[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast znalezli wspólnyjęzyk i wydawało się, że doskonale czują się w swoim towarzystwie.Madeline z satysfakcją odnotowała, że bracia starają sięzachowywać najlepiej jak potrafią, traktując dziewczęta z atencją,którą te zdawały się przyjmować jako całkowicie należną.Kiedywstawali od stołu, chłopcy poderwali się i odsunęli dziewczętomkrzesła, a potem ruszyli wraz z nimi za Sybil i Muriel.Widok gromadki młodych sprawił Madeline taką przyjemność,że po prostu musiała się uśmiechnąć.277RS- Z góry przepraszam, jeśli moje siostry sprowadzą twoich braciz właściwej drogi.Odwróciła się i spojrzała na Gervase'a, który właśnie podszedł.- Cóż za dziwną rzecz powiedziałeś.Wsunęła mu dłoń podramię.- A ja sądziłam, że towarzystwo dziewcząt wywrze korzystnywpływ na moich barbarzyńców.- Och, teraz są grzeczne.Ruszyli w ślad za rodzeństwem.-.lecz kiedy nie udaje im się postawić na swoim, zmieniają sięw nieposkromione wiedzmy.Madeline się roześmiała.- %7łe nieposkromione, mogę uwierzyć, mając w pamięci ostatnieincydenty, ale poważnie wątpię, czy można powiedzieć o nich, że sąwiedzmami.- Uwierz mi, to prawda.Weszli do salonu, gdzie młodzież przygotowywała się do gry wkarty.Belinda poleciła Harry'emu i Edmondowi, aby przygotowalistół, podczas gdy Annabel, Ben i Jane przyklękli przed kredensem,szukając kart i żetonów.Sybil i Muriel zasiadły już na sofie i gawędziły, pochylając kusobie głowy.Madeline usiadła z Gervasem na drugiej sofie, wmiejscu, skąd mogli obserwować stolik do kart i interweniować,gdyby sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, ale gdzie mogli teżspokojnie rozmawiać.278RS- Myślę, że powinniśmy złożyć wizytę panu Glendowerowiwcześnie rano - nim zdąży opuścić dom.Spojrzała na Gervase'a, unosząc brwi.Przytaknął.- Nie przypuszczam, że to przypadek, że kupił ostatnio dwór wBreage z przynależnymi doń dwoma szybami, a potem dokupiłjeszcze dwa.Dowiedzieli się, że pan Thomas Glendower był jedyną osobą,która ostatnio w okolicy nabyła dzierżawy.Dalsza indagacjadostarczyła informacji o tym, że został właścicielem równieżniewielkiego dworu w pobliżu Breage i w nim zamieszkał.Nimsprawdzili, gdzie też się ów dwór znajduje, było już póznepopołudnie, zdecydowali zatem, że lepiej odłożyć wyprawę do rana.- To z pewnością nasz człowiek - oznajmiła Madelinestanowczo.- On musi mieć coś wspólnego z tymi pogłoskami i to onwysłał agenta.- Znalezliście go?Madeline się odwróciła.Gervase podniósł wzrok i zobaczył, żeHarry odszedł od stolika i stanął obok siostry.Widząc, że zwrócili naniego uwagę, zaczerwienił się lekko, lecz nie ustąpił.- Znalezliście człowieka odpowiedzialnego za rozsiewaniepogłosek? Jeśli wybieracie się porozmawiać z nim, może mógłbympojechać z wami?Gervase zauważył, że Harry zaciska dłonie w pięści.Pozostawało tylko mieć nadzieję, że Madeline zorientuje się wsytuacji.279RSOdwróciła się do niego, unosząc pytająco brwi.Odpowiedział tym samym, pozostawiając decyzję jej.Spojrzała mu w oczy, a potem zwróciła się do Harry'ego:- Jeśli masz ochotę.Harry uśmiechnął się i rozluznił dłonie.Oczy mu rozbłysły, gdyodpowiadał na niezadane pytanie Madeline:- Jeśli to on stwarza w okręgu problemy, cóż - spojrzał naGervase'a, jakby szukał właściwych słów, a potem znowu przeniósłspojrzenie na Madeline - jest to tego rodzaju sprawa, że wicehrabiaGascoigne powinien interweniować, a sądzę, że jestem wystarczającodorosły, by zacząć wdrażać się w obowiązki.Madeline uśmiechnęła się zadowolona.Ujęła dłoń brata i lekkoją uścisnęła.- Istotnie.Będzie nam miło mieć cię przy sobie.Gervase skinąłgłową, wyrażając aprobatę w bardziej męski, powściągliwy sposób.- Jak zasugerowała twoja siostra, powinniśmy złapać go, zanimruszy się z domu.Jeśli to on, nie chcemy, by zwabił w swoją siećkolejnych łatwowiernych dzierżawców, zatem musimy wyjechaćwcześnie.Spojrzał na Madeline.- Najlepiej będzie, jeśli spotkam się z wami w Tregoose,powiedzmy o dziewiątej.Stamtąd możemy pojechać razem.Madeline i Harry skinęli głowami.A potem Harry zostałwezwany do stolika.Odszedł i zajął pospiesznie swoje miejsce.Madeline spojrzała na Gervase'a.280RS- To twoja robota, czy sam wpadł na ten pomysł? - spytała,unosząc brwi.- To głównie jego inicjatywa, ja tylko popchnąłem go wewłaściwym kierunku.- Jak? - spytała, przechylając w bok głowę.Uśmiechnął się,usiadł wygodniej i spojrzał na młodzież przy stoliku.Rozmawiali takgłośno, że zagłuszali starszych.- Wyjaśniłem twoim braciom, że dni chwały przemytnikówminęły, a przynajmniej są już policzone, zatem ich pokolenie będziemusiało szukać przygód gdzie indziej.Madeline przyglądała mu się przez chwilę uważnie.Tu, w domu,w towarzystwie rodziny, zachowywał się swobodniej, łatwiej byłozatem odczytać, co naprawdę myśli.Położyła mu dłoń na ramieniu ilekko je ścisnęła.- Dziękuję.Odwróciła się, by obserwować grę.- Tobie na pewno uwierzą.Gervase nie odzywał się przez kilka minut, a potem powiedziałcicho:- Sprawdziłem jeszcze raz, by się upewnić: rabusie nie upolowaliżadnego wraku podczas ostatniej burzy.Najwidoczniej wiało zniewłaściwej strony, a zatem, choćby nie wiem jak się starali, twoibracia nie mogą znalezć niczego, co mogłoby doprowadzić dokonfrontacji.- Jeszcze raz dziękuję.Dotknęła leciutko jego dłoni.281RSPrzez jakiś czas przyglądali się grze, wielce nią zaabsorbowani,chociaż nie z tych samych, co młodzież, pobudek.Od czasu do czasuspoglądali przy tym na siebie, wymieniając uśmiechy, spojrzenia iuwagi na temat tego, co działo się przy stoliku.Belinda mogła sobiemieć szesnaście lat, a Harry piętnaście, lecz podnieceni grą porzucilipowagę właściwą starszemu rodzeństwu i stali się na powrót dziećmi,którymi przecież tak niedawno byli, hałaśliwie i z zapałem angażującsię w grę.Madeline patrzyła, rozkoszując się chwilą i tym, że dzieli ją zGervase'em [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Natychmiast znalezli wspólnyjęzyk i wydawało się, że doskonale czują się w swoim towarzystwie.Madeline z satysfakcją odnotowała, że bracia starają sięzachowywać najlepiej jak potrafią, traktując dziewczęta z atencją,którą te zdawały się przyjmować jako całkowicie należną.Kiedywstawali od stołu, chłopcy poderwali się i odsunęli dziewczętomkrzesła, a potem ruszyli wraz z nimi za Sybil i Muriel.Widok gromadki młodych sprawił Madeline taką przyjemność,że po prostu musiała się uśmiechnąć.277RS- Z góry przepraszam, jeśli moje siostry sprowadzą twoich braciz właściwej drogi.Odwróciła się i spojrzała na Gervase'a, który właśnie podszedł.- Cóż za dziwną rzecz powiedziałeś.Wsunęła mu dłoń podramię.- A ja sądziłam, że towarzystwo dziewcząt wywrze korzystnywpływ na moich barbarzyńców.- Och, teraz są grzeczne.Ruszyli w ślad za rodzeństwem.-.lecz kiedy nie udaje im się postawić na swoim, zmieniają sięw nieposkromione wiedzmy.Madeline się roześmiała.- %7łe nieposkromione, mogę uwierzyć, mając w pamięci ostatnieincydenty, ale poważnie wątpię, czy można powiedzieć o nich, że sąwiedzmami.- Uwierz mi, to prawda.Weszli do salonu, gdzie młodzież przygotowywała się do gry wkarty.Belinda poleciła Harry'emu i Edmondowi, aby przygotowalistół, podczas gdy Annabel, Ben i Jane przyklękli przed kredensem,szukając kart i żetonów.Sybil i Muriel zasiadły już na sofie i gawędziły, pochylając kusobie głowy.Madeline usiadła z Gervasem na drugiej sofie, wmiejscu, skąd mogli obserwować stolik do kart i interweniować,gdyby sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, ale gdzie mogli teżspokojnie rozmawiać.278RS- Myślę, że powinniśmy złożyć wizytę panu Glendowerowiwcześnie rano - nim zdąży opuścić dom.Spojrzała na Gervase'a, unosząc brwi.Przytaknął.- Nie przypuszczam, że to przypadek, że kupił ostatnio dwór wBreage z przynależnymi doń dwoma szybami, a potem dokupiłjeszcze dwa.Dowiedzieli się, że pan Thomas Glendower był jedyną osobą,która ostatnio w okolicy nabyła dzierżawy.Dalsza indagacjadostarczyła informacji o tym, że został właścicielem równieżniewielkiego dworu w pobliżu Breage i w nim zamieszkał.Nimsprawdzili, gdzie też się ów dwór znajduje, było już póznepopołudnie, zdecydowali zatem, że lepiej odłożyć wyprawę do rana.- To z pewnością nasz człowiek - oznajmiła Madelinestanowczo.- On musi mieć coś wspólnego z tymi pogłoskami i to onwysłał agenta.- Znalezliście go?Madeline się odwróciła.Gervase podniósł wzrok i zobaczył, żeHarry odszedł od stolika i stanął obok siostry.Widząc, że zwrócili naniego uwagę, zaczerwienił się lekko, lecz nie ustąpił.- Znalezliście człowieka odpowiedzialnego za rozsiewaniepogłosek? Jeśli wybieracie się porozmawiać z nim, może mógłbympojechać z wami?Gervase zauważył, że Harry zaciska dłonie w pięści.Pozostawało tylko mieć nadzieję, że Madeline zorientuje się wsytuacji.279RSOdwróciła się do niego, unosząc pytająco brwi.Odpowiedział tym samym, pozostawiając decyzję jej.Spojrzała mu w oczy, a potem zwróciła się do Harry'ego:- Jeśli masz ochotę.Harry uśmiechnął się i rozluznił dłonie.Oczy mu rozbłysły, gdyodpowiadał na niezadane pytanie Madeline:- Jeśli to on stwarza w okręgu problemy, cóż - spojrzał naGervase'a, jakby szukał właściwych słów, a potem znowu przeniósłspojrzenie na Madeline - jest to tego rodzaju sprawa, że wicehrabiaGascoigne powinien interweniować, a sądzę, że jestem wystarczającodorosły, by zacząć wdrażać się w obowiązki.Madeline uśmiechnęła się zadowolona.Ujęła dłoń brata i lekkoją uścisnęła.- Istotnie.Będzie nam miło mieć cię przy sobie.Gervase skinąłgłową, wyrażając aprobatę w bardziej męski, powściągliwy sposób.- Jak zasugerowała twoja siostra, powinniśmy złapać go, zanimruszy się z domu.Jeśli to on, nie chcemy, by zwabił w swoją siećkolejnych łatwowiernych dzierżawców, zatem musimy wyjechaćwcześnie.Spojrzał na Madeline.- Najlepiej będzie, jeśli spotkam się z wami w Tregoose,powiedzmy o dziewiątej.Stamtąd możemy pojechać razem.Madeline i Harry skinęli głowami.A potem Harry zostałwezwany do stolika.Odszedł i zajął pospiesznie swoje miejsce.Madeline spojrzała na Gervase'a.280RS- To twoja robota, czy sam wpadł na ten pomysł? - spytała,unosząc brwi.- To głównie jego inicjatywa, ja tylko popchnąłem go wewłaściwym kierunku.- Jak? - spytała, przechylając w bok głowę.Uśmiechnął się,usiadł wygodniej i spojrzał na młodzież przy stoliku.Rozmawiali takgłośno, że zagłuszali starszych.- Wyjaśniłem twoim braciom, że dni chwały przemytnikówminęły, a przynajmniej są już policzone, zatem ich pokolenie będziemusiało szukać przygód gdzie indziej.Madeline przyglądała mu się przez chwilę uważnie.Tu, w domu,w towarzystwie rodziny, zachowywał się swobodniej, łatwiej byłozatem odczytać, co naprawdę myśli.Położyła mu dłoń na ramieniu ilekko je ścisnęła.- Dziękuję.Odwróciła się, by obserwować grę.- Tobie na pewno uwierzą.Gervase nie odzywał się przez kilka minut, a potem powiedziałcicho:- Sprawdziłem jeszcze raz, by się upewnić: rabusie nie upolowaliżadnego wraku podczas ostatniej burzy.Najwidoczniej wiało zniewłaściwej strony, a zatem, choćby nie wiem jak się starali, twoibracia nie mogą znalezć niczego, co mogłoby doprowadzić dokonfrontacji.- Jeszcze raz dziękuję.Dotknęła leciutko jego dłoni.281RSPrzez jakiś czas przyglądali się grze, wielce nią zaabsorbowani,chociaż nie z tych samych, co młodzież, pobudek.Od czasu do czasuspoglądali przy tym na siebie, wymieniając uśmiechy, spojrzenia iuwagi na temat tego, co działo się przy stoliku.Belinda mogła sobiemieć szesnaście lat, a Harry piętnaście, lecz podnieceni grą porzucilipowagę właściwą starszemu rodzeństwu i stali się na powrót dziećmi,którymi przecież tak niedawno byli, hałaśliwie i z zapałem angażującsię w grę.Madeline patrzyła, rozkoszując się chwilą i tym, że dzieli ją zGervase'em [ Pobierz całość w formacie PDF ]