[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero gdy mogła sądzić, że nasycił swój głód, począł sprytnie,zmierzając do celu: Więc powiadasz, że twój małżonek dziś nie powróci, gdyż poszukuje jakiegośwariata? Tak! posłyszał odpowiedz Uciekł jakiś obłąkany, na którym mu bardzo zależy! Któż to taki? Nie pytałam o nazwisko! odrzekła zupełnie szczerze. Wiesz, że mało mnieobchodzą sprawy Wilhelma! Podobno młody człowiek z dobrej rodziny, ale niebezpiecznyszaleniec! Rzuca się na ludzi i różnych narobić jest w stanie nieszczęść.Dlatego Wilhelmzaalarmował całą policję i wraz z wywiadowcami go tropi. Aha! bąknął, uśmiechając się w duchu na myśl, jak przeciągnęłaby się twarzromantycznej doktorowej, gdyby dowiedziała się, że ten niebezpieczny szaleniec tuż koło niejsiedzi.Dotychczasowa jednak indagacja nie dała rezultatu.Nie tracił nadal nadziei. Sądzisz znów zapytał że na tych poszukiwaniach upłynie cała noc? Przymrużyła nieco oczy, robiąc filuterną minkę.Mniemała, że rzekomy Darskiniepokoi się o to, czy doktor do domu niespodziewanie nie powróci. Możesz nie żywić najlżejszej obawy! oświadczyła trochę ironicznie. Wilhelmwpadł dziś do mnie nad wieczorem, jak zwykle w piątki, ale nawet nie jadł kolacji.Doręczonomu jakiś list, zerwał się od stołu niczym oparzony i uciekł. List? Od kogo? Nie wiem! Powtarzam ci, że nie ciekawią mnie jego interesy! Przypuszczam, wsprawie tego wariata! Podarł go i wrzucił do kosza! wskazała w kierunku koszyka,znajdującego się biurkiem. A na odchodnym mi oświadczył: Nie czekaj na mnie Klaro,zapewne nie wrócę.Muszę znalezć tego gałgana za wszelką cenę i wspólnie z agentamiprzetrząsnę wszystkie podejrzane hoteliki i kryjówki.A pózniej pojadę prosto do sanatorium. Ach, tak, Klaro! wykrzyknął radośnie.Przede wszystkim dowiedział się, jak kochana doktorowa ma na imię, a nieświadomość tamocno dotychczas przeszkadzała mu w odgrywaniu roli czułego kochanka.Jednocześniedowiedział się rzeczy po stokroć ważniejszej nie zawiódł się w swej nadziei że tu podbiurkiem, w koszyku, znajdował się, wprawdzie podarty, ale list o nim! Szczątki tego listu musizdobyć koniecznie. Doskonale się składa, Klaro! szepnął.Aczkolwiek każde z nich myślało o czym innym, słowa młodego człowieka byłyznakomitą odpowiedzią na jej poprzednie wyznania.Toteż sądząc, że uspokoiła go całkowicie,iż Tretter tej nocy z powrotem w mieszkaniu się nie zjawi, jęła czule wykładać, tuląc się teraz doniego. Nic nam nie stanie na przeszkodzie! Możesz pozostać do rana, a rano, gdy dozorcabramę otworzy, wyślizgniesz się z domu! Chyba nie nęci cię powtórna podróż przez okno?Objęła go ręką za szyję, a jej usta wpiły się w jego policzek. Prawda Januszku?Domyślał się, o co nadobnej doktorowej chodzi, i po raz wtóry znalazł się w sytuacjibiblijnego cnotliwego Józefa.Ale, choć pani Klara, osoba nieco obfita w kształty i wbalzakowskim wieku, mogła być wcale jeszcze godna pożądania, a jednocześnie zemściłby się wwyrafinowany sposób nad swym oprawcą doktorem Tretterem, przypinając mu rogi, nie nęciłago podobna zemsta, jak swego czasu nie nęciły go niedwuznaczne awanse Loli.Ale zachodziła zasadnicza różnica.O ile od Loli odczepił się natychmiast, nie zważającna jej dąsy, tu musiał politykować i udawać gorącego amanta dopóty, dopóki upragniony list nieznalazłby się w jego posiadaniu. Prawda! przywtórzył, całując ją w pulchne, obnażone, a pachnące pudrem ramię. Również, stęskniłem się za tobą!W odpowiedzi na te słowa wydało mu się, że jakaś góra runęła na niego.To tęgadoktorowa porwała go w swe objęcia. Złoty, jedyny! szeptała. Tak cię pragnę całować i pieścić! A potem pogadamy oprzyszłości.Jeśli trzeba pieniędzy, zawsze gotowa jestem dopomóc. Tak.tak. szeptał przytłoczony tym woniejącym perfumami ciężarem, myślącjednocześnie, jak sprytnie wybrnąć z tej sytuacji. Namiętna pani Klara sama niechcący znalazła wyjście.Nagle wypuściła go z objęć. Pójdę do sypialni! szepnęła, powstając z tapczanu i wciąż patrząc na niegołakomymi oczami. Pojdę, żeby poprawić moją toaletę i należycie przyjąć kochanegoJanuszka! Zaczekaj, chwilę.Kiedy wszystko będzie gotowe, sama cię zawołam. Zwietnie, Klaro! odetchnął zwolniony od przytłaczającego go słodkiego żywegobalastu Tu, na ciebie zaczekam.Odeszła, posyłając mu pocałunki, w przewidywaniu oczekujących ją rozkoszy.Ale onmiał już w głowie ułożony plan.Gdy tylko znikła, niczym kot, na palcach, po cichu zbliżył się do biurka i chciwą rękęzagłębił w stojącym pod nim koszu.Pochwycił całą garść kawałków zapisanego papieru i szybkorozłożył je na stole.Tretter podarł list niemal na drobne strzępki i z trudem dawało się złożyć poszczególneczęści, a z nich pochwycić jakiś sens.Czynił to powoli i z mozołem, uspokojony dobiegającym zsypialni pluskaniem, że Klara mu w tej czynności nie przeszkodzi.Wreszcie udało mu się połączyć kilka, zapewne ostatnich fragmentów listu.Przeczytał:.wielkie.niebezpieczeństwo.trzeba.pochwycić koniecznie.Ma pieniądze.jeślizobaczy przyjaciół.Pan wie, co panu i mnie grozi.Wykr.wszystko byłoby.Dalej nic nie mógł odcyfrować, ale zupełnie wyraznie widniał podpis.Gozdawa-Gozdowski. Gozdawa-Gozdowski! mało nie wykrzyknął głośno, przypominając sobieposłyszane od Wręcza nazwisko.Więc ten, o którym mniemał, że jest ofiarą Wręcza i że należy go uprzedzić oszykującym się zamachu na jego kieszeń, sam w tej historii odgrywał znaczną rolę? Na pewnoznaczną, skoro zwracał się w tej formie do Trettera i zależało mu do tego stopnia napochwyceniu zbiega, iż zaznaczał, że jego wolność stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo.Czyż nie był to czasem ten sam człowiek o niemiłym i ostrym wyrazie twarzy, o którymwspominała panna Janeczka, a który dopomógł tajemniczej hrabinie w osadzeniu w sanatoriumwięznia? Oj, musiał się już kiedyś zetknąć z tym Gozdawą-Gozdowskim, gdyż nazwisko to, gdypo raz pierwszy wymienił je Wręcz, już wtedy wydało mu się znane. Cóż tak studiujesz kawałki podartego listu? tuż obok rozległ się śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dopiero gdy mogła sądzić, że nasycił swój głód, począł sprytnie,zmierzając do celu: Więc powiadasz, że twój małżonek dziś nie powróci, gdyż poszukuje jakiegośwariata? Tak! posłyszał odpowiedz Uciekł jakiś obłąkany, na którym mu bardzo zależy! Któż to taki? Nie pytałam o nazwisko! odrzekła zupełnie szczerze. Wiesz, że mało mnieobchodzą sprawy Wilhelma! Podobno młody człowiek z dobrej rodziny, ale niebezpiecznyszaleniec! Rzuca się na ludzi i różnych narobić jest w stanie nieszczęść.Dlatego Wilhelmzaalarmował całą policję i wraz z wywiadowcami go tropi. Aha! bąknął, uśmiechając się w duchu na myśl, jak przeciągnęłaby się twarzromantycznej doktorowej, gdyby dowiedziała się, że ten niebezpieczny szaleniec tuż koło niejsiedzi.Dotychczasowa jednak indagacja nie dała rezultatu.Nie tracił nadal nadziei. Sądzisz znów zapytał że na tych poszukiwaniach upłynie cała noc? Przymrużyła nieco oczy, robiąc filuterną minkę.Mniemała, że rzekomy Darskiniepokoi się o to, czy doktor do domu niespodziewanie nie powróci. Możesz nie żywić najlżejszej obawy! oświadczyła trochę ironicznie. Wilhelmwpadł dziś do mnie nad wieczorem, jak zwykle w piątki, ale nawet nie jadł kolacji.Doręczonomu jakiś list, zerwał się od stołu niczym oparzony i uciekł. List? Od kogo? Nie wiem! Powtarzam ci, że nie ciekawią mnie jego interesy! Przypuszczam, wsprawie tego wariata! Podarł go i wrzucił do kosza! wskazała w kierunku koszyka,znajdującego się biurkiem. A na odchodnym mi oświadczył: Nie czekaj na mnie Klaro,zapewne nie wrócę.Muszę znalezć tego gałgana za wszelką cenę i wspólnie z agentamiprzetrząsnę wszystkie podejrzane hoteliki i kryjówki.A pózniej pojadę prosto do sanatorium. Ach, tak, Klaro! wykrzyknął radośnie.Przede wszystkim dowiedział się, jak kochana doktorowa ma na imię, a nieświadomość tamocno dotychczas przeszkadzała mu w odgrywaniu roli czułego kochanka.Jednocześniedowiedział się rzeczy po stokroć ważniejszej nie zawiódł się w swej nadziei że tu podbiurkiem, w koszyku, znajdował się, wprawdzie podarty, ale list o nim! Szczątki tego listu musizdobyć koniecznie. Doskonale się składa, Klaro! szepnął.Aczkolwiek każde z nich myślało o czym innym, słowa młodego człowieka byłyznakomitą odpowiedzią na jej poprzednie wyznania.Toteż sądząc, że uspokoiła go całkowicie,iż Tretter tej nocy z powrotem w mieszkaniu się nie zjawi, jęła czule wykładać, tuląc się teraz doniego. Nic nam nie stanie na przeszkodzie! Możesz pozostać do rana, a rano, gdy dozorcabramę otworzy, wyślizgniesz się z domu! Chyba nie nęci cię powtórna podróż przez okno?Objęła go ręką za szyję, a jej usta wpiły się w jego policzek. Prawda Januszku?Domyślał się, o co nadobnej doktorowej chodzi, i po raz wtóry znalazł się w sytuacjibiblijnego cnotliwego Józefa.Ale, choć pani Klara, osoba nieco obfita w kształty i wbalzakowskim wieku, mogła być wcale jeszcze godna pożądania, a jednocześnie zemściłby się wwyrafinowany sposób nad swym oprawcą doktorem Tretterem, przypinając mu rogi, nie nęciłago podobna zemsta, jak swego czasu nie nęciły go niedwuznaczne awanse Loli.Ale zachodziła zasadnicza różnica.O ile od Loli odczepił się natychmiast, nie zważającna jej dąsy, tu musiał politykować i udawać gorącego amanta dopóty, dopóki upragniony list nieznalazłby się w jego posiadaniu. Prawda! przywtórzył, całując ją w pulchne, obnażone, a pachnące pudrem ramię. Również, stęskniłem się za tobą!W odpowiedzi na te słowa wydało mu się, że jakaś góra runęła na niego.To tęgadoktorowa porwała go w swe objęcia. Złoty, jedyny! szeptała. Tak cię pragnę całować i pieścić! A potem pogadamy oprzyszłości.Jeśli trzeba pieniędzy, zawsze gotowa jestem dopomóc. Tak.tak. szeptał przytłoczony tym woniejącym perfumami ciężarem, myślącjednocześnie, jak sprytnie wybrnąć z tej sytuacji. Namiętna pani Klara sama niechcący znalazła wyjście.Nagle wypuściła go z objęć. Pójdę do sypialni! szepnęła, powstając z tapczanu i wciąż patrząc na niegołakomymi oczami. Pojdę, żeby poprawić moją toaletę i należycie przyjąć kochanegoJanuszka! Zaczekaj, chwilę.Kiedy wszystko będzie gotowe, sama cię zawołam. Zwietnie, Klaro! odetchnął zwolniony od przytłaczającego go słodkiego żywegobalastu Tu, na ciebie zaczekam.Odeszła, posyłając mu pocałunki, w przewidywaniu oczekujących ją rozkoszy.Ale onmiał już w głowie ułożony plan.Gdy tylko znikła, niczym kot, na palcach, po cichu zbliżył się do biurka i chciwą rękęzagłębił w stojącym pod nim koszu.Pochwycił całą garść kawałków zapisanego papieru i szybkorozłożył je na stole.Tretter podarł list niemal na drobne strzępki i z trudem dawało się złożyć poszczególneczęści, a z nich pochwycić jakiś sens.Czynił to powoli i z mozołem, uspokojony dobiegającym zsypialni pluskaniem, że Klara mu w tej czynności nie przeszkodzi.Wreszcie udało mu się połączyć kilka, zapewne ostatnich fragmentów listu.Przeczytał:.wielkie.niebezpieczeństwo.trzeba.pochwycić koniecznie.Ma pieniądze.jeślizobaczy przyjaciół.Pan wie, co panu i mnie grozi.Wykr.wszystko byłoby.Dalej nic nie mógł odcyfrować, ale zupełnie wyraznie widniał podpis.Gozdawa-Gozdowski. Gozdawa-Gozdowski! mało nie wykrzyknął głośno, przypominając sobieposłyszane od Wręcza nazwisko.Więc ten, o którym mniemał, że jest ofiarą Wręcza i że należy go uprzedzić oszykującym się zamachu na jego kieszeń, sam w tej historii odgrywał znaczną rolę? Na pewnoznaczną, skoro zwracał się w tej formie do Trettera i zależało mu do tego stopnia napochwyceniu zbiega, iż zaznaczał, że jego wolność stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo.Czyż nie był to czasem ten sam człowiek o niemiłym i ostrym wyrazie twarzy, o którymwspominała panna Janeczka, a który dopomógł tajemniczej hrabinie w osadzeniu w sanatoriumwięznia? Oj, musiał się już kiedyś zetknąć z tym Gozdawą-Gozdowskim, gdyż nazwisko to, gdypo raz pierwszy wymienił je Wręcz, już wtedy wydało mu się znane. Cóż tak studiujesz kawałki podartego listu? tuż obok rozległ się śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]