[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po-wiedział:- Halo? - potem: - Tak jest, towarzyszu pułkowniku - i położyłsłuchawkę na widełkach.- Szef chce z tobą mówić.- Ze mną? - zdziwił się sierżant.- Czego chce?- Nie wiem.Może pragnie cię poczęstować koniakiem?- Akurat.- - Pawelec podniósł się z krzesła i powolnymkrokiem wyszedł z pokoju.Pułkownik nie poczęstował go koniakiem ani nawet kawą.Wskazał krzesło, stojące przed biurkiem, i powiedział:- Siadajcie.Zapewne już was zawiadomił Makowiecki, że wedwóch zajmiecie się sprawą tego morderstwa.- Tak.Właśnie przed chwilą.- Chcę dać szanse temu młodemu człowiekowi - mówiłJagodziński - i zdecydowałem się powierzyć mu tę sprawę.Orientuję się oczywiście, że brak mu doświadczenia, dlategochciałem was prosić, żebyście się trochę nim zaopiekowali.Dyskretnie.Niech działa, niech się wykaże.Niech mu się zdaje,że samodzielnie prowadzi śledztwo.- Na pewno nie stanę mu na drodze do sławy - uśmiechnąłsię Pawelec.- Lubię chłopaka i dobrze mu życzę.Czy panprzypuszcza, panie pułkowniku, że to nie Konorskizamordował wujaszka?Jagodziński wzruszył ramionami.- Nie wiem.W tej chwili wszystko wskazuje na to, żeKonorski, ale.Różnym ludziom mogło zależeć na zlikwido-waniu tego Australijczyka.Trzeba to dokładnie przeanalizować.Sierżant pokiwał głową.- Tak jest.Ano.dobra.Zabierzemy się z Jureczkiem doroboty i uwidim.- No i co? - spytał Makowiecki, kiedy Pawelec wrócił doswojego pokoju.- Jestem pewien, że szef cię prosił o opiekęnade mną.Sierżant mruknął coś niewyraznie i z ogromnym zain-teresowaniem zaczął przeglądać swoje papiery.- Uważacie, że potrzebuję niańki? Mów śmiało, Waleriana.Nie krępuj się.- Niańki, nie niańki - powiedział Pawelec, wsuwając papierydo szuflady - ale co dwie głowy, to nie jedna.Ty masz wyższewykształcenie, nafaszerowałeś się książkami, a ja znowu to iowo już w życiu widziałem.Myślę, że możesz mnie przypuścićdo spółki.yle na tym nie wyjdziesz.- Spółka z nieograniczonym zaufaniem - uśmiechnął sięMakowiecki.- No, dobra.niech będzie spółka.Więc coproponuje mój doradca?Pawelec wstał, podszedł do młodszego kolegi i poklepał go poplecach.- Lubię cię, Jureczku.To fakt.Fajny z ciebie kumpel.Szefuńcio powinien być zadowolony z naszej spółki.Zresztą nieświęci garnki lepią.Na początek proponuję, żebyś miopowiedział całą historyjkę.Mnie tam przecież nie było.- Napisałem raport.Możesz sobie przeczytać.Sierżant machnął ręką.- E, co tam te wszystkie raporty.Dla mnie grunt to żywesłowo.- No, dobra - zgodził się Makowiecki i streścił wynikiwstępnego dochodzenia.Pawelec wysłuchał uważnie, pokiwałgłową i powiedział:- Rąbnął go czymś ciężkim w ciemię.Denat był wysokimmężczyzną?- Bardzo.Prawie metr dziewięćdziesiąt.- Czyli, że morderca musiał być jeszcze wyższy, jeżeli uderzyłz góry.- Nie.Nie musiał być wyższy.Pierwszy cios został zadany wczoło, a kiedy tamten się pochylił, morderca poprawił go wciemię.Zresztą już to pierwsze uderzenie było śmiertelne.Takprzynajmniej twierdzi lekarz.- Znalezliście narzędzie zbrodni?- Nie.Nie znalezliśmy nic takiego, co by pasowało.- Czym go rąbnął? Jak ci się zdaje?Makowiecki wzruszył ramionami.- Trudno powiedzieć.Mnie to wygląda na jakiś żelazny łom.Lekarz także tak przypuszcza.Obrażenia zostały zadane z dużąsiłą, ale ślady wskazują na to, że narzędzie było raczej wąskie.- Dobrzeście szukali?- Bardzo starannie.Przetrząsnęliśmy cały dom, a nawetokoliczne krzaki.- I nic?- I nic.- Czas na śniadanie - powiedział nagle Pawelec.Wyjął zbiurka parę bułek, kawał rzeszowskiej kiełbasy i termos zherbatą.- Poczęstujesz się?Makowiecki potrząsnął głową- Nie, dziękuję.Nie jestem głodny.- A ja wprost przeciwnie, mam cholerny apetyt.To dobryznak.Bo to znaczy, że.- stuknął się palcem w czoło - toznaczy, że mózg jest niedokrwiony i że trzeba go wzmocnić.Kapujesz? Wysiłek myślowy wymaga zwiększonych racjiżywnościowych.To jest dowiedzione naukowo.- Sięgnął dokieszeni, wyjął z niej duży scyzoryk i zaczął go ostrzyć nawyprężonej dłoni.Następnie zabrał się do krojenia bułek ikiełbasy.Wykonywał tę czynność bardzo systematycznie i zdużą wprawą, jak przystało na starego kawalera.Makowiecki siedział milczący i zamyślony.Nawet przedsamym sobą nie chciał się przyznać, że, prawdę mówiąc, niebardzo wiedział, od czego zacząć swą detektywistycznądziałalność.Ukończył wyższe studia, przeczytał masę książek,zdał na piątki egzaminy, ale jak trzeba było to wszystkozastosować w praktyce.Zaczynał się niecierpliwić i corazbardziej niechętne spojrzenia posyłał w kierunku Waleriany,który posilał się z iście stoickim spokojem.Wreszcie sierżant zaspokoił pierwszy głód, napił się herbaty ztermosu, otarł wargi wierzchem dłoni i powiedział:- No.trochę się wzmocniłem.Nawet nie taka zła ta kiełbasa.Zdarza się gorsza.Jeżeli masz ochotę, teraz możemy pogadać omorderstwie.- Właśnie!- No więc tak.- Pawelec wyjął z pudełka jedną zapałkę,zaostrzył ją scyzorykiem i zaczął cierpliwie usuwać spomiędzyzębów resztki i rzeszowskiej kiełbasy.- No więc.powiedz mi,Jureczku, jaka to babka ta Morawska?- Bardzo fajna.Sierżant uśmiechnął się.- Jak byłem w twoim wieku to także wszystkie kobity były dlamnie fajne.Normalka.Ale nie o to mi chodzi.Chciałbymwiedzieć, jakie na tobie zrobiła wrażenie jako człowiek?- Bardzo pozytywne.Wygląda na poważną, solidną kobietę.Lekarka.Pracuje w szpitalu.- Samotna?- Tak.Właśnie miała teraz wyjść za mąż za tegoAustralijczyka.- Bogaty był facet?- Podobno milioner.Pawelec gwizdnął cicho.- Polak?- Tak, z pochodzenia Polak.- I był już w Polsce?- Trzy lata temu.Wtedy właśnie Morawska zaszła w ciążę.- Hm - Pawelec skończył dłubać w zębach i wyrzuciłwykałaczkę do kosza.- Warto by się zorientować, czy miałatutaj jakichś amantów? Nic nie wiesz na ten temat?- Nie sądzisz chyba, że w takiej chwili mogłem ją wypytywać omiłosne przygody - żachnął się Makowiecki.- Przecież.Pawelec uspokoił go ruchem ręki.- Rozumiem, rozumiem.Jasne.Nie denerwuj się.O takich sprawach najlepiej pogadać z przyjaciółkami.Comyślisz o tej dziennikarce z telewizji?- Pierwsza klasa.Zliczna dziewczyna.Szałowa.- Jak się nazywa?- Joanna Stawiska.- Więc która ci się lepiej podoba? Karolina czy Joanna?Decyduj się.- Chcesz mnie swatać?- Nie, ale chcę wiedzieć, która ci się bardziej podoba?Makowiecki zmarszczył brwi.- Bo ja wiem.Każda jest w swoim rodzaju.Karolina todojrzała, doświadczona kobieta, pewnie już po czterdziestce, aJoanna to młoda dziewczyna, pełna temperamentu.chociaż itamtej temperamentu chyba nie brakuje.- Czyli osiołkowi w żłobach dano. - uśmiechnął sięPawelec.- Wiesz co? Miałbym ochotę porozmawiać z tąmłodszą o tej starszej.- A może naszkicowalibyśmy sobie jakiś plan działania? -zaproponował Makowiecki.Sierżant pokiwał głową.- Myśl godna pochwały.Przecież żyjemy w epoce planowania.Bez planu ani rusz.Najprzód opracujemy plan, a potem zokazji jakiejś rocznicy ten plan przekroczymy i otrzymamypremię.Przepisowo.Ale żarty na bok.Więc tak.Wydaje misię, że w obecnej chwili mamy parę konkretnych spraw dozałatwienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Po-wiedział:- Halo? - potem: - Tak jest, towarzyszu pułkowniku - i położyłsłuchawkę na widełkach.- Szef chce z tobą mówić.- Ze mną? - zdziwił się sierżant.- Czego chce?- Nie wiem.Może pragnie cię poczęstować koniakiem?- Akurat.- - Pawelec podniósł się z krzesła i powolnymkrokiem wyszedł z pokoju.Pułkownik nie poczęstował go koniakiem ani nawet kawą.Wskazał krzesło, stojące przed biurkiem, i powiedział:- Siadajcie.Zapewne już was zawiadomił Makowiecki, że wedwóch zajmiecie się sprawą tego morderstwa.- Tak.Właśnie przed chwilą.- Chcę dać szanse temu młodemu człowiekowi - mówiłJagodziński - i zdecydowałem się powierzyć mu tę sprawę.Orientuję się oczywiście, że brak mu doświadczenia, dlategochciałem was prosić, żebyście się trochę nim zaopiekowali.Dyskretnie.Niech działa, niech się wykaże.Niech mu się zdaje,że samodzielnie prowadzi śledztwo.- Na pewno nie stanę mu na drodze do sławy - uśmiechnąłsię Pawelec.- Lubię chłopaka i dobrze mu życzę.Czy panprzypuszcza, panie pułkowniku, że to nie Konorskizamordował wujaszka?Jagodziński wzruszył ramionami.- Nie wiem.W tej chwili wszystko wskazuje na to, żeKonorski, ale.Różnym ludziom mogło zależeć na zlikwido-waniu tego Australijczyka.Trzeba to dokładnie przeanalizować.Sierżant pokiwał głową.- Tak jest.Ano.dobra.Zabierzemy się z Jureczkiem doroboty i uwidim.- No i co? - spytał Makowiecki, kiedy Pawelec wrócił doswojego pokoju.- Jestem pewien, że szef cię prosił o opiekęnade mną.Sierżant mruknął coś niewyraznie i z ogromnym zain-teresowaniem zaczął przeglądać swoje papiery.- Uważacie, że potrzebuję niańki? Mów śmiało, Waleriana.Nie krępuj się.- Niańki, nie niańki - powiedział Pawelec, wsuwając papierydo szuflady - ale co dwie głowy, to nie jedna.Ty masz wyższewykształcenie, nafaszerowałeś się książkami, a ja znowu to iowo już w życiu widziałem.Myślę, że możesz mnie przypuścićdo spółki.yle na tym nie wyjdziesz.- Spółka z nieograniczonym zaufaniem - uśmiechnął sięMakowiecki.- No, dobra.niech będzie spółka.Więc coproponuje mój doradca?Pawelec wstał, podszedł do młodszego kolegi i poklepał go poplecach.- Lubię cię, Jureczku.To fakt.Fajny z ciebie kumpel.Szefuńcio powinien być zadowolony z naszej spółki.Zresztą nieświęci garnki lepią.Na początek proponuję, żebyś miopowiedział całą historyjkę.Mnie tam przecież nie było.- Napisałem raport.Możesz sobie przeczytać.Sierżant machnął ręką.- E, co tam te wszystkie raporty.Dla mnie grunt to żywesłowo.- No, dobra - zgodził się Makowiecki i streścił wynikiwstępnego dochodzenia.Pawelec wysłuchał uważnie, pokiwałgłową i powiedział:- Rąbnął go czymś ciężkim w ciemię.Denat był wysokimmężczyzną?- Bardzo.Prawie metr dziewięćdziesiąt.- Czyli, że morderca musiał być jeszcze wyższy, jeżeli uderzyłz góry.- Nie.Nie musiał być wyższy.Pierwszy cios został zadany wczoło, a kiedy tamten się pochylił, morderca poprawił go wciemię.Zresztą już to pierwsze uderzenie było śmiertelne.Takprzynajmniej twierdzi lekarz.- Znalezliście narzędzie zbrodni?- Nie.Nie znalezliśmy nic takiego, co by pasowało.- Czym go rąbnął? Jak ci się zdaje?Makowiecki wzruszył ramionami.- Trudno powiedzieć.Mnie to wygląda na jakiś żelazny łom.Lekarz także tak przypuszcza.Obrażenia zostały zadane z dużąsiłą, ale ślady wskazują na to, że narzędzie było raczej wąskie.- Dobrzeście szukali?- Bardzo starannie.Przetrząsnęliśmy cały dom, a nawetokoliczne krzaki.- I nic?- I nic.- Czas na śniadanie - powiedział nagle Pawelec.Wyjął zbiurka parę bułek, kawał rzeszowskiej kiełbasy i termos zherbatą.- Poczęstujesz się?Makowiecki potrząsnął głową- Nie, dziękuję.Nie jestem głodny.- A ja wprost przeciwnie, mam cholerny apetyt.To dobryznak.Bo to znaczy, że.- stuknął się palcem w czoło - toznaczy, że mózg jest niedokrwiony i że trzeba go wzmocnić.Kapujesz? Wysiłek myślowy wymaga zwiększonych racjiżywnościowych.To jest dowiedzione naukowo.- Sięgnął dokieszeni, wyjął z niej duży scyzoryk i zaczął go ostrzyć nawyprężonej dłoni.Następnie zabrał się do krojenia bułek ikiełbasy.Wykonywał tę czynność bardzo systematycznie i zdużą wprawą, jak przystało na starego kawalera.Makowiecki siedział milczący i zamyślony.Nawet przedsamym sobą nie chciał się przyznać, że, prawdę mówiąc, niebardzo wiedział, od czego zacząć swą detektywistycznądziałalność.Ukończył wyższe studia, przeczytał masę książek,zdał na piątki egzaminy, ale jak trzeba było to wszystkozastosować w praktyce.Zaczynał się niecierpliwić i corazbardziej niechętne spojrzenia posyłał w kierunku Waleriany,który posilał się z iście stoickim spokojem.Wreszcie sierżant zaspokoił pierwszy głód, napił się herbaty ztermosu, otarł wargi wierzchem dłoni i powiedział:- No.trochę się wzmocniłem.Nawet nie taka zła ta kiełbasa.Zdarza się gorsza.Jeżeli masz ochotę, teraz możemy pogadać omorderstwie.- Właśnie!- No więc tak.- Pawelec wyjął z pudełka jedną zapałkę,zaostrzył ją scyzorykiem i zaczął cierpliwie usuwać spomiędzyzębów resztki i rzeszowskiej kiełbasy.- No więc.powiedz mi,Jureczku, jaka to babka ta Morawska?- Bardzo fajna.Sierżant uśmiechnął się.- Jak byłem w twoim wieku to także wszystkie kobity były dlamnie fajne.Normalka.Ale nie o to mi chodzi.Chciałbymwiedzieć, jakie na tobie zrobiła wrażenie jako człowiek?- Bardzo pozytywne.Wygląda na poważną, solidną kobietę.Lekarka.Pracuje w szpitalu.- Samotna?- Tak.Właśnie miała teraz wyjść za mąż za tegoAustralijczyka.- Bogaty był facet?- Podobno milioner.Pawelec gwizdnął cicho.- Polak?- Tak, z pochodzenia Polak.- I był już w Polsce?- Trzy lata temu.Wtedy właśnie Morawska zaszła w ciążę.- Hm - Pawelec skończył dłubać w zębach i wyrzuciłwykałaczkę do kosza.- Warto by się zorientować, czy miałatutaj jakichś amantów? Nic nie wiesz na ten temat?- Nie sądzisz chyba, że w takiej chwili mogłem ją wypytywać omiłosne przygody - żachnął się Makowiecki.- Przecież.Pawelec uspokoił go ruchem ręki.- Rozumiem, rozumiem.Jasne.Nie denerwuj się.O takich sprawach najlepiej pogadać z przyjaciółkami.Comyślisz o tej dziennikarce z telewizji?- Pierwsza klasa.Zliczna dziewczyna.Szałowa.- Jak się nazywa?- Joanna Stawiska.- Więc która ci się lepiej podoba? Karolina czy Joanna?Decyduj się.- Chcesz mnie swatać?- Nie, ale chcę wiedzieć, która ci się bardziej podoba?Makowiecki zmarszczył brwi.- Bo ja wiem.Każda jest w swoim rodzaju.Karolina todojrzała, doświadczona kobieta, pewnie już po czterdziestce, aJoanna to młoda dziewczyna, pełna temperamentu.chociaż itamtej temperamentu chyba nie brakuje.- Czyli osiołkowi w żłobach dano. - uśmiechnął sięPawelec.- Wiesz co? Miałbym ochotę porozmawiać z tąmłodszą o tej starszej.- A może naszkicowalibyśmy sobie jakiś plan działania? -zaproponował Makowiecki.Sierżant pokiwał głową.- Myśl godna pochwały.Przecież żyjemy w epoce planowania.Bez planu ani rusz.Najprzód opracujemy plan, a potem zokazji jakiejś rocznicy ten plan przekroczymy i otrzymamypremię.Przepisowo.Ale żarty na bok.Więc tak.Wydaje misię, że w obecnej chwili mamy parę konkretnych spraw dozałatwienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]