[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz żyło tam kilka rodzin.Stare zabudowania, typowe poniemieckie domostwo.Teraz otynkowane,kiedyś jednak na wierzchu była czerwona cegła.Czerwona cegła.Odbiło się w głowie echem.Niemcy lubili chyba widok surowych ścian, wieleoleśnickich budynkówtak właśnie wyglądało.Budynków, ale czy tylko?W tej chwili przypomniał sobie opowieść stryja, starszego brata ojca,o tymwłaśnie pobliskim domu.Była tam stara studnia, bardzoporządna,z zadaszeniem.Stryj zajmowałsię w latach pięćdziesiątych kopaniem nowych idoprowadzaniemdo porządku starych studzien.Tutajteż pracował.Wezwano go, żeby usunął gruz.Zszedł nadół i w trakcie roboty znalazł nieoczekiwanie dziwny otwór zboku,w cembrowinie.Z tego, coMichał pamiętał, miał to być korytarz pełen129.walających się niemieckich hełmów oraz innego rynsztunku wojskowego.Trzebaby się upewnić.Stryj, co prawda, zmarł kilka lat temu, alemoże ojciec coś będzie pamiętał.Rodzicemieszkali niedaleko, naMłynarskiej.Zanim zdążył sięzastanowić, pukał już do drzwi.- Cześć, synu- ojciec jeszcze nie spał.- Coś się stało?Już powpół do jedenastej.Magda cię znowu wywaliła z domu?- Nie tym razem.Tato, mam do ciebie małepytanie.Pamiętasz,co opowiadał wuj Stefan o tej studni w domu przy Wałowej?Ojciec może miał sklerozę jeśli chodzi o to, co trzeba kupić wsklepie.W efekcie jedynym towarem, jakiego można się było spodziewaćz całąpewnością, były świeże gazety i piwo.Ale co doprzeszłości dysponował pamięciądokładną i precyzyjnąna miaręsłuchuabsolutnego wirtuozów i dyrygentów.- Tam był boczny korytarz.Pamiętasz film "Wilcze echa"?Właśnie coś w tym rodzaju.Tylko na Ukrainiekonstruowali przejściawzmacniającje drewnem jak wstarych kopalniach, a tutaj tobyła solidna niemiecka robota.Sklepiony łukowato korytarz wyłożony cegłami.Musiał być stary, grubo sprzed wojny, bo nowa cegła inaczejwygląda.Tak mówił Stefan,a znałsię na tym.Przecież z zawodu byłmurarzem.Oczywiściepróbowali przejść dalej, ale napotkali nazawał.Ziemia i gruz.Dali sobie spokój, bo bali się pułapek.Hitlerowcylubili zostawić po sobie jakąś bombę, miny a nawet bojowegazy.A potem, wiesz jak to jest, rzecz poszła w zapomnienie.Jednak to niewszystko.Jakiś czas pózniej twój stryj kopał z pomocnikiem studnięprzy tym drugim poniemieckim domu, przy Bratniej.Tamtrafiliz kolei na warstwę cegieł wyglądającą na sklepienie.Zasypali dół, bobalisię kuć.Zresztą mieliwykopać studnię, a nieprowadzić odkrywki archeologiczne.- A ty nie pamiętasz dokładnie, gdzie to było?-Nie pamiętam - roześmiał się ojciec.- Nie mogę pamiętać, "wtedy byłem w wojsku.Znam to tylko z opowieści.Ale przy Wałowej ta studnia chyba jeszcze stoi.Jeżeli jej nie zasypali.Ale Stefan mówił, że to bardzo porządna studnia.Mądrzy ludzie zostawiają takie rzeczy na wszelki wypadek.Napijesz się?Mam piwko w lodówce.130Wyszedł odrodziców grubo po dwudziestej trzeciej.Przed bramąstało czarneAudi.Na ławce po drugiej stronie ulicy siedział Flap, paląc papierosa.Nawidok Michała wstał z szerokim uśmiechem.\W świetle latarni jego płaska twarz nabrałaprawdziwiemałpiego,złośliwego wyrazu.Zsamochodu wysiadł chudy.- Nie wiedziałem, że tutaj mieszkasz- powiedział nieprzyjemnymtonem.- Mówiłeś przecież,że idziesz do domu.- I powiedziałem prawdę.Tojest mój dom.Rodzinny.Wy niemacie rodzin?Toznaczy ty.Bo tamten do swojej ma na pewno bardzo daleko.Tymczasem wielkolud zbliżył się,dosłyszał ostatnie słowa.- A ty skąd wiesz?- spytał zdziwiony.-Rzeczywiście rodzinę mam daleko.Sprawdzałeś nas?Ale nasze dane są utajnione.- Nie trzeba niczego sprawdzać, żeby wiedzieć.Wystarczy spojrzeć.Jesteśmy teraz w Polsce, więc siłą rzeczy do najbliższej dżunglimusi byćopętany kawałdrogi.Flap warknął.Był szybki.Piekielnie szybki.Wroński spodziewał się ataku,ale nie był przygotowany natakie tempo.Ledwiezdążył odchylić głowę, alei tak pięść olbrzyma otarta się o ucho.Sita ciosu spowodowała, że okręciło gowokół własnej osi.Naszczęście nie upadł.Wiedział jednak, że ma tylko jedną, jedynąszansę istraszliwie mato czasu,zanim goryl uderzy drugi raz.ImPet ciosu sprawił, że tamten wychylił się nieco do przodu, przezułameksekundy znalazł sięw stanie chwiejnej równowagi.Musiałslbo uczynić pół kroku do przodu,albow tył.Wybrał drugą opcję.kichał nie myślał, liczył tylko na trochę szczęścia.Kończąc wymuszonyobrót, kopnąłz całej siły, kierującszpic buta w kolano.Gdyby Flap poszedł do przodu, oberwałby w rzepkę.Ale ponieważ sięcofnął, kolano ocalało.Za to stopa Michała powędrowała wyrazniej ibardziej ku środkowi.Wielkolud zgiął się w pół.Ale okazał siętwardy.Pokonując okropny ból w kroczu, zacząłsię prostować.Wroński miał w tej chwili tylkojedno wyjście.Może niezbyt honorowe, ale nie przypuszczał, żeby przeciwnik bawiłsię wrycerskie sentymenty.W każdym razie nie miałochoty znalezć się znowu wzasięgu potężnychramion.131.Pomógł Flapowi wyprostować się, kopiąc go z całej siły w.-twarz,Przez chwilę miał wrażenie, że noga mu odpadnie.%7łałował w tejchwili, żenie założył ulubionych wojskowych "skoczków".Ale prze.cież szedł do kawiarni.Nie wypadało pojawić się tam w podobnymobuwiu.Z czego ten facet małeb,przeleciało mu błyskawicą przezgłowę, z żelaza itytanu?Naszczęście po takim nieczystym zagraniu olbrzym nie mógłjużmieć zbyt wiele do powiedzenia.Co prawda nieprzewrócił się nawet,ale był oszołomiony.A jednak.Mimo niejakiego zamroczenia, najwyrazniejzamierzał znów podjąć walkę.Michał zaczął się rozglądaćza jakimś ciężkim przedmiotem.Zdaje się, żerękami i nogami,w sposób konwencjonalny może sobie nieporadzić.- Dość- przerwał ostrygłos Flipa.- Uspokójcie się obaj.Atyw szczególności - Wroński usłyszałcharakterystyczny trzask.Takbrzmi tylko jedno.Odciągany kurek pistoletu.Po chwilipoczułnakarku chłodny dotyk.- Wystarczy tego widowiska.Rusz się tylko,az przyjemnością rozwalę ci łeb.Zeznamy potem, żeusiłowałeś zabić Wiesia.- Nie rób jaj.Zabić go?Czym?Chyba wiosłem z rzymskiej galery!- Nieważne.Nie rzucaj się.- Toon się rzuca.-Bo gociągle prowokujesz.- Jest głupszy od szczotkido butów.Po co się odzywa,skoro niepotrafi odszczeknąć?- Jasiu -odezwał się błagalnym tonem Flap.Też wyjął spluwę,podsunął ją pod nos Wrońskiemu.Ręka mu drżała z wściekłości.Michał pomyślał jak to cudownie,że Beretty mają porządnezabezpieczenia.- Pozwól mi go stuknąć.Chociaż raz, małym palcem!Obiecuję, żenie zabiję.- Zamknij się i do wozu!Nasz złośliwy komisarz ma trochę racji.Jak nie umieszmleć ozorem,nie próbuj przegadać tych, co potrafią.-A ty -szturchnął Wrońskiego lufą - uważaj.Następnym razem możesz niemieć tyle szczęścia.Nie zaskoczysz Wieśka.Michał odwróciłsię.Flip opuścił kurek swojej Beretty i schowałją do kabury pod pachą.132- Do jutra - rzucił, wsiadając do auta po stroniekierowcy idodałuprzejmie - dobrej nocy.-Spierdalaj - odpowiedział komisarz równie uprzejmym tonem.Ucho bolałopotwornie.Małżowina podpuchła i przy każdym dotknięciu dawałasię we znaki.Dlatego całą noc spędził na prawym boku.Nie bardzo mógł nawet przewracać się na plecy, bo poduszka dotykaławtedyucha, a to było nie do zniesienia.Z pewnym przerażeniem myślał, co mogłobysię zdarzyć, gdyby ciosKingKonga doszedłcelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Teraz żyło tam kilka rodzin.Stare zabudowania, typowe poniemieckie domostwo.Teraz otynkowane,kiedyś jednak na wierzchu była czerwona cegła.Czerwona cegła.Odbiło się w głowie echem.Niemcy lubili chyba widok surowych ścian, wieleoleśnickich budynkówtak właśnie wyglądało.Budynków, ale czy tylko?W tej chwili przypomniał sobie opowieść stryja, starszego brata ojca,o tymwłaśnie pobliskim domu.Była tam stara studnia, bardzoporządna,z zadaszeniem.Stryj zajmowałsię w latach pięćdziesiątych kopaniem nowych idoprowadzaniemdo porządku starych studzien.Tutajteż pracował.Wezwano go, żeby usunął gruz.Zszedł nadół i w trakcie roboty znalazł nieoczekiwanie dziwny otwór zboku,w cembrowinie.Z tego, coMichał pamiętał, miał to być korytarz pełen129.walających się niemieckich hełmów oraz innego rynsztunku wojskowego.Trzebaby się upewnić.Stryj, co prawda, zmarł kilka lat temu, alemoże ojciec coś będzie pamiętał.Rodzicemieszkali niedaleko, naMłynarskiej.Zanim zdążył sięzastanowić, pukał już do drzwi.- Cześć, synu- ojciec jeszcze nie spał.- Coś się stało?Już powpół do jedenastej.Magda cię znowu wywaliła z domu?- Nie tym razem.Tato, mam do ciebie małepytanie.Pamiętasz,co opowiadał wuj Stefan o tej studni w domu przy Wałowej?Ojciec może miał sklerozę jeśli chodzi o to, co trzeba kupić wsklepie.W efekcie jedynym towarem, jakiego można się było spodziewaćz całąpewnością, były świeże gazety i piwo.Ale co doprzeszłości dysponował pamięciądokładną i precyzyjnąna miaręsłuchuabsolutnego wirtuozów i dyrygentów.- Tam był boczny korytarz.Pamiętasz film "Wilcze echa"?Właśnie coś w tym rodzaju.Tylko na Ukrainiekonstruowali przejściawzmacniającje drewnem jak wstarych kopalniach, a tutaj tobyła solidna niemiecka robota.Sklepiony łukowato korytarz wyłożony cegłami.Musiał być stary, grubo sprzed wojny, bo nowa cegła inaczejwygląda.Tak mówił Stefan,a znałsię na tym.Przecież z zawodu byłmurarzem.Oczywiściepróbowali przejść dalej, ale napotkali nazawał.Ziemia i gruz.Dali sobie spokój, bo bali się pułapek.Hitlerowcylubili zostawić po sobie jakąś bombę, miny a nawet bojowegazy.A potem, wiesz jak to jest, rzecz poszła w zapomnienie.Jednak to niewszystko.Jakiś czas pózniej twój stryj kopał z pomocnikiem studnięprzy tym drugim poniemieckim domu, przy Bratniej.Tamtrafiliz kolei na warstwę cegieł wyglądającą na sklepienie.Zasypali dół, bobalisię kuć.Zresztą mieliwykopać studnię, a nieprowadzić odkrywki archeologiczne.- A ty nie pamiętasz dokładnie, gdzie to było?-Nie pamiętam - roześmiał się ojciec.- Nie mogę pamiętać, "wtedy byłem w wojsku.Znam to tylko z opowieści.Ale przy Wałowej ta studnia chyba jeszcze stoi.Jeżeli jej nie zasypali.Ale Stefan mówił, że to bardzo porządna studnia.Mądrzy ludzie zostawiają takie rzeczy na wszelki wypadek.Napijesz się?Mam piwko w lodówce.130Wyszedł odrodziców grubo po dwudziestej trzeciej.Przed bramąstało czarneAudi.Na ławce po drugiej stronie ulicy siedział Flap, paląc papierosa.Nawidok Michała wstał z szerokim uśmiechem.\W świetle latarni jego płaska twarz nabrałaprawdziwiemałpiego,złośliwego wyrazu.Zsamochodu wysiadł chudy.- Nie wiedziałem, że tutaj mieszkasz- powiedział nieprzyjemnymtonem.- Mówiłeś przecież,że idziesz do domu.- I powiedziałem prawdę.Tojest mój dom.Rodzinny.Wy niemacie rodzin?Toznaczy ty.Bo tamten do swojej ma na pewno bardzo daleko.Tymczasem wielkolud zbliżył się,dosłyszał ostatnie słowa.- A ty skąd wiesz?- spytał zdziwiony.-Rzeczywiście rodzinę mam daleko.Sprawdzałeś nas?Ale nasze dane są utajnione.- Nie trzeba niczego sprawdzać, żeby wiedzieć.Wystarczy spojrzeć.Jesteśmy teraz w Polsce, więc siłą rzeczy do najbliższej dżunglimusi byćopętany kawałdrogi.Flap warknął.Był szybki.Piekielnie szybki.Wroński spodziewał się ataku,ale nie był przygotowany natakie tempo.Ledwiezdążył odchylić głowę, alei tak pięść olbrzyma otarta się o ucho.Sita ciosu spowodowała, że okręciło gowokół własnej osi.Naszczęście nie upadł.Wiedział jednak, że ma tylko jedną, jedynąszansę istraszliwie mato czasu,zanim goryl uderzy drugi raz.ImPet ciosu sprawił, że tamten wychylił się nieco do przodu, przezułameksekundy znalazł sięw stanie chwiejnej równowagi.Musiałslbo uczynić pół kroku do przodu,albow tył.Wybrał drugą opcję.kichał nie myślał, liczył tylko na trochę szczęścia.Kończąc wymuszonyobrót, kopnąłz całej siły, kierującszpic buta w kolano.Gdyby Flap poszedł do przodu, oberwałby w rzepkę.Ale ponieważ sięcofnął, kolano ocalało.Za to stopa Michała powędrowała wyrazniej ibardziej ku środkowi.Wielkolud zgiął się w pół.Ale okazał siętwardy.Pokonując okropny ból w kroczu, zacząłsię prostować.Wroński miał w tej chwili tylkojedno wyjście.Może niezbyt honorowe, ale nie przypuszczał, żeby przeciwnik bawiłsię wrycerskie sentymenty.W każdym razie nie miałochoty znalezć się znowu wzasięgu potężnychramion.131.Pomógł Flapowi wyprostować się, kopiąc go z całej siły w.-twarz,Przez chwilę miał wrażenie, że noga mu odpadnie.%7łałował w tejchwili, żenie założył ulubionych wojskowych "skoczków".Ale prze.cież szedł do kawiarni.Nie wypadało pojawić się tam w podobnymobuwiu.Z czego ten facet małeb,przeleciało mu błyskawicą przezgłowę, z żelaza itytanu?Naszczęście po takim nieczystym zagraniu olbrzym nie mógłjużmieć zbyt wiele do powiedzenia.Co prawda nieprzewrócił się nawet,ale był oszołomiony.A jednak.Mimo niejakiego zamroczenia, najwyrazniejzamierzał znów podjąć walkę.Michał zaczął się rozglądaćza jakimś ciężkim przedmiotem.Zdaje się, żerękami i nogami,w sposób konwencjonalny może sobie nieporadzić.- Dość- przerwał ostrygłos Flipa.- Uspokójcie się obaj.Atyw szczególności - Wroński usłyszałcharakterystyczny trzask.Takbrzmi tylko jedno.Odciągany kurek pistoletu.Po chwilipoczułnakarku chłodny dotyk.- Wystarczy tego widowiska.Rusz się tylko,az przyjemnością rozwalę ci łeb.Zeznamy potem, żeusiłowałeś zabić Wiesia.- Nie rób jaj.Zabić go?Czym?Chyba wiosłem z rzymskiej galery!- Nieważne.Nie rzucaj się.- Toon się rzuca.-Bo gociągle prowokujesz.- Jest głupszy od szczotkido butów.Po co się odzywa,skoro niepotrafi odszczeknąć?- Jasiu -odezwał się błagalnym tonem Flap.Też wyjął spluwę,podsunął ją pod nos Wrońskiemu.Ręka mu drżała z wściekłości.Michał pomyślał jak to cudownie,że Beretty mają porządnezabezpieczenia.- Pozwól mi go stuknąć.Chociaż raz, małym palcem!Obiecuję, żenie zabiję.- Zamknij się i do wozu!Nasz złośliwy komisarz ma trochę racji.Jak nie umieszmleć ozorem,nie próbuj przegadać tych, co potrafią.-A ty -szturchnął Wrońskiego lufą - uważaj.Następnym razem możesz niemieć tyle szczęścia.Nie zaskoczysz Wieśka.Michał odwróciłsię.Flip opuścił kurek swojej Beretty i schowałją do kabury pod pachą.132- Do jutra - rzucił, wsiadając do auta po stroniekierowcy idodałuprzejmie - dobrej nocy.-Spierdalaj - odpowiedział komisarz równie uprzejmym tonem.Ucho bolałopotwornie.Małżowina podpuchła i przy każdym dotknięciu dawałasię we znaki.Dlatego całą noc spędził na prawym boku.Nie bardzo mógł nawet przewracać się na plecy, bo poduszka dotykaławtedyucha, a to było nie do zniesienia.Z pewnym przerażeniem myślał, co mogłobysię zdarzyć, gdyby ciosKingKonga doszedłcelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]