[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeci news.Reinhart T.ponownie - i chyba już ostatecznie - przyznał się do winy.- Dlaczego ostatecznie?Słowa rzucone z drugiego rzędu mogłyby zostać zignorowane, jako że jeszcze nienadszedł czas na zadawanie pytań, ale rzecznik o długim nosie chyba czekał na taki właśniewtręt.- Podczas zorganizowanej w dniu wczorajszym wizji lokalnej podejrzany wskazałmiejsce, z którego oddał śmiertelny strzał z zabezpieczonego już przez nas karabinu.Jest tobudynek prywatny stojący na wzniesieniu w pewnej odległości od miejscowości Psie Głowy.Funkcjonariusze policji odnalezli we wskazanym miejscu łuskę, pobrano także odciskipalców, które są jeszcze badane, ale - nie uprzedzając zdarzeń - zaryzykuję twierdzenie,że wynik tych badań jest przesądzony.- Wcześniej tylu tam szukało i nic!- On jest podobno wariatem!Nieeleganckie uwagi - tym razem ciśnięte z ostatniego rzędu - nie tylko niewyprowadzają rzecznika z równowagi, ale wręcz wprawiają w zadowolenie.- Cieszę się, że będę miał możliwość sprostowania niepopartych żadnymi dowodamistwierdzeń jednego z dziennikarzy.Otóż nie mamy żadnych, powtarzam, żadnych informacjiani ze strony niemieckiej, ani polskiej, aby podejrzany Reinhart Tormbla.chciałempowiedzieć, Reinhart T., był psychiatrycznie leczony po którejkolwiek stronie granicy.- Protokół przesłuchania i xanax. Jeden z dziennikarzy - siedzący pod ścianą na własnym, zwiniętym w kłąb płaszczuTaczalski - mówi to cicho, jakby do siebie, ale i tak oczy wszystkich kierują się ku jegokamiennej twarzy.Maciej jeszcze przed konferencją ostrzegał swego wspólnika MikołajaKrzaka, że konferencja ta skończy się zapewne linczem na nich obu.Mimo to trzeba pójść.Mikołaj nie przyszedł.Doszedł do wniosku, że nie utrzyma nerwów na wodzy.Trzebamu oddać: życie od rana nim huśtało.Po porannym kolegium na trzecim piętrzemacierzystego biurowca koledzy z redakcji papierowej poklepywali Mikusia po ramieniui gratulowali czołówkowego tekstu.O wpół do pierwszej sam zastępca naczelnego zszedłz nim na lunch do stołówki i przy deserze zamówił duży follow-up.Na kolumnę.Mikuś już, już się miał zabierać do roboty, czyli po prostu - chwycić za telefondo Macieja, kiedy przybiegła dyżurna serwisu z pierwszą niepokojącą informacją: prokuraturai policja szykują agresywne dementi.Potem coraz gorsze wieści zaczęły się mnożyć jakkróliki.Okazało się, że Maja Szalawska z całą pewnością nie siedziała w ściganympo warszawskich ulicach samochodzie marki Volkswagen Transporter.Gliny dogoniłyi otoczyły ten wóz na ulicy Marymonckiej.Nie było tam - jak napisał Mikołaj w swymtekście - kobiety i mężczyzny.Protokół z opisem akcji nie pozostawia wątpliwości:w furgonetce siedziała sobie spokojnie siedmioosobowa rodzina wracająca z weselaw Radomiu do rodzinnego Płońska.Zatrzymani zostali przeproszeni i wypuszczenido domów.Kolejna, jeszcze paskudniejsza sprawa: znalezli się świadkowie, którzy twierdzą,że widzieli Szalawską wsiadającą do pociągu na Centralnym.Po prostu wyjechałaz Warszawy - wolna i przez nikogo nie porwana.A pózniej, gdzieś na północ od Kutna,przesiadła się do samochodu, pózniej rozbitego.Zapewne z własnej woli.- To też był półciężarowy volkswagen, więc jakoś tam można wytłumaczyć pomyłkętwego informatora - radośnie i z udawaną konfidencją zakończył dołowanie Mikołaja starszyod niego reporter zajmujący się na co dzień prokuraturą.- A Włoczławek? - Krzak zapytał krótko i przez ściśnięte gardło.- Też kula w płot.Niestety.Naprawdę ci nie zazdroszczę, Mikuś.Strzelanka.- długiewestchnienie -.odbyła się bez udziału Szalawskiej.I raczej nie ma nic wspólnegoze Skurwysynami.- Tylko czo.?- Lokalna psiarnia zrobiła obławę na fabrykę amfy.Właśnie to będę pisał.Mikołaj opuścił głowę i nie podziękował za wyjaśnienia.Pół godziny przedkonferencją czworga rzeczników zamknął się w boksie wypoczywającego akurat na nartachwydawcy serwisu, dając kolegom do zrozumienia, że potrzebuje spokoju, by zacząć pisaćjutrzejszą dokrętkę.Faktycznie zastygł na krześle, tępo wpatrzony w porozklejane na ścianiezdjęcia, grafiki i wycinki ze starych numerów Wyborczej.Nawet nie włączył komputera.Chciało mu się zasnąć, zapłakać albo wyparować z budynku.Już wiedział, że nie będzie pisałżadnych dokrętek, tylko odpowiedz na gigantyczne sprostowanie.Maciej Taczalski postanowił wystawić pierś za nich obu.Przez dwa ostatnie dni udzielił sześciu wywiadów - w radiu i w sieci, bo żadnatelewizja go nie zaprosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Trzeci news.Reinhart T.ponownie - i chyba już ostatecznie - przyznał się do winy.- Dlaczego ostatecznie?Słowa rzucone z drugiego rzędu mogłyby zostać zignorowane, jako że jeszcze nienadszedł czas na zadawanie pytań, ale rzecznik o długim nosie chyba czekał na taki właśniewtręt.- Podczas zorganizowanej w dniu wczorajszym wizji lokalnej podejrzany wskazałmiejsce, z którego oddał śmiertelny strzał z zabezpieczonego już przez nas karabinu.Jest tobudynek prywatny stojący na wzniesieniu w pewnej odległości od miejscowości Psie Głowy.Funkcjonariusze policji odnalezli we wskazanym miejscu łuskę, pobrano także odciskipalców, które są jeszcze badane, ale - nie uprzedzając zdarzeń - zaryzykuję twierdzenie,że wynik tych badań jest przesądzony.- Wcześniej tylu tam szukało i nic!- On jest podobno wariatem!Nieeleganckie uwagi - tym razem ciśnięte z ostatniego rzędu - nie tylko niewyprowadzają rzecznika z równowagi, ale wręcz wprawiają w zadowolenie.- Cieszę się, że będę miał możliwość sprostowania niepopartych żadnymi dowodamistwierdzeń jednego z dziennikarzy.Otóż nie mamy żadnych, powtarzam, żadnych informacjiani ze strony niemieckiej, ani polskiej, aby podejrzany Reinhart Tormbla.chciałempowiedzieć, Reinhart T., był psychiatrycznie leczony po którejkolwiek stronie granicy.- Protokół przesłuchania i xanax. Jeden z dziennikarzy - siedzący pod ścianą na własnym, zwiniętym w kłąb płaszczuTaczalski - mówi to cicho, jakby do siebie, ale i tak oczy wszystkich kierują się ku jegokamiennej twarzy.Maciej jeszcze przed konferencją ostrzegał swego wspólnika MikołajaKrzaka, że konferencja ta skończy się zapewne linczem na nich obu.Mimo to trzeba pójść.Mikołaj nie przyszedł.Doszedł do wniosku, że nie utrzyma nerwów na wodzy.Trzebamu oddać: życie od rana nim huśtało.Po porannym kolegium na trzecim piętrzemacierzystego biurowca koledzy z redakcji papierowej poklepywali Mikusia po ramieniui gratulowali czołówkowego tekstu.O wpół do pierwszej sam zastępca naczelnego zszedłz nim na lunch do stołówki i przy deserze zamówił duży follow-up.Na kolumnę.Mikuś już, już się miał zabierać do roboty, czyli po prostu - chwycić za telefondo Macieja, kiedy przybiegła dyżurna serwisu z pierwszą niepokojącą informacją: prokuraturai policja szykują agresywne dementi.Potem coraz gorsze wieści zaczęły się mnożyć jakkróliki.Okazało się, że Maja Szalawska z całą pewnością nie siedziała w ściganympo warszawskich ulicach samochodzie marki Volkswagen Transporter.Gliny dogoniłyi otoczyły ten wóz na ulicy Marymonckiej.Nie było tam - jak napisał Mikołaj w swymtekście - kobiety i mężczyzny.Protokół z opisem akcji nie pozostawia wątpliwości:w furgonetce siedziała sobie spokojnie siedmioosobowa rodzina wracająca z weselaw Radomiu do rodzinnego Płońska.Zatrzymani zostali przeproszeni i wypuszczenido domów.Kolejna, jeszcze paskudniejsza sprawa: znalezli się świadkowie, którzy twierdzą,że widzieli Szalawską wsiadającą do pociągu na Centralnym.Po prostu wyjechałaz Warszawy - wolna i przez nikogo nie porwana.A pózniej, gdzieś na północ od Kutna,przesiadła się do samochodu, pózniej rozbitego.Zapewne z własnej woli.- To też był półciężarowy volkswagen, więc jakoś tam można wytłumaczyć pomyłkętwego informatora - radośnie i z udawaną konfidencją zakończył dołowanie Mikołaja starszyod niego reporter zajmujący się na co dzień prokuraturą.- A Włoczławek? - Krzak zapytał krótko i przez ściśnięte gardło.- Też kula w płot.Niestety.Naprawdę ci nie zazdroszczę, Mikuś.Strzelanka.- długiewestchnienie -.odbyła się bez udziału Szalawskiej.I raczej nie ma nic wspólnegoze Skurwysynami.- Tylko czo.?- Lokalna psiarnia zrobiła obławę na fabrykę amfy.Właśnie to będę pisał.Mikołaj opuścił głowę i nie podziękował za wyjaśnienia.Pół godziny przedkonferencją czworga rzeczników zamknął się w boksie wypoczywającego akurat na nartachwydawcy serwisu, dając kolegom do zrozumienia, że potrzebuje spokoju, by zacząć pisaćjutrzejszą dokrętkę.Faktycznie zastygł na krześle, tępo wpatrzony w porozklejane na ścianiezdjęcia, grafiki i wycinki ze starych numerów Wyborczej.Nawet nie włączył komputera.Chciało mu się zasnąć, zapłakać albo wyparować z budynku.Już wiedział, że nie będzie pisałżadnych dokrętek, tylko odpowiedz na gigantyczne sprostowanie.Maciej Taczalski postanowił wystawić pierś za nich obu.Przez dwa ostatnie dni udzielił sześciu wywiadów - w radiu i w sieci, bo żadnatelewizja go nie zaprosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]