[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jawprawdzie znałam Jerzego ze studenckich czasów Ewy i nawet go bardzo lubiłam, ale po tylulatach mógł mu zbrzydnąć charakter.Poza tym choroba zmienia, rozumiesz.- No tak.Ale wygląda na to, że jego nie zmieniła.- I chwała Bogu najwyższemu.Ale ja się nie tylko o Klarę bałam.Bałam się o was,Ewę i ciebie.Bo tam już mało brakowało, prawda?Vincent skinął głową.- Jesteś naprawdę bardzo mądry, zięciu.Bardzo.A jakim cudem udało ci sięprzekonać Ewę, żeby jeszcze raz spróbować, to ja już zupełnie nie wiem.Coś ty jej zrobił, żecię drugi raz pokochała?- Ana, ona mnie pokochała pierwszy raz.- No tak.Ale jak to zrobiłeś?- Oj, nie będę ci opowiadał szczegółów, moja droga!- Ale ja nie chcę szczegółów, ja chcę ogólnie!Vincent roześmiał się i pocałował ją w rękę.- Uwiodłem ją w sposób klasyczny.- Piękne słówka i tak dalej?- Ana, KGB mogłoby przysyłać do ciebie na kurs swoich śledczych.Piękne słówka iw ogóle cały arsenał.Prawie że serenady jej śpiewałem.A poza tym.- Wicek!- Poza tym raz jedyny przemówiłem jej do rozsądku.Przypuszczam, że gdyby żyłJerzy, nie poszłoby mi tak łatwo.Ewa straciła.nie wiem, jak to nazwać.mit, którym siężywiła cały ten czas.Że gdzieś tam jest ten jedyny prawdziwy ukochany.Ale Jerzy umarł imit się rozleciał.Ciężko by jej było w naszym wieku zaczynać wszystko od nowa.Praktyczniej było skorzystać ze mnie.i moich wdzięków.Babcia zachłysnęła się winem.- Ty draniu.A ty ją kochasz?- Ja? Oczywiście.I w moim wypadku to jest recydywa.A poza tym równieżwykazałem rozsądek.Babcia pękała ze śmiechu.- Twoje zdrowie, męski draniu.- I twoje, pani lejtnant.- Jaki znowu lejtnant?- No, z KGB.- Nie umrzesz własną śmiercią, zięciu!Vincent spoważniał.- A teraz ty mi powiedz, jak ty widzisz Klarę w tym wszystkim? Da sobie radę?Myślisz, że będzie jej tu dobrze? Ona jest w wieku, kiedy może zacząć wszystko odpoczątku.- I dobrze, niech zaczyna.Poza tym już zaczęła.Wicek, myślę, że nie ma się comartwić.Na moje oko już jest jej dobrze.Lubi ten dom.Ma przyjaciół, jak widzisz.Jakieśkontakty nawiązuje.Tylko jeszcze bym chciała, żeby chłopa jakiego trafiła.Ma tu pod rękątrzech jak malowanie, a wszystkich, cholerka, traktuje jak braci.- Przyjdzie i na to czas.- Niby tak, ale lata lecą.Chyba jednak będę musiała w to wkroczyć osobiście.* * *Niedziela była piękna, jak na zamówienie.Ilse ubrała się sportowo, a przy śniadaniupoinformowała rodzinę, że pan Franek zabiera ją na bliżej nieokreśloną przejażdżkę.PanFranek nie chciał, niestety, zdradzić tajemnicy, dokąd się wybierają.Uroczy poranek wpłynąłna Ilse pozytywnie: wyglądała ślicznie i miała dobry humor.Po śniadaniu mama poszła, tak jak chodziła przed wojną i w czasie wojny, na góręDorotkę, do kościoła, a wycieczkowicze wsiedli do samochodu i skierowali się na południe.Prowadziła Ilse, Franek był pilotem.Jechali przez górniczy Śląsk, którego zadymione pejzażeprzypominały Ilse krajobrazy Zagłębia Ruhry.- Przemysł i górnictwo zawsze są takie same.Jak się czujesz, Elu?- A co, źle prowadzę?- Doskonale prowadzisz.- No to dobrze.Słuchaj, ja dostałam od mamy taką gazetę, nie wiem, czy wiesz, zartykułem o naszej Hedwig, to była służąca.- Wiem, twoja mama mi pokazywała.I co?- Ja tam wszystko przeczytałam, a ten artykuł o Hedwig, on jest właściwie o tejlekarce z Ravensbrück.nie mogłam go czytać.Ale przeczytałam, wczoraj wieczorem.Franek, ty mi nie powiesz, że to prawda, co ona napisała o obozach, ta Perkowska.Widzisz,ja chcę się naprawdę wszystkiego dowiedzieć, ale to jest po prostu jeszcze jedno polskiekłamstwo o Niemcach.To nie jest możliwe, żeby niemieccy doktorzy robili jakieśeksperymenty na więźniach.Ja kiedyś słyszałam, mój mąż mi mówił, i teść, że Polacywymyślają różne rzeczy.I popatrz, to jest prawda.Wymyślają.Franek pomilczał chwilę.Ilse zerkała na niego, wyraźnie oczekując odpowiedzi.- Słuchaj.Ja nie będę mówił nic o tym artykule, dobrze? Tu skręcasz w prawo.Wiesz, gdzie jesteśmy?- Wiem, widziałam tabliczkę.Oświęcim.- Słyszałaś kiedy o Auschwitz?- Słyszałam, że to dopiero jest kłamstwo.- W każdym razie pokażę ci to kłamstwo, dobrze?- Proszę bardzo.Jeszcze kilka przecznic i stanęli na miejscu, gdzie można było zostawić auto.To, co nastąpiło później, utrwaliło się Ilse w pamięci jako szereg zmieniających sięobrazów.Trochę jak w fotoplastykonie, w którym była jako mała dziewczynka, w Dreźnie.Arbeit macht frei.Praca czyni wolnym.No i prawda, pracę trzeba szanować.Jeśli sięnie pracuje, jest się od kogoś zależnym.- Pamiętam, jak bardzo chciałam pracować w szkole, a mój mąż się sprzeciwiał.Jarzeczywiście zależałam od niego, jego pieniędzy.Gdybym miała swoje, to bym miaławolność.- To nie jest takie proste, Ilse.Chodź, wejdziemy przez tę bramę.Setki tysięcy ludzitędy przechodziło.- Jakie setki tysięcy, Franek?- A orkiestra obozowa im grała.Chodźmy.Druty kolczaste, baraki, ulice między barakami.Jakaś ściana.Kwiaty.Franek mówi,że to ściana śmierci.Opowiada o egzekucjach.Bloki, bloki, bloki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl