[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwietnie pracowała.Niesłyszałam o żadnych przykrościach.Przeciwnie.Miała zostać przedstawiona do odznaczenia.- Więc była zadowolona z pracy? Chwila wahania.- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale chyba nie.Odnosiłam wrażenie, że ciągłeredagowanie cudzych tekstów zaczynało ją nużyć.- A nie próbowała sama pisać?- Skąd pan wie? Pisała do pana w tej sprawie?- Nie.Nie korespondowaliśmy ze sobą.Kiedyś, bardzo dawno, dała mi to dozrozumienia, ale zupełnie ogólnikowo.Nie była skłonna do zwierzeń.- Tak.Ma pan rację.Miała dosyć skryte usposobienie, mimo to kiedyś, w chwiliszczerości.- Zwierzyła się pani ze swoich planów literackich?- To było powiedziane ot, tak sobie, bez żadnych konkretnych.Pamiętam, że byłaniedziela.Olga przyszła do mnie na herbatę.Piłyśmy także i koniak, który dostałam wprezencie od autora.Po paru kieliszkach powiedziała, że już jej zbrzydło poprawianie błędówgramatycznych i konstrukcyjnych i że sama chciałaby napisać współczesną powieść.- Ciekawe.A co to miało być?- Historia o młodej romantycznej dziewczynie zagubionej we współczesności,walczącej z obcym, niezrozumiałym dla niej światem.- Czy przystąpiła do realizacji tego planu?- Nic mi o tym nie wiadomo.Już więcej nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać.Wszelkie próby nawiązania do tamtej rozmowy zbywała żartem.Wie pan, w naszymzawodzie to są bardzo trudne sprawy.Tyle mamy do czynienia z cudzymi niedobrzenapisanymi tekstami, tak często musimy te teksty poddawać wnikliwej krytyce,dyskwalifikować, odrzucać, że potem człowiek nie ma odwagi pisać.Zbyt szczegółowopoznajemy od kuchni pracę literacką.Rezultat jest taki, że każdy własny tekst wydaje się doniczego.Ja sama kiedyś chciałam pisać i zrezygnowałam.Można być albo redaktorem, alboliteratem.- To ciekawe, co pani mówi.Nigdy się nad tymi sprawami nie zastanawiałem.Proszęmi powiedzieć, czy Olga, poza panią, miała jakichś serdecznych, zaufanych przyjaciół?- Chyba nie.To była dziewczyna, która nie tak łatwo zawierała przyjaznie.Nieufnie,z dużą rezerwą podchodziła do ludzi.- Jeśli pani pozwoli, to chciałbym jeszcze o coś zapytać.- Ależ oczywiście, bardzo proszę.- Czy słyszała pani nazwisko Siemantowicz, Feliks Siemantowicz?Zmarszczyła brwi i potarła dłonią czoło.- Zaraz, zaraz.chwileczkę.Siemantowicz.Siemantowicz.czy to nie będzie tennauczyciel Olgi? Zdaje mi się, że tak się właśnie nazywa.- Nauczyciel?- Tak.Olga często wspominała swojego ukochanego polonistę, jeszcze ze szkolnychczasów.Chyba Siemantowicz.Zawsze mówiła, że bardzo dużo mu zawdzięcza, że dziękiniemu polubiła gramatykę i nauczyła się pisać po polsku.Podobno wszystkie pensjonarki sięw nim podkochiwały.Wie pan, jak to bywa.Tak się jakoś składa, że najczęściej polonistęobdarzają dziewczęta żywszymi uczuciami.- Może dlatego, że polonista reprezentuje między innymi romantyczną poezję -uśmiechnął się Wrończak.- Możliwe.- Czy pani poznała osobiście profesora Siemantowicza?- Nie.Słyszałam tylko o nim od Olgi.- A gdzie go można znalezć?.- Zupełnie się nie orientuję.Chciałby się pan z nim zobaczyć?- Tak.- Myśli pan, że dowie się od niego czegoś interesującego?- Nie wiem.Może.- Czy w ogóle mają sens te wszystkie rozmowy? Nic już nie możemy zmienić, nic niewróci życia biednej Oldze.- Chyba pani ma rację - przyznał Wrończak - ale.Rozejrzała się dokoła, jakbychciała sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje, przysunęła krzesło bliżej fotela; na którymsiedział jej gość, i zniżyła tajemniczo głos.- Powiem panu coś w zaufaniu.Ja nie wierzę, żeby to było samobójstwo.A-bso-lut-nie nie wierzę - podkreśliła.- I wydaje mi się, że milicja także nie.Przyjrzał jej się uważnie.- Jakiego typu książki pani redaguje? - spytał.- Przeważnie kryminały.W komendzie czekał już na Wrończaka Górniak.- Masz dla mnie coś ciekawego?- Chyba cię to zainteresuje.Mamy trochę materiału dotyczącego tego Siemantowiczaz Koszalina.- Dawaj! - zawołał podekscytowany Wrończak.Po chwili czytał przysłaną dalekopisem notatkę: Feliks Siemantowicz.Polonista,około sześćdziesiątki.Przez wiele lat wykładał w liceach w Warszawie.Zaczął pić.Parokrotnie skompromitował się wobec młodzieży.Został przeniesiony do Bydgoszczy,następnie do Koszalina.Ostatnio uległ wypadkowi samochodowemu i otrzymał rentęinwalidzką.Obecnie nie uczy w szkole.Dorabia sobie prywatnymi lekcjami.Zna języki obce:francuski, angielski, niemiecki.Pije w dalszym ciągu.- Czego ty właściwie chcesz od tego staruszka? - spytał Górniak.Wrończak podrapał się za uchem.- Dokładnie nie wiem.Być może, że wezmę od niego parę lekcji stylistyki.- Masz zamiar zostać literatem?- Kto wie? Jak mi się znudzą te wszystkie śledztwa, to może zacznę pisać kryminały.Materiału nie brak, trzeba tylko nabrać trochę wprawy.Ale wracajmy do naszych spraw.Przesłuchiwałeś jeszcze Palkosza?Górniak skrzywił się niechętnie.- Przesłuchiwałem.%7ładnych rewelacji.W kółko powtarza to samo.- Jeżeli od niego niczego nie można się dowiedzieć, to trzeba się rozejrzeć w jegootoczeniu.Musi przecież mieć jakąś przyjaciółkę.- Ma.Nie zaprzecza.Podał mi nawet nazwisko.Ludmiła Miękusz.- Ludmiła Miękusz - powtórzył Wrończak.- Bardzo efektowne nazwisko.Warto bybyło pogawędzić z tą panią.- To nie takie proste.Zniknęła bez śladu.Nawet Palkosz nie wie, gdzie jej szukać.- Jak byś się zapatrywał na to, żeby wytropić Ludmiłę Miękusz?Górniak nie wyglądał na zachwyconego tą propozycją.- Mogę spróbować, ale za rezultat nie ręczę.To chyba nie będzie łatwe.Wydaje misię, że ta dziewica dołoży wszelkich starań, żeby się ze mną nie spotkać.Rozdział VWracał zupełnie wyczerpany nerwowo.To było bardzo ciężkie przeżycie.Uciekał,uciekał jak przestępca.Był szczęśliwy, że to się wreszcie skończyło, że nie musi już kłamać,grać komedii.Matka nieustannie pytała go o Annę.Nie mogła zrozumieć, dlaczego nieprzyjechali razem.Stale wracała do tego tematu.Musiał na poczekaniu wymyślać jakieśhistorie, że Anna wyjechała służbowo, że nie będzie jej w domu kilka tygodni, że dokładnienie wie, kiedy wróci itd., itd.Nie mógł przecież powiedzieć prawdy.Nie miał odwagi.Wgłębi podświadomości kryła się nadzieja, że jednak jakoś się to wszystko wyjaśni. Nie skażąjej - powtarzał sobie wielokrotnie.- Nie mogą jej skazać.Chyba by oszalał, gdyby Ania.Wtedy musiałby powiedzieć wszystkim: matce, teściowej, wszystkim.Takiej rzeczy niemożna ukrywać w nieskończoność.Ludzie zaczną mówić.Jeżeli on nie powie, to innipowiedzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zwietnie pracowała.Niesłyszałam o żadnych przykrościach.Przeciwnie.Miała zostać przedstawiona do odznaczenia.- Więc była zadowolona z pracy? Chwila wahania.- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale chyba nie.Odnosiłam wrażenie, że ciągłeredagowanie cudzych tekstów zaczynało ją nużyć.- A nie próbowała sama pisać?- Skąd pan wie? Pisała do pana w tej sprawie?- Nie.Nie korespondowaliśmy ze sobą.Kiedyś, bardzo dawno, dała mi to dozrozumienia, ale zupełnie ogólnikowo.Nie była skłonna do zwierzeń.- Tak.Ma pan rację.Miała dosyć skryte usposobienie, mimo to kiedyś, w chwiliszczerości.- Zwierzyła się pani ze swoich planów literackich?- To było powiedziane ot, tak sobie, bez żadnych konkretnych.Pamiętam, że byłaniedziela.Olga przyszła do mnie na herbatę.Piłyśmy także i koniak, który dostałam wprezencie od autora.Po paru kieliszkach powiedziała, że już jej zbrzydło poprawianie błędówgramatycznych i konstrukcyjnych i że sama chciałaby napisać współczesną powieść.- Ciekawe.A co to miało być?- Historia o młodej romantycznej dziewczynie zagubionej we współczesności,walczącej z obcym, niezrozumiałym dla niej światem.- Czy przystąpiła do realizacji tego planu?- Nic mi o tym nie wiadomo.Już więcej nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać.Wszelkie próby nawiązania do tamtej rozmowy zbywała żartem.Wie pan, w naszymzawodzie to są bardzo trudne sprawy.Tyle mamy do czynienia z cudzymi niedobrzenapisanymi tekstami, tak często musimy te teksty poddawać wnikliwej krytyce,dyskwalifikować, odrzucać, że potem człowiek nie ma odwagi pisać.Zbyt szczegółowopoznajemy od kuchni pracę literacką.Rezultat jest taki, że każdy własny tekst wydaje się doniczego.Ja sama kiedyś chciałam pisać i zrezygnowałam.Można być albo redaktorem, alboliteratem.- To ciekawe, co pani mówi.Nigdy się nad tymi sprawami nie zastanawiałem.Proszęmi powiedzieć, czy Olga, poza panią, miała jakichś serdecznych, zaufanych przyjaciół?- Chyba nie.To była dziewczyna, która nie tak łatwo zawierała przyjaznie.Nieufnie,z dużą rezerwą podchodziła do ludzi.- Jeśli pani pozwoli, to chciałbym jeszcze o coś zapytać.- Ależ oczywiście, bardzo proszę.- Czy słyszała pani nazwisko Siemantowicz, Feliks Siemantowicz?Zmarszczyła brwi i potarła dłonią czoło.- Zaraz, zaraz.chwileczkę.Siemantowicz.Siemantowicz.czy to nie będzie tennauczyciel Olgi? Zdaje mi się, że tak się właśnie nazywa.- Nauczyciel?- Tak.Olga często wspominała swojego ukochanego polonistę, jeszcze ze szkolnychczasów.Chyba Siemantowicz.Zawsze mówiła, że bardzo dużo mu zawdzięcza, że dziękiniemu polubiła gramatykę i nauczyła się pisać po polsku.Podobno wszystkie pensjonarki sięw nim podkochiwały.Wie pan, jak to bywa.Tak się jakoś składa, że najczęściej polonistęobdarzają dziewczęta żywszymi uczuciami.- Może dlatego, że polonista reprezentuje między innymi romantyczną poezję -uśmiechnął się Wrończak.- Możliwe.- Czy pani poznała osobiście profesora Siemantowicza?- Nie.Słyszałam tylko o nim od Olgi.- A gdzie go można znalezć?.- Zupełnie się nie orientuję.Chciałby się pan z nim zobaczyć?- Tak.- Myśli pan, że dowie się od niego czegoś interesującego?- Nie wiem.Może.- Czy w ogóle mają sens te wszystkie rozmowy? Nic już nie możemy zmienić, nic niewróci życia biednej Oldze.- Chyba pani ma rację - przyznał Wrończak - ale.Rozejrzała się dokoła, jakbychciała sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje, przysunęła krzesło bliżej fotela; na którymsiedział jej gość, i zniżyła tajemniczo głos.- Powiem panu coś w zaufaniu.Ja nie wierzę, żeby to było samobójstwo.A-bso-lut-nie nie wierzę - podkreśliła.- I wydaje mi się, że milicja także nie.Przyjrzał jej się uważnie.- Jakiego typu książki pani redaguje? - spytał.- Przeważnie kryminały.W komendzie czekał już na Wrończaka Górniak.- Masz dla mnie coś ciekawego?- Chyba cię to zainteresuje.Mamy trochę materiału dotyczącego tego Siemantowiczaz Koszalina.- Dawaj! - zawołał podekscytowany Wrończak.Po chwili czytał przysłaną dalekopisem notatkę: Feliks Siemantowicz.Polonista,około sześćdziesiątki.Przez wiele lat wykładał w liceach w Warszawie.Zaczął pić.Parokrotnie skompromitował się wobec młodzieży.Został przeniesiony do Bydgoszczy,następnie do Koszalina.Ostatnio uległ wypadkowi samochodowemu i otrzymał rentęinwalidzką.Obecnie nie uczy w szkole.Dorabia sobie prywatnymi lekcjami.Zna języki obce:francuski, angielski, niemiecki.Pije w dalszym ciągu.- Czego ty właściwie chcesz od tego staruszka? - spytał Górniak.Wrończak podrapał się za uchem.- Dokładnie nie wiem.Być może, że wezmę od niego parę lekcji stylistyki.- Masz zamiar zostać literatem?- Kto wie? Jak mi się znudzą te wszystkie śledztwa, to może zacznę pisać kryminały.Materiału nie brak, trzeba tylko nabrać trochę wprawy.Ale wracajmy do naszych spraw.Przesłuchiwałeś jeszcze Palkosza?Górniak skrzywił się niechętnie.- Przesłuchiwałem.%7ładnych rewelacji.W kółko powtarza to samo.- Jeżeli od niego niczego nie można się dowiedzieć, to trzeba się rozejrzeć w jegootoczeniu.Musi przecież mieć jakąś przyjaciółkę.- Ma.Nie zaprzecza.Podał mi nawet nazwisko.Ludmiła Miękusz.- Ludmiła Miękusz - powtórzył Wrończak.- Bardzo efektowne nazwisko.Warto bybyło pogawędzić z tą panią.- To nie takie proste.Zniknęła bez śladu.Nawet Palkosz nie wie, gdzie jej szukać.- Jak byś się zapatrywał na to, żeby wytropić Ludmiłę Miękusz?Górniak nie wyglądał na zachwyconego tą propozycją.- Mogę spróbować, ale za rezultat nie ręczę.To chyba nie będzie łatwe.Wydaje misię, że ta dziewica dołoży wszelkich starań, żeby się ze mną nie spotkać.Rozdział VWracał zupełnie wyczerpany nerwowo.To było bardzo ciężkie przeżycie.Uciekał,uciekał jak przestępca.Był szczęśliwy, że to się wreszcie skończyło, że nie musi już kłamać,grać komedii.Matka nieustannie pytała go o Annę.Nie mogła zrozumieć, dlaczego nieprzyjechali razem.Stale wracała do tego tematu.Musiał na poczekaniu wymyślać jakieśhistorie, że Anna wyjechała służbowo, że nie będzie jej w domu kilka tygodni, że dokładnienie wie, kiedy wróci itd., itd.Nie mógł przecież powiedzieć prawdy.Nie miał odwagi.Wgłębi podświadomości kryła się nadzieja, że jednak jakoś się to wszystko wyjaśni. Nie skażąjej - powtarzał sobie wielokrotnie.- Nie mogą jej skazać.Chyba by oszalał, gdyby Ania.Wtedy musiałby powiedzieć wszystkim: matce, teściowej, wszystkim.Takiej rzeczy niemożna ukrywać w nieskończoność.Ludzie zaczną mówić.Jeżeli on nie powie, to innipowiedzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]