[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kochamcię! - Azy napłynęły jej do oczu, kiedy emocje przerodziły się w pragnienie.-Kocham cię, Murphy! - Wszedł w nią tak, aż jęknęli.Każdy ruch był zarównoprośbą, jak cudem.- Powiedz mi to jeszcze raz.- Kocham cię.- Niemal płacząc, wtuliła twarz w jego szyję i pozwoliłamu na wszystko.Pózniej, kiedy zapalił już świece, zaprowadził ją do łazienki.Bawili sięjak dzieci w zbyt gorącej wodzie i zbyt wypełnionej wannie.Na kolacjęopychali się ciastem Brianny, zapijając je piwem, co w innej sytuacji Shannonuznałaby za okropny zestaw.Teraz jednak smakowało jej to jak ambrozja.Kiedy oblizywali palce, Shannon dostrzegła błysk w oczach Murphy'ego.Wjednej chwili rzucili się na siebie i kochali jak zwierzęta na kuchennejpodłodze.Shannon omal nie zasnęła, wyczerpana, ale Murphy postawił ją nanogi.Chwiejnym krokiem, jakby się upili, szli korytarzem.NiespodziewanieMurphy pociągnął ją za sobą do salonu i tam kochali się na dywanie.Kiedy udało jej się usiąść, oczy jej lśniły, włosy miała splątane, a całeciało obolałe.- Ile pokoi jest w tym domu? - zapytała.Nora Roberts 222Roześmiał się i uszczypnął ją w ramię.- Przekonasz się.- Murphy, długo nie pożyjemy! - Ale on tylko wyciągnął rękę i jużskradał się po drabince żeber, aby schwycić jej pierś.Wydała z siebie jękliwe westchnienie.- Zaryzykuję, jeśli chcesz.- To jest dziewczyna!Naliczyłam piętnaście pokoi, myślała Shannon, gdy opadła na splątaneprześcieradła już o świcie.Piętnaście pokoi w domu z kamienia.I nie przezbrak pożądania nie udało się im ochrzcić wszystkich.W pewnym momenciezawiodły ich ciała.Opadli na łóżko, myśląc tylko o śnie.Gdy zasypiała,przygnieciona ciężarem Murphy'ego, uświadomiła sobie, że wkrótce musząpoważnie porozmawiać.Musi mu coś wyjaśnić.Powinien wiedzieć, żeprzyszłość nie przedstawia się tak prosto, jak terazniejszość.Próbując sobieułożyć zdania w myślach, odpłynęła w sen.Zobaczyła w nim rycerza, swojego kochanka, na białym koniu.Widziała blask zbroi, słyszała łopot płaszcza na wietrze.Ale tym razem niejechał przez pola w jej kierunku.Tym razem ją opuszczał.Zrodzona ze wstydu 223ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYChoć Murphy spał ledwie godzinę, rozpierała go energia.Uznał, żesprawiła to miłość.Wydoił krowy, nakarmił zwierzęta, wyprowadził je na pastwisko, awszystko to robił z piosenką na ustach, poruszając się sprężyście.Wywołało tośmiech u młodego Feeneya.Zwykle mieli tysiąc problemów, zanim uporali sięze wszystkim przed śniadaniem.Zadowolony, że to na sąsiada przypadła kolej odtransportowania mleka,Murphy zebrał jajka, wstąpił do pewnej starszej pani, która wkrótce wybierałasię na rynek, i zawrócił do domu.Zmienił wcześniejsze zamiary.Planowałwypić herbatę, zjeść biszkopty i udać się na bagno po torf.Zdecydował, że niepozwoli Shannon spać.Zaniesie jej herbatę i biszkopty na górę i zacznie się znią kochać, póki jest jeszcze rozgrzana i łagodna.Nie podejrzewał, że zastanieją w kuchni, nad kuchenką, w wizytowym fartuchu matki, zawiązanym nabiodrach.- Myślałem, że jeszcze śpisz.Odwróciła się i uśmiechnęła, patrząc, w jaki sposób wiesza kapelusz.-Słyszałam cię na zewnątrz, jak śmiałeś się z chłopcem, który pomaga ci przydojeniu.- Nie chciałem cię obudzić.- W kuchni pachniało tak cudownie, jak zaczasów jego dzieciństwa.- Co tam robisz?- Znalazłam trochę bekonu i parówki.- Sprawdziła, czy parówka jest jużgotowa.- Takie jedzenie zawiera dużo cholesterolu, ale po ostatniej nocy,myślę, dobrze ci zrobi.Na twarzy Murphy'ego pojawił się głupkowaty uśmiech.- Robisz miśniadanie?- Pomyślałam, że niezależnie od tego, co byś robił o świcie, poczujeszsię głodny, więc.Murphy! - wrzasnęła, wypuszczając z ręki widelec, kiedychwycił ją i obrócił.- Patrz, co robisz!Postawił ją i uśmiechnął się, gdy złościła się na niego, myjąc widelec.-Nigdy nie przypuszczałem, że potrafisz gotować.- Oczywiście, że umiem.Na pewno nie jestem taką artystką, jak Brie,ale robię to wystarczająco dobrze.Co to jest? - Zajrzała do wiadra, którepostawił wszedłszy do kuchni.- Przecież tutaj jest chyba ze trzydzieści jajek!Co z nimi zrobisz?- Zużywam tyle, ile mi trzeba, a pozostałe wysyłam na rynek alboodsprzedaję.Zmarszczyła nos.- Dlaczego są takie brudne?Wpatrywał się w nią przez chwilę i zawył ze śmiechu.- Jesteśniesamowita, Shannon Bodine.Nora Roberts 224- Rozumiem, że zadałam głupie pytanie.Umyj je.Ja ich nie dotknę.Kiedy wstawił wiadro do zlewu, Shannon nagle olśniło.Wiedziała już,skąd się biorą jajka.- Och! - Skrzywiła się i przerzuciła bekon.- Wystarczy ichna omlety.Skąd wiesz, że z tych jajek nie wylęgną się pisklęta?Zerknął na nią, żeby się upewnić, czy nie żartuje.Przygryzł język iumył następną skorupkę.- Skoro nie popiskują, możesz być spokojna.- Bardzo zabawne.- Pomyślała, że może lepiej to zignorować.Wolałamyśleć o jajkach, jako o czymś, co się wyjmuje z ładnych kartonówsprzedawanych w sklepie.- Jak zatem mam ci je przyrządzić?- Jak chcesz.Nie jestem wybredny.O, zrobiłaś herbatę.- Zapragnąłklęknąć u jej stóp.- Nie znalazłam nigdzie kawy.- Przywiozę, jak tylko pojadę do wsi.To pięknie pachnie, Shannon.Stół był już nakryty dla dwojga.Nalał herbaty.%7łałował, że nie zerwałtrochę dzikich kwiatów, które rosły w pobliżu stodoły.Usiadł, gdy Shannonniosła tacę do stołu.- Dziękuję.Shannon dosłyszała w głosie Murphy'ego pokorę, co sprawiło, żepoczuła się winna i usatysfakcjonowana jednocześnie.- Częstuj się.Ja niejadam parówek - powiedziała, zajmując miejsce.- Ale te wyglądają apetycznie.- Muszą.Pani Feeney robiła je kilka dni temu.- Robiła?- A tak.- Podał jej półmisek.- Zabili wieprza, którego tuczyli.- Uniósłbrwi ze zdziwienia, gdy zbladła.- Coś się stało?- Nie.- Szybkim ruchem odsunęła od siebie półmisek.- Są po prosturzeczy, których nie mam ochoty sobie wyobrażać.- Ach.- Uśmiechnął się przepraszająco.- Nie pomyślałem.- Powinnam do tego przywyknąć.Któregoś dnia słyszałam rozmowęBrie z jakimś facetem o wiosennych jagniętach.- Zadrżała na myśl o tym, cosię dzieje z małymi owieczkami wiosną.- Wydaje ci się to straszne, rozumiem.Ale to zwykła kolej rzeczy.Torarównież miał z tym problemy.Shannon uznała, że tosta, którego sobie zrobiła, może zjeść zespokojem.- Tak?- Nie mógł znieść myśli, że to, co wyhoduje, znajdzie się na czyimśstole.Kiedy miał kury, zbierał tylko jajka, i kury zdychały najczęściej zestarości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Kochamcię! - Azy napłynęły jej do oczu, kiedy emocje przerodziły się w pragnienie.-Kocham cię, Murphy! - Wszedł w nią tak, aż jęknęli.Każdy ruch był zarównoprośbą, jak cudem.- Powiedz mi to jeszcze raz.- Kocham cię.- Niemal płacząc, wtuliła twarz w jego szyję i pozwoliłamu na wszystko.Pózniej, kiedy zapalił już świece, zaprowadził ją do łazienki.Bawili sięjak dzieci w zbyt gorącej wodzie i zbyt wypełnionej wannie.Na kolacjęopychali się ciastem Brianny, zapijając je piwem, co w innej sytuacji Shannonuznałaby za okropny zestaw.Teraz jednak smakowało jej to jak ambrozja.Kiedy oblizywali palce, Shannon dostrzegła błysk w oczach Murphy'ego.Wjednej chwili rzucili się na siebie i kochali jak zwierzęta na kuchennejpodłodze.Shannon omal nie zasnęła, wyczerpana, ale Murphy postawił ją nanogi.Chwiejnym krokiem, jakby się upili, szli korytarzem.NiespodziewanieMurphy pociągnął ją za sobą do salonu i tam kochali się na dywanie.Kiedy udało jej się usiąść, oczy jej lśniły, włosy miała splątane, a całeciało obolałe.- Ile pokoi jest w tym domu? - zapytała.Nora Roberts 222Roześmiał się i uszczypnął ją w ramię.- Przekonasz się.- Murphy, długo nie pożyjemy! - Ale on tylko wyciągnął rękę i jużskradał się po drabince żeber, aby schwycić jej pierś.Wydała z siebie jękliwe westchnienie.- Zaryzykuję, jeśli chcesz.- To jest dziewczyna!Naliczyłam piętnaście pokoi, myślała Shannon, gdy opadła na splątaneprześcieradła już o świcie.Piętnaście pokoi w domu z kamienia.I nie przezbrak pożądania nie udało się im ochrzcić wszystkich.W pewnym momenciezawiodły ich ciała.Opadli na łóżko, myśląc tylko o śnie.Gdy zasypiała,przygnieciona ciężarem Murphy'ego, uświadomiła sobie, że wkrótce musząpoważnie porozmawiać.Musi mu coś wyjaśnić.Powinien wiedzieć, żeprzyszłość nie przedstawia się tak prosto, jak terazniejszość.Próbując sobieułożyć zdania w myślach, odpłynęła w sen.Zobaczyła w nim rycerza, swojego kochanka, na białym koniu.Widziała blask zbroi, słyszała łopot płaszcza na wietrze.Ale tym razem niejechał przez pola w jej kierunku.Tym razem ją opuszczał.Zrodzona ze wstydu 223ROZDZIAA DWUDZIESTY PIERWSZYChoć Murphy spał ledwie godzinę, rozpierała go energia.Uznał, żesprawiła to miłość.Wydoił krowy, nakarmił zwierzęta, wyprowadził je na pastwisko, awszystko to robił z piosenką na ustach, poruszając się sprężyście.Wywołało tośmiech u młodego Feeneya.Zwykle mieli tysiąc problemów, zanim uporali sięze wszystkim przed śniadaniem.Zadowolony, że to na sąsiada przypadła kolej odtransportowania mleka,Murphy zebrał jajka, wstąpił do pewnej starszej pani, która wkrótce wybierałasię na rynek, i zawrócił do domu.Zmienił wcześniejsze zamiary.Planowałwypić herbatę, zjeść biszkopty i udać się na bagno po torf.Zdecydował, że niepozwoli Shannon spać.Zaniesie jej herbatę i biszkopty na górę i zacznie się znią kochać, póki jest jeszcze rozgrzana i łagodna.Nie podejrzewał, że zastanieją w kuchni, nad kuchenką, w wizytowym fartuchu matki, zawiązanym nabiodrach.- Myślałem, że jeszcze śpisz.Odwróciła się i uśmiechnęła, patrząc, w jaki sposób wiesza kapelusz.-Słyszałam cię na zewnątrz, jak śmiałeś się z chłopcem, który pomaga ci przydojeniu.- Nie chciałem cię obudzić.- W kuchni pachniało tak cudownie, jak zaczasów jego dzieciństwa.- Co tam robisz?- Znalazłam trochę bekonu i parówki.- Sprawdziła, czy parówka jest jużgotowa.- Takie jedzenie zawiera dużo cholesterolu, ale po ostatniej nocy,myślę, dobrze ci zrobi.Na twarzy Murphy'ego pojawił się głupkowaty uśmiech.- Robisz miśniadanie?- Pomyślałam, że niezależnie od tego, co byś robił o świcie, poczujeszsię głodny, więc.Murphy! - wrzasnęła, wypuszczając z ręki widelec, kiedychwycił ją i obrócił.- Patrz, co robisz!Postawił ją i uśmiechnął się, gdy złościła się na niego, myjąc widelec.-Nigdy nie przypuszczałem, że potrafisz gotować.- Oczywiście, że umiem.Na pewno nie jestem taką artystką, jak Brie,ale robię to wystarczająco dobrze.Co to jest? - Zajrzała do wiadra, którepostawił wszedłszy do kuchni.- Przecież tutaj jest chyba ze trzydzieści jajek!Co z nimi zrobisz?- Zużywam tyle, ile mi trzeba, a pozostałe wysyłam na rynek alboodsprzedaję.Zmarszczyła nos.- Dlaczego są takie brudne?Wpatrywał się w nią przez chwilę i zawył ze śmiechu.- Jesteśniesamowita, Shannon Bodine.Nora Roberts 224- Rozumiem, że zadałam głupie pytanie.Umyj je.Ja ich nie dotknę.Kiedy wstawił wiadro do zlewu, Shannon nagle olśniło.Wiedziała już,skąd się biorą jajka.- Och! - Skrzywiła się i przerzuciła bekon.- Wystarczy ichna omlety.Skąd wiesz, że z tych jajek nie wylęgną się pisklęta?Zerknął na nią, żeby się upewnić, czy nie żartuje.Przygryzł język iumył następną skorupkę.- Skoro nie popiskują, możesz być spokojna.- Bardzo zabawne.- Pomyślała, że może lepiej to zignorować.Wolałamyśleć o jajkach, jako o czymś, co się wyjmuje z ładnych kartonówsprzedawanych w sklepie.- Jak zatem mam ci je przyrządzić?- Jak chcesz.Nie jestem wybredny.O, zrobiłaś herbatę.- Zapragnąłklęknąć u jej stóp.- Nie znalazłam nigdzie kawy.- Przywiozę, jak tylko pojadę do wsi.To pięknie pachnie, Shannon.Stół był już nakryty dla dwojga.Nalał herbaty.%7łałował, że nie zerwałtrochę dzikich kwiatów, które rosły w pobliżu stodoły.Usiadł, gdy Shannonniosła tacę do stołu.- Dziękuję.Shannon dosłyszała w głosie Murphy'ego pokorę, co sprawiło, żepoczuła się winna i usatysfakcjonowana jednocześnie.- Częstuj się.Ja niejadam parówek - powiedziała, zajmując miejsce.- Ale te wyglądają apetycznie.- Muszą.Pani Feeney robiła je kilka dni temu.- Robiła?- A tak.- Podał jej półmisek.- Zabili wieprza, którego tuczyli.- Uniósłbrwi ze zdziwienia, gdy zbladła.- Coś się stało?- Nie.- Szybkim ruchem odsunęła od siebie półmisek.- Są po prosturzeczy, których nie mam ochoty sobie wyobrażać.- Ach.- Uśmiechnął się przepraszająco.- Nie pomyślałem.- Powinnam do tego przywyknąć.Któregoś dnia słyszałam rozmowęBrie z jakimś facetem o wiosennych jagniętach.- Zadrżała na myśl o tym, cosię dzieje z małymi owieczkami wiosną.- Wydaje ci się to straszne, rozumiem.Ale to zwykła kolej rzeczy.Torarównież miał z tym problemy.Shannon uznała, że tosta, którego sobie zrobiła, może zjeść zespokojem.- Tak?- Nie mógł znieść myśli, że to, co wyhoduje, znajdzie się na czyimśstole.Kiedy miał kury, zbierał tylko jajka, i kury zdychały najczęściej zestarości [ Pobierz całość w formacie PDF ]