[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ot, parę przymiarek i trochę roboty w Stowarzyszeniu, która może poczekać do jutra.- Brie, nie musisz się przede mną usprawiedliwiać, kiedy chcesz wziąć dzień wolnego.- Armand serdecznie ujął córkę za rękę.- Czy zbyt wiele od ciebie wymagałem?- Nie.- Pokręciła głową.- Właściwie nie wiem.- Bycie jednocześnie ojcem i władcą jeszcze nigdy nie było tak trudne.- Na krótkąchwilę zacisnął palce na jej dłoni.- Jeśli zechcesz, mógłbym cię zabrać stąd na parę tygodni.Na przykład w rejs albo na Sardynię, do letniego domu.Powinna mu przypominać, że nie pamięta domu na Sardynii, lecz tylko sięuśmiechnęła.- Nie ma takiej potrzeby.- Pokręciła głową.- Doktor Franco zapewne mówił ci, żejestem silna jak koń.- A doktor Kijinsky dodał, że dręczą cię złe sny.Wzięła głęboki oddech i postanowiłanie żałować, że wyznała wszystko psychoanalitykowi.- Trzeba czasu, żeby uleczyć niektóre rany.Nie mógł jej błagać, by rozmawiała z nim tak szczerze jak z Reeve'em.Takie odruchymuszą wyjść z potrzeby serca.Z drugiej strony nie potrafił zapomnieć, jak wdrapywała musię na kolana, wtulała w ramiona i dawała upust dziecięcej potrzebie zwierzania się. - Wyglądasz na zmęczoną, córeczko - powiedział z troską.- Zwieże powietrze dobrzeci zrobi.Pojedziecie na farmę?- Tak.- Widział jej determinację i szanował ją, a jednocześnie obawiał się jej.- Kiedy wrócisz, opowiesz mi, co sobie przypomniałaś, co czułaś? - zapytałniepewnie.- Tak, naturalnie.Przez wzgląd na kobietę w szmaragdowej sukni, która tuliła ją do snu, Brie ucałowałaojca w policzek.- Nie martw się o mnie, będę z Reeve'em.Armand, walcząc z poczuciem odtrącenia,patrzył, jak córka znika w głębi korytarza.Lokaj otworzył przed nią drzwi i rozpłynęła się wpromieniach wpadającego do wnętrza słońca.Przez dłuższą chwilę jechali w milczeniu.Wóz sunął krętą drogą wzdłuż smaganegowiatrem wybrzeża.Miasto Cordina zostało za nimi, podobnie jak port w Lebarre.Co jakiśczas mijali domki otoczone zadbanymi, pięknie utrzymanymi ogrodami.Tą właśnie drogąuciekała wtedy, w nocy.Reeve zastanawiał się, czy Brie o tym wie.Dla niej jednak wszystko tu było obce.Nie widziała nic, co mogłoby wytłumaczyćnarastające napięcie.Skaliste wzgórza miały dziki, niepowtarzalny urok.Nerwowo skubałapasek torebki.- Czy mam się zatrzymać, Gabriello? A może wolałabyś pojechać gdzie indziej?Odwróciła się, aby za moment znów wbić wzrok w drogę.- Ależ skąd! Cordina to piękny kraj, nie sądzisz?- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co cię gryzie?- Sama nie wiem.Czuję dziwny niepokój, zupełnie jakby ktoś zaglądał mi przezramię.Reeve uznał, że przyszła pora na szczerość.- Tą drogą biegłaś tamtej nocy - oznajmił.- Biegłam do miasta, czy w przeciwną stronę? Zerknął na nią.Nie przypuszczał, że oto zapyta.Z każdym dniem coraz bardziej podziwiał umysł tej kobiety.- Do miasta.Zemdlałaś pięć kilometrów od Lebarre.Skinęła głową.- A więc miałam szczęście.Albo pamiętałam wystarczająco dużo, żeby wybraćwłaściwy kierunek.Reeve, dziś rano.Czyżby żałowała? Zacisnął dłonie na kierownicy.- Tak, słucham. - W pokoju czekała na mnie niania.Poczuł, że nie jest w stanie pohamować rozbawienia.- I.?- Rozmawiałyśmy.Czasami wieczorem przynosi mi ciepłe mleko, bo mam trudności zzasypianiem.Ale jak wiadomo, wczorajszej nocy miałam zupełnie inne rzeczy w głowie.-Uśmiechnęła się blado.- Przyniosła mi też moją starą lalkę.- Powoli, pragnąc, by zrozumiałkażde słowo, opowiedziała mu, co sobie przypomniała.- Tylko tyle i aż tyle - zakończyła.-Lecz tym razem nie było to wrażenie ani sen.Naprawdę widziałam każdy szczegół.- Mówiłaś już komuś o tym?- Nie.- Powiesz jutro doktorowi Kijinskiemu.Słowa Reeve'a zabrzmiały jak rozkaz, lecz Brie wiedziała, że nie powinna się obrażać.- Dobrze.Myślisz, że zaczynam odzyskiwać pamięć?Gdy opowiadała rozmowę z nianią, zwolnił, a teraz z powrotem przyspieszył.Skałymigały za oknami.- Myślę, że jesteś coraz silniejsza.Przypomina ci się to, czemu byłaś w stanie stawićczoła.Z czasem przypomnisz sobie inne rzeczy.- Tak myślisz?- Jestem tego pewien - potwierdził.A kiedy tak się stanie, nie będzie go jużpotrzebowała.Zadanie wykonane, ochroniarz może odejść.Farma, jego wymarzona farma.Nagle uświadomił sobie, że czuje się, jakby nie byłna niej od kilku lat, a nie tygodni.Oczami wyobrazni widział puste, samotne miejsce, zktórego cisza i spokój zniknęły raz na zawsze.Kiedy wróci, nie będzie już tym samym czło-wiekiem.Inne też będą jego pragnienia.Skręcił w wąską szosę, a potem w polną drogę.Zostawili morze za plecami.Zwolnił,ostrożnie prowadząc auto po wybojach.W miarę oddalania się od wybrzeża milkł szumdrzew, a huk fal ustępował miejsca ciszy.Wzgórza stawały się coraz bardziej zielone, akrajobraz pogodniejszy.Słyszeli szczekanie psa i niskie, głębokie muczenie krowy.Poczuł sięprawie jak w domu.Nagle ich oczom ukazało się zielone, zarośnięte pole, do którego przylegał gęstyszpaler drzew.- To tu?- Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl