[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A pewnego dnia wyszła zdomu i tylko zadzwoniła, \e nie wraca. Mam miłość - powiedziała kole\ankom - mogłabymgo gładzić po głowie".I pisała dla niego  Listy śpiewające".Była dochodzącą mamą.Córka ją znienawidziła.Po kilku latach między matką a Agatą  jakoś się uło\yło", spotykały sięprawie codziennie, mama woziła ją do Pary\a, Wenecji.i traktowała jak  jednostkęautonomiczną", nic nie narzucając.A tata kazał się uczyć i składać w kostkę ciuchy.Osiecka wyje\d\ała za granicę nawet wtedy, kiedy nie wypuszczano nikogo, kto niebył związany z re\ymem.Przy okazji przewoziła zakazane maszynopisy i ksią\ki, naprzykład do paryskiej  Kultury" i stamtąd do kraju.Odkąd wyszła za Passenta, ZygmuntHertz ju\ nie mówił o niej  moja Agnieszka", tylko  pani Passentowa".Jeszcze w 1968 rokubyła dla Hertza  facetką, którą mo\na pokazać: jest błyskotliwa, dowcipna, złośliwa,skończyła, jakby nie było, trzy wydziały: polonistykę, dziennikarstwo i szkołę filmową".Aleju\ w 1970 roku Hertz doszedł do wniosku, \e  rozmaite Agnieszki są tak błyszczące, bosiedzą w czarnym narodowym tle.W moim okresie rosyjskim - w wilczych czasach iwilczych stosunkach międzyludzkich, kiedy wszyscy byli głodni, facet, który pomógł, dałchleb czy podarował igłę do cerowania, (.) wyrastał na wspaniałego faceta.Tak i tu - na tletego całego smrodu kilku ludzi o ludzkich odruchach urasta do bohaterów powieści dlamłodzie\y".Z czasem oceny Hertza przybierały na ostrości, o tych samych osobach mówiłjako o ludziach,  którymi dyrygują mieszkaniem, wystawieniem sztuki, akceptowaniemtekstu do TV czy piosenki.Chcesz zarabiać? Owszem, ale po naszej linii.Jak patrzę na towszystko razem - kilkunastu nie zgodziło się na warunki, ale warszawski Związek Literatówmiał rok czy dwa lata temu około 700 członków.Pokupowali porządnych ludzi - Jarek,(Jarecki Andrzej, jeden z twórców STS-u), Osiecka, z ludzi, których znam dobrze - myślę, \eopłacają się KOR-owi, \eby mieć czyste sumienie".Osiecka suma wiedziała, \e  przyzwoitość nakazywałaby być bardziej opozycyjną".Tłumaczyła się:  Jestem strasznym tchórzem, wszystko bym podpisała, \eby mnie nie bili".Azamiast walczyć pisała:  Pijmy wino za kolegów".Ale te\ chodziła na imieniny doMieczysława Rakowskiego.Do Czesława Kiszczaka poszła, by wstawić się za znajomympoetą.Kiszczak powiedział:  Coś za coś" i za\ądał kasety z jej piosenkami, a poetę zwolnił zInterny.W przypadku Michnika jej się jednak nie udało.Niektórzy oskar\ali ją o nihilizm,brak ideowości, kolaborację.ale większość jednak wszystko Osieckiej wybaczała i nadalmruczała przeboje z jej tekstami.Nie chcieli prawdy o niej, woleli jej twórczość.Dla Agnieszki liczyli się tylko mę\czyzni.Kobiety miały u niej  swoje pięć minut".Przez następne czternaście lat kochała  jak potępieniec" pewnego Zbyszka.Zbyszek ją rzucił,ale gdyby wrócił i poprosił, aby go zawiozła do Uzbekistanu, nawet by się nie wahała.Mając więcej przyjaciół ni\ inni znajomych, czuła się samotna.W trakcie najlepszejzabawy nagle milkła, posępniała, myślami była gdzieś tam.albo znikała, nie mówiąc, dokądidzie.Przyjazniła się z coraz młodszymi, bo ludzie w jej wieku mówili ju\ tylko o chorobach io śmierci.I coraz częściej zachodziła do baru  Sax" na Francuskiej, przystani dziwnych ludzi,od szewca po artystę, których łączyło to, \e wszyscy pili.Przyszedł czas, \e zjawiała się tamo ósmej rano, siadała na  swoim" krześle i zamawiała na początek  D\in dobry", czyli d\in ztonikiem.W barze  Expresso" przy rondzie Waszyngtona wysypywała zawartość torebki nastół, mówiąc:  To dla was.Bawmy się, póki pora".Propozycję odwyku kwitowała krótko: W \yciu".Dopiero kiedy dowiedziała się, \e jest chora, przestała pić.Do końca wierzyła, \ezdoła pokonać tę  miss wykidajło".Ostatnie słowa, jakie wymówiła, nim zniknęła na zawsze,to:  Do dupy".Wcześniej zdą\yła napisać: Jacyśmy byli, przyjaciele moi, (.)czy nas pamięta jeszcze kto?Czy nas legenda pięknie przystroi,czy popłyniemy gdzieś na dno?Myśmy \yli jak na wietrze,myśmy \yli niezbyt grzecznie, myśmy \yli niebezpiecznie,ale jak!Co się na\yłam, to się na\yłam,co nawarzyłam, to nawarzyłam,co naprawiłam, to moje!Co zapłaciłam, to zapłaciłam,co przebaczyłam, to przebaczyłam,a co pamiętam - to moje".MIAOZ JAK SMAK WHISKYLuise Schaffer pewnie wyszłaby za chłopaka, z którym była zaręczona, bo to byłbardzo miły chłopak.Jej rodzice go lubili i dobrze znali, gdy\ wychował się w sąsiedztwie;tak jak Luise, w Longmeadow w Massachusetts.Mieszkaliby w małym miasteczku, gdziematka narzeczonego wybudowała dla nich dom.Chłopak pracowałby w fabryce teścia.Dziśpewnie byłby jej właścicielem.Mieliby ju\ inny, wielki dom, mnóstwo pieniędzy,podró\owaliby po świecie, mieliby kilkoro dzieci.Tak by pewnie było, gdyby w 1959 roku Luise nie została zaraz po śmierci ojcawysłana na trzymiesięczne wakacje do rodziny w Izraelu.Jej rodzice pochodzili z polskichśydów, którzy pod koniec ubiegłego stulecia wyjechali do Ameryki.W Tel Awiwie zaśmieszkali kuzyni, którzy uciekli tam od wspomnień i Holocaustu.Wytatuowane naprzedramionach numery obozowe przyprawiały niespełna osiemnastoletnią Luise o dreszcze.A ona w odległym kraju miała zapomnieć o smutku po stracie ojca.Do południa pracowała w agencji turystycznej, a popołudniami chodziła z izraelskimikole\ankami na pla\ę w dole ulicy Hayaarkon, przy hotelu Dan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl