[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wcześniej, żeRand jest ta veren, jedną z tych rzadkich jednostek, które, miast biernie dawaćsię wciągać we Wzór, zmuszają go, by kształtował się wokół nich.Mat rozumiał,na czym polega bycie ta veren, sam był jednym z nich, chociaż nie tak silnymjak Rand.Czasami Rand wywierał przemożny wpływ na ludzkie żywoty, zmie-niał ich bieg, po prostu tylko dlatego, że akurat przebywał w tym samym mieście.Perrin też jest ta veren  albo może był.Moiraine uważała za znaczące, że trzejmłodzieńcy, którzy wychowywali się w jednej wiosce, okazali się ta veren.Miałazamiar wciągnąć ich do swych planów.niezależnie od tego.na czym polegały.To miało być coś wspaniałego  do ta varen, o których Mat dotąd słyszał,należeli tacy mężczyzni jak Artur Hawkwing albo takie kobiety jak ta Mabriam enShereed, która podobno stworzyła Konwencję Dziesięciu Narodów po PęknięciuZwiata.Jednak żadna z opowieści nie mówiła, co się staniu, gdy jeden ta varenprzebywa w pobliżu innego, równie silnego jak Rand.To przypominało uczucie,że jest się liściem, który wpadł w wir wodny.Podeszła do niego Melinhra, podała mu jego włócznię oraz ciężki, kanciastyworek, głośno poszczękujący. Zebrałam twoje wygrane. Naprawdę była wyższa od niego o dobre dwacalu.Spojrzała w ślad za Randem. Słyszałam, że byłeś prawie-bratem Randaal Thora. Można tak chyba powiedzieć  rzekł oschle. To nie jest ważne  odparła lekceważąco i skupiła na nim swój wzrok,wspierając pieści na biodrach. Zwróciłeś na siebie moją uwagę, Macie Cau-thon, ponieważ dałeś mi dar szacunku.Nie ma, oczywiście, mowy, bym porzuciładla ciebie włócznię, ale już od wielu dni nie spuszczam cię z oka.Robisz minyjak chłopiec, który zamierza jakąś psotę.Podoba mi się to.W zapadającym zmroku jej uśmiech zdawał się leniwy i szeroki.I pełen ciepła. Podobają mi się twoje oczy.Mat wybił denko swego kapelusza, nie wiedząc, co począć z rękoma.Od ści-gającego do ściganego, i to w mgnieniu oka.Z kobietą Aiel mogło się właśnie takzdarzyć.W szczególności, gdy w grę wchodziła Panna. Czy imię Córka Dziewięciu Księżyców coś dla ciebie oznacza?Było to pytanie, które czasem zadawał kobietom.Odpowiedz twierdząca za-pewne sprawiłaby, że dzisiejszej nocy opuściłby Rhuidean, nawet gdyby miał pod-jąć próbę pokonania Pustkowia pieszo. Nic  odrzekła. Ale są rzeczy, które miałabym ochotę robić przy księ-życu.Otoczyła ramieniem jego plecy, zdjęła mu kapelusz i zaczęła szeptać do ucha.Po krótkim czasie zaczął się uśmiechać jeszcze szerzej niż ona. ZMIERZCHRand, w towarzystwie eskorty Far Dareis Mai, zbliżał się do Dachu Panienw Rhuidean.Białe schody zajmujące całą szerokość wysokiego budynku, ze stop-niami głębokości kroku, wiodły do grubych, skręconych spiralnie kolumn, którew zapadającym zmroku sprawiały wrażenie czarnych, mimo iż za dnia były jasno-niebieskie.Fronton budowli pokrywała mozaika z glazurowanych płytek, ułożo-nych w białe i błękitne na pozór nie kończące się spirale oraz wielkie, umieszczo-ne dokładnie nad kolumnami okno z witrażem z kolorowego szkła, przedstawiają-cym ciemnowłosą kobietę, wysoką na piętnaście stóp, w kunsztownie skrojonychszatach, z prawą dłonią podniesioną jakby w błogosławieństwie lub wezwaniu, bysię zatrzymać.Twarz miała jednocześnie spokojną i surową.Nie była z pewnościąAielem, wykluczały to jasna skóra i ciemne oczy.Zapewne, Aes Sedai.Rand po-stukał fajką o obcas buta i wsunął ją do kieszeni kaftana, potem ruszył w góręschodów.Z wyjątkiem gai shain mężczyznom nie pozwalano wchodzić pod Dach Pa-nien, żadnemu mężczyznie, we wszystkich siedzibach całego Pustkowia.Wódzlub powinowaty którejś z Panien mógłby zostać zabity, gdyby spróbował, acz-kolwiek żadnemu Aielowi nie przyszłoby to nawet do głowy.To samo zresztądotyczyło wszelkich społeczności wojowników, do środka wpuszczano jedynieczłonków oraz gai shain.Dwie wysokie Panny trzymały wartę przy wielkich drzwiach z brązu, rozma-wiały migotliwą mową palców i błyskały oczyma w jego stronę, kiedy wędrowałprzez kolumnadę, a potem jeszcze nieznacznie uśmiechnęły się do siebie.%7łało-wał, że nie rozumiał, co sobie przekazały.Nawet w tak suchym klimacie, jakipanuje w Pustkowiu, brąz matowieje z upływem czasu, jednak gai shain polero-wali te drzwi tak długo, aż zaczęły wyglądać jak nowe.Były szeroko otwarte,dwie zaś wartowniczki nie zrobiły nic, by go zatrzymać, kiedy przestąpił próg,wiodąc za sobą Adelin i pozostałe.Szerokie korytarze wyłożone białymi płytami i przestronne izby pełne byłyPanien, siedziały na kolorowych poduszkach, rozmawiały, opatrywały broń, graływ kocią kołyskę, kamienie albo w Tysiąc Kwiatów, grę Aielów, która polegała naukładaniu wzorów z płaskich kamiennych elementów, z setkami, jak się zdawało,96 symboli wyrzezbionych z jednej strony.Wśród nich uwijali się liczni gai shain,którzy czyścili, usługiwali, naprawiali, pilnowali, by w lampach oświetlającychwnętrza nie zabrakło oliwy.Lampy były najrozmaitsze, jedne proste, ceramiczne,inne pozłacane, zdobyte na jakiejś wojennej wyprawie, a także wysokie lampystojące, znalezione w mieście.Posadzki i ściany większości izb pokrywały ko-lorowe dywany i jaskrawe gobeliny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl