[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiłem ci przecież, że wyjeżdżam na urlop do Krynicy.Wzruszyła ramionami.- Mówi się dużo różnych rzeczy.- Nie wierzysz mi?- A ty mnie?Zapalił papierosa i spojrzał na nią ze źle ukrywaną niechęcią.- Przyznam ci się, że nie bardzo rozumiem.- Czego nie bardzo rozumiesz?- Tego wszystkiego.Podeszła do stołu i poczęła się bawić pustym kieliszkiem.Najej wargach pojawił się ledwie dostrzegalny uśmieszek.- Nalej jeszcze wódki.Napełnił kieliszki.Coraz bardziej poczynał utwierdzać się wtym przekonaniu, że Anna przyszła do niego w jakimś ściśleokreślonym celu.Ale w jakim? Co się kryje poza tymiwszystkimi słowami? Dotychczas jedynym szczerym odruchemto był chyba ten nagły wybuch płaczu.Wolnym ruchempodniósł swój kieliszek i spojrzał pod światło na jegozawartość.Spytał:-Jak się nazywa ta pani, którą dziś u ciebie spotkałem?Anna wypiła wódkę.Przyglądała mu się z uśmiechem.- Podobała ci się, co? Fajna babka? - Słowa te zadźwięczałyfałszywie.Ten łobuzerski ton, który nagle przybrała, dziwnienie pasował do sytuacji.Najwidoczniej usiłowała rozbićpoczątkowy nastrój ich rozmowy.- Przyznaję, że to bardzo przystojna kobieta - powiedziałStasiak.- Egzotyczna uroda.Wyobrażam sobie, że wspaniale bywyglądała w stroju hiszpańskim, z wysokim grzebieniem i zogromnymi kolczykami w uszach.A propos, czy znalazł się lwójzielony klips?Była zdziwiona.- Zielony klips? Nie, nie znalazł się.Dlaczego o to pytasz?- I nie pamiętasz, gdzie go zgubiłaś? Zmrużyła oczy.- Cóż to? Śledztwo?- Skądże znowu.To tylko taka zawodowa rutyna.- Przykra w prywatnej rozmowie.Ruchem pełnymrezygnacji rozłożył ręce.- Cóż robić, przyzwyczajenie staje się drugą naturą.- A ty stajesz się nudny.Mam dość obcowania zmilicjantami.Bez przerwy człowiek się czuje jak naprzesłuchaniu.Najpierw Adam, teraz znowu ty.Oszaleć można.Usiadła przy stole i zakryła twarz dłońmi.Znowu wyglądałajak małe, nieszczęśliwe dziecko.Jestem bydlę - pomyślał Stasiak.-Jestem skończone bydlę."- Anno - powiedział czule.- Anno.czy musimy mówićsobie nawzajem tyle przykrych rzeczy.Przecież ja tego nie chcę.Przecież.- urwał.Bał się, że znowu powie coś takiego, co by jąmogło dotknąć.Wyciągnęła do niego rękę.-Ja wiem.Janku.ja wiem.Ja.- głos jej się załamał.Gwałtownymi pocałunkami okrył drobną, gorącą dłoń.- Anno.Aniu.Przebacz mi.Jestem podły, podły.Bijmnie, bij.Nie jestem wart niczego innego.Zrozum, że ja.Czyżpotrzebuję cię o tym zapewniać.Zrobię dla ciebie wszystko,tylko bądź taka jak dawniej, uśmiechnięta, wesoła, naprawdęwesoła, szczęśliwa.Powiedz, co cię dręczy, powiedz, jak mogęci pomóc.Ukląkł przy niej, mocno trzymając jej obie ręce.- Ty przecież wiesz.ty wiesz.- powtarzał podniecony.Uwolniła dłoń z uścisku i delikatnym, czułym ruchemodgarnęła kosmyk włosów spadający mu na czoło.- Wszystko, co możesz dla mnie w tej chwili zrobić, to daćmi jakąś ochronę, zapewnić mi bezpieczeństwo.Na razie nic więcej, nic więcej.Podniósł się i począł nerwowo chodzić po pokoju.Dopieroteraz, w czasie tej rozmowy uświadomił sobie, jak bardzokochał Annę, jak bardzo jej pragnął.Dotychczas całą siłą woligłuszył w sobie to uczucie.Przecież Adam był jegoprzyjacielem.Adam był jego najserdeczniejszym przyjacielem.Nie mógł, nie byłby w stanie prowadzić wobec niego podwójnejgry.Więc co pozostaje? Powiedzieć prawdę? Czyż miałbyodwagę pójść do Adama i powiedzieć, że kocha jego żonę?Wiedział, kim Anna jest dla Adama.Nie, nie, raczej rzucićwszystko, uciec z Warszawy, zapomnieć.nie widzieć jej anijego.A zresztą skąd ta pewność, że Anna.Jeżeli naprawdębyła kochanką Boreckiego.Zatrzymał się przy stole i sięgnąłpo butelkę z wódką.- Nie pij już więcej.- Cóż mi innego pozostaje – mruknął jakby do siebie.- Cóżmi innego pozostaje?- Proszę cię, nie pij.Dosyć.Odstawił butelkę i spojrzał na nią chmurnie.- Dobrze.Jak chcesz.Podeszła do niego blisko i położyła mu ręce na ramionach.Przez chwilę w milczeniu patrzyła mu w oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Mówiłem ci przecież, że wyjeżdżam na urlop do Krynicy.Wzruszyła ramionami.- Mówi się dużo różnych rzeczy.- Nie wierzysz mi?- A ty mnie?Zapalił papierosa i spojrzał na nią ze źle ukrywaną niechęcią.- Przyznam ci się, że nie bardzo rozumiem.- Czego nie bardzo rozumiesz?- Tego wszystkiego.Podeszła do stołu i poczęła się bawić pustym kieliszkiem.Najej wargach pojawił się ledwie dostrzegalny uśmieszek.- Nalej jeszcze wódki.Napełnił kieliszki.Coraz bardziej poczynał utwierdzać się wtym przekonaniu, że Anna przyszła do niego w jakimś ściśleokreślonym celu.Ale w jakim? Co się kryje poza tymiwszystkimi słowami? Dotychczas jedynym szczerym odruchemto był chyba ten nagły wybuch płaczu.Wolnym ruchempodniósł swój kieliszek i spojrzał pod światło na jegozawartość.Spytał:-Jak się nazywa ta pani, którą dziś u ciebie spotkałem?Anna wypiła wódkę.Przyglądała mu się z uśmiechem.- Podobała ci się, co? Fajna babka? - Słowa te zadźwięczałyfałszywie.Ten łobuzerski ton, który nagle przybrała, dziwnienie pasował do sytuacji.Najwidoczniej usiłowała rozbićpoczątkowy nastrój ich rozmowy.- Przyznaję, że to bardzo przystojna kobieta - powiedziałStasiak.- Egzotyczna uroda.Wyobrażam sobie, że wspaniale bywyglądała w stroju hiszpańskim, z wysokim grzebieniem i zogromnymi kolczykami w uszach.A propos, czy znalazł się lwójzielony klips?Była zdziwiona.- Zielony klips? Nie, nie znalazł się.Dlaczego o to pytasz?- I nie pamiętasz, gdzie go zgubiłaś? Zmrużyła oczy.- Cóż to? Śledztwo?- Skądże znowu.To tylko taka zawodowa rutyna.- Przykra w prywatnej rozmowie.Ruchem pełnymrezygnacji rozłożył ręce.- Cóż robić, przyzwyczajenie staje się drugą naturą.- A ty stajesz się nudny.Mam dość obcowania zmilicjantami.Bez przerwy człowiek się czuje jak naprzesłuchaniu.Najpierw Adam, teraz znowu ty.Oszaleć można.Usiadła przy stole i zakryła twarz dłońmi.Znowu wyglądałajak małe, nieszczęśliwe dziecko.Jestem bydlę - pomyślał Stasiak.-Jestem skończone bydlę."- Anno - powiedział czule.- Anno.czy musimy mówićsobie nawzajem tyle przykrych rzeczy.Przecież ja tego nie chcę.Przecież.- urwał.Bał się, że znowu powie coś takiego, co by jąmogło dotknąć.Wyciągnęła do niego rękę.-Ja wiem.Janku.ja wiem.Ja.- głos jej się załamał.Gwałtownymi pocałunkami okrył drobną, gorącą dłoń.- Anno.Aniu.Przebacz mi.Jestem podły, podły.Bijmnie, bij.Nie jestem wart niczego innego.Zrozum, że ja.Czyżpotrzebuję cię o tym zapewniać.Zrobię dla ciebie wszystko,tylko bądź taka jak dawniej, uśmiechnięta, wesoła, naprawdęwesoła, szczęśliwa.Powiedz, co cię dręczy, powiedz, jak mogęci pomóc.Ukląkł przy niej, mocno trzymając jej obie ręce.- Ty przecież wiesz.ty wiesz.- powtarzał podniecony.Uwolniła dłoń z uścisku i delikatnym, czułym ruchemodgarnęła kosmyk włosów spadający mu na czoło.- Wszystko, co możesz dla mnie w tej chwili zrobić, to daćmi jakąś ochronę, zapewnić mi bezpieczeństwo.Na razie nic więcej, nic więcej.Podniósł się i począł nerwowo chodzić po pokoju.Dopieroteraz, w czasie tej rozmowy uświadomił sobie, jak bardzokochał Annę, jak bardzo jej pragnął.Dotychczas całą siłą woligłuszył w sobie to uczucie.Przecież Adam był jegoprzyjacielem.Adam był jego najserdeczniejszym przyjacielem.Nie mógł, nie byłby w stanie prowadzić wobec niego podwójnejgry.Więc co pozostaje? Powiedzieć prawdę? Czyż miałbyodwagę pójść do Adama i powiedzieć, że kocha jego żonę?Wiedział, kim Anna jest dla Adama.Nie, nie, raczej rzucićwszystko, uciec z Warszawy, zapomnieć.nie widzieć jej anijego.A zresztą skąd ta pewność, że Anna.Jeżeli naprawdębyła kochanką Boreckiego.Zatrzymał się przy stole i sięgnąłpo butelkę z wódką.- Nie pij już więcej.- Cóż mi innego pozostaje – mruknął jakby do siebie.- Cóżmi innego pozostaje?- Proszę cię, nie pij.Dosyć.Odstawił butelkę i spojrzał na nią chmurnie.- Dobrze.Jak chcesz.Podeszła do niego blisko i położyła mu ręce na ramionach.Przez chwilę w milczeniu patrzyła mu w oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]