[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To tradycje Beaumontagne i Richarte.- Znów widząc jepraktykowane, poczuła ogromną tęsknotę, której tak długo się wypierała.203RS- Beaumontagne i Richarte mają te same tradycje? - Arnou pytał tak,jakby znał odpowiedz, ale starał się sprawić Sorchy przyjemność, okazujączainteresowanie.- Mają wspólną granicę.Wspólne tradycje.Wspólny język.WspólnyKościół.A ich mieszkańcy nieustannie o wszystko się kłócą.-Uśmiechnęła się szeroko, bowiem w Beaumontagne i Richarte najgłębiejzakorzenioną tradycją było narzekanie na sąsiednią nację.- Orientujeszsię, czy tutejsi ludzie przybyli z zagranicy?- Z zagranicy? - Arnou skierował na nią spojrzenie z rodzaju: Zagubiłem się".- To znaczy jakby z innego kraju niż Szkocja?- Mniejsza z tym.Dowiem się.- Popędziła konia.Na ławeczce przy studni siedziała kobieta, chlubiąca się bogactwemzmarszczek nawet na wargach, powiekach i płatkach uszu.Ksiądz wtradycyjnej czarnej sutannie oraz trzej korpulentni dżentelmeni stali,kiprując wino.Pięć zbitych w grupkę młodych kobiet, które Sorcha uznałaza siostry, obserwowało ją, chichocząc, jakby wydała im się bardzozabawna.Brzuch jednej wzdymał się tam, gdzie rosło jej dziecko.Dwiekolejne kobiety, może czterdziestoletnie, spierały się nad studziennymwiadrem.Kiedy Sorcha wjechała w środek zgromadzenia, zebrani na placuprzestali rozmawiać i utkwili w niej ostrożne spojrzenia.Uśmiechnęła się,ponieważ otaczające ją twarze odznaczały się ostrymi nosami, wysokimikośćmi policzkowymi i lekko śniadą cerą; w Sorchę wpatrywały się oczy owszelkich możliwych barwach.Choć nigdy wcześniej nie widziała tychludzi, znała ich.Należeli do najbardziej urodziwego narodu na świecie.204RS- Pochodzicie z Beaumontagne? - wypaliła.Cofnęli się, jakbyzaniepokojeni jej entuzjazmem.Wyszczerzywszy zęby w uśmiechu, Rainger postanowił się niewtrącać.Tutaj nie stanie się jej krzywda.Mieszkańcy wioski zachowywalisię nieufnie, wkrótce jednak zorientują się, z kim mają do czynienia.Wówczas zrozumieją też, jakie szczęście ich spotkało.A na razie Sorchazaleje tych ludzi kipiącą wylewnością i - jeśli się nie mylił - zdobędzie ichsobie, zanim jeszcze poznają jej imię.- Ponieważ ja jestem z Beaumontagne - zawołała.- Uszliście przedrebelią?- Niektórzy z nas przybyli z Beaumontagne, inni z Richarte.-Porzuciwszy spór nad wiadrem, jedna z kobiet w średnim wieku, koścista,o ostrym spojrzeniu i wąskich ustach, podeszła do Sorchy.- Skąd mamywiedzieć, że mówisz prawdę?- Choć znalazłem się daleko od domu, pod strzechą moich rodakówzawsze jestem u siebie - odezwała się Sorcha w ich ojczystym języku.Usłyszawszy znajome przysłowie, wypowiedziane słodkim,rytmicznym głosem, kobieta przyłożyła dłoń do serca.Wśród zebranych rozległy się pomruki.- Witamy, witamy.- Rozmówczyni Sorchy się uśmiechnęła.- Proszęmi wybaczyć ostrożność.Od dnia przybycia nie spotkaliśmy nikogo zojczyzny.Ze względów bezpieczeństwa uciekliśmy z naszych krajów iosiedliśmy tutaj, w Nowej Prosperze.A o bezpieczeństwo nie zawsze jestłatwo, gdy część ludzi w Szkocji nie lubi intruzów, inni zaś boją się osóbmówiących obcym językiem.Przez tłumek przepchnął się tęgi dżentelmen i stanął obok kobiety.205RS- Jestem Montaroe, oberżysta.A to moja żona, Tulia.Wejdzcie iuraczcie się winem.Odpocznijcie, posilcie się, a potem przekażecie namwieści z Richarte.-I z Beaumontagne - dodała Tulia.- Nic nie wiem.Od dziesięciu lat nie byłem w domu, ale właśnie siętam wybieram.- Sorcha promieniała, wygłaszając tę informację.Rainger zastanawiał się, czy dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że -jeżeli wszystko pójdzie dobrze - od powrotu dzielą ją zaledwie tygodnie.- A on? - Pan Montaroe wskazał Raingera.- On jest z Normandii - powiedziała Sorcha.Tulia zmierzyłaRaingera badawczym spojrzeniem.- Wygląda na młodzieńca z Beaumontagne - orzekła.- Nie, z Richarte - skorygował oficjalnie pan Montaroe.- Nie każdyprzystojny młody człowiek pochodzi z Beaumontagne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To tradycje Beaumontagne i Richarte.- Znów widząc jepraktykowane, poczuła ogromną tęsknotę, której tak długo się wypierała.203RS- Beaumontagne i Richarte mają te same tradycje? - Arnou pytał tak,jakby znał odpowiedz, ale starał się sprawić Sorchy przyjemność, okazujączainteresowanie.- Mają wspólną granicę.Wspólne tradycje.Wspólny język.WspólnyKościół.A ich mieszkańcy nieustannie o wszystko się kłócą.-Uśmiechnęła się szeroko, bowiem w Beaumontagne i Richarte najgłębiejzakorzenioną tradycją było narzekanie na sąsiednią nację.- Orientujeszsię, czy tutejsi ludzie przybyli z zagranicy?- Z zagranicy? - Arnou skierował na nią spojrzenie z rodzaju: Zagubiłem się".- To znaczy jakby z innego kraju niż Szkocja?- Mniejsza z tym.Dowiem się.- Popędziła konia.Na ławeczce przy studni siedziała kobieta, chlubiąca się bogactwemzmarszczek nawet na wargach, powiekach i płatkach uszu.Ksiądz wtradycyjnej czarnej sutannie oraz trzej korpulentni dżentelmeni stali,kiprując wino.Pięć zbitych w grupkę młodych kobiet, które Sorcha uznałaza siostry, obserwowało ją, chichocząc, jakby wydała im się bardzozabawna.Brzuch jednej wzdymał się tam, gdzie rosło jej dziecko.Dwiekolejne kobiety, może czterdziestoletnie, spierały się nad studziennymwiadrem.Kiedy Sorcha wjechała w środek zgromadzenia, zebrani na placuprzestali rozmawiać i utkwili w niej ostrożne spojrzenia.Uśmiechnęła się,ponieważ otaczające ją twarze odznaczały się ostrymi nosami, wysokimikośćmi policzkowymi i lekko śniadą cerą; w Sorchę wpatrywały się oczy owszelkich możliwych barwach.Choć nigdy wcześniej nie widziała tychludzi, znała ich.Należeli do najbardziej urodziwego narodu na świecie.204RS- Pochodzicie z Beaumontagne? - wypaliła.Cofnęli się, jakbyzaniepokojeni jej entuzjazmem.Wyszczerzywszy zęby w uśmiechu, Rainger postanowił się niewtrącać.Tutaj nie stanie się jej krzywda.Mieszkańcy wioski zachowywalisię nieufnie, wkrótce jednak zorientują się, z kim mają do czynienia.Wówczas zrozumieją też, jakie szczęście ich spotkało.A na razie Sorchazaleje tych ludzi kipiącą wylewnością i - jeśli się nie mylił - zdobędzie ichsobie, zanim jeszcze poznają jej imię.- Ponieważ ja jestem z Beaumontagne - zawołała.- Uszliście przedrebelią?- Niektórzy z nas przybyli z Beaumontagne, inni z Richarte.-Porzuciwszy spór nad wiadrem, jedna z kobiet w średnim wieku, koścista,o ostrym spojrzeniu i wąskich ustach, podeszła do Sorchy.- Skąd mamywiedzieć, że mówisz prawdę?- Choć znalazłem się daleko od domu, pod strzechą moich rodakówzawsze jestem u siebie - odezwała się Sorcha w ich ojczystym języku.Usłyszawszy znajome przysłowie, wypowiedziane słodkim,rytmicznym głosem, kobieta przyłożyła dłoń do serca.Wśród zebranych rozległy się pomruki.- Witamy, witamy.- Rozmówczyni Sorchy się uśmiechnęła.- Proszęmi wybaczyć ostrożność.Od dnia przybycia nie spotkaliśmy nikogo zojczyzny.Ze względów bezpieczeństwa uciekliśmy z naszych krajów iosiedliśmy tutaj, w Nowej Prosperze.A o bezpieczeństwo nie zawsze jestłatwo, gdy część ludzi w Szkocji nie lubi intruzów, inni zaś boją się osóbmówiących obcym językiem.Przez tłumek przepchnął się tęgi dżentelmen i stanął obok kobiety.205RS- Jestem Montaroe, oberżysta.A to moja żona, Tulia.Wejdzcie iuraczcie się winem.Odpocznijcie, posilcie się, a potem przekażecie namwieści z Richarte.-I z Beaumontagne - dodała Tulia.- Nic nie wiem.Od dziesięciu lat nie byłem w domu, ale właśnie siętam wybieram.- Sorcha promieniała, wygłaszając tę informację.Rainger zastanawiał się, czy dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że -jeżeli wszystko pójdzie dobrze - od powrotu dzielą ją zaledwie tygodnie.- A on? - Pan Montaroe wskazał Raingera.- On jest z Normandii - powiedziała Sorcha.Tulia zmierzyłaRaingera badawczym spojrzeniem.- Wygląda na młodzieńca z Beaumontagne - orzekła.- Nie, z Richarte - skorygował oficjalnie pan Montaroe.- Nie każdyprzystojny młody człowiek pochodzi z Beaumontagne [ Pobierz całość w formacie PDF ]