[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To mu się wydawać znowu poczynało, że ciężka aksamitna portiera, za-słaniająca drzwi, wydyma się tak dziwnie, jakby się za nią krył człowiek.Uśmiechnął się z własnego złudzenia i znowu leżał Spokojnie, przy-tłumiwszy światło.Nie mógł jednak zasnąć.Godziny płynęły tak strasznie wolno, że wydawały mu sięnieskończonością.I nie uspakajał się zupełnie, a nawet to zdenerwowanie i te wszyst-kie obawy wzrastały stopniowo i z wolna zamieniały się w jednąobawę śmierci.Zdawało mu się, że zaraz umrze, i tak jasno to zobaczył, tak nimta straszna myśl zatrzęsła, tak go oszołomiła, że zerwał się z łóżka,jakby chciał uciekać, trząsł się cały z trwogi i zaczął gwałtowniedzwonić na dyżurnego lokaja, śpiącego na dole.- Idz prędko, niech tutaj zaraz przyjdzie doktór - wołał sinymiustami.A gdy po pewnym czasie przyszedł Hamerstein, rzekł mu:- Mnie coś jest! Obejrzyj no mnie i zaradz.- Nic nie widzę - odpowiedział zaspany doktor, obejrzawszy godosyć starannie.Bucholc zaczął mu opowiadać swój stan.- Jak się pan prezes wyśpi, to i wszystko przejdzie.- Głupiś! - odparł mu porywczo Bucholc, ale wielką dozę chloraluzażył i wkrótce zaraz zasnął.305Władysław Stanisław ReymontBorowiecki, zmęczony nadprogramową pracą, pojechał do miastana herbatę.U Roszkowskiego pusto było już w tej godzinie, tylko w ostatnimpokoju cukierni za lustrem siedziało trzech mężczyzn: Wysocki,Dawid Halpern i Myszkowski, inżynier z fabryki barona Meyera.Przysiadł się do nich, bo znał dwóch ostatnich, a z Wysockim zarazgo poznajomili.Dawid Halpern, pochylony nad stolikiem, bił w niego chudymi rę-kami i prawie krzyczał:- Pan, panie Myszkowski, nie wie, co daje ta praca w Aodzi, bo pan wie-dzieć nie chce, ale ja pana zaraz przekonam, ja panu pokażę rezultaty!Wyjął z pugilaresu kilka wycinków z Kuriera i podsuwając mupod oczy czytał:- Słuchaj pan: Od dnia 22 do 28 wywieziono z Aodzi: wyrobówżelaznych 1791 pudów, przędzy 11 614 pudów, wyrobów bawełnia-nych 22 852 pudów, wyrobów wełnianych 10 309 pudów. To panunic nie mówi, to się samo zrobiło! A ja panu pokażę, co przez tentydzień robiono w Aodzi.- Nie nudz pan swoją statystyką.Chłopiec, kawy trzy! Pan Borowieckinapije się z nami?- Ja tylko parę cyfr panu przeczytam, słuchajcie, panowie, bo to tylewarto co Biblia, a może i trochę więcej: Przywóz następujący: weł-ny 11 719 pudów, przędzy 12 333, żelaza 7303, maszyn 4618, smarów8771, mąki 36 117, zboża 8794, owsa 18 685, drzewa razem 36850,bawełny surowej 120682, węgla kamiennego l 032 360 pudów. Takiecyfry głośno dzwonią, to jest ładny papier taki wykaz; Aódz musimieć dobry brzuch, żeby to wszystko przetrawić, to trzeba trochępracować, a pan mówi, że tylko głupi pracują.- I bydło, pędzone batem - mówił spokojnie Myszkowski popijając kawę.- Aj, aj, co pan wygaduje! Jakim batem, gdzie bat! Ludzie musząrobić, no, powiedz pan, co by robił taki prosty cham, żeby on niemusiał robić! On zgniłby z próżniactwa i zdechłby z głodu.306ZIEMIA OBIECANA- Daj pan pokój! Pan się zachwycaj pracowitością Aodzi, wysławiajpan dalej swoje cudowne miasteczko, całuj pan po rękach każdego,który tylko zechce zostać milionerem, i gadaj pan, że ci milionerzymają dlatego miliony, że najwięcej pracowali.- Bo oni dlatego właśnie mają, skąd by inaczej je wzięli! - krzyczałzaperzony.- Bo są głupsi od swoich robotników i dlatego mają pieniądze.- Ja już nic pana nie rozumiem.Jak pana szanuję, panie Myszkowski,ja nic nie rozumiem, co pan mówi.Ja dotychczas wiedziałem, żejak kto pracuje, to ma, a jak kto pracuje i jest mądry, to ma jeszczewięcej, a jak kto jest bardzo mądry i bardzo pracuje, to robi miliony!- krzyczał głośno Halpern.- O co panom idzie? - zapytał Borowiecki nie mogąc się połapać.- Ja twierdzę, że wszyscy milionerzy, wszyscy pracujący całym wy-siłkiem swoich i cudzych mięśni i władz - są głupcami, są kretyna-mi.Pan Dawid Halpern dowodzi przeciwnie.Wygaduje bajecznebrednie na czegć pracy i stawia na ołtarzu bydlęta gnijące na pod-ściółce z pieniędzy i każe mi ich podziwiać.- A prawda musi być w pośrodku! - wtrącił milczący dotychczasWysocki.- Idz pan do nieba z tą swoją średnią prawdą.Jest się bydlęciem zu-pełnym albo człowiekiem, przejść nie ma w naturze, chyba we łbachzidiociałych ideologów.- Panie Myszkowski, ja muszę pana przekonać, że fabrykant, żeczłowiek, który chce zrobić miliony, robi więcej sto razy niż robot-nik i że jego trzeba szanować.- Daj mi pan spokój z głupcami, którzy się zapracowują na to,aby zrobić pieniądze, mów mi pan lepiej o wszelkich boskichstworzeniach, które pracują tyle tylko, żeby wyżyć, one mająrozum.- Panie Myszkowski, żebyś pan miał miliony, tobyś pan inaczejmówił.307Władysław Stanisław Reymont- Szanuję pana, ale mogę panu powiedzieć głupstwo, jak panbędziesz gadał rzeczy, których pan nie rozumie.Miałem do-syć pieniądzy i puściłem je, ot tak! - dmuchnął dymem w oczyHalpernowi.- Spytaj się pan Kurowskiego, myśmy razem je puszczali.Ja dbamo pieniądze tyle co o deszcz wczorajszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To mu się wydawać znowu poczynało, że ciężka aksamitna portiera, za-słaniająca drzwi, wydyma się tak dziwnie, jakby się za nią krył człowiek.Uśmiechnął się z własnego złudzenia i znowu leżał Spokojnie, przy-tłumiwszy światło.Nie mógł jednak zasnąć.Godziny płynęły tak strasznie wolno, że wydawały mu sięnieskończonością.I nie uspakajał się zupełnie, a nawet to zdenerwowanie i te wszyst-kie obawy wzrastały stopniowo i z wolna zamieniały się w jednąobawę śmierci.Zdawało mu się, że zaraz umrze, i tak jasno to zobaczył, tak nimta straszna myśl zatrzęsła, tak go oszołomiła, że zerwał się z łóżka,jakby chciał uciekać, trząsł się cały z trwogi i zaczął gwałtowniedzwonić na dyżurnego lokaja, śpiącego na dole.- Idz prędko, niech tutaj zaraz przyjdzie doktór - wołał sinymiustami.A gdy po pewnym czasie przyszedł Hamerstein, rzekł mu:- Mnie coś jest! Obejrzyj no mnie i zaradz.- Nic nie widzę - odpowiedział zaspany doktor, obejrzawszy godosyć starannie.Bucholc zaczął mu opowiadać swój stan.- Jak się pan prezes wyśpi, to i wszystko przejdzie.- Głupiś! - odparł mu porywczo Bucholc, ale wielką dozę chloraluzażył i wkrótce zaraz zasnął.305Władysław Stanisław ReymontBorowiecki, zmęczony nadprogramową pracą, pojechał do miastana herbatę.U Roszkowskiego pusto było już w tej godzinie, tylko w ostatnimpokoju cukierni za lustrem siedziało trzech mężczyzn: Wysocki,Dawid Halpern i Myszkowski, inżynier z fabryki barona Meyera.Przysiadł się do nich, bo znał dwóch ostatnich, a z Wysockim zarazgo poznajomili.Dawid Halpern, pochylony nad stolikiem, bił w niego chudymi rę-kami i prawie krzyczał:- Pan, panie Myszkowski, nie wie, co daje ta praca w Aodzi, bo pan wie-dzieć nie chce, ale ja pana zaraz przekonam, ja panu pokażę rezultaty!Wyjął z pugilaresu kilka wycinków z Kuriera i podsuwając mupod oczy czytał:- Słuchaj pan: Od dnia 22 do 28 wywieziono z Aodzi: wyrobówżelaznych 1791 pudów, przędzy 11 614 pudów, wyrobów bawełnia-nych 22 852 pudów, wyrobów wełnianych 10 309 pudów. To panunic nie mówi, to się samo zrobiło! A ja panu pokażę, co przez tentydzień robiono w Aodzi.- Nie nudz pan swoją statystyką.Chłopiec, kawy trzy! Pan Borowieckinapije się z nami?- Ja tylko parę cyfr panu przeczytam, słuchajcie, panowie, bo to tylewarto co Biblia, a może i trochę więcej: Przywóz następujący: weł-ny 11 719 pudów, przędzy 12 333, żelaza 7303, maszyn 4618, smarów8771, mąki 36 117, zboża 8794, owsa 18 685, drzewa razem 36850,bawełny surowej 120682, węgla kamiennego l 032 360 pudów. Takiecyfry głośno dzwonią, to jest ładny papier taki wykaz; Aódz musimieć dobry brzuch, żeby to wszystko przetrawić, to trzeba trochępracować, a pan mówi, że tylko głupi pracują.- I bydło, pędzone batem - mówił spokojnie Myszkowski popijając kawę.- Aj, aj, co pan wygaduje! Jakim batem, gdzie bat! Ludzie musząrobić, no, powiedz pan, co by robił taki prosty cham, żeby on niemusiał robić! On zgniłby z próżniactwa i zdechłby z głodu.306ZIEMIA OBIECANA- Daj pan pokój! Pan się zachwycaj pracowitością Aodzi, wysławiajpan dalej swoje cudowne miasteczko, całuj pan po rękach każdego,który tylko zechce zostać milionerem, i gadaj pan, że ci milionerzymają dlatego miliony, że najwięcej pracowali.- Bo oni dlatego właśnie mają, skąd by inaczej je wzięli! - krzyczałzaperzony.- Bo są głupsi od swoich robotników i dlatego mają pieniądze.- Ja już nic pana nie rozumiem.Jak pana szanuję, panie Myszkowski,ja nic nie rozumiem, co pan mówi.Ja dotychczas wiedziałem, żejak kto pracuje, to ma, a jak kto pracuje i jest mądry, to ma jeszczewięcej, a jak kto jest bardzo mądry i bardzo pracuje, to robi miliony!- krzyczał głośno Halpern.- O co panom idzie? - zapytał Borowiecki nie mogąc się połapać.- Ja twierdzę, że wszyscy milionerzy, wszyscy pracujący całym wy-siłkiem swoich i cudzych mięśni i władz - są głupcami, są kretyna-mi.Pan Dawid Halpern dowodzi przeciwnie.Wygaduje bajecznebrednie na czegć pracy i stawia na ołtarzu bydlęta gnijące na pod-ściółce z pieniędzy i każe mi ich podziwiać.- A prawda musi być w pośrodku! - wtrącił milczący dotychczasWysocki.- Idz pan do nieba z tą swoją średnią prawdą.Jest się bydlęciem zu-pełnym albo człowiekiem, przejść nie ma w naturze, chyba we łbachzidiociałych ideologów.- Panie Myszkowski, ja muszę pana przekonać, że fabrykant, żeczłowiek, który chce zrobić miliony, robi więcej sto razy niż robot-nik i że jego trzeba szanować.- Daj mi pan spokój z głupcami, którzy się zapracowują na to,aby zrobić pieniądze, mów mi pan lepiej o wszelkich boskichstworzeniach, które pracują tyle tylko, żeby wyżyć, one mająrozum.- Panie Myszkowski, żebyś pan miał miliony, tobyś pan inaczejmówił.307Władysław Stanisław Reymont- Szanuję pana, ale mogę panu powiedzieć głupstwo, jak panbędziesz gadał rzeczy, których pan nie rozumie.Miałem do-syć pieniądzy i puściłem je, ot tak! - dmuchnął dymem w oczyHalpernowi.- Spytaj się pan Kurowskiego, myśmy razem je puszczali.Ja dbamo pieniądze tyle co o deszcz wczorajszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]