[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wierzył, \e jego uczeń mo\e przyzwać d\inna.Lovelace uwa\ał go zasłabeusza o dziecięcym, miękkim sercu, który w dodatku da się skusićpierwszą, mętną obietnicą siły i władzy.Do samej śmierci nie uwierzył, \eNathaniel zabił Schylera.A teraz nawet Bartimaeus, jego własny sługa,powątpiewał, czy zna on formułę Odwołania! Zawsze, zawsze mieli go zakogoś gorszego.I nadeszła wreszcie ta chwila, gdy wszystko spoczęło w jego rękach.Wcześniej zbyt często bywał bezsilny: zamknięto go w pokoju, zostałwyciągnięty z palącego się domu, obrabowany przez plebejuszy, uwięziony wOgraniczniku.Wspomnienia tych upokorzeń wybuchły gorącym płomieniem.Teraz mógł działać, mógł im pokazać!Okrzyk zranionej dumy niemal zagłuszył wszystko.Dudnił w jego głowie.Ale głębiej, pod desperacją, ka\ącą zwycię\yć dla samego siebie, o uznaniewalczyło jeszcze jedno pragnienie.Gdzieś daleko słyszał, jak ktoś krzyczy zestrachu, i nagle ogarnęła go fala współczucia.Jeśli nie przypomni sobie tegoczaru, ci bezbronni czarodzieje umrą.Ich \ycie zale\y tylko od niego.A onwie, jak im pomóc.Kontrprzyzwanie, Odwołanie.Musiał je sobieprzypomnieć.Czytał zaklęcie, znał je, powierzył swojej pamięci ju\ miesiącetemu.Ale teraz nie potrafił się skupić, nie umiał go przywołać.Niedobrze.Oni wszyscy mogą tutaj umrzeć, tak jak umarła pani Un-derwood.A on znowu zawodził.Tak bardzo pragnął im pomóc! Ale samopragnienie nie wystarczy.Chciał przecie\ ratować panią Underwood, wydobyćją z płomieni, chciał tego bardziej ni\ czegokolwiek innego.Gdyby tylkomógł, oddałby za nią \ycie.No i? Nie ocalił jej.Zabrano go gdzieś daleko, aona zginęła.Jego miłość nic nie znaczyła.Przez chwilę dawna klęska i nagląca potrzeba wsparcia zmieszały się zesobą.Chłopiec zwątpił w siebie.Po jego policzkach spłynęły łzy.Nathanielu, cierpliwości.Cierpliwości.347 Odetchnął głęboko.Smutek odstąpił, a przez wielką przepaść spłynął naniego spokój ogrodu Underwooda.Znów zobaczył liście rododendrona,błyszczące w słońcu ciemną zielenią.Ujrzał jabłonie, gubiące swe białekwiaty, kota le\ącego na murze z czerwonej cegły.Wyczuł pod palcamimalutkie roślinki.Ujrzał mech na posągu.Znowu był bezpieczny, światzewnętrzny mu nie zagra\ał.Wyobraził sobie pannę Lutyens, jak siedzi obok icoś rysuje.Ogarnął go spokój.Oczyścił umysł - i pamięć rozkwitła.Upragnione słowa przybyły, takie, jakich nauczył się na kamiennej ławce,rok temu albo nawet dawniej.Otworzył oczy i wypowiedział te słowa.Jego głos brzmiał mocno i pewnie.Gdy wymówił piętnastą sylabę, na kolanie złamał róg na pół.Kiedy trzasnęła kość słoniowa i zabrzmiało zaklęcie, Ramuthra się za-trzymał.Migoczące zawirowania powietrza, wyznaczające jego kontury,zadr\ały, najpierw łagodnie, potem silniej.Szczelina pośrodku sali rozwarłasię.Z zadziwiającą szybkością demon skurczył się i zapadł do środka -wciągnięty z powrotem do rozpadliny, znikł.Szczelina zamknęła się jak blizna, gojąca się w błyskawicznym tempie.Teraz, kiedy nie było ju\ demona, aula wyglądała jak pusta jaskinia.Jeden\yrandol i kilka małych kinkietów zapaliło się na nowo, tu i ówdzie jaśniejącsłabym blaskiem.Na zewnątrz wieczorne niebo było ju\ szare, ciemniało,przechodząc w granat.W pobliskim lasku wśród drzew zaszumiał wiatr.W sali panowała cisza.Tłum magów i kilka posiniaczonych, sponie-wieranych impów trwali w milczeniu.Tylko jedna osoba się poruszyła:chłopiec.Kuśtykał przez środek sali, a Amulet z Samarkandy zwisał mu zdłoni.Jadeit pośrodku artefaktu jaśniał słabo w półmroku.I w tej ciszy Nathaniel podszedł do Ruperta Devereaux, który le\ałprzygnieciony ciałem ministra spraw zagranicznych, i ostro\nie wło\ył muamulet do rąk. BartimaeusBartimaeusBartimaeusBartimaeus43o było typowe dla tego dzieciaka.Dokonał właśnie największegoczynu w swym kiepskim, krótkim \yciu i mo\na by się spodziewać,T\e padnie z ulgą na ziemię, wyczerpany.Czy tak się stało? Skąd\e.Złapał swoją wielką szansę i wykorzystał ją w najbardziej teatralny sposób, wjaki się tylko dało.Kiedy zwrócone były nań wszystkie oczy, pokuśtykał przezsalę, niczym kruchy, ranny ptak, wprost do centrum władzy.Co zamierzał?Nikt tego nie wiedział, nikt nawet nie wa\ył się zgadywać (zauwa\yłem, \epremier wzdrygnął się, kiedy chłopak uniósł doń).A potem, kiedy napięciesięgnęło zenitu, wszystko stało się jasne: legendarny Amulet z Samarkandy -uniesiony wysoko, tak aby wszyscy go widzieli - powrócił na łono rządu.Chłopiec pamiętał nawet o tym, \eby schylić głowę z szacunkiem.W sali zapanowało wielkie poruszenie.Niezłe widowisko, co? Szczerze mówiąc, bardziej chyba ni\ to, \e chłopakpotrafił zastraszyć d\inna, jego instynktowna umiejętność obchodzenia się ztłumem pokazała mi, \e pewnie czeka go światowa kariera*.* Magowie, chcąc onieśmielić zwykłych ludzi, uciekają się do teatralnych sztuczek iu\ywają takich samych technik, by zrobić wra\enie i przechytrzyć innych.349 Oczywiście to, co zrobił, dało zamierzony efekt.W ciągu kilku chwil znalazłsię w centrum zainteresowania rozentuzjazmowanego tłumu.Niepostrze\enie, dzięki temu zamieszaniu, porzuciłem postać Ptolemeusza izmieniłem się w pomniejszego impa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl