[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W gÅ‚Ä™bi ratusz, a obok ogromna,stodwumetrowa wieża.Stali zapatrzeni w ten wspaniale zakomponowany plac i sÅ‚uchali objaÅ›nieÅ„przewodniczki.Potem zwiedzanie gotyckiej katedry, oÅ›lepiajÄ…cej bielÄ… koronkowej fasady z marmuru.W drodze na obiad ostatnie, pożegnalne spojrzenie na miasto.Restauracja nazywaÅ‚a siÄ™ Turiddo.W dużej, półkolistej sali, przy dÅ‚ugich stoÅ‚achustawionych pod Å›cianami pożywiali siÄ™ turyÅ›ci, przybyli tutaj z różnych stron Å›wiata.WielojÄ™zyczny gwar zagÅ‚uszaÅ‚ brzÄ™k talerzy i sztućców.Kelnerzy i kelnerki z iÅ›cie cyrkowÄ…zrÄ™cznoÅ›ciÄ… roznosili potrawy.Organizacja zbiorowego żywienia byÅ‚a znakomita.Wysoka, obfitych ksztaÅ‚tów signora siedzÄ…ca obok Downara, odezwaÅ‚a siÄ™ po wÅ‚osku.ZapytaÅ‚, czy mówi po niemiecku.PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….Wobec tego rozmowa ograniczyÅ‚a siÄ™ dowymiany uprzejmych uÅ›miechów.Francuz z vis ä vis także nie znaÅ‚ niemieckiego.I znowuuÅ›miechy.MuszÄ™ siÄ™ zabrać do jÄ™zyków - pomyÅ›laÅ‚ Downar.BÄ™dÄ™ miaÅ‚ teraz dużo czasu.ZapiszÄ™ siÄ™ na jakieÅ› kursy.Francuski, angielski, może wÅ‚oski.MiaÅ‚ ogromnÄ… ochotÄ™przyjechać powtórnie do WÅ‚och i spokojnie raz jeszcze obejrzeć te wszystkie cuda.Zaraz po obiedzie KozÅ‚owski energicznie zabraÅ‚ siÄ™ do zaganiania swychpodopiecznych do autokaru.- Zaraz odjeżdżamy, proszÄ™ paÅ„stwa, zaraz odjeżdżamy.ProszÄ™ siÄ™ nie rozchodzić.Niezbyt skwapliwie speÅ‚niano jego polecenie.Jedni byli senni i mieliby ochotÄ™ napoobiedniÄ… drzemkÄ™.Drudzy, a szczególnie kobiety, chÄ™tnie powaÅ‚Ä™saliby siÄ™ po mieÅ›cie,żeby obejrzeć wystawy sklepowe i ewentualnie kupić sobie jakÄ…Å› pamiÄ…tkÄ™ ze Sieny.Downar ostatni wyszedÅ‚ z sali restauracyjnej.PrzechodzÄ…c koÅ‚o schodkówprowadzÄ…cych do toalety, spostrzegÅ‚ WiÄ™ckowskiego, rozmawiajÄ…cego po wÅ‚osku z jakimÅ›tÄ™gim brunetem w dużych okularach w ciemnej oprawie.Fotograf machniÄ™ciem rÄ™ki zakoÅ„czyÅ‚ rozmowÄ™ i pobiegÅ‚ za Downarem.- Ci WÅ‚osi sÄ… zupeÅ‚nie niemożliwi - powiedziaÅ‚ nieco zdyszanym gÅ‚osem.- Nigdy pannie zgadnie, co mi proponowaÅ‚ ten facet.ProszÄ™ sobie wyobrazić, że chciaÅ‚ mnie zaprowadzićdo jakiegoÅ› niezwykle atrakcyjnego, ekskluzywnego burdelu.- Doprawdy? - zdziwiÅ‚ siÄ™ bez specjalnego zainteresowania Downar.Przez wiele latswej pracy przywykÅ‚ do tego, że ludzie usiÅ‚ujÄ… za wszelkÄ… cenÄ™ ukryć prawdÄ™.Trudno mubyÅ‚o tak od razu wyjść poza ramy tej rutyny.ZresztÄ… jeżeli chodziÅ‚o o ruchliwegofotoreportera, odgrywajÄ…cego rolÄ™ jowialnego kompana, to nie mógÅ‚ siÄ™ oprzeć wrażeniu, żecaÅ‚a ta pozornie beztroska paplanina jest starannie wyreżyserowanym kamuflażem.Ostatnia,trochÄ™ dziwna, nie dokoÅ„czona rozmowa również daÅ‚a mu do myÅ›lenia.Nie miaÅ‚ jednakzamiaru wgÅ‚Ä™biać siÄ™ w problemy nurtujÄ…ce jego towarzysza podróży.OdwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ iutkwiÅ‚ spojrzenie w oknie.WÅ‚oski krajobraz o wiele bardziej go interesowaÅ‚ aniżeli jakieÅ› tamperturbacje pana WiÄ™ckowskiego.Mijali tereny faliste.SmukÅ‚e pinie, zakoÅ„czone w górze pÅ‚askimi parasolami,utkanymi z ciemnych gaÅ‚Ä™zi, gromadziÅ‚y siÄ™ na wzgórzach, tworzÄ…c malownicze, peÅ‚ne urokugaje.Gdzieniegdzie jasnopopielate albo rdzawe skaÅ‚y przypominaÅ‚y ruiny murów dawnychzamków obronnych.W oddali bieliÅ‚y siÄ™ na wzniesieniach maÅ‚e miasteczka, nad którymigórowaÅ‚y strzeliste wieże koÅ›cielne.- Aadnie tu - powiedziaÅ‚ WiÄ™ckowski.- PiÄ™kne widoki.- Uhm - mruknÄ…Å‚ Downar, nie zdradzajÄ…c ochoty do nawiÄ…zania rozmowy.Fotograf nie dawaÅ‚ jednak za wygranÄ….- I klimat pierwsza klasa.Nie to co u nas.Jak wrócimy do Warszawy, to może byćzimno jak cholera.Trzeba bÄ™dzie uważać, żeby z miejsca grypy nie zÅ‚apać.Już na lotnisku jaknas owionie.Nie daj Boże.Trzeba bÄ™dzie siÄ™ zaopatrzyć w buteleczkÄ™ koniaku.Na wszelkiwypadek.Pierwszy zmierzch przyprószyÅ‚ piniowe gaje.Jaskrawość krajobrazu zaczynaÅ‚a gasnąći matowieć.Mijane miasteczka zamazywaÅ‚a nadchodzÄ…ca noc.Na szosie zabÅ‚ysÅ‚ysamochodowe reflektory, niweczÄ…ce wieczorny nastrój.W autokarze panowaÅ‚a cisza! ZmÄ™czeni podróżni nie kwapili siÄ™ do rozmowy.Jednidrzemali, przechyliwszy w tyÅ‚ gÅ‚owy, inni sennie patrzyli w okna.Ogrom wrażeÅ„wywiezionych z Wenecji, Florencji i Sieny przytÅ‚aczaÅ‚.Nawet niestrudzona BabciazrezygnowaÅ‚a z konwersacji.W Rzymie zostali zakwaterowani w maÅ‚ym hoteliku Venezia , poÅ‚ożonym w pobliżuStazione Termini.- Już nie ten luksus - mruknÄ…Å‚ WiÄ™ckowski, ustawiajÄ…c z pedantycznÄ… starannoÅ›ciÄ…swojÄ… walizÄ™.- We Florencji, to byÅ‚a komnata.A tutaj.Ano, cóż.Klasa tak zwanaturystyczna.Downar uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Niech pan nie narzeka.Nie jest tak zle.Najważniejsze, że czysto.MogÅ‚o być gorzej.- Ja tam nie narzekam - potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… fotograf.- Wiadomo, że jak kto chce miećluksus, to musi bulić dolary [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W gÅ‚Ä™bi ratusz, a obok ogromna,stodwumetrowa wieża.Stali zapatrzeni w ten wspaniale zakomponowany plac i sÅ‚uchali objaÅ›nieÅ„przewodniczki.Potem zwiedzanie gotyckiej katedry, oÅ›lepiajÄ…cej bielÄ… koronkowej fasady z marmuru.W drodze na obiad ostatnie, pożegnalne spojrzenie na miasto.Restauracja nazywaÅ‚a siÄ™ Turiddo.W dużej, półkolistej sali, przy dÅ‚ugich stoÅ‚achustawionych pod Å›cianami pożywiali siÄ™ turyÅ›ci, przybyli tutaj z różnych stron Å›wiata.WielojÄ™zyczny gwar zagÅ‚uszaÅ‚ brzÄ™k talerzy i sztućców.Kelnerzy i kelnerki z iÅ›cie cyrkowÄ…zrÄ™cznoÅ›ciÄ… roznosili potrawy.Organizacja zbiorowego żywienia byÅ‚a znakomita.Wysoka, obfitych ksztaÅ‚tów signora siedzÄ…ca obok Downara, odezwaÅ‚a siÄ™ po wÅ‚osku.ZapytaÅ‚, czy mówi po niemiecku.PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ….Wobec tego rozmowa ograniczyÅ‚a siÄ™ dowymiany uprzejmych uÅ›miechów.Francuz z vis ä vis także nie znaÅ‚ niemieckiego.I znowuuÅ›miechy.MuszÄ™ siÄ™ zabrać do jÄ™zyków - pomyÅ›laÅ‚ Downar.BÄ™dÄ™ miaÅ‚ teraz dużo czasu.ZapiszÄ™ siÄ™ na jakieÅ› kursy.Francuski, angielski, może wÅ‚oski.MiaÅ‚ ogromnÄ… ochotÄ™przyjechać powtórnie do WÅ‚och i spokojnie raz jeszcze obejrzeć te wszystkie cuda.Zaraz po obiedzie KozÅ‚owski energicznie zabraÅ‚ siÄ™ do zaganiania swychpodopiecznych do autokaru.- Zaraz odjeżdżamy, proszÄ™ paÅ„stwa, zaraz odjeżdżamy.ProszÄ™ siÄ™ nie rozchodzić.Niezbyt skwapliwie speÅ‚niano jego polecenie.Jedni byli senni i mieliby ochotÄ™ napoobiedniÄ… drzemkÄ™.Drudzy, a szczególnie kobiety, chÄ™tnie powaÅ‚Ä™saliby siÄ™ po mieÅ›cie,żeby obejrzeć wystawy sklepowe i ewentualnie kupić sobie jakÄ…Å› pamiÄ…tkÄ™ ze Sieny.Downar ostatni wyszedÅ‚ z sali restauracyjnej.PrzechodzÄ…c koÅ‚o schodkówprowadzÄ…cych do toalety, spostrzegÅ‚ WiÄ™ckowskiego, rozmawiajÄ…cego po wÅ‚osku z jakimÅ›tÄ™gim brunetem w dużych okularach w ciemnej oprawie.Fotograf machniÄ™ciem rÄ™ki zakoÅ„czyÅ‚ rozmowÄ™ i pobiegÅ‚ za Downarem.- Ci WÅ‚osi sÄ… zupeÅ‚nie niemożliwi - powiedziaÅ‚ nieco zdyszanym gÅ‚osem.- Nigdy pannie zgadnie, co mi proponowaÅ‚ ten facet.ProszÄ™ sobie wyobrazić, że chciaÅ‚ mnie zaprowadzićdo jakiegoÅ› niezwykle atrakcyjnego, ekskluzywnego burdelu.- Doprawdy? - zdziwiÅ‚ siÄ™ bez specjalnego zainteresowania Downar.Przez wiele latswej pracy przywykÅ‚ do tego, że ludzie usiÅ‚ujÄ… za wszelkÄ… cenÄ™ ukryć prawdÄ™.Trudno mubyÅ‚o tak od razu wyjść poza ramy tej rutyny.ZresztÄ… jeżeli chodziÅ‚o o ruchliwegofotoreportera, odgrywajÄ…cego rolÄ™ jowialnego kompana, to nie mógÅ‚ siÄ™ oprzeć wrażeniu, żecaÅ‚a ta pozornie beztroska paplanina jest starannie wyreżyserowanym kamuflażem.Ostatnia,trochÄ™ dziwna, nie dokoÅ„czona rozmowa również daÅ‚a mu do myÅ›lenia.Nie miaÅ‚ jednakzamiaru wgÅ‚Ä™biać siÄ™ w problemy nurtujÄ…ce jego towarzysza podróży.OdwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ iutkwiÅ‚ spojrzenie w oknie.WÅ‚oski krajobraz o wiele bardziej go interesowaÅ‚ aniżeli jakieÅ› tamperturbacje pana WiÄ™ckowskiego.Mijali tereny faliste.SmukÅ‚e pinie, zakoÅ„czone w górze pÅ‚askimi parasolami,utkanymi z ciemnych gaÅ‚Ä™zi, gromadziÅ‚y siÄ™ na wzgórzach, tworzÄ…c malownicze, peÅ‚ne urokugaje.Gdzieniegdzie jasnopopielate albo rdzawe skaÅ‚y przypominaÅ‚y ruiny murów dawnychzamków obronnych.W oddali bieliÅ‚y siÄ™ na wzniesieniach maÅ‚e miasteczka, nad którymigórowaÅ‚y strzeliste wieże koÅ›cielne.- Aadnie tu - powiedziaÅ‚ WiÄ™ckowski.- PiÄ™kne widoki.- Uhm - mruknÄ…Å‚ Downar, nie zdradzajÄ…c ochoty do nawiÄ…zania rozmowy.Fotograf nie dawaÅ‚ jednak za wygranÄ….- I klimat pierwsza klasa.Nie to co u nas.Jak wrócimy do Warszawy, to może byćzimno jak cholera.Trzeba bÄ™dzie uważać, żeby z miejsca grypy nie zÅ‚apać.Już na lotnisku jaknas owionie.Nie daj Boże.Trzeba bÄ™dzie siÄ™ zaopatrzyć w buteleczkÄ™ koniaku.Na wszelkiwypadek.Pierwszy zmierzch przyprószyÅ‚ piniowe gaje.Jaskrawość krajobrazu zaczynaÅ‚a gasnąći matowieć.Mijane miasteczka zamazywaÅ‚a nadchodzÄ…ca noc.Na szosie zabÅ‚ysÅ‚ysamochodowe reflektory, niweczÄ…ce wieczorny nastrój.W autokarze panowaÅ‚a cisza! ZmÄ™czeni podróżni nie kwapili siÄ™ do rozmowy.Jednidrzemali, przechyliwszy w tyÅ‚ gÅ‚owy, inni sennie patrzyli w okna.Ogrom wrażeÅ„wywiezionych z Wenecji, Florencji i Sieny przytÅ‚aczaÅ‚.Nawet niestrudzona BabciazrezygnowaÅ‚a z konwersacji.W Rzymie zostali zakwaterowani w maÅ‚ym hoteliku Venezia , poÅ‚ożonym w pobliżuStazione Termini.- Już nie ten luksus - mruknÄ…Å‚ WiÄ™ckowski, ustawiajÄ…c z pedantycznÄ… starannoÅ›ciÄ…swojÄ… walizÄ™.- We Florencji, to byÅ‚a komnata.A tutaj.Ano, cóż.Klasa tak zwanaturystyczna.Downar uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Niech pan nie narzeka.Nie jest tak zle.Najważniejsze, że czysto.MogÅ‚o być gorzej.- Ja tam nie narzekam - potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… fotograf.- Wiadomo, że jak kto chce miećluksus, to musi bulić dolary [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]