[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Około południa Brodymusiał odesłać do domu drugiego robotnika, bo słaniał się na nogach.Dwóch pozostałych członków czteroosobowej brygady zajmowało się pracamiwykończeniowymi w Maryland, wobec czego Brody musiał sobie radzić sam.Ustawił ściankęgipsową oddzielającą gabinet Kate od szkolnej kuchni i wycyklinował podłogi w obu tychpomieszczeniach.Przeżył, bo nie bał się ciężkiej pracy, za to bał się swojego ojca.Może nie tyle ojca, copozostawania z nim sam na sam w niewielkim pomieszczeniu.Tymczasem z powodu przeklętej nowojorskiej grypy dwaj panowie O'Connell pozostalicałkiem sami na placu budowy.To było dla Brody'ego po prostu nie do zniesienia.Niby każdyz nich miał swoje zajęcie, nie musieli nawet na siebie patrzeć, a jednak żaden z nich nie potrafiłzapomnieć o istnieniu drugiego.Jak się rozpadną, to je poskręca drutem, ale nie wyrzuci, pomyślał Brody spoglądając nastare, setki razy naprawiane buty ojca. Jeśli ja czegoś nie potrzebuję, to i ty się bez tego obejdziesz - to była dewiza staregoO'Connella.Dewiza tak irytująca, że Brody wstrząsnął się na samo jej wspomnienie.- Wyłącz ten cholerny jazgot - zażądał Bob.- Jak można pracować przy takim łomocie!Brody się nie odezwał, ale wyłączył radio.Ojcu nigdy nie podobała się muzyka, jakiejsłuchał jego syn.Zawsze nazywał ją jazgotem.Bob mruczał coś pod nosem, dopasowując kolanko do umywalki.Właśnie dlatego Brodywłączył muzykę.Nie chciał słyszeć tego mamrotania.- Co za kretyński pomysł, żeby spaskudzić taką piękną kuchnię - marudził Bob.- Strataczasu i atłasu.Wielki mi gabinet.Chce uczyć bachory chodzenia na palcach i od razu potrzebnyjej gabinet.Brody właśnie przycinał płytę, która miała oddzielać kuchnię od gabinetu Kate.Nie mógłtego odłożyć na pózniej.Musiał ustawić tę ściankę teraz, bo tak wynikało z harmonogramurobót.Nie mógł przewidzieć, że ludzie mu się pochorują i że sam będzie musiał znosićmarudzenie swego ojca.Przyciął płytę do potrzebnych rozmiarów i przeklinał własną głupotę,bo chyba tylko z głupoty zaproponował Bobowi wykonanie robót hydraulicznych w domuKate.Gdyby był choć trochę mądrzejszy, zatrudniłby innego hydraulika.- Mnie nic do tego - powiedział Brody, wbijając w ściankę działową pierwszy gwózdz.-Klient płaci i wymaga.- Kimballowie mają forsy jak lodu, ale po co zaraz wyrzucać ją w błoto? Trzeba byłopowiedzieć tej pannicy, że dzielenie kuchni to idiotyzm.Brody wbił kolejny gwózdz.Powtarzał sobie w myślach, że ma milczeć, że nie wolno musię odzywać, ale słowa same wypłynęły mu z ust.- To bardzo rozsądna decyzja - stwierdził.- Tu była kiedyś oberża, więc nic dziwnego, żezbudowano dużą kuchnię.Teraz będzie tu szkoła baletowa.Tancerzom duża kuchnia na nic sięnie przyda.- Szkoła baletowa! - prychnął z obrzydzeniem Bob.- Nie minie miesiąc, jak nie będzieśladu po tej całej szkole baletowej.I jak ona potem sprzeda taki dom podzielony na maleńkiepokoiki? I te umywalki w łazience! Niziutkie, w sam raz dla małych dzieci.Po co komu takiefanaberie?- Jak się uczy dzieci, to trzeba mieć pomieszczenia przystosowane do wzrostu dzieci.- Dzieci uczy się w szkole.O ile dobrze pamiętam, mamy tu chyba jakąś szkołę.- Mamy - zgodził się Brody.- O ile dobrze pamiętam, to nie uczą w niej tańca.Starszy pan nie mógł znieść tonu wyższości, jakim mówił do niego jego własny syn.Ontakże powtarzał sobie, że ma się nie odzywać, ale - tak jak i Brody'emu - słowa same mu sięwyrywały.- Nie możesz naciągać klientów, chłopcze - powiedział.- To ty się znasz na budownictwie,a nie oni.Musisz im doradzić, co jest dobre, a co całkiem bez sensu.- Oczywiście dobre jest to, co tobie się podoba - odgryzł się Brody.Bob wyczołgał się spod zlewu.Spłowiała niebieska czapka przekrzywiła mu się na głowie.Kiedyś był bardzo przystojnym mężczyzną, ale to było dawno.Teraz miał głębokie zmarszczki,wyglądał staro.Tylko zielone oczy, takie same jak oczy Brody'ego, płonęły w szarej zaciętejtwarzy.- Uważaj, co mówisz, chłopcze.- Tobie też by się przydało uważać - odciął się Brody.Potwornie rozbolała go głowa.Ze złości.Ten ból także odziedziczył po ojcu.Bob rzucił klucz, zerwał się na równe nogi.Był wysoki, szczupły, muskularny i mimosześćdziesięciu lat wciąż jeszcze bardzo sprawny.- Jak będziesz miał moje lata, jak tyle lat co ja przepracujesz w tym interesie, wtedybędziesz sobie mógł mówić, co ci ślina na język przyniesie.- Daj spokój.- Brody zmierzył drugi kawałek płyty, zaczął go przycinać.- Powtarzasz mi tosamo, odkąd skończyłem osiem lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Około południa Brodymusiał odesłać do domu drugiego robotnika, bo słaniał się na nogach.Dwóch pozostałych członków czteroosobowej brygady zajmowało się pracamiwykończeniowymi w Maryland, wobec czego Brody musiał sobie radzić sam.Ustawił ściankęgipsową oddzielającą gabinet Kate od szkolnej kuchni i wycyklinował podłogi w obu tychpomieszczeniach.Przeżył, bo nie bał się ciężkiej pracy, za to bał się swojego ojca.Może nie tyle ojca, copozostawania z nim sam na sam w niewielkim pomieszczeniu.Tymczasem z powodu przeklętej nowojorskiej grypy dwaj panowie O'Connell pozostalicałkiem sami na placu budowy.To było dla Brody'ego po prostu nie do zniesienia.Niby każdyz nich miał swoje zajęcie, nie musieli nawet na siebie patrzeć, a jednak żaden z nich nie potrafiłzapomnieć o istnieniu drugiego.Jak się rozpadną, to je poskręca drutem, ale nie wyrzuci, pomyślał Brody spoglądając nastare, setki razy naprawiane buty ojca. Jeśli ja czegoś nie potrzebuję, to i ty się bez tego obejdziesz - to była dewiza staregoO'Connella.Dewiza tak irytująca, że Brody wstrząsnął się na samo jej wspomnienie.- Wyłącz ten cholerny jazgot - zażądał Bob.- Jak można pracować przy takim łomocie!Brody się nie odezwał, ale wyłączył radio.Ojcu nigdy nie podobała się muzyka, jakiejsłuchał jego syn.Zawsze nazywał ją jazgotem.Bob mruczał coś pod nosem, dopasowując kolanko do umywalki.Właśnie dlatego Brodywłączył muzykę.Nie chciał słyszeć tego mamrotania.- Co za kretyński pomysł, żeby spaskudzić taką piękną kuchnię - marudził Bob.- Strataczasu i atłasu.Wielki mi gabinet.Chce uczyć bachory chodzenia na palcach i od razu potrzebnyjej gabinet.Brody właśnie przycinał płytę, która miała oddzielać kuchnię od gabinetu Kate.Nie mógłtego odłożyć na pózniej.Musiał ustawić tę ściankę teraz, bo tak wynikało z harmonogramurobót.Nie mógł przewidzieć, że ludzie mu się pochorują i że sam będzie musiał znosićmarudzenie swego ojca.Przyciął płytę do potrzebnych rozmiarów i przeklinał własną głupotę,bo chyba tylko z głupoty zaproponował Bobowi wykonanie robót hydraulicznych w domuKate.Gdyby był choć trochę mądrzejszy, zatrudniłby innego hydraulika.- Mnie nic do tego - powiedział Brody, wbijając w ściankę działową pierwszy gwózdz.-Klient płaci i wymaga.- Kimballowie mają forsy jak lodu, ale po co zaraz wyrzucać ją w błoto? Trzeba byłopowiedzieć tej pannicy, że dzielenie kuchni to idiotyzm.Brody wbił kolejny gwózdz.Powtarzał sobie w myślach, że ma milczeć, że nie wolno musię odzywać, ale słowa same wypłynęły mu z ust.- To bardzo rozsądna decyzja - stwierdził.- Tu była kiedyś oberża, więc nic dziwnego, żezbudowano dużą kuchnię.Teraz będzie tu szkoła baletowa.Tancerzom duża kuchnia na nic sięnie przyda.- Szkoła baletowa! - prychnął z obrzydzeniem Bob.- Nie minie miesiąc, jak nie będzieśladu po tej całej szkole baletowej.I jak ona potem sprzeda taki dom podzielony na maleńkiepokoiki? I te umywalki w łazience! Niziutkie, w sam raz dla małych dzieci.Po co komu takiefanaberie?- Jak się uczy dzieci, to trzeba mieć pomieszczenia przystosowane do wzrostu dzieci.- Dzieci uczy się w szkole.O ile dobrze pamiętam, mamy tu chyba jakąś szkołę.- Mamy - zgodził się Brody.- O ile dobrze pamiętam, to nie uczą w niej tańca.Starszy pan nie mógł znieść tonu wyższości, jakim mówił do niego jego własny syn.Ontakże powtarzał sobie, że ma się nie odzywać, ale - tak jak i Brody'emu - słowa same mu sięwyrywały.- Nie możesz naciągać klientów, chłopcze - powiedział.- To ty się znasz na budownictwie,a nie oni.Musisz im doradzić, co jest dobre, a co całkiem bez sensu.- Oczywiście dobre jest to, co tobie się podoba - odgryzł się Brody.Bob wyczołgał się spod zlewu.Spłowiała niebieska czapka przekrzywiła mu się na głowie.Kiedyś był bardzo przystojnym mężczyzną, ale to było dawno.Teraz miał głębokie zmarszczki,wyglądał staro.Tylko zielone oczy, takie same jak oczy Brody'ego, płonęły w szarej zaciętejtwarzy.- Uważaj, co mówisz, chłopcze.- Tobie też by się przydało uważać - odciął się Brody.Potwornie rozbolała go głowa.Ze złości.Ten ból także odziedziczył po ojcu.Bob rzucił klucz, zerwał się na równe nogi.Był wysoki, szczupły, muskularny i mimosześćdziesięciu lat wciąż jeszcze bardzo sprawny.- Jak będziesz miał moje lata, jak tyle lat co ja przepracujesz w tym interesie, wtedybędziesz sobie mógł mówić, co ci ślina na język przyniesie.- Daj spokój.- Brody zmierzył drugi kawałek płyty, zaczął go przycinać.- Powtarzasz mi tosamo, odkąd skończyłem osiem lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]