[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I co teraz? Miałby zrezygnować?Pogodzić się z przegraną?Los jednak mu sprzyjał, pomimo wszystko.Jak zawsze.Los uosobiony wnieżyjącym już Renaudzie i mającej wkrótce umrzeć Genevieve Spenser.Zabił-by ją chętnie sam, ale Jack miał rację, sugerując inne rozwiązanie.Tak będzielepiej.On za bardzo się podniecał, kiedy zadawał ból i śmierć.Niech Jack gowyręczy.Potrzebował jeszcze jednej wspaniałej katastrofy, żeby odzyskać swojąmagiczną Siódemkę i pogrążyć świat w chaosie.Wybrał Waco, Columbine iOklahoma City ze względu na daty nieszczęść, do których tam doszło.Rocznicowe daty.Jedenasty września nie interesował go z tych właśniepowodów.Z tych i z jeszcze innych.Nie, nic co byłoby aluzją do ataku naWTC, nie wchodziło w rachubę.Waszyngton był zbyt dobrze strzeżonym miastem, by Harry w krótkimczasie mógł coś zaaranżować.Zamach na prezydenta? Bez sensu.Harry wyłożyłna jego kampanię mnóstwo pieniędzy, miał do niego łatwy dostęp, ale starykumpel z Teksasu bardziej był mu przydatny żywy niż martwy.Jeszcze jedna katastrofa, jeden atak terrorystyczny, akt sabotażu, którydopełniłby całości.Jakaś elektrownia atomowa w Rosji? Pominął w swoim pierwotnymplanie Amerykę Południową.Może tam należałoby czegoś poszukać?A może coś niewielkiego, osobistego i wystarczająco obrzydliwego.Amerykanie są bardzo czuli na punkcie wszelkich krzywd zadawanychdzieciom.Chore dzieci? To niezły pomysł.Nalał sobie kolejną szklaneczkę burbona.- 170 -SRROZDZIAA SZESNASTYPeter Jensen dzwignął Genevieve i postawił na nogi.Wyglądała strasznie:podkrążone oczy, blada cera, wymizerowana twarz.- Wygląda koszmarnie - powiedział, rozcinając więzy krępującenadgarstki.- Co wyście do cholery z nią zrobili? Myślałem, że uda ci się chronićją przed Van Dornem.- Harry jej nie tknął.Może dotąd nie zauważyłeś, ale to wyjątkowo upartakobieta.Z trudem przyjmuje do wiadomości wskazówki, których jej człowiek wnajlepszej wierze udziela.- To prawda - przyznał Peter i raptem się żachnął: - Po co knebel? - Chciałgo zdjąć, ale słowa Takashiego go powstrzymały.- Ostrzegałeś mnie, że jest strasznie pyskata.Uznałem, że będzie miłatwiej doprowadzić ją tutaj, jeśli nie będę musiał słuchać przez całą drogę jejnarzekań i złośliwości.Peter zawahał się.Genevieve posłała mu wściekłe spojrzenie i niewiedział, czy powinien się cieszyć, że doszła do siebie po krótkim omdleniu.- Słusznie.Może jednak lepiej nie zdejmować tego knebla.Genevieve cofnęła się i zaczęła sama rozwiązywać knebel.Znowuzaczynała walczyć, wściekać się, stawiać opór i przysparzać kłopotów.Takashi dobrze zawiązał knebel i byle prawniczka z Nowego Jorku niemiała prawa sobie z nim poradzić.To oczywiste.- Opuść ręce, bo obetnę ci palec - powiedział Peter, przecinając węzeł.Rzucił wymowne spojrzenie Takashiemu.Jedwabne chustki, którymi Takashiskrępował ręce i zakneblował usta Genevieve, musiały pochodzić z bogatejkolekcji Harry'ego Van Dorna.Jedwab był cienki, delikatny, ale niezwykle moc-ny.Ofiara w żaden sposób nie mogła uwolnić się z więzów.Wszelkie wysiłki zjej strony sprawiały, że węzły zaciskały się jeszcze bardziej.- 171 -SRKnebel opadł na podłogę i Genevieve natychmiast otworzyła usta.- Ty sukinsynu! - zaczęła.- Ja też cieszę się niewymownie, że żyjesz oraz jesteś cała i zdrowa -warknął Peter.- A teraz zamknij się z łaski swojej i pozwól się stądwyprowadzić.Będę zobowiązany.- Zostawiam ją w twoich rękach - mruknął Takashi O'Brien.- Van Dorn nie będzie cię podejrzewał? Przepraszam, głupie pytanie.Napewno zadbałeś o wszystko.Dzięki za pomoc z tym tutaj.- Mnie nazywasz tym tutaj"? - Genevieve poczuła, że gotuje się zwściekłości.Protekcjonalność, lekceważenie, niewybredne dowcipy na jejtemat.Miała tego serdecznie dość.To, że Jensen pofatygował się ją ratować,nie oznaczało, że może ją obrażać niczym pierwszy lepszy prostak.- Zamknij się - warknął ponownie.- Jeśli chcesz się stąd wydostać, nieodzywaj się.Takashi i ja nadstawiamy dla ciebie karku.- Jakoś nieszczególnie obchodzi mnie twój kark ani to, że zechciałeśuprzejmie go nadstawiać - oznajmiła wyniośle i pełnym godności ruchempoprawiła zbyt obszerną piżamę z czarnego jedwabiu.- Panu O'Brienowinatomiast należy się moja najgłębsza wdzięczność.- Ależ nie! - wykrzyknął Takashi i na jego twarzy odmalowało się coś nakształt przerażenia.- Wyświadczyłem tylko przysługę przyjacielowi.To na-prawdę nic wielkiego.- Nadal nie jesteśmy bezpieczni - odezwał się Peter.- Zamknij się wkońcu, proszę, i słuchaj moich poleceń, a może uda się nam przeżyć.Dobry agent to agent, który w każdej sytuacji potrafi zachować kamiennątwarz, Takashi był bardzo dobrym agentem, jednym z najlepszych, a jednakPeter miał wrażenie, że widzi w jego oczach iskierki autentycznegorozbawienia.- I kto by to pomyślał.- mruknął.- 172 -SR- Kto by co pomyślał? - zapytał natychmiast Peter, a w jego głosiezabrzmiała uraza.Ale Takashi już zniknął, odszedł tą samą drogą, którą przyszedł,zostawiając go sam na sam z wrzącą gniewem Genevieve Spenser.On też nie miał szczególnych powodów do zadowolenia, był tylkoznacznie powściągliwszy od damy, którą postanowił ratować.- Uspokoisz się wreszcie i będziesz mnie słuchała, czy mam cię tuzostawić na pastwę goryli słodkiego Van Dorna?- Nie jestem pewna, co lepsze.- Jeśli do tej pory nie potrafiłaś odpowiedzieć sobie na to podstawowepytanie, to znaczy, że mocno przeceniłem twoją inteligencję.Chcesz, idz zemną, nie chcesz, zostań.Rób, co ci się podoba, ja w każdym razie wychodzę.Poszła z nim, oczywiście.Ani przez chwilę w to nie wątpił, ale przeklętaduma kazała się jej opierać, przynajmniej zachować pozory oporu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I co teraz? Miałby zrezygnować?Pogodzić się z przegraną?Los jednak mu sprzyjał, pomimo wszystko.Jak zawsze.Los uosobiony wnieżyjącym już Renaudzie i mającej wkrótce umrzeć Genevieve Spenser.Zabił-by ją chętnie sam, ale Jack miał rację, sugerując inne rozwiązanie.Tak będzielepiej.On za bardzo się podniecał, kiedy zadawał ból i śmierć.Niech Jack gowyręczy.Potrzebował jeszcze jednej wspaniałej katastrofy, żeby odzyskać swojąmagiczną Siódemkę i pogrążyć świat w chaosie.Wybrał Waco, Columbine iOklahoma City ze względu na daty nieszczęść, do których tam doszło.Rocznicowe daty.Jedenasty września nie interesował go z tych właśniepowodów.Z tych i z jeszcze innych.Nie, nic co byłoby aluzją do ataku naWTC, nie wchodziło w rachubę.Waszyngton był zbyt dobrze strzeżonym miastem, by Harry w krótkimczasie mógł coś zaaranżować.Zamach na prezydenta? Bez sensu.Harry wyłożyłna jego kampanię mnóstwo pieniędzy, miał do niego łatwy dostęp, ale starykumpel z Teksasu bardziej był mu przydatny żywy niż martwy.Jeszcze jedna katastrofa, jeden atak terrorystyczny, akt sabotażu, którydopełniłby całości.Jakaś elektrownia atomowa w Rosji? Pominął w swoim pierwotnymplanie Amerykę Południową.Może tam należałoby czegoś poszukać?A może coś niewielkiego, osobistego i wystarczająco obrzydliwego.Amerykanie są bardzo czuli na punkcie wszelkich krzywd zadawanychdzieciom.Chore dzieci? To niezły pomysł.Nalał sobie kolejną szklaneczkę burbona.- 170 -SRROZDZIAA SZESNASTYPeter Jensen dzwignął Genevieve i postawił na nogi.Wyglądała strasznie:podkrążone oczy, blada cera, wymizerowana twarz.- Wygląda koszmarnie - powiedział, rozcinając więzy krępującenadgarstki.- Co wyście do cholery z nią zrobili? Myślałem, że uda ci się chronićją przed Van Dornem.- Harry jej nie tknął.Może dotąd nie zauważyłeś, ale to wyjątkowo upartakobieta.Z trudem przyjmuje do wiadomości wskazówki, których jej człowiek wnajlepszej wierze udziela.- To prawda - przyznał Peter i raptem się żachnął: - Po co knebel? - Chciałgo zdjąć, ale słowa Takashiego go powstrzymały.- Ostrzegałeś mnie, że jest strasznie pyskata.Uznałem, że będzie miłatwiej doprowadzić ją tutaj, jeśli nie będę musiał słuchać przez całą drogę jejnarzekań i złośliwości.Peter zawahał się.Genevieve posłała mu wściekłe spojrzenie i niewiedział, czy powinien się cieszyć, że doszła do siebie po krótkim omdleniu.- Słusznie.Może jednak lepiej nie zdejmować tego knebla.Genevieve cofnęła się i zaczęła sama rozwiązywać knebel.Znowuzaczynała walczyć, wściekać się, stawiać opór i przysparzać kłopotów.Takashi dobrze zawiązał knebel i byle prawniczka z Nowego Jorku niemiała prawa sobie z nim poradzić.To oczywiste.- Opuść ręce, bo obetnę ci palec - powiedział Peter, przecinając węzeł.Rzucił wymowne spojrzenie Takashiemu.Jedwabne chustki, którymi Takashiskrępował ręce i zakneblował usta Genevieve, musiały pochodzić z bogatejkolekcji Harry'ego Van Dorna.Jedwab był cienki, delikatny, ale niezwykle moc-ny.Ofiara w żaden sposób nie mogła uwolnić się z więzów.Wszelkie wysiłki zjej strony sprawiały, że węzły zaciskały się jeszcze bardziej.- 171 -SRKnebel opadł na podłogę i Genevieve natychmiast otworzyła usta.- Ty sukinsynu! - zaczęła.- Ja też cieszę się niewymownie, że żyjesz oraz jesteś cała i zdrowa -warknął Peter.- A teraz zamknij się z łaski swojej i pozwól się stądwyprowadzić.Będę zobowiązany.- Zostawiam ją w twoich rękach - mruknął Takashi O'Brien.- Van Dorn nie będzie cię podejrzewał? Przepraszam, głupie pytanie.Napewno zadbałeś o wszystko.Dzięki za pomoc z tym tutaj.- Mnie nazywasz tym tutaj"? - Genevieve poczuła, że gotuje się zwściekłości.Protekcjonalność, lekceważenie, niewybredne dowcipy na jejtemat.Miała tego serdecznie dość.To, że Jensen pofatygował się ją ratować,nie oznaczało, że może ją obrażać niczym pierwszy lepszy prostak.- Zamknij się - warknął ponownie.- Jeśli chcesz się stąd wydostać, nieodzywaj się.Takashi i ja nadstawiamy dla ciebie karku.- Jakoś nieszczególnie obchodzi mnie twój kark ani to, że zechciałeśuprzejmie go nadstawiać - oznajmiła wyniośle i pełnym godności ruchempoprawiła zbyt obszerną piżamę z czarnego jedwabiu.- Panu O'Brienowinatomiast należy się moja najgłębsza wdzięczność.- Ależ nie! - wykrzyknął Takashi i na jego twarzy odmalowało się coś nakształt przerażenia.- Wyświadczyłem tylko przysługę przyjacielowi.To na-prawdę nic wielkiego.- Nadal nie jesteśmy bezpieczni - odezwał się Peter.- Zamknij się wkońcu, proszę, i słuchaj moich poleceń, a może uda się nam przeżyć.Dobry agent to agent, który w każdej sytuacji potrafi zachować kamiennątwarz, Takashi był bardzo dobrym agentem, jednym z najlepszych, a jednakPeter miał wrażenie, że widzi w jego oczach iskierki autentycznegorozbawienia.- I kto by to pomyślał.- mruknął.- 172 -SR- Kto by co pomyślał? - zapytał natychmiast Peter, a w jego głosiezabrzmiała uraza.Ale Takashi już zniknął, odszedł tą samą drogą, którą przyszedł,zostawiając go sam na sam z wrzącą gniewem Genevieve Spenser.On też nie miał szczególnych powodów do zadowolenia, był tylkoznacznie powściągliwszy od damy, którą postanowił ratować.- Uspokoisz się wreszcie i będziesz mnie słuchała, czy mam cię tuzostawić na pastwę goryli słodkiego Van Dorna?- Nie jestem pewna, co lepsze.- Jeśli do tej pory nie potrafiłaś odpowiedzieć sobie na to podstawowepytanie, to znaczy, że mocno przeceniłem twoją inteligencję.Chcesz, idz zemną, nie chcesz, zostań.Rób, co ci się podoba, ja w każdym razie wychodzę.Poszła z nim, oczywiście.Ani przez chwilę w to nie wątpił, ale przeklętaduma kazała się jej opierać, przynajmniej zachować pozory oporu [ Pobierz całość w formacie PDF ]