobotnie poranki jest wystarczająco spokojnie.Wezmę Oskara.Zrobiłam listę zakupów, Carla.Mogłabyś skoczyć do Mertonbury?Gdy zrobiłam zakupy, postanowiłam pojechać do Staten Court.Musiałam porozmawiać z Adrianem.Był właśnie na basenie.- Chodz, Carla, do wody.Jest naprawdę cudowna!- Nie wzięłam kostiumu - odrzekłam ze smutkiem.Woda migotała, a ja kocham pływać.- W altanie jest jeden zapasowy.Rozebrałam się i skoczyłam do wody.Była chłodna i orzezwiająca.Przepłynęłam siedem lub osiem długości, wyszłam i siadłam naposadzce otaczającej basen.Adrian chwycił ręczniki i przysiadł się domnie.- Co się dzieje? - spytałam.- Chodz, popływamy jeszcze trochę, a potem pójdziemy na taras iporozmawiamy przy kawie.Wskoczyliśmy znów do wody, po czym przebrałam się w mojerzeczy i poszłam na taras.Kawa była gorąca i mocna; dodałam do niej śmietanki.- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że założyłem te wszystkiezasuwy i alarmy, kiedy cię nie było.Jean się uparła.- Czy naprawdę ktoś śledzi dom, Adrian? Czy to wytwór wyobrazniJean?- Ja nikogo nie widziałem.- Pytałeś sąsiadów? Nikt obcy nie może postawić stopy we wsi, niebędąc zauważonym i obgadanym.- Pytałem.- No i?- Nie widziano nikogo obcego, ale krąży dziwna pogłoska oduchu.- O duchu?!?! Chyba żartujesz!- Carla, muszę to powiedzieć.Wieśniacy nie chcą, żeby "WysokieDrzewa" trafiły w cudze ręce.Wierzą, że Litchellowie przynoszą imszczęście.Wiesz przecież, że dzięki wytwórni nie ma we wsi bezrobocia.Ludzie myślą, że dom to pierwszy krok Jean, i że po nim przyjdziekolej na fabrykę.51RS- To bzdura.Jean tylko dlatego chce sprzedać dom, żeby móczainwestować w wytwórnię, a poza tym okazało się, że potrzebujewięcej pieniędzy, niż jej się na początku zdawało.- Dlaczego?- Spytaj ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]