[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zegar tykał.Eve nie chciała o tym myśleć.Powinna działać jak najszybciej, ale bez paniki.- Musimy się zbierać.- Spojrzała na Joego: - Czy możesz zadzwonić do swojego szefa i powiedzieć mu,żeby na parę dni trzymał FBI z dala od nas?Pokręcił przecząco głową.- Mogę jednak przekonać szefa, żeby nic nikomu nie mówił na temat miejsca naszego pobytu.- Dobrze.- Odwróciła się do Galena: - Ale Hebert powinien wiedzieć, co planujemy.- I tak wie zawsze o wiele za dużo.- Muszę mieć pewność.- Masz jakiś pomysł?- Myślę, że Melton dzieli się swoją wiedzą z Hebertem.- Zamyśliła się.- Tanzer.Chwalił się, że w BatonRouge nic nie dzieje się bez jego wiedzy.Mógłbyś to jakoś sprytnie załatwić na uniwersytecie, żeby ponaszym wyjezdzie stosowna wiadomość przeciekła do Tanzera?Galen pokiwał głową.- A Tanzer zadzwoni do Meltona.Może jeden z moich informatorów nad tym popracuje.- Uśmiechnął się.- W końcu Tanzer to trou du cul.Mój Boże - pomyślała Eve - ile czasu minęło, odkąd usłyszała te słowa Marie Letaux.Tyle się zdarzyło,tyle zabójstw.- Bądzcie ostrożni - powiedział z powagą Nathan.- Nie chcę, żebyście sami wpadli w pułapkę, którązastawiacie na Heberta.Kiedy pomyślę o tym facecie, przeszywa mnie dreszcz grozy.Eve przypomniała sobie, że ją też ogarnęło przerażenie, kiedy wieczorem rozmawiała z Nathanem oHebercie.- Ty też bądz ostrożny.- Zawsze jestem.- Dopił kawę.- Muszę żyć, jeśli chcę zdobyć Pulitzera.- Ruszył do drzwi.- Chodz,Galen.Rusz tyłek i zawiez mnie na lotnisko.Rozdział szesnastyUNIWERSYTET LUIZJANY11.4525 pazdziernika- To okręg Terrebonne.- Profesor Gerald Cassidy poprawił dwuogniskowe okulary na nosie i popatrzył naEve i Joego.- Nie mam wątpliwości.- Nawet jej pan nie zbadał - zauważył Joe.- Skąd ta pewność?- Zabiorę ją do laboratorium i przeprowadzę kilka badań, ale już widziałem tę ziemię.Jest niezwykła.Pisałem doktorat o tamtym rejonie. Pewnie niedawno, pomyślała Eve.Cassidy wyglądał na najwyżej dwadzieścia pięć lat.- Dlaczego jest niezwykła?- Wysokie stężenie wapnia.- Cassidy wskazał na drobne białe okruchy w ziemi.- Muszle.Setki lat temucały ten teren znajdował się pod wodą, muszle są wszędzie.- Zmarszczył brwi, zastanawiając się.- Nigdyjednak w próbkach badanej gleby nie natrafiłem aż na tak potężne ich skupisko.Chętnie dowiedziałbym się,gdzie.- Musimy mieć absolutną pewność, że to chodzi o Terrebonne - przerwał Joe.- Przeprowadzi pan badania?- Oczywiście.Wróćcie po południu.Co chcecie wiedzieć? Czego szukacie?Eve się zawahała.- Grobu.- Powodzenia.- Skrzywił się.- To rozlewisko.Setki kanałów, a Cajuni nie są zbyt rozmowni.Nie lubiąobcych.Informacje do doktoratu musiałem zbierać przez całe miesiące.- Z pewnością ma pan tam jakieś kontakty.Mógłby pan umówić nas z kimś, kto potrafiłby wskazać namteren, gdzie mamy szukać?- Jacques Dufour.Zna rozlewiska lepiej niż ktokolwiek.Może akurat potrzebuje pieniędzy i zgodzi sięwam pomóc.Dam wam numer jego telefonu w Houma.- Otworzył szufladę, wyjął z niej oprawiony wczarną skórę notes i zaczął przerzucać kartki.- Nie powołujcie się na mnie.Nie ukrywał wtedy pogardywobec mojej osoby.- Dlaczego?- Miałem dwadzieścia cztery lata, byłem molem książkowym i nie należałem do Cajunów.W jego oczachto same grzechy.- Przyjrzał się Joemu.- Pan chyba nie będzie miał z nim kłopotów.- Ja też nie.- Eve zapisała numer i wstała.- Kiedy będzie pan wiedział na pewno?- Wyniki powinny być około czwartej po południu.Wróci tu pani?Pokręciła głową.- Joe da panu numer mojej komórki.Od razu jedziemy do Houma.- Jadą do okręgu Terrebonne - powiedział Melton, gdy Hebert odebrał połączenie.- Szukają grobu.Nalitość boską, ależ ty to wszystko spieprzyłeś!Hebert stłumił gniew.- Niczego nie znajdą.- Nie jestem taki pewien.Od początku wszystko chrzanisz.- Będzie dobrze.Może nawet lepiej.Znam te bagna i ludzi, którzy tam mieszkają.Etienne i ja dorastaliśmywśród rozlewisk.- Posłuchaj, nie chcę żadnych kłopotów.Pozbądz się ich szybko i po cichu, a potem rusz tyłek i pojedz doBoca Raton.Boże, nie wierzę, że tamte sprawy przybrały tak fatalny obrót.Jesteś pewien, że wszystko inneidzie zgodnie z naszym planem?- Wszystko jest okej.Na pewno twoi informatorzy już ci powiedzieli, że plan rozwija się jak trzeba.- Tak, dziś rano był artykuł w gazecie.Ochrona?- W porządku.Jak tylko skończę, wrócę i załatwię wszystkie sprawy.- No to załatwiaj, do cholery.Melton się rozłączył.Arogancki sukinsyn.Hebertowi nie trzeba było przypominać, że czas ucieka.Zciskał mu się żołądek zakażdym razem, gdy o tym myślał.Ostatnio wszystko, co robił, było utrudniane lub wręcz blokowane.Zupełnie jakby jakaś tajemna siła nie pozwalała mu osiągnąć zamierzonego celu.E t i e n n e.Zamknął oczy.Idiotyczne przesądy.Nie może wpadać w panikę.Musi tylko usunąć Eve Duncan i Quinna ibędzie mógł się skoncentrować na zadaniu w Boca Raton.Nie powinien napotkać trudności.Chyba że to pułapka.Ale nawet w takiej sytuacji będzie miał przewagę.Co roku ludzie giną na tych bagnach i nigdy się nieodnajdują.Za każdym zakrętem rozlewiska czyha śmierć.Miał wystarczająco duże doświadczenie, byunikać pułapek - albo samemu je zastawiać.Dwie godziny lotu i będzie w Nowym Orleanie.A godzinę pózniej na bagnach.Będzie czekał.HOUMA16.05 25 pazdziernika- Muszle? - Jacques Dufour wzruszył ramionami.- Muszle są wszędzie.- Ale w jednym miejscu jest ich wyjątkowo dużo - powiedziała Eve.- Profesor Cassidy twierdzi, że panmoże wiedzieć, gdzie to jest.- Mogę wiedzieć.Muszę się zastanowić.Eve zazgrzytała zębami.Facet był tak arogancki, jak uprzedzał Cassidy.- No to proszę się zastanawiać.- A może się po prostu rozejrzymy.Jestem najlepszym przewodnikiem po bagnach.- Nie chcę wycieczki.Chcę znalezć miejsce, gdzie.- Ile? - wtrącił grzecznie Joe.- Nie powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl