[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wstała,żeby odprowadzić ich do drzwi.- Zresztą też mam do pana jedno pytanie, panie oficerze -zwróciła się do Kuzniecowa.- Słucham.- Prywatne.- Słucham.- Pan ma takie niepolskie nazwisko.Czy jest pan katolikiem?- Nie.Urodziłem się w Polsce, ale moi rodzice są Ukraińcami.Prawosławnymi.I w tejwierze mnie wychowali.Ale coś mało skutecznie, bo teraz jestem chyba ateistą.- Chciałabym, aby pan wiedział - powiedziała Emilia Wierzbicka prawie uroczyście -że nie przeszkadza mi to, że jest pan innowiercą, i że pana toleruję, tak jak naucza naszpapież, Jan Paweł II.Oleg nie bardzo wiedział, jak ma zareagować.- Dziękuję, to miło z pani strony - odparł z powagą.5.Zakręcił ciepłą wodę i usiadł na dnie brodzika.Otworzył usta i pozwalał, żebylodowata kranówa spływała mu do gardła.Smakowała obrzydliwie, ale nie chciało mu sięwychodzić do sklepu po mineralną.I tak był spłukany.We wtorek wyczyścił konto, czyliwybrał na asygnatę marne sto czterdzieści cztery złote, teraz w kieszeni zostało mu trochęponad dziesięć złotych.- Jesteś nędzarzem, Wiktorze - powiedział do siebie i roześmiał się.- Jestemnędzaaaarzemmmm - zaśpiewał, parodiując popularną niegdyś piosenkę Edyty Górniak, izaśmiał się jeszcze głośniej.Zakręcił wodę i zmarznięty wyszedł spod prysznica.Waliło potwornie.Ręcznik,którym się owinął, cuchnął wilgocią i zgnilizną, wydawał się aż śliski od tego zapachu.Zmierdziały porzucone koło wanny zafajdane ciuchy, ale najbardziej czuć było kibel.Wiktornie pamiętał, kiedy ostatnio mył muszlę, ale musiało to być przed wieloma tygodniami.Ohydny słodkawy odór zdawał się wypełzać w postaci zielonkawego dymku, jak nakreskówkach dla dzieci.Wiktor stopą spuścił deskę i w pierwszym odruchu chciał posprzątać,ale przypomniał sobie, że właśnie wyszedł spod prysznica.Trudno, zrobi to wieczorem.%7łebymieć czyste sumienie, postanowił wrzucić chociaż brudy do pralki, ale okazało się, że nie maproszku.- Siła wyższa - westchnął - trzeba będzie odłożyć sprzątanie na jutro.W pokoju było niewiele lepiej.Rozejrzał się po zapuszczonym pomieszczeniu, jakbynie należało do niego.To niemożliwe, żeby tu mieszkał.Okna były szczelnie zamknięte,jedna zasłonka urwana do połowy, wykładzina pełna plam po bliżej niezidentyfikowanychpłynach, koło łóżka ozdobiona łatwo rozpoznawalnym plackiem zaschłych wymiocin,zastawiony butelkami (gdzie szklanki?) stół cały lepił się od czegoś, co zostało rozlane przedwiekami i przypominało następną warstwę politury.Najgorzej wyglądało łóżko zeskotłowaną, brunatną miejscami pościelą.Czy to możliwe, żeby robił pod siebie? Podszedł dołóżka, lawirując między plamami, i podniósł dwoma palcami leżącą na podłodze książkę.-Chodz, malutka, przynajmniej ciebie ocalimy - wyszeptał.Okazało się, że czytał Ziemiejałowe Kinga.Mimo to przez następne pięć godzin sprzątał.Otworzył okno, wywalił szkło,wszystkie brudy wrzucił do starej poszewki, umył meble, wyczyścił wykładzinę, myśląc, żetaki odkurzacz musi być trochę wart i w razie czego można go sprzedać, poprawił nawetzasłonkę.Zawiązał sobie twarz starym Tshirtem i walcząc z odruchem wymiotnym, umyłkibel.Pod koniec był tak brudny, że znów musiał wziąć prysznic.Dwukrotnie.Teraz siedział goły na krześle i płakał.Płakał i rysował palcem w powietrzu kształty,których brakowało.Najpierw sprzęty - biały, klasyczny fotel z Ikei, który kupił dla Weroniki -w rogu obok okna.Wysoka stojąca lampa z białym abażurem, którą włączało się nogą -pomiędzy oknem i fotelem.Wielkie pudło z drewnianymi klockami, które nie zmieściło się wmikroskopijnym pokoju Matyldy - obok drzwi.Plastikowa zabawkowa kuchenka wniemiłosiernie jaskrawych żółciach i różach - obok pudła.Potem osoby.Weronika siedzi w fotelu, czyta książkę, jedną nogę ma podwiniętą,drugą kiwa w powietrzu.Obok fotela paruje kubek z herbatą. Czy mi się wydawało, czymówiłeś, że chcesz zrobić sobie kolację - mówi, nie podnosząc głowy.- Jakbyś robił, to zrób imi kanapkę. Ja ci zrobię! - krzyczy Matylda, wstaje od swojej kuchenki i biegnie, trzymając wręku pusty żółty talerzyk. Taka kanapka, jak lubisz, z serkiem pysznym z szynką - mówi.Weronika udaje, że zajada się kanapką, i odzywa się z pełnymi ustami: Daj też tatusiowi, boon to chyba dzisiaj nie zamierza jeść.Niewyrazny kształt Matyldy biegnie do kuchenki i wraca zaaferowany z talerzem idwoma kubkami. Proszę, dla tatusia pysznościowa kanapka z salami i piwo z pianką.Dzieci nie mogąpić piwa, prawda? Tato, ale zrobiłam sobie herbatkę, taką wspaniałą malinkową zprawdziwymi owocami.Chcesz spróbować?- Hmm, jaka dobra - mówi Wiktor na głos, kuląc się na krześle, łzy płyną jedna zadrugą.- A może chcesz spróbować mojego piwka? Głupi tata, przecież dzieci nie piją piwa.Chyba go zleję, co, mamo? Zlej, zlej, przyda mu się porządne lanie.Kształt wspina mu się na kolana i bije go pięścią w głowę.Wiktor wykonuje ruchramionami, jakby chciał ten kształt przytulić, ale obejmuje siebie.Kiwa się jeszcze chwilę nakrześle, w końcu wstaje gwałtownie i podchodzi do telefonu.Koniec z takim życiem, myśli,trzeba się wziąć w garść i wrócić do świata żywych.Teraz, zaraz, natychmiast.Już.Wykręcił numer do Tomka, swojego najlepszego przyjaciela i ważnego redaktora w Kurierze , największej stołecznej gazecie.- Cześć, tu Wiktor, możesz mówić?- Jasne, gdzie jesteś?- Chwilowo tak jakby na górze.Ale nie wiem, jak długo to potrwa.Pomożesz mi?Czuję, że teraz się uda.Po drugiej stronie linii cisza.Tomek się zastanawia.Wiktor się poci.O czym terazTomek myśli? Może przypomina sobie, ile już razy wcześniej odbywał taką rozmowę.Możemyśli, czy to w ogóle ma sens.Może myśli, czy ta przyjazń nie kosztuje go zbyt wiele.Wiktor nie wytrzymuje.- Miałem przesilenie - mówi cicho.- Naprawdę.Kiedyś, kiedy o tym mówiłem, niemiałem takiego przekonania, ale teraz jest inaczej.Czuję całym sobą, że teraz albo nigdy.Błagam, ostatni raz.Jak się uda, to wszystko będzie dobrze.Jak się nie uda, przegram tak, żejuż nigdy mnie nie zobaczysz.Spokojny głos przyjaciela przerwał jego wynurzenia.- Przestań dramatyzować.Nie dam ci na razie żadnego normalnego tekstu, bo niewiem, w jakim jesteś stanie i czy można cię posłać do ludzi.Napisz mi cokolwiek naponiedziałek.Jak będzie OK, a ty będziesz w stanie odbierać telefony, pogadamy dalej.- Chryste, nie wiem, jak ci dziękować.- Nie mów do mnie Chryste , bezbożniku.O wczorajszą rozmowę mam nie pytać?- Tak jakby.- Dobra, czekam do poniedziałku.- I jeszcze jedno, jest taka sprawa.-.że przeleję ci dwie stówy na twoje konto.Nie ma problemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Wstała,żeby odprowadzić ich do drzwi.- Zresztą też mam do pana jedno pytanie, panie oficerze -zwróciła się do Kuzniecowa.- Słucham.- Prywatne.- Słucham.- Pan ma takie niepolskie nazwisko.Czy jest pan katolikiem?- Nie.Urodziłem się w Polsce, ale moi rodzice są Ukraińcami.Prawosławnymi.I w tejwierze mnie wychowali.Ale coś mało skutecznie, bo teraz jestem chyba ateistą.- Chciałabym, aby pan wiedział - powiedziała Emilia Wierzbicka prawie uroczyście -że nie przeszkadza mi to, że jest pan innowiercą, i że pana toleruję, tak jak naucza naszpapież, Jan Paweł II.Oleg nie bardzo wiedział, jak ma zareagować.- Dziękuję, to miło z pani strony - odparł z powagą.5.Zakręcił ciepłą wodę i usiadł na dnie brodzika.Otworzył usta i pozwalał, żebylodowata kranówa spływała mu do gardła.Smakowała obrzydliwie, ale nie chciało mu sięwychodzić do sklepu po mineralną.I tak był spłukany.We wtorek wyczyścił konto, czyliwybrał na asygnatę marne sto czterdzieści cztery złote, teraz w kieszeni zostało mu trochęponad dziesięć złotych.- Jesteś nędzarzem, Wiktorze - powiedział do siebie i roześmiał się.- Jestemnędzaaaarzemmmm - zaśpiewał, parodiując popularną niegdyś piosenkę Edyty Górniak, izaśmiał się jeszcze głośniej.Zakręcił wodę i zmarznięty wyszedł spod prysznica.Waliło potwornie.Ręcznik,którym się owinął, cuchnął wilgocią i zgnilizną, wydawał się aż śliski od tego zapachu.Zmierdziały porzucone koło wanny zafajdane ciuchy, ale najbardziej czuć było kibel.Wiktornie pamiętał, kiedy ostatnio mył muszlę, ale musiało to być przed wieloma tygodniami.Ohydny słodkawy odór zdawał się wypełzać w postaci zielonkawego dymku, jak nakreskówkach dla dzieci.Wiktor stopą spuścił deskę i w pierwszym odruchu chciał posprzątać,ale przypomniał sobie, że właśnie wyszedł spod prysznica.Trudno, zrobi to wieczorem.%7łebymieć czyste sumienie, postanowił wrzucić chociaż brudy do pralki, ale okazało się, że nie maproszku.- Siła wyższa - westchnął - trzeba będzie odłożyć sprzątanie na jutro.W pokoju było niewiele lepiej.Rozejrzał się po zapuszczonym pomieszczeniu, jakbynie należało do niego.To niemożliwe, żeby tu mieszkał.Okna były szczelnie zamknięte,jedna zasłonka urwana do połowy, wykładzina pełna plam po bliżej niezidentyfikowanychpłynach, koło łóżka ozdobiona łatwo rozpoznawalnym plackiem zaschłych wymiocin,zastawiony butelkami (gdzie szklanki?) stół cały lepił się od czegoś, co zostało rozlane przedwiekami i przypominało następną warstwę politury.Najgorzej wyglądało łóżko zeskotłowaną, brunatną miejscami pościelą.Czy to możliwe, żeby robił pod siebie? Podszedł dołóżka, lawirując między plamami, i podniósł dwoma palcami leżącą na podłodze książkę.-Chodz, malutka, przynajmniej ciebie ocalimy - wyszeptał.Okazało się, że czytał Ziemiejałowe Kinga.Mimo to przez następne pięć godzin sprzątał.Otworzył okno, wywalił szkło,wszystkie brudy wrzucił do starej poszewki, umył meble, wyczyścił wykładzinę, myśląc, żetaki odkurzacz musi być trochę wart i w razie czego można go sprzedać, poprawił nawetzasłonkę.Zawiązał sobie twarz starym Tshirtem i walcząc z odruchem wymiotnym, umyłkibel.Pod koniec był tak brudny, że znów musiał wziąć prysznic.Dwukrotnie.Teraz siedział goły na krześle i płakał.Płakał i rysował palcem w powietrzu kształty,których brakowało.Najpierw sprzęty - biały, klasyczny fotel z Ikei, który kupił dla Weroniki -w rogu obok okna.Wysoka stojąca lampa z białym abażurem, którą włączało się nogą -pomiędzy oknem i fotelem.Wielkie pudło z drewnianymi klockami, które nie zmieściło się wmikroskopijnym pokoju Matyldy - obok drzwi.Plastikowa zabawkowa kuchenka wniemiłosiernie jaskrawych żółciach i różach - obok pudła.Potem osoby.Weronika siedzi w fotelu, czyta książkę, jedną nogę ma podwiniętą,drugą kiwa w powietrzu.Obok fotela paruje kubek z herbatą. Czy mi się wydawało, czymówiłeś, że chcesz zrobić sobie kolację - mówi, nie podnosząc głowy.- Jakbyś robił, to zrób imi kanapkę. Ja ci zrobię! - krzyczy Matylda, wstaje od swojej kuchenki i biegnie, trzymając wręku pusty żółty talerzyk. Taka kanapka, jak lubisz, z serkiem pysznym z szynką - mówi.Weronika udaje, że zajada się kanapką, i odzywa się z pełnymi ustami: Daj też tatusiowi, boon to chyba dzisiaj nie zamierza jeść.Niewyrazny kształt Matyldy biegnie do kuchenki i wraca zaaferowany z talerzem idwoma kubkami. Proszę, dla tatusia pysznościowa kanapka z salami i piwo z pianką.Dzieci nie mogąpić piwa, prawda? Tato, ale zrobiłam sobie herbatkę, taką wspaniałą malinkową zprawdziwymi owocami.Chcesz spróbować?- Hmm, jaka dobra - mówi Wiktor na głos, kuląc się na krześle, łzy płyną jedna zadrugą.- A może chcesz spróbować mojego piwka? Głupi tata, przecież dzieci nie piją piwa.Chyba go zleję, co, mamo? Zlej, zlej, przyda mu się porządne lanie.Kształt wspina mu się na kolana i bije go pięścią w głowę.Wiktor wykonuje ruchramionami, jakby chciał ten kształt przytulić, ale obejmuje siebie.Kiwa się jeszcze chwilę nakrześle, w końcu wstaje gwałtownie i podchodzi do telefonu.Koniec z takim życiem, myśli,trzeba się wziąć w garść i wrócić do świata żywych.Teraz, zaraz, natychmiast.Już.Wykręcił numer do Tomka, swojego najlepszego przyjaciela i ważnego redaktora w Kurierze , największej stołecznej gazecie.- Cześć, tu Wiktor, możesz mówić?- Jasne, gdzie jesteś?- Chwilowo tak jakby na górze.Ale nie wiem, jak długo to potrwa.Pomożesz mi?Czuję, że teraz się uda.Po drugiej stronie linii cisza.Tomek się zastanawia.Wiktor się poci.O czym terazTomek myśli? Może przypomina sobie, ile już razy wcześniej odbywał taką rozmowę.Możemyśli, czy to w ogóle ma sens.Może myśli, czy ta przyjazń nie kosztuje go zbyt wiele.Wiktor nie wytrzymuje.- Miałem przesilenie - mówi cicho.- Naprawdę.Kiedyś, kiedy o tym mówiłem, niemiałem takiego przekonania, ale teraz jest inaczej.Czuję całym sobą, że teraz albo nigdy.Błagam, ostatni raz.Jak się uda, to wszystko będzie dobrze.Jak się nie uda, przegram tak, żejuż nigdy mnie nie zobaczysz.Spokojny głos przyjaciela przerwał jego wynurzenia.- Przestań dramatyzować.Nie dam ci na razie żadnego normalnego tekstu, bo niewiem, w jakim jesteś stanie i czy można cię posłać do ludzi.Napisz mi cokolwiek naponiedziałek.Jak będzie OK, a ty będziesz w stanie odbierać telefony, pogadamy dalej.- Chryste, nie wiem, jak ci dziękować.- Nie mów do mnie Chryste , bezbożniku.O wczorajszą rozmowę mam nie pytać?- Tak jakby.- Dobra, czekam do poniedziałku.- I jeszcze jedno, jest taka sprawa.-.że przeleję ci dwie stówy na twoje konto.Nie ma problemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]