[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Witaj, ojcze powiedział, na moment tylko chwytając Withena za ramio-na, by ten miał czas na odprężenie, ale nie na wycofanie się z uścisku. Nabogów, jak się cieszę, że cię widzę.Wyglądasz nieprzyzwoicie świetnie.Słowodaję, pewnego dnia otworzę któreś drzwi i odkryję tego czarodzieja, co ci dostar-cza eliksiru młodości!Withen wybuchnął śmiechem, czerwieniąc się z lekka na to pochlebstwo.Rze-czywiście wyglądał dobrze.Przy Mekealu bardziej wyglądał na jego starszegobrata niż na ojca.Obaj byli barczyści, mocnej budowy ciała, dużo wyżsi od Va-nyela; mieli brązowe oczy, brązowe włosy, brązową cerę.Włosy i brodę Withenaprzyprószyła już siwizna, urósł mu też mały brzuszek, ale to były jedyne ustęp-stwa wobec zaawansowanego wieku.Withen odprężył się jeszcze bardziej i w końcu odwzajemnił uścisk. A ty, synu, jak zwykle, wyglądasz okropnie.Randal znów cię wykorzysty-wał ponad miarę, to nie ulega wątpliwości.Twoja siostra już nas ostrzegała.NaRogi Kernosa, czy zawsze musimy oglądać ciebie przepracowanego? Tym razem nie jest tak zle, ojcze zaprotestował Van z uśmiechem.Mam spore zapasy energii, brakuje mi przede wszystkim snu i spokoju.108 Ale czy oni tam w ogóle ciebie nie karmią, chłopcze? gderał Withen.Ach, nie ma o czym mówić.Dopilnujemy, żeby te kości znów obrosły ciałem, co,Tresso?Vanyel wyciągnął ręce do swej matki, która zaraz schwyciła je obie.Tressa po-godziła się wreszcie ze swym wiekiem, chociaż nie przyszło jej to łatwo.Powró-ciła do swego naturalnego srebrzystozłotego koloni włosów i porzuciła wszelkiepróby krycia zmarszczek pod grubą warstwą kosmetyków.Van odniósł wrażenie,że tym razem odnajduje w jej twarzy troszkę mniej rozgoryczenia niż podczas po-przedniej wizyty w domu.Miał nadzieję, że się nie myli.Z pewnością niemałą rolęodgrywał tu fakt, iż Roszia, żona Mekeala, przyjmowała swój wiek z wdziękiem,a nawet z wyrazną radością.Jakkolwiek w swoim czasie Mekeal zrobił wiele nie-mądrych rzeczy łącznie z zakupem rzekomego rumaka bojowego z hodowliShin a in, który niewiele więcej miał z Shin a in niż Vanyel żeniąc się z Ro-szia, z naddatkiem wszystkie je zrekompensował.Takiego przynajmniej zdaniabył Vanyel.Roszia stała teraz tuż za Tressa z malutkim dzieckiem wczepionymw jej suknię brudnymi rączkami, i zachęcająco mrugała do Tressy. Biegnij, kochanie powiedziała Roszia do dziecka, popychając je czule.Brzdąc zachichotał i puścił jej suknię.Tressa uśmiechnęła się, zrazu niepewnie, potem z większym uczuciem. Twój ojciec ma rację, kochanie powiedziała i przytrzymując go na od-ległość ramion, przypatrzyła mu się dokładnie. Wyglądasz na bardzo zmęczo-nego.Ale o wiele lepiej niż poprzednim razem. Pewnie dlatego, że rzeczywiście jestem bardzo zmęczony odparł Vanyel. Matko, za to ty wyglądasz wspaniale.No cóż, jak widzicie, przywiozłem zesobą ciocię Savil i. zawahał się przez moment. I przyjaciela, któregochcieliście poznać.Przyjaciela mojego i Medrena.Oto Stef.Odwrócił się i kiwnął na Stefena, który wyrwał się z tłumu dzieciarni i mło-dzieży.Van opanował emocje, przybrał starannie wyważoną maskę neutralnościi w końcu odchrząknął zażenowany. Ojcze, matko powiedział, wskazując na Stefena. Oto bard Stefen.Moja matka, mój ojciec: lord Withen i lady Tressa.Stef lekko skłonił się Withenowi, po czym ująwszy dłoń Tressy, złożył na niejpocałunek. Matka? Czyżbym się przesłyszał.Jesteś, pani, zapewne młodszą siostrą Va-nyela rzekł z łagodnym uśmiechem, a Tressa zarumieniona potrząsnęła głowąi, nie śpiesząc się, cofnęła rękę. Jego matka? Och, to niemożliwe!Withen zdał się spięty i odrobinę zakłopotany, Tressa jednakże odniosła siędo słów Stefena z delikatnością, bowiem na tak dworny komplement reagowałazawsze jak kwiat na słońce.109 A ty istotnie jesteś już bardem? zapytała, nie posiadając się z podniece-nia. Prawdziwym mistrzem? Aczkolwiek niegodny takiego zaszczytu, jednak jestem nim, pani od-rzekł Stefen. Ten stopień przyznał mi Krąg Bardów.Proszę was, abyście dalimi możność zakosztowania waszej gościnności i raczyli użyczyć swych uszu mo-jej muzyce. Och, zechciałbyś dla nas wystąpić? zapytała Tressa oczarowana.Naj-wyrazniej całkiem zapomniała, jaką rolę rzekomo miał pełnić Stefen poza tym, żebył bardem i przyjacielem Vanyela.Withen w dalszym ciągu wyglądał na spiętego, lecz Vanyel zaczynał wierzyć,że wizyta może nie będzie taką katastrofą, jakiej się obawiał.Blisko nich zagrzmiało i wszyscy drgnęli wystraszeni. Na bogów, zaraz będzie lało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Witaj, ojcze powiedział, na moment tylko chwytając Withena za ramio-na, by ten miał czas na odprężenie, ale nie na wycofanie się z uścisku. Nabogów, jak się cieszę, że cię widzę.Wyglądasz nieprzyzwoicie świetnie.Słowodaję, pewnego dnia otworzę któreś drzwi i odkryję tego czarodzieja, co ci dostar-cza eliksiru młodości!Withen wybuchnął śmiechem, czerwieniąc się z lekka na to pochlebstwo.Rze-czywiście wyglądał dobrze.Przy Mekealu bardziej wyglądał na jego starszegobrata niż na ojca.Obaj byli barczyści, mocnej budowy ciała, dużo wyżsi od Va-nyela; mieli brązowe oczy, brązowe włosy, brązową cerę.Włosy i brodę Withenaprzyprószyła już siwizna, urósł mu też mały brzuszek, ale to były jedyne ustęp-stwa wobec zaawansowanego wieku.Withen odprężył się jeszcze bardziej i w końcu odwzajemnił uścisk. A ty, synu, jak zwykle, wyglądasz okropnie.Randal znów cię wykorzysty-wał ponad miarę, to nie ulega wątpliwości.Twoja siostra już nas ostrzegała.NaRogi Kernosa, czy zawsze musimy oglądać ciebie przepracowanego? Tym razem nie jest tak zle, ojcze zaprotestował Van z uśmiechem.Mam spore zapasy energii, brakuje mi przede wszystkim snu i spokoju.108 Ale czy oni tam w ogóle ciebie nie karmią, chłopcze? gderał Withen.Ach, nie ma o czym mówić.Dopilnujemy, żeby te kości znów obrosły ciałem, co,Tresso?Vanyel wyciągnął ręce do swej matki, która zaraz schwyciła je obie.Tressa po-godziła się wreszcie ze swym wiekiem, chociaż nie przyszło jej to łatwo.Powró-ciła do swego naturalnego srebrzystozłotego koloni włosów i porzuciła wszelkiepróby krycia zmarszczek pod grubą warstwą kosmetyków.Van odniósł wrażenie,że tym razem odnajduje w jej twarzy troszkę mniej rozgoryczenia niż podczas po-przedniej wizyty w domu.Miał nadzieję, że się nie myli.Z pewnością niemałą rolęodgrywał tu fakt, iż Roszia, żona Mekeala, przyjmowała swój wiek z wdziękiem,a nawet z wyrazną radością.Jakkolwiek w swoim czasie Mekeal zrobił wiele nie-mądrych rzeczy łącznie z zakupem rzekomego rumaka bojowego z hodowliShin a in, który niewiele więcej miał z Shin a in niż Vanyel żeniąc się z Ro-szia, z naddatkiem wszystkie je zrekompensował.Takiego przynajmniej zdaniabył Vanyel.Roszia stała teraz tuż za Tressa z malutkim dzieckiem wczepionymw jej suknię brudnymi rączkami, i zachęcająco mrugała do Tressy. Biegnij, kochanie powiedziała Roszia do dziecka, popychając je czule.Brzdąc zachichotał i puścił jej suknię.Tressa uśmiechnęła się, zrazu niepewnie, potem z większym uczuciem. Twój ojciec ma rację, kochanie powiedziała i przytrzymując go na od-ległość ramion, przypatrzyła mu się dokładnie. Wyglądasz na bardzo zmęczo-nego.Ale o wiele lepiej niż poprzednim razem. Pewnie dlatego, że rzeczywiście jestem bardzo zmęczony odparł Vanyel. Matko, za to ty wyglądasz wspaniale.No cóż, jak widzicie, przywiozłem zesobą ciocię Savil i. zawahał się przez moment. I przyjaciela, któregochcieliście poznać.Przyjaciela mojego i Medrena.Oto Stef.Odwrócił się i kiwnął na Stefena, który wyrwał się z tłumu dzieciarni i mło-dzieży.Van opanował emocje, przybrał starannie wyważoną maskę neutralnościi w końcu odchrząknął zażenowany. Ojcze, matko powiedział, wskazując na Stefena. Oto bard Stefen.Moja matka, mój ojciec: lord Withen i lady Tressa.Stef lekko skłonił się Withenowi, po czym ująwszy dłoń Tressy, złożył na niejpocałunek. Matka? Czyżbym się przesłyszał.Jesteś, pani, zapewne młodszą siostrą Va-nyela rzekł z łagodnym uśmiechem, a Tressa zarumieniona potrząsnęła głowąi, nie śpiesząc się, cofnęła rękę. Jego matka? Och, to niemożliwe!Withen zdał się spięty i odrobinę zakłopotany, Tressa jednakże odniosła siędo słów Stefena z delikatnością, bowiem na tak dworny komplement reagowałazawsze jak kwiat na słońce.109 A ty istotnie jesteś już bardem? zapytała, nie posiadając się z podniece-nia. Prawdziwym mistrzem? Aczkolwiek niegodny takiego zaszczytu, jednak jestem nim, pani od-rzekł Stefen. Ten stopień przyznał mi Krąg Bardów.Proszę was, abyście dalimi możność zakosztowania waszej gościnności i raczyli użyczyć swych uszu mo-jej muzyce. Och, zechciałbyś dla nas wystąpić? zapytała Tressa oczarowana.Naj-wyrazniej całkiem zapomniała, jaką rolę rzekomo miał pełnić Stefen poza tym, żebył bardem i przyjacielem Vanyela.Withen w dalszym ciągu wyglądał na spiętego, lecz Vanyel zaczynał wierzyć,że wizyta może nie będzie taką katastrofą, jakiej się obawiał.Blisko nich zagrzmiało i wszyscy drgnęli wystraszeni. Na bogów, zaraz będzie lało [ Pobierz całość w formacie PDF ]